„Jerzy był chorobliwie zazdrosny. Bałam się, że z zazdrości mógłby nawet zabić... Okazało się jednak, że miał rację”

para na terapii małżeńskiej fot. Adobe Stock
„Zamęczał podejrzeniami żonę i siebie. Na każdym kroku węszył zdradę. Jego zazdrość była obsesją... Jak żyć w takim związku?”
/ 16.02.2021 15:40
para na terapii małżeńskiej fot. Adobe Stock

Jedno całuje, drugie nadstawia policzek, zawsze jedno kocha mocniej – pomyślałam, obserwując parę, która usiadła na kozetce w gabinecie. Aleksandra była spokojna, Jerzy walczył, puszył się, zabiegał o uwagę, czuł niedosyt jej uczuć.

Ciągle na nią zerkał, jakby sprawdzał, czy jeszcze z nim jest, bardzo mu na niej zależało

Niejedna kobieta byłaby szczęśliwa, że udało jej się obudzić taką miłość, ale Aleksandra wyglądała na lekko przytłoczoną atencją męża. Nie odrzucała go, lecz chyba lepiej czułaby się w luźniejszym związku.

– Ola mówi, że mam paranoję, węsząc zagrożenie dla naszego małżeństwa, ale to nieprawda. Wiem, co mówię. Żona interesuje się innymi mężczyznami. Nasz związek nie jest taki, jaki powinien być – mówił chaotycznie, mocno gestykulując.

Sprawiał wrażenie człowieka wytrąconego z równowagi. Byłam ciekawa, od jak dawna żyje na emocjonalnej huśtawce. Aleksandra spojrzała na mnie porozumiewawczo, biorąc mnie na świadka małżeńskich męczarni.

– On tak zawsze, we dnie i w nocy, a ostatnio się jeszcze pogorszyło. Jestem już zmęczona jego podejrzliwością – powiedziała bezbarwnie.
Wyglądała na znużoną i trochę znudzoną sytuacją w jakiej się znalazła.
– Jurek jest bardzo zazdrosny, najchętniej zamknąłby mnie w sejfie, żeby mieć pewność, że na nikogo innego nie spojrzę. To jest mało zabawne.
– Olusiu, nie spłycaj problemu. Na pewno nie jestem aż tak śmieszny. Mam powody, by się tak zachowywać – Jerzy spojrzał na mnie z nadzieją.
Nalegałem na terapię, bo uważam, że nie dojdę z Aleksandrą do ładu. Niech mi pani pomoże!

Oczekiwał, że „naprawię” mu żonę, ustawię tak, by spełniała jego oczekiwania, tylko jeszcze nie ujawnił, w jakim zakresie. Ciekawa jestem, dlaczego potraktował mój gabinet jak warsztat naprawczy dla żon.

Związek budują dwie osoby, czyżby Jerzy o tym nie wiedział?

Aż taki głupi nie był, po prostu uważał, że wina leży po stronie Aleksandry, on był w porządku. Zamierzałam wygłosić wykład na temat współodpowiedzialności za małżeńskie szczęście, ale nie zdążyłam.

Jestem pewny, że żona wielokrotnie mnie zdradziła – wypalił z grubej rury Jerzy.

Aleksandra skrzywiła się, jakby połknęła końską dawkę witaminy C. Lewoskrętnej.
– Widzi pani? Ona tak zawsze. W jaki sposób mamy dojść do porozumienia, skoro lekceważy mnie i nie chce rozmawiać o problemach.
– Chyba twoich. Masz urojenia, ciągle mówisz o zdradzie. Gdybym chciała mieć tylu kochanków, ilu mi przypisujesz, nie miałabym czasu na nic innego.
– Olusiu, nie obracaj wszystkiego w żart. W naszym małżeństwie dzieje się coś niedobrego, czuję to. Doskonale wiesz, że mam rację.
– Masz, ale chore podejrzenia. Dręczysz mnie nimi, chociaż nigdy nie przedstawiłeś dowodów na te niby liczne zdrady.

– Widziałem cię z Kacprem. Długo siedzieliście w samochodzie, potem wysiadłaś, on poszedł za tobą i chciał cię pocałować. Spojrzałaś w nasze okna i odepchnęłaś go. Nagle zrobiłaś się ostrożna? Trzeba było wcześniej pomyśleć, że mogę was obserwować. Od początku nie wierzyłem w bajeczkę o nadgodzinach.

– Rozmawialiśmy już o tym. Kacper jest moim kolegą z biura, pracowaliśmy razem nad kwartalnym sprawozdaniem, a ponieważ zrobiło się późno, odwiózł mnie do domu. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Owszem, trochę się zagalopował przy pożegnaniu, Kacper to typ podrywacza, ale szybko uświadomiłam mu, że popełnia pomyłkę. Nawet się nie obraził. Kacper to supergość, bardzo go lubię, ale to nie znaczy, że z nim sypiam.
– Co innego słyszałem od Klaudii.
– Klaudia jest wredną plotkarą, jeśli powie, że dla sportu pracuję w agencji towarzyskiej, to też uwierzysz?
– Przygodę z Krzyśkiem wyjaśnisz w równie gładki sposób?
– O tym też już rozmawialiśmy, to było nieporozumienie – jęknęła Aleksandra.
Jestem pewien, że kłamiesz. Dałbym się nabrać, gdybym nie widział was razem – Jerzy mówił coraz gwałtowniej, nakręcając się wspomnieniami.

Zaczęłam się zastanawiać, czy były prawdziwe. Od lat zarzucał żonie niewierność, a mimo to wciąż byli razem. Może podświadomie zdawał sobie sprawę, że jej występki są projekcją rozszalałej wyobraźni, karmionej niewinnymi spojrzeniami, uśmiechami i lekkim flirtem.

Reagował ostro, na granicy histerii, zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności

Zachowywał się jak człowiek, który coś wie, ale nie potrafi tego udowodnić, dlatego miota się w poszukiwaniu akceptacji dla swoich urojeń. Typowe objawy dla zespołu Otella. Zamęczał podejrzliwością żonę i siebie, nic nie zyskując w zamian, musiałam mu to uświadomić. Osobowość Otella wyrasta karmiona kompleksami, Jerzy uważał, że nie jest wystarczająco dobry dla takiej kobiety jak Aleksandra, każdy gest żony uważał za wstęp do zdrady i porzucenia. Bał się.

W głębi serca był pewien, że wcześniej czy później Aleksandra zorientuje się, że wokół jest wielu bardziej wartościowych facetów niż on, i odejdzie. Próbował opóźnić ten, nieuchronny jego zdaniem, proces, pilnując jej jak oka w głowie. Nawet gdyby Aleksandra nigdy nie zawiodła jego zaufania, i tak będzie ją posądzał o zdradę i rozliczał z każdego uśmiechu skierowanego do innego mężczyzny.

Nie byłam całkiem pewna diagnozy, więc włączyłam się do małżeńskiego dialogu. '

– Czy kontroluje pan żonę? Sprawdza, gdzie i z kim była, wylicza czas potrzebny na dojazd z pracy do domu?
– Oczywiście, że nie. A powinienem?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Bardzo zainteresował się taką możliwością, czyżby myślał, że udzielam mu rad, jak pilnować żony? Mimo wielu lat pracy pacjenci wciąż potrafili mnie zadziwić.

– To nie jest pożądane zachowanie wobec partnera – wyjaśniłam z całą powagą, na jaką mnie było stać.
– Co więc powinienem zrobić?
– Pohamować zazdrość – odpowiedziała mu Aleksandra.
– Nieuzasadnione podejrzenia niczemu nie służą, zamiast scalać, podkopują fundamenty związku – zaczęłam wywód.
– Jednym słowem, nieustająco robisz z siebie idiotę – wtrąciła trafnie Aleksandra.
– Tak bym tego nie ujęła – zaprotestowałam. – Zazdrość towarzyszy miłości, ale nie powinna przybierać formy obsesji.
– Posłuchaj, co mówi pani doktor – szepnęła z satysfakcją Aleksandra.

Bombardowany z dwóch stron Jerzy stracił pewność siebie, ale nie był przekonany.

– Może to tak wygląda z boku, że zazdrosny facet śledzi każdy ruch żony – powiedział powoli – ale jestem pewien, że gdyby pani widziała to co ja, zmieniłaby zdanie. Gesty, oderwane słowa, mimika, one coś znaczą. Znam Aleksandrę, wiem, kiedy jest zainteresowana mężczyzną. Czuję, że żona mnie zdradza, to wisi w powietrzu.

– On jest niereformowalny – powiedziała Aleksandra zmęczonym głosem.

Nagle coś mi przyszło do głowy i postanowiłam zadać jej kluczowe pytanie:
– Czy zależy pani na małżeństwie?
– Bardzo, inaczej nie tkwiłabym przy zazdrośniku. Jerzy jest bardzo dobrym człowiekiem i kochanym, opiekuńczym mężem. Byłabym z nim bardzo szczęśliwa, gdyby nie ciągłe podejrzenia o zdradę.
– Nigdy mi tego nie mówiłaś, nie wiedziałem, że tak ci na mnie zależy – Jerzy spojrzał na żonę roziskrzonym wzrokiem.
– Nie wymagaj za wiele, to było oczywiste – uśmiechnęła się Aleksandra. – Gdybyś tylko był w stanie opanować zazdrość, byłoby wspaniale.
– Żeby to zrobić, musiałbym być ślepy i głuchy – Jerzy zakończył małżeńskie wyznania, wracając do swoich urojeń.

Aleksandra spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a kiedy nie zareagowałam, wzruszyła bezradnie ramionami.
– Chorobliwą zazdrość można wyleczyć, zanim przemieni się w bardziej opresyjną formę – poinformowałam parę.
– To znaczy? – spytali jednocześnie. – Urojenia dotyczące niewierności nazywane są, nie bez przyczyny, zespołem Otella. Jak wiadomo, bohater Szekspira udusił swoją żonę, podejrzewając ją o romans z przyjacielem. Później bardzo tego żałował, ale Desdemonie jego skrucha nie wróciła życia.
– Jerzy może stać się agresywny?! – Aleksandra pierwszy raz wyglądała na wyprowadzoną z równowagi.
– Tego nie powiedziałam, zwracam tylko uwagę na konieczność leczenia. Nieuzasadniona zazdrość wynika z niskiej samooceny, trzeba nad nią popracować.
Kochanie, musisz pójść na terapię, inaczej nie zasnę spokojnie przy tobie – Aleksandra zwróciła się całym ciałem do męża.

„Pierwszy objaw całkowitego zainteresowania Jerzym” – pomyślałam, obserwując spod oka jej gesty. Czasem potrafię więcej wywnioskować z mowy ciała, niż z rozmowy z pacjentem.

– Będziesz się bała, że cię w nocy uduszę, jak Otello Desdemonę? – uśmiechnął się krzywo Jerzy. – Nagle stałem się czarnym charakterem naszego małżeństwa? Co za zwrot akcji, dziękuję pani doktor – skłonił się przesadnie przede mną.

Nie zareagował dobrze na diagnozę, poczuł się urażony. Nazwanie rzeczy po imieniu zwykle dotyka pacjentów, ale potem przyzwyczajają się, a po terapii są mi nawet wdzięczni. Miałam nadzieję, że z Jerzym będzie podobnie. Rozsądnie obiecał, że zmierzy się z zespołem Otella i dotrzymał słowa.

Para ciężko pracowała nad swoim małżeństwem i po wielu godzinach terapii była na dobrej drodze. Jerzy starał się zrozumieć, że zasługuje na miłość żony, udało mu się prawie całkowicie wyeliminować nieuzasadnioną zazdrość. Aleksandra była przeszczęśliwa. Wybaczyła mu podejrzenia i dzielnie trwała przy mężu w czasie leczenia. Byłam z nich dumna, gdyby wszystkie pary chciały z takim poświęceniem uczestniczyć w terapii! Aleksandra i Jerzy uratowali swoje małżeństwo. Przy mojej skromnej pomocy Otello opuścił ich i wrócił tam, gdzie jego miejsce – na scenę. Desdemona była bezpieczna.

Kilka miesięcy później świętowałam ze znajomymi urodziny przyjaciółki

W nowo otwartej hiszpańskiej restauracji było tłoczno, spóźniłam się odrobinę i musiałam lawirować między krzesłami, by dołączyć do naszego stolika. Idąc przez salę zobaczyłam znienacka Aleksandrę.

– Uważaj, wylejesz! – zawołała przyjaciółka, ratując mnie przed wpadnięciem na kelnera z tacą pełną kieliszków – W kogo się tak wpatrujesz?

– Pod oknem siedzi moja pacjentka z jakimś facetem – szepnęłam, sadowiąc się na krześle obok solenizantki. – Myślałam, że ratowanie jej małżeństwa zakończyło się sukcesem, ale widzę, że nie. Nic z tego nie wyszło. Szczerze mówiąc, to dla mnie szok i zawodowa porażka. Nie spodziewałam się, że jej mąż mówił prawdę, zachowywał się jak typowy zazdrośnik.

– Różnie bywa – odparła przyjaciółka bez większego zainteresowania. – Zapomnij o pracy, dziś świętujemy.

Rada była dobra, ale nie umiałam się odprężyć, wciąż zerkałam na Aleksandrę. Nie zauważyła mnie, była całkowicie pochłonięta mężczyzną, z którym się umówiła. Rozmawiali przyciszonymi głosami, nachylając ku sobie głowy, Aleksandra odgarniała włosy, on pożerał ją oczami. Miłość wisiała w powietrzu. Nagle zrozumiałam, co miał na myśli Jerzy, próbując mi wytłumaczyć różnicę między tym, co widział, a wyjaśnieniami żony, nadającymi jej spotkaniom z mężczyznami zupełnie inny wymiar.

– A ja wysłałam go na terapię – wyrwało mi się spod serca.
– Kogo? – zainteresowała się przyjaciółka.
– Właśnie uświadomiłam sobie, jak bardzo skrzywdziłam pacjenta, stawiając błędną diagnozę – powiedziałam bardziej do siebie, niż do niej. – Nie do wiary, jak łatwo udało się Aleksandrze mnie oszukać. Jerzy miał rację, ona go zdradzała.

Zerwałam się z krzesła i skierowałam do łazienki. Musiałam ochłonąć, uspokoić galopujące myśli, w czym miała mi pomóc zimna woda. Jak mogłam tak się pomylić?! Powiedziałam mu, że ma zespół Otella! Byłam wstrząśnieta.

– Dobry wieczór, pani doktor – nachylona nad umywalką, nie zauważyłam, kiedy weszła. – Co za spotkanie, nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek panią zobaczę.
– …dobry – wymamrotałam niewyraźnie.
– Trochę mi niezręcznie o tym mówić, ale chciałabym prosić panią o dyskrecję – nasze spojrzenia skrzyżowały się w lustrze, wycierałam powoli twarz, zastanawiając się nad tym, co usłyszałam. – Dobrze pani wie, o czym mówię. Chodzi o Jerzego. Nie może się o niczym dowiedzieć. Po terapii, która pani zaleciła, bardzo się uspokoił, jest teraz szczęśliwy. Nie chcę burzyć tego, co osiągnęliśmy z takim trudem, zależy mi na nim.
– A ten? – machnęłam papierowym ręcznikiem w kierunku drzwi łazienki.
– Leszek? – Aleksandra od razu zrozumiała, o kim mówię. – Nie jest ważny. To taki bonus od losu, zauroczenie, nie mogłam sobie odmówić, żyje się tylko raz. To mi dobrze robi na samopoczucie, ale nie chciałabym denerwować męża.
– Rozumiem – szepnęłam w ręcznik.
– Leszek i inni to nie są ważne związki, tylko szaleństwo, na które pozwalam sobie od czasu do czasu. Zwykle jestem bardzo ostrożna, ale dwa razy Jerzy prawie mnie przyłapał, dlatego przyszliśmy na terapię. Zrobiłabym wszystko, żeby go uspokoić, bardzo mi na nim zależy.
– Jemu na pani też. Tak bardzo, że zgodził się na leczenie, które nie miało sensu.
– Zespół Otella? – Aleksandra roześmiała się głośno.
– To był świetny pomysł pani doktor, choć trochę zaskakujący.
– I niepotrzebny – mruknęłam cicho, a głośniej powiedziałam: – Proszę pozdrowić męża i uważać na siebie. To niebezpieczna gra.
– Dziękuję – Aleksandra odwróciła się i wyszła, korzystać z daru losu, który czekał na nią przy stoliku.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Teściowa najchętniej zostałaby u nas na 3 tygodnie
Jako dziecko straciłam słuch i stałam się niewidzialna dla innych
Teściowa przed śmiercią wyznała mi, że mąż mnie oszukał
Facet w którym się zakochałam, próbował mnie zgwałcić

Redakcja poleca

REKLAMA