„Jestem na każde zawołanie przyjaciółek i siostry, ale kiedy złamałam nogę, żadna nawet nie zadzwoniła. Jestem dla nich nikim”

Tata zostawił mamę dla kochanki, którą poznał za granicą fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds
„Prawie już zasypiałam, gdy usłyszałam dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej młodszej siostry. – Cześć, Olka. Słuchaj, podrzucę ci jutro po południu Kacpra, bo umówiłam się do kosmetyczki! – Dobrze – mruknęłam automatycznie do głuchego telefonu, bo Milena już się rozłączyła; w ogóle nie brała pod uwagę opcji, że się nie zgodzę”.
/ 18.03.2023 20:30
Tata zostawił mamę dla kochanki, którą poznał za granicą fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds

Wychodziłam spóźniona i śpieszyłam się, żeby nie zdenerwować szefowej. Ledwo wyszłam na klatkę, usłyszałam znajomy kobiecy głos:

Olka, podrzucisz mnie po południu do galerii? – Marta, sąsiadka z parteru, uchyliła drzwi i wystawiła głowę. – Muszę kupić sobie nowe buty.

– Podrzucę – zgodziłam się szybko.

Tej to dobrze – myślałam, wsiadając do samochodu

Siedzi cały dzień w domu, nigdzie nie musi się śpieszyć, a ja wciąż w biegu. Niestety, mimo tego pędu nie udało mi się dotrzeć do pracy na czas.

Kwadrans spóźnienia, pani Olu – przywitała mnie sucho szefowa.

– Przepraszam, korki były… – zaczęłam się tłumaczyć.

– To trzeba było wyjechać wcześniej – pouczyła mnie.

Ano trzeba było. I wyjechałabym, ale zaspałam, bo poprzedniego wieczoru do późna przygotowywałam CV dla bezrobotnej koleżanki.

Olu, ty wszystko umiesz! – kadziła mi przez telefon Iwonka. – A ja nie mam pojęcia, jak napisać tę przeklętą cefałkę. Pomożesz mi?

Właściwie nie pytała i raczej nie czekała na odpowiedź, bo zaraz dodała:

– Dzięki. Wpadnę po dwudziestej.

Myślałam, że posiedzimy nad tym z godzinę, poprawię, zmodyfikuję to, co już napisała, ale… źle myślałam. Musiałam wszystko zrobić sama.

Zostawię ci dokumenty, a ty je przejrzyj i… – spojrzała na mnie błagalnie – No, nie wiem, od czego zacząć.

– Od wykształcenia najlepiej. Siadaj, napiszemy razem… – zaproponowałam, włączając komputer.

Iwona oblała się rumieńcem.

Tylko wiesz… pomyślałam, że sama to machniesz. Przecież szybciej pójdzie, jak nie będę ci przeszkadzać. No i już umówiłam się na randkę. Nie mogę odwołać, rozumiesz, prawda? Wracając, odbiorę, okej? Bo potrzebna mi ta cefałka na jutro rano. Poratujesz mnie, tak? Będziesz aniołem?

Byłam aniołem i siedziałam nad tym nieszczęsnym CV prawie do dwudziestej trzeciej. Iwonka wpadła tuż po północy, rozpromieniona po udanej randce, capnęła dokumenty i na odchodnym rzuciła:

– Dzięki! Jesteś boska!

Zanim zasnęłam, zrobiła się pierwsza w nocy, a zwykle chodziłam spać znacznie wcześniej. Nie dziwota, że w pracy ziewałam.

Pani Olu, kiedy dostanę raporty?

Szefowa stanęła przy moim biurku.

– Miała je pani przygotować na wczoraj – przypomniała z surową miną.

Miałam, ale nie zdążyłam

Magda, koleżanka z pokoju, biedziła się z rozliczeniem faktur i o pomoc zwróciła się do mnie. Bo dla mnie to chwilka, a ją dzisiaj potwornie głowa bolała. Ja też nie czułam się najlepiej, lecz nie umiałam jej odmówić. W efekcie zamiast zrobić raporty dla szefowej, zajęłam się rozliczeniami faktur za koleżankę; tymczasem ona przeglądała internet i portale społecznościowe, akurat w tym ból głowy jej nie przeszkadzał. No i teraz szefowa patrzyła na mnie z wyraźnym rozczarowaniem. Fakt, nawaliłam.

– Będą za dwie godziny – obiecałam.

– Oby.

Wyszła, a ja zabrałam się za swoją pracę. Śpieszyłam się, żeby zdążyć, więc nie zwracałam uwagi na Magdę, która poczuła się lepiej i zaczęła mi opowiadać o swojej kłótni z mężem.

– Halo, Ziemia do Oli! Nie słuchasz mnie – wytknęła mi. – Ja ci się zwierzam, a ty mnie olewasz.

– Słucham, jasne, że słucham, mów – mruknęłam nieuważnie, próbując dzielić uwagę między raporty a wynurzenia Magdy.

Uff, udało się. Po pracy wsiadłam w auto i pojechałam w stronę domu. Marzyłam o tym, by położyć się w wannie, a potem pójść wcześniej spać… Niestety, Marta już na mnie czekała przed blokiem.

– Co tak długo? – spytała, od razu pakując się do samochodu. – Jeszcze promocja się skończy albo wykupią mi najlepsze modele. Pośpiesz się.

Zajechałyśmy pod galerię. Łudziłam się, że może Marta pójdzie na zakupy, a ja sobie wrócę, do tej wanny i łóżka. Nic z tego.

Poczekasz na mnie, okej? Nie chcę się tłuc autobusem. Please… Tylko kupię buty i zaraz będę z powrotem.

Godzinę później próbowałam dodzwonić się na komórkę sąsiadki. Odebrała dopiero za trzecim razem.

– Tak, tak, już wracam!

Zjawiła się pół godziny później

Pojechałyśmy do domu, po drodze zatrzymując się jeszcze w spożywczym, bo sąsiadce przypomniało się, że musi kupić chleb. Ale nie byle jaki, tylko taki jej ulubiony, z piekarni, która znajdowała się na drugim końcu miasta.

– Tam mają najsmaczniejsze pieczywo – zachwalała. – Sama się przekonasz.

W tamtej chwili mało mnie obchodził smak pieczywa. Mogłam zjeść czerstwe, byle wrzucić coś na ząb, wziąć prysznic – z długiej kąpieli już zrezygnowałam – i położyć się spać. Udało mi się późnym wieczorem. Leżałam w łóżku, rozmyślając, i niewesołe to były myśli. Ciągle ktoś czegoś ode mnie chciał, a ja nie miałam odwagi odmówić. Nie chciałam, żeby uznano mnie za osobę niekoleżeńską i niemiłą. Prawie już zasypiałam, gdy usłyszałam melodyjkę telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się imię mojej młodszej siostry. Odebrałam, bo a nuż coś się stało…

– Cześć, Olka. Słuchaj, podrzucę ci jutro po południu Kacpra, bo umówiłam się do kosmetyczki!

– Dobrze – mruknęłam automatycznie do głuchego telefonu, bo Milena już się rozłączyła; w ogóle nie brała pod uwagę opcji, że się nie zgodzę.

Kiedy ja ostatni raz byłam u kosmetyczki? Nie pamiętam. Bo niby kiedy miałam się rozpieszczać, skoro albo pracowałam, albo zajmowałam się sprawami innych. Siostra, mama, koleżeństwo z pracy, sąsiedzi… Robiłam im zakupy, woziłam, gdzie sobie życzyli, zajmowałam ich dziećmi, wysłuchiwałam narzekań, pomagałam rozwiązywać problemy, wyręczałam w robocie. Cierpiała na tym moja praca, nie miałam czasu na własne przyjemności, nawet na porządny sen, ale nie odmawiałam, bo… Co wtedy by o mnie pomyśleli? Zbyt dobrze pamiętałam przykrości, jakich doświadczyłam w szkole, dlatego że nie podpowiadałam i nie dawałam odpisywać zadań domowych.

Sobek, kujon, skąpiradło...

Nawet wychowawczyni – choć nie pochwalała ściągania – zwróciła mi uwagę, że powinnam pomóc kolegom słabszym ode mnie w nauce. Nikogo nie obchodziło, że zamiast wyjść na podwórko i bawić się z innymi dziećmi, ja ślęczałam nad książkami. Stąd wyniki. Wtedy jeszcze uważałam, że skoro spędziłam popołudnie nad książkami, to inni też mogą się wysilić. Szybko jednak musiałam zmienić swoje podejście, jeśli chciałam być lubiana przez rówieśników. Bałam się zostać klasowym outsiderem, więc zgadzałam się na wszystkie prośby. Podpowiedz, daj ściągnąć, daj odpisać zadanie domowe, napisz za mnie wypracowanie, no, Olka…

W domu wciąż słyszałam, że dziewczynki powinny być grzeczne, miłe, opiekuńcze. Zwłaszcza starsze siostry. Indoktrynacja była tak silna, że gdy czasem miałam dość bycia dobrą córką, siostrą, koleżanką, bo czułam się zwyczajnie wykorzystywana, zaraz dopadały mnie wyrzuty sumienia. Jak mogłam tak pomyśleć? Jak mogłam zawieść rodziców, nauczycieli? Zła dziewucha, be! Mijały lata, a ja wciąż zamiast zająć się własnym życiem, bardziej przejmowałam się życiem innych, z czego oni skwapliwie korzystali. Otworzyły mi się oczy, gdy uległam drobnemu wypadkowi. Schodząc ze schodów i śpiesząc się, jak zwykle zresztą, jakoś niefortunnie stanęłam, że skręciłam nogę w kostce. Tak wtedy pomyślałam. Natychmiast zadzwoniłam do szefowej z informacją, że się mocno spóźnię. Nie była zadowolona, ale gdy poznała przyczynę, dopiero mnie zburczała. Zabroniła mi się pokazywać w firmie, póki nie wydobrzeję, poleciła wezwać taksówkę i jechać na pogotowie.

No to zamówiłam taksówkę

Zanim zdążyła przyjechać, rozdzwoniła się moja komórka.

– To dzisiaj cię nie będzie? – zdumiała się Magda. – Liczyłam na to, że pomożesz mi z fakturami. A tu nic z tego, i jeszcze szefowa kazała mi zrobić za ciebie raport. Serdeczne dzięki, Olka – rzuciła z przekąsem.

Aha. Czyli tak to działało… Potem z kolei Marta była wielce rozczarowana, gdy powiedziałam, że nie mogę zawieźć jej na zakupy.

Musiałaś sobie tę nogę skręcić akurat dzisiaj? – zapytała, patrząc na mnie z taką miną, jakby podejrzewała, że zrobiłam to celowo.

Następne przykrość spotkała mnie, gdy odmówiłam siostrze. Z nogą w gipsie (okazało się, że to pęknięcie kości śródstopia) nie nadawałam się na opiekunkę dla ruchliwego trzylatka. Moja siostra niemal się obraziła, nie okazując cienia współczucia, bo przeze mnie i moją „głupią nogę” miała teraz problem. Matka też się nade mną nie użaliła, gdyż teraz to ona musiała się zająć wnusiem. Zwolnienie dostałam na trzy tygodnie i przez ten czas żadna z osób, którym pomagałam, nie zainteresowała się moim zdrowiem. Gdy dzwonili i odkrywali, że jestem niedysponowana, a tym samym niezdatna do wykorzystania, zwyczajnie kończyli rozmowę. Jedynie szefowa, którą zawsze uważałam za surową i nieżyczliwą, zapytała, czy czegoś nie potrzebuję, a potem wysłała do mnie swojego nastoletniego syna, by zrobił mi zakupy.

Nie ma za co – powiedziała, gdy wzruszona zadzwoniłam z podziękowaniami. – Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to się pomaga.

Niby oczywiste… Ale w moim przypadku tak to nie działało. Przyzwyczaiłam innych do traktowania mnie jak darmową służącą, a gdy sama byłam w potrzebie, nie doczekałam się od nich przysłowiowej szklanki wody.

Może to moja wina?

Za naiwność i tchórzostwo się płaci. No i okazało się, że nie mogę liczyć na żadną z osób, którym wcześniej pomagałam. To dało mi do myślenia. Kurowałam nogę, jednocześnie lecząc się z naiwności. W bólach – bo uświadomienie sobie przykrej prawdy zawsze boli – wracały mi zdrowy rozsądek oraz zdrowy egoizm. Postanowiłam, że choćby było trudno, nie pozwolę się dłużej wykorzystywać. Bo co mi dało bycie na każde zawołanie? Nic. Poza niewyspaniem, zawalaniem własnych spraw, a na koniec potężnym rozczarowaniem. Znajomi i bliscy byli i nadal są zaskoczeni moją nową postawą. Jednak powoli zaczynają akceptować fakt, że mam swoje życie i nie jestem „pogotowiem ratunkowym na każde skinienie”.

Z niektórymi stosunki ochłodziły się. Jak z Martą, dla której nie chciałam dłużej robić za osobistego taksówkarza, czy z Iwoną, która przestała się z mną „przyjaźnić”, bo nie miała z tego korzyści. Ale nie żałuję takich strat, bo trudno żałować czegoś, co było nieszczere. Skupiam się na tych, którzy teraz jakby bardziej się ze mną liczą i bardziej cenią moją pomoc. Bo przecież nie popadłam w drugą skrajność, by na każdą prośbę odpowiadać: nie. Po prostu zostawiam sobie prawo namysłu, wyboru i możliwość odmowy. 

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA