Już wychodząc za Staszka, wiedziałam, że źle robię. Stałam przed ołtarzem i myślałam „Dziewczyno, po co ci to?”, ale zamiast wziąć nogi za zapas, brnęłam w to dalej.
Ksiądz gadał, a ja trwałam w odrętwieniu
Zupełnie jakby to, co się dzieje, nie miało żadnego związku ze mną. Jakbym oglądała kiepski film. I tak, zanim się obejrzałam, zostałam żoną człowieka, którego największą miłością życia był on sam.
O co mi chodzi? Dużo by opowiadać… Trochę o to, że zawsze mnie poniżał i tłamsił psychicznie, trochę o to, że kilka razy oberwałam, „bo zupa była za słona”, no i nigdy nie dostałam od niego krztyny wsparcia w żadnej sprawie. Po prostu nie mogłam liczyć na tego człowieka.
Dlaczego więc za niego wyszłam? Chyba myślałam, że go zmienię. A potem, gdy powtarzałam za księdzem przysięgę małżeńską i nagle przyszło otrzeźwienie, było za późno. Nie pamiętam już, to bardzo stare dzieje.
W szpitalu ani razu mnie nie odwiedził. A potem? Cóż, trzeba było żyć dalej i z braku innego wyjścia wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Że kiedyś paskudna ropucha, którą wzięłam sobie za męża, zamieni się w pięknego księcia dzięki mojej magicznej miłości.
Z biegiem lat coraz trudniej mi było to sobie wmawiać
Przecież nawet największa naiwność ma swoje granice i nie sposób przez całe życie nie zauważać, że król jest nagi. Któregoś razu, a był wtedy wyjątkowo mroźny grudzień, poślizgnęłam się na lodzie i złamałam nogę. Pierwszy raz od urodzenia bliźniaczek znalazłam się w szpitalu. Odwiedzili mnie rodzice, odwiedziły moje córy, przyszła siostra z mężem, a nawet koleżanka z pracy. Ale mój mąż się nie pojawił. Ba! Nawet nie zadzwonił.
Dopiero ostatniego dnia odebrałam telefon:
– Jak tam? Wszystko dobrze? Słyszałem, że jutro wychodzisz – powiedział Staszek.
– Tak. Miło, że jednak się o mnie martwisz – odparłam z wyrzutem.
– Miałem wpaść do szpitala, ale strasznie zalatany byłem. Wiesz jak to jest…
Niby przepraszał, ale w jego głosie nie usłyszałam nawet cienia skruchy.
Tamtej nocy miałam bardzo realistyczny sen
Byliśmy z mężem w obcym mieście. Powoli zbliżał się zachód słońca i szukaliśmy jakiegoś hotelu na nocleg. W pewnym momencie Staszek przystanął.
– O, ten będzie w sam raz – zdecydował.
Bez sprzeciwu weszłam do środka, choć budynek wyglądał tak, jakby w każdej chwili miał się rozsypać. Jego wnętrze nie było lepsze. Wypłowiałe dywany, brudne szyby w oknach, gruba warstwa kurzu w każdym kącie, no i podejrzane towarzystwo grające w pokera w hotelowym barze.
Staszek zapłacił za pokój w recepcji, po czym oboje poszliśmy spać. W pewnym momencie obudził mnie głośny huk. Jeden, drugi, trzeci. Oglądałam wystarczająco dużo amerykańskich kryminałów, by wiedzieć, że ktoś właśnie urządza sobie na dole strzelaninę. Pewnie ci goście od pokera.
Zerwałam się z łóżka
– Uciekajmy stąd! – zaczęłam krzyczeć do męża, ale on tylko obrócił się na drugi bok i zachrapał głośno. Kiedy tamci weszli na górę i otworzyli ogień, schowałam głowę pod kołdrę, modląc się, żeby mnie nie zauważyli. Nigdy w życiu nie bałam się tak jak wtedy! O dziwo, żadna z kul mnie nie dosięgła. Kilka trafiło w okno, które znajdowało się tuż nad moim łóżkiem. Ze zgrozą usłyszałam, jak szyba pęka, a ostre odłamki szkła spadają na mnie. Czułam, jak przebijają mnie na wylot. „Teraz już na pewno nie przeżyję” – pomyślałam, kuląc się z bólu.
Facet ze snu trafnie skomentował moje życie
Ale przeżyłam. Kiedy wszystko ucichło, wstałam i rozejrzałam się wokół. Mojego męża nie było w pokoju. Uciekł. Postanowiłam, że nie zostawię tak tej sprawy. Pobiegłam do właściciela hotelu z awanturą.
– Co to miało znaczyć?! O mało nie zginęłam! – darłam się wniebogłosy. – To jest porządny hotel czy jakaś diabelska nora? Żądam odszkodowania za straty moralne!
Gruby, zarośnięty facet w przepoconym podkoszulku najpierw spojrzał na mnie z pogardą, a potem wyszczerzył zęby w obleśnym uśmiechu i zapalił papierosa.
– Odszkodowania? – prychnął, dmuchając mi dymem prosto w twarz. – Rozejrzyj się, kobieto. Czego się spodziewałaś?
Otworzyłam oczy i poczułam okropny wstyd
Ten facet ze snu miał rację. Wlazłam do tego obskurnego hotelu na własne życzenie, tak samo jak wlazłam w mój paskudny związek. Nie mogę mieć pretensji do nikogo, tylko do siebie.
Stanisław prędzej sam stworzy mi piekło na ziemi, niż mnie przed nim obroni. I chociaż w prawdziwym życiu raczej nie zaatakują mnie oprychy z kałaszami, wystarczy moja złamana noga, samotność w szpitalu i jego obojętność…
Od pięciu lat jestem rozwódką i jedyne czego żałuję, to że nie zostałam nią wcześniej. A tamten sen zapamiętam na zawsze.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”