– Sprawa jest pilna. Musisz mi pożyczyć 15 tysięcy – usłyszałem w słuchawce głos Jerzego i dosłownie szczęka mi opadła z wrażenia.
Skąd on wie, że razem z żoną właśnie tyle zaoszczędziliśmy?
Zresztą, gdyby nie spadek po babci, nigdy nie mielibyśmy takich pieniędzy. Cóż, pewnie ja albo Wiesia wygadaliśmy się Jerzykowi w jakiejś rozmowie. Zawsze traktowaliśmy go jak bliskiego przyjaciela i mieliśmy do niego zaufanie… Kumplowałem się z nim już w podstawówce, potem natknąłem się na niego w czasie studiów w Krakowie. Obaj czuliśmy się obco w dużym mieście, więc znajomy z rodzinnej miejscowości wydawał się jak najbliższa rodzina.
Zamieszkaliśmy w akademiku w tym samym pokoju. Szybko się zorientowałem, że Jerzyk ma głowę do interesów. Kupował i sprzedawał książki, antyki, jakieś kosztowne bibeloty. Zainteresował się też pokerem, docenił takie źródło dochodu. Chyba właśnie w tamtym okresie po raz pierwszy pożyczył ode mnie pieniądze na nocną rozgrywkę. Coś wygrał, bo następnego dnia rozliczył się ze mną co do grosza.
Potem bywało różnie. Z Jerzykiem rzadko się kontaktowałem
Nadal studiował, nie spieszył się w wyścigu po wiedzę, ale wyżywał w szybkich interesach. To był jego prawdziwy żywioł. Może nawet cel życia… Słyszałem, że z pokera nie zrezygnował, nawet wyjeżdżał na zagraniczne rozgrywki. Coś ciągle woził, sprzedawał, ryzykował, aż wreszcie ostatecznie dał sobie spokój ze studiami.
Nie rozumiałem go. Ja chciałem spokojnie żyć, pracować, a gdy poznałem Wiesię, zacząłem się zastanawiać nad założeniem własnej rodziny. Jerzyk za wszelką cenę unikał stabilizacji. Szukał ryzyka, jakby bez adrenaliny nie potrafił funkcjonować. Któregoś dnia, idąc przez śródmieście, niespodziewanie natknąłem się na niego.
– Piękny wóz! – zawołałem na widok jego szpanerskiego auta z błyszczącym lakierem, chromami i skórzaną tapicerką.
– Też byś takim jeździł, gdybyś wszedł ze mną do spółki. Wnosisz wkład i działamy. Dochody bez podatku! – zaproponował.
– Może innym razem… – zacząłem się tłumaczyć.
– Pożycz mi trzy tysiące – przerwał mi w pół zdania.
– Kłopoty? – zdziwiłem się.
– Owszem, ale tylko chwilowo. Brakuje mi na pewną korzystną inwestycję – odparł Jerzyk z niezmąconym spokojem.
Zaskoczył mnie, nie potrafiłem odmówić. Z wdzięczności zaprosił mnie do swojego błyszczącego pojazdu, podwiózł do domu i bezceremonialnie wprosił się na obiad. Od tamtego dnia coraz częściej do nas wpadał… Wiesia spoglądała na niego niechętnie, bo za każdym razem okazywało się, że Jerzyk potrzebuje pilnej pożyczki.
Właściwie powtarzała się sytuacja sprzed lat. Pożyczał i oddawał, ale z coraz większym opóźnieniem
– Myślisz, że te jego biznesy są takie całkiem legalne? – zagadnęła mnie żona tuż po ostatnim telefonie Jerzyka.
Minęło pół roku od ostatniego spotkania. Tym razem uprzedził, że do nas wpadnie, bo 15 tysięcy jest mu potrzebne natychmiast.
– Raczej balansuje na granicy prawa – odpowiedziałem żonie w zamyśleniu. – Wydaje mi się, że trudno nazwać go prawdziwym przestępcą, chociaż podatków unika jak diabeł święconej wody. Coś czuję, że któregoś dnia zaryzykuje grubszy numer i pójdzie siedzieć – mówiłem ponuro, wyglądając przez okno.
W myślach walczyłem ze sobą w sprawie tej nieszczęsnej pożyczki. Dopóki chodziło o rozsądne kwoty, nie miałem większych oporów. Co prawda, traciłem na oprocentowaniu bankowym, ale gdy kolega prosi, trudno odmówić. Tym bardziej że zawsze stawiał sprawę tak, jakby moja odmowa oznaczała dla niego ruinę i same nieszczęścia.
– Oczywiście, nie musisz mi pożyczać, ale nie wiem, czy jeszcze kiedyś się pozbieram – mawiał z miną zbitego psa.
Tymczasem za oknem ciągle nie było widać błyszczącego samochodu Jerzyka. Nagle zauważyłem znajomą sylwetkę, kroczącą raźnie od przystanku autobusowego.
– Dziwne, Jerzyk idzie piechotą – zameldowałem żonie. Wiesia skinęła głową.
– Mówię ci, to może być początek lawiny – ostrzegła mnie. – Ten facet wyraźnie leci w dół, a nasze oszczędności chce potraktować jak ostatnią deskę ratunku. Nie może czekać, więc ostro zaryzykuje, ale co będzie, jeśli popełni błąd? Wtedy stracimy wszystko. Pomyśl o dzieciach…
Skinąłem głową. Jestem miękki, przyznaję. Odmawiać nie potrafię, jednak tym razem zrozumiałem, że muszę się przełamać. „Bądź rozsądny” – powtarzałem sobie w myślach. Chwilę później otworzyłem drzwi przed Jerzykiem.
– Nie pożyczymy ci tych pieniędzy – oświadczyłem bez wstępnych ceregieli.
Musiałem wyrzucić to z siebie. Byłem za bardzo zdenerwowany, żeby bawić się w dobre maniery
Jerzyk spojrzał na mnie z niechęcią, po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł. Poczułem się strasznie, nagle opadły mnie wyrzuty sumienia. Już byłem gotów pójść za nim, przeprosić i obiecać pieniądze… Na szczęście w porę usłyszałem za sobą głos Wiesi:
– Nie martw się. Znajdzie innego naiwnego. Tacy zawsze spadają na cztery łapy!
Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć