Z Jackiem połączyło mnie uczucie jeszcze w liceum. Nie, nie chodziliśmy do jednej klasy ani nawet do tej samej szkoły. Spotkaliśmy się na kursie przygotowawczym do matury. Naszym zamiarem było zdawać na medycynę i chociaż jedno dla drugiego stanowiło konkurencję, to rzucaliśmy sobie ukradkowe spojrzenia. Jednak przez kilka miesięcy kursu żadne z nas nie zrobiło nic więcej, by zacieśnić znajomość. Dopiero kiedy się skończył…
Po ostatnich zajęciach szłam na przystanek autobusowy z poczuciem żalu, że miedzy mną a tym chłopakiem, który wpatrywał się we mnie podczas wykładów, coś się skończyło, zanim jeszcze się zaczęło. Miałam już wsiadać do autobusu, kiedy Jacek mnie dogonił i złapał za rękę. Byłam zaskoczona i… uszczęśliwiona.
– Nie mogłem tak po prostu pozwolić ci zniknąć – powiedział.
Kiedy trzy miesiące później nam obojgu zabrakło punktów na wymarzone studia, stwierdziliśmy, że przynajmniej mamy siebie. Wkrótce zamieszkaliśmy razem i każde z nas poszło do pracy. Wynajęcie mieszkania pochłaniało całą moją pensję, a wypłata Jacka szła na życie. Trochę pomagali nam rodzice, ale chcieliśmy być samodzielni, więc staraliśmy się tego nie nadużywać. Za to coraz więcej czasu spędzaliśmy w pracy. Ja awansowałam w swoim markecie, Jacek też dorobił się wyższego stanowiska i podwyżki, lecz koszty życia rosły, więc ciągle nam brakowało pieniędzy.
Po dwóch latach znajomości zaczęliśmy myśleć o ślubie, myśląc przy tym intensywnie, za co wyprawimy wesele. Nasi rodzice nie należą do bogatych, sami nie mieliśmy żadnych oszczędności, a ja marzyłam o białej sukni i hucznym weselu. Zaczęliśmy więc z Jackiem jeszcze bardziej oszczędzać. Nasze życie kręciło się w kieracie dom – praca. Nie mieliśmy siły, ochoty ani pieniędzy na to, aby wyjść gdzieś z przyjaciółmi, na jakiś koncert czy do pubu. Początkowo wcale tego nie zauważaliśmy, pochłonięci swoimi sprawami.
Ta samotność we dwoje zaczęła ciążyć najpierw mnie. Chyba znosiłam to gorzej niż Jacek. On miał przynajmniej swoje gry internetowe jako rozrywkę, a ja co? Tylko głupie seriale…
Wiedziałam, że będą z tego kłopoty...
Mój brat dwa lata wcześniej wyjechał do Szwecji i spotkał tam dziewczynę, z którą przyjaźniłam się w podstawówce. Powiedział mi, że ona jest pielęgniarką, pracuje w szpitalu, a za pół roku zamierza wyjść jakiegoś za Szweda. „Poszczęściło jej się” – pomyślałam z zazdrością i wtedy dotarło do mnie, że moje życie nigdy nie będzie takie jak tej dziewczyny. W Polsce zarabia się znacznie mniej niż w Szwecji…
Brat już dawno namawiał mnie, abym do niego przyjechała, ale Jacek nie chciał nawet słyszeć o pomyśle wyprowadzki za granicę. A ja z kolei nie wyobrażałam sobie, że miałabym wyjechać bez Jacka.
– Nie wiem, dlaczego go tak kochasz. To taki nudny facet! – mówił mój brat.
Dominik był bardzo otwarty na ludzi, miał mnóstwo przyjaciół, ciągle go gdzieś gnało. W Szwecji zarabiał pieniądze nie po to, żeby założyć rodzinę, ale by jeździć po świecie, zwiedzać i bawić się.
– Na rodzinę czas przyjdzie potem! – mawiał. – Tobie też nie radzę się spieszyć. Nie ma do czego.
W końcu po wielu miesiącach Dominikowi udało się namówić mnie na to, abym przynajmniej przyjechała do Szwecji i zobaczyła, jak tam jest.
– Brata nie odwiedzisz? – naciskał.
Kiedy wykręcałam się, że bilety lotnicze są drogie, zapytał zjadliwie:
– Ten twój dusigrosz nie jest w stanie ci zafundować przelotu? Bo jeżeli nie, to ja ci zapłacę za bilet!
– Sama sobie kupię! – uniosłam się dumą.
Jacek nie chciał ze mną jechać. Wymówił się tym, że nie dostanie w tym terminie urlopu. Poleciałam więc sama. Szwecja mnie zauroczyła... A jeszcze bardziej chłopak, którego tam poznałam. Kolega Dominika od pierwszego wejrzenia zrobił na mnie takie wrażenie, że aż się przestraszyłam. Kiedy brat nas sobie przedstawił i Paweł podał mi rękę – to jakby poraził mnie prąd! Nie wiedziałam, co się dzieje; nie chciałam z nim zostawać sam na sam.
Od początku czułam, że z tej znajomości mogą wyniknąć kłopoty. Ale co komu jest przeznaczone, to i tak się stanie. Kiedy drugiego dnia poszliśmy wszyscy razem na tańce i znalazłam się w ramionach Pawła, popłynęłam…
Ze Szwecji wróciłam zadurzona, i to w dodatku z wzajemnością! Marzyłam o tym, aby jak najszybciej tam wrócić, znowu poczuć smak Pawła ust na swoich wargach. On także o tym myślał bezustannie, bo prawie natychmiast wykupił mi bilet do siebie. Na za dwa tygodnie… Wtedy po raz pierwszy okłamałam Jacka, któremu powiedziałam, że znowu lecę do brata, bo Dominik załatwił mi fuchę.
– W tydzień zarobię tam tyle, ile w Polsce w dwa miesiące! Opłaca mi się nawet wziąć bezpłatny urlop – udawałam, że się cieszę z tej niby korzystnej oferty.
Jacek uwierzył, bo niby dlaczego miałyby mi nie wierzyć? W Szwecji odkrywałam z Pawłem zupełnie inne smaki życia. Chodziliśmy codziennie ze znajomymi do pubu, mój ukochany kupował mi prezenty. Wróciłam do kraju zakochana na zabój… Już nie dało się tego dłużej ukrywać.
Mój narzeczony bardzo to przeżywał. Nie wiedziałam, co robić. Wyprowadzić się? A jeśli tak, to dokąd? Wrócić do rodziców, wynająć sobie inne mieszkanie? Mimo wszystko wcale nie byłam tak do końca pewna, że chcę się rozstać z Jackiem. Jakby jedna połowa mojego serca kochała Pawła, a druga Jacka. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak właśnie było…
Jacek na nic nie nalegał, po prostu był przy mnie. Nie robił mi awantur, cierpiał w milczeniu. Natomiast Paweł chciał, abym przyjechała do niego na zawsze. Już, teraz! Na moje imieniny, dwa miesiące po tym jak się poznaliśmy, Paweł wykupił mi bilet do Paryża. Tam się spotkaliśmy i spędziliśmy upojny weekend, spacerując po mieści zakochanych. A na koniec…
– Mam dla ciebie dwa bilety – powiedział. – Jeden powrotny do Polski, a drugi do Szwecji. Możesz wrócić do kraju albo od razu lecieć ze mną. Wybieraj! – oświadczył mi na lotnisku.
Byłam w tamtym momencie odurzona naszą miłością, całkiem jak na haju. Czułam się rozdarta – nadal nie wiedziałam, jak postąpić. Jacek jakby to wyczuł… Zadzwonił do mnie dokładnie w chwili, gdy zastanawiałam się, co wybrać. „Nie mogę mu tego zrobić! Nie mogę odejść od niego w taki sposób, muszę mu to zakomunikować osobiście” – pomyślałam wtedy.
– Muszę wracać do Polski – powiedziałam Pawłowi.
Miało być całkiem inaczej
Udał, że mnie rozumie, że akceptuje moje podejście, ale chyba czuł się urażony, że nie wybrałam jego. W każdym razie nie odzywał się do mnie przez dwa dni. Potem powiedział, że był bardzo zajęty w pracy. Jeśli chciał mnie ukarać za moją decyzję, to mu się udało, bo szalałam z tęsknoty i żałowałam, że nie wsiadłam z nim do samolotu do Sztokholmu…
Jacek wydawał mi się teraz taki normalny, zwyczajny, nudny! Miłość do niego była niczym stojące jezioro. Ta do Pawła pełna była kaskad i wodospadów…
Po moim powrocie z Paryża Jacek poprosił mnie oficjalnie o rękę. Dostałam piękny pierścionek. Na pewno, biedak, musiał długo oszczędzać, aby go kupić. Jednak nie mogłam powiedzieć „tak”.
– Kocham Pawła – wyznałam uczciwie. – Przepraszam cię, Jacek. Przykro mi…
– Rozumiem, serce nie sługa. Wyjedziesz do niego? – zapytał ze smutkiem.
– Tak – odparłam z drżeniem, czując, że podejmuję najważniejszą życiową decyzję.
Paweł był zachwycony, kiedy mu powiedziałam, że do niego przyjeżdżam. Wsiadając do samolotu, snułam plany na przyszłość. Marzyłam o spacerach we dwoje, wspólnych obiadkach i śniadankach, urządzaniu na nowo jego dwupokojowego mieszkania, w którym do tej pory panowały kawalerskie warunki. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna…
Paweł nie zamierzał zmieniać swoich przyzwyczajeń. Jadł na mieście, wieczorami szedł do pubu, gdzie spotykał się z przyjaciółmi. Mogłam iść z nim lub zostać sama w domu.
– Życie nie jest po to, aby oszczędzać, trzeba się nim cieszyć! – mówił mi, kiedy pytałam, kiedy kupi pralkę, może jakiś piekarnik, a on wzruszał ramionami i beztrosko dodawał, że nie ma na to funduszy.
Niby zarabiał sporo, ale wszystko natychmiast przepuszczał. Już po dwóch miesiącach zrozumiałam, że Paweł jest całkowitym przeciwieństwem Jacka. I to nie tylko jeśli chodzi o cechy, których u byłego chłopaka nie lubiłam. Brakowało mu odpowiedzialności i wcale nie chciał się ustatkować. A mnie traktował trochę jak trofeum. Zdobył mnie, już byłam jego, nie musiał się więc starać.
„Czy na pewno Paweł jest mężczyzną, z którym mogłabym spędzić życie, zbudować dom?” – zastanawiałam się. Czułam się coraz bardziej samotna. Tymczasem Jacek nie odpuszczał. Co wieczór dzwonił i pytał, jak się czuję. W końcu zatęskniłam za jego ramionami, troską o mnie i za tym, że zawsze pamięta, ile łyżeczek cukru wsypuję do kawy…
Kiedy kolejny wieczór spędzałam samotnie w domu, a on znowu zadzwonił – taki ciepły, kochany – popłakałam się.
– Kupię ci bilet powrotny – powiedział.
Od razu się zgodziłam. Paweł był zdumiony, że od niego uciekam. Jego zdaniem miałabym w Szwecji rajskie życie. Finansowo zapewne tak, ale czy poza tym rzeczywiście byłabym szczęśliwa? Samotna na pewno…
Jacek czekał na mnie na lotnisku. Mocno się do niego przytuliłam. Nie protestowałam, gdy wsunął mi na palec zaręczynowy pierścionek.
Czytaj także:
„Dwa lata wierzyłam w bajeczki o miłości. Dla mężczyzny, któremu oddałam życie, byłam tylko głupiutką zabaweczką”
„Córka sąsiadki codziennie odwiedza naszą. Przychodzi po szkole, a nawet w weekendy. Lubię ją, ale mam już tego dość”
„Dwa lata temu Jacek wystawił mnie do wiatru. Teraz znów ze mną flirtuje. Niby mnie upokorzył, ale poza tym to ideał”