„Janek złamał mi serce, gdy porzucił mnie jako ciężarną nastolatkę. Wiele lat później, złamał serce naszej córce”

kobieta, która jest samotną matką fot. Adobe Stock, sakkmesterke
– Nadal jesteś piękna, gdy się złościsz. Wciąż masz mi za złe ten młodzieńczy wybryk? – Wybryk? Zostawiłeś mnie samą z dzieckiem i wyjechałeś. To nie wybryk. To decyzja życiowa. – Wróciłem. No i odbudowuję to, co zburzyłem.
/ 24.06.2021 10:06
kobieta, która jest samotną matką fot. Adobe Stock, sakkmesterke

Ludzie uwielbiają historie o miłości od pierwszego wejrzenia, a mnie na sam dźwięk tych słów przechodzą ciarki. Kiedy byłam młoda, spotkało mnie właśnie takie doświadczenie, ale nie przyniosło zakończenia rodem z romantycznego filmu. Pamiętam dokładnie, to był pierwszy dzień matur. Wystrojona w granatową plisowaną spódniczkę za kolano i białą koszulę biegłam na autobus. Byłam zestresowana i skupiona tylko na egzaminie. Choć każdego dnia kasowałam bilet, wtedy zupełnie o tym zapomniałam. Wlepiłam wzrok w książkę i powtarzałam ostatni raz cytaty, których uczyłam się na maturę.

Trafiłam właśnie na jeden z moich ulubionych, Karola Čapka: „Prawdziwego bohaterstwa nie da się zaplanować. Może się ono jedynie przytrafić”. Pamiętam to jak dziś, bo chwilę później idealnie się nadawał do sytuacji. Stanął nade mną kontroler i poprosił o bilet, a ja zupełnie nieświadoma, że go nie skasowałam, wyjęłam go ze spokojem i mu podałam.

– Nie skasowany. Będzie mandat.
– Mandat?! Nie mogę dostać mandatu w dniu matury! To zły znak! – odpaliłam.

Bardziej niż finansowej kary, wystraszyłam się, że zajmie to sporo czasu.

– Zosiu, tu jest twój bilet. Zapomniałaś? Dałaś mi do skasowania – usłyszałam zza pleców.

Nie mam na imię Zosia ani na pewno nie dawałam nikomu żadnego biletu. Jednak widok tego chłopaka o błękitnych oczach i zabójczo czarującym uśmiechu sprawił, że tylko skinęłam głową i podałam kontrolerowi skasowany bilet. Mężczyzna spojrzał na nas podejrzliwie, ale zapewniłam go, że tak właśnie było.

Autobus się zatrzymał i uchyliły się drzwi, a chłopak wyskoczył z niego, zanim kanar się zorientował

Dopiero po chwili wybiegł za nim, krzycząc, żeby pokazał swój bilet. Obserwowałam dalszy rozwój wydarzeń przez szybę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Chłopak biegł szybko i zwinnie jak gazela. Przeskoczył ławkę w parku i tyle go widziałam. Tymczasem kontroler zasapał się już przy pierwszym zakręcie. Dojechałam pod szkołę, wciąż rozpamiętując to, co się stało. Wspomnienie przystojniaka, który ocalił mi skórę sprawiało, że przestałam myśleć o czekającym mnie egzaminie.

– Marysia, a coś ty taka zrelaksowana? Nie stresujesz się? – zapytała koleżanka, która stała pod salą egzaminacyjną i umierała ze strachu.
– A wiesz… jakoś mi przeszło po drodze! Co ma być, to będzie! – powiedziałam rozbawiona własnym stanem ducha.

Do egzaminu podeszłam na totalnym luzie. Przeczytałam temat wypracowania i omal nie wybuchłam śmiechem: „Motyw bohatera w literaturze polskiej”. To był mój temat! Pisałam w takim natchnieniu, że nic nie było w stanie mnie rozproszyć. Byłam jak w transie. Skończyłam godzinę przed czasem. Kiedy podeszłam do komisji oddać swój arkusz, wszyscy patrzyli na mnie ze zdumieniem. Zastanawiali się pewnie, czy faktycznie tak dobrze mi poszło, czy po prostu się poddałam.

Wyszłam dumna i szczęśliwa, a przed szkołą czekała na mnie niespodzianka

Stał tam nie kto inny, tylko właśnie mój bohater. Czy to ten sam chłopak, który jeszcze rano wyznawał mi miłość?

– Cześć… – powiedziałam zaskoczona.
– Cześć, Zosiu! – zaśmiał się.
– Właściwie to Marysiu. I dzięki za pomoc… ale jak ty właściwie mnie znalazłeś?
– Ten autobus jedzie w kierunku jednego liceum. Jak ci poszła matura?
– Świetnie. Chyba w pewnym sensie dzięki tobie.
To zapraszam na lody, bo chyba się zakochałem od pierwszego wejrzenia! – powiedział, a ja myślałam, że się rozpłynę.

Co za los! Jeszcze tego ranka byłam tak zestresowana, że myślałam, że umrę, a tu nagle stał przede mną taki przystojniak i wyznawał mi miłość. Oczywiście poszłam z nim do kawiarni.

Janek mówił tak pięknie, że czułam się jak w bajce

Nigdy nie byłam zakochana, a on sprawił, że poczułam, że miłość od pierwszego wejrzenia faktycznie istnieje. Na dokładkę historia tego, w jaki sposób się poznaliśmy, wydawała mi się niezmiernie romantyczna. Już sobie wyobrażałam, jak opowiadam ją wnukom! Spotykaliśmy się każdego dnia i nie mogliśmy się rozstać. Wiedziałam, że Janek nie ma tak łatwo w życiu jak ja.

Jego ojciec pił, mama była bezrobotna, a on sam nie skończył szkoły, bo musiał kombinować, żeby jakoś zarobić. Mojej mamie bardzo nie podobał się ten związek, ale byłam taka zakochana, że nie interesowało mnie jej zdanie. Uważałam wręcz, że jest niesprawiedliwa, źle go oceniając.

– Taki ognisty związek zostawia po sobie tylko zgliszcza. Lepiej, żeby tlił się powoli – starała się studzić moje uczucia mama, ale uważałam, że nie ma racji i jest nudna.

Porwał mnie wir młodzieńczej namiętności i nie myślałam już o niczym innym

Niedługo musiałam czekać na to, by jej słowa okazały się prorocze. Zaszłam w ciążę. Kiedy się zorientowałam, byłam przerażona.

– Janek… będziemy mieli dziecko!– wyznałam, licząc na to, że weźmie mnie w ramiona i zapewni, że wszystko jest dobrze… że zajmie się nami i zapewni nam bezpieczeństwo.

Byłam naiwna. Janek spojrzał na mnie, jakbym zwariowała.

– Jakie znowu dziecko? Ty chyba żartujesz! Ja nie chcę żadnego dziecka!
– A myślisz, że ja chcę? Ale za późno. Stało się!
– To je usuń! Jestem za młody, żeby zmieniać pieluchy. Mam marzenia. Myślałem, że ty też. A ty mnie chciałaś usidlić!

Nie mogłam uwierzyć w to, co mówi. Czy to był ten sam chłopak, który jeszcze rano zapewniał mnie o swoim płomiennym uczuciu? Próbowałam go jakoś przekonać, uspokoić. Domyślałam się, że może być w szoku i liczyłam, że wkrótce rozum mu wróci i zmieni zdanie. Ale Janek uciekł przede mną, dokładnie tak samo, jak kilka miesięcy wcześniej uciekł przed kontrolerem.

Zostawił mnie z tym wszystkim samą. Gdyby nie wsparcie moich rodziców, nigdy bym sobie nie poradziła

Miałam ogromne szczęście, że się ode mnie nie odwrócili. Urodziłam córeczkę, Martynkę. Dopóki nie poszła do przedszkola, zajmowałam się nią w domu, będąc na garnuszku rodziców. Było mi wstyd, że muszę korzystać z ich wsparcia finansowego, ale nie miałam innego wyjścia. Na jakąkolwiek pomoc ze strony Janka nie miałam co liczyć. Jego rodziców nawet nie zamierzałam informować o tym, że doczekali się wnuczki. Jeszcze ich mi brakowało!

Nie miałam pojęcia, gdzie jest Janek. Mogłam się jedynie domyślać, że nie ma go w mieście, bo nigdy go nie widywałam. Z początku byłam na niego tak wściekła, że wciąż wymyślałam scenariusze tego, co bym zrobiła i co bym powiedziała, gdybym go spotkała. Wiedziałam ponad wszelką wątpliwość, że Martynka zasługiwała na lepszego ojca, i choć fizycznie była do niego bardzo podobna i miała jego niebieskie oczy, uważałam, że jest tylko i wyłącznie moją córką i nie zamierzałam szukać jej innego taty.

Gdy Martynka poszła do przedszkola, zaczęłam jednocześnie pracować i studiować zaocznie

Z czasem stawałam się coraz bardziej niezależna. Wyprowadziłyśmy się do swojego mieszkania, a ja coraz lepiej radziłam sobie jako mama. Nie przejmowałam się tym, że moje koleżanki w tym czasie chodziły na imprezy i przeżywały miłości. Ja miałam swoją – Martynkę. Nie mogłam uwierzyć w to, jak szybko dorastała. Kiedy wypadały jej pierwsze ząbki, płakałam, że już nie będzie moim maleństwem. Kiedy kończyła kolejne klasy, pękałam z dumy, widząc jej świadectwa z czerwonym paskiem.

Początkowo nie pytała o tatusia, ale oczywiście jako nastolatka zaczęła interesować się tym tematem. Nie ukrywałam przed nią prawdy. Nie chciałam kłamać, że umarł, ani wymyślać historii, jak to musiał wyjechać na misję ratunkową do Afryki. Zawsze byłyśmy ze sobą szczere i chciałam, by tak zostało.

– Czy tata wie, gdzie mieszkam?
– Nie wiem. Nie pytał.
– Czy on mnie nie kocha? To przeze mnie cię zostawił?
– No co ty. Po prostu ze strachu przed odpowiedzialnością – mówiłam, a ona to akceptowała.

Kiedy była w klasie maturalnej, wróciła do domu z dziwną miną.

– Co jest? – zapytałam zaniepokojona.

Myślałam, że ktoś jej powiedział coś niemiłego albo dostała słabą ocenę.

– Mamuś… tata mnie odnalazł.
– Jak to odnalazł?! A gdzie on był?!
– Wyjechał do Stanów. Chciał zarobić pieniądze. Przyszedł do mnie pod szkołę.

Słuchałam jej zupełnie oszołomiona. Był po prostu bezczelny

Na samą myśl, że jakoś ją wytropił i wyczekiwał pod jej szkołą, przeszły mnie ciarki. Wydało mi się to upiorne i podejrzane. Czego on chciał po tylu latach? Po co jej szukał?

– Zaproponował, żebyśmy poszli na obiad i pogadali. Powiedziałam, że muszę najpierw porozmawiać z tobą. Nie chcę nic robić za twoimi plecami.

Martyna opowiadała o nim ze spokojem, ale znałam ją dobrze. Wyczułam, że tak naprawdę jest podekscytowana i bardzo ciekawa. Trudno mi było przełknąć tę gorzką pigułkę. Wiedziałam, że zabranianie jej czegokolwiek może przynieść efekt odwrotny od oczekiwanego. Martyna nie była buntowniczką, ale u nastolatek lont jest krótki i niewiele trzeba do wybuchu.

– Jeśli chcesz się z nim spotkać, to możesz – odpowiedziałam, starając się z całych sił trzymać emocje na wodzy.
– Pójdę. Nie bądź zła.
– Nie jestem – skłamałam.

Czułam, jakby serce pękło mi na pół. Całe popołudnie chodziłam jak na szpilkach, zastanawiając się, o czym rozmawiają, co robią i… jak wygląda Janek. Martynka wróciła bardzo późno. Później niż zwykle. Byłam poirytowana, że ledwie się pojawił, a Martyna już nie przestrzega zasad. Nie chciałam jej jednak tego okazać.

– I co? Jak było? – zapytałam tylko.
– Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Chyba nie powinnam…
– Żałujesz, że poszłaś, tak?
– Nie. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jest fantastyczny. Wiesz, mamo, on zwiedził pół świata. Mieszkał wiele lat w Stanach, był w Indiach, Australii i Meksyku. Jest taki interesujący i zabawny – mówiła zauroczona, a mnie aż ścisnęło w dołku.
– Oczywiście, że zwiedził pół świata. Nie miał przecież żadnych wydatków ani obowiązków – nie mogłam się powstrzymać.
– Mamuś, nie to chciałam powiedzieć. Wiesz o tym. Ale jest naprawdę fajny. Nie tak go sobie wyobrażałam.

Teraz nienawidziłam go jeszcze bardziej. Przez chwilę myślałam, że to było jednorazowe spotkanie, ale ku mojej rozpaczy Martyna powiedziała, że Janek postanowił tu zostać. Wymienili się numerami telefonów i dzwonili do siebie regularnie. Ojciec najwyraźniej postanowił nadrobić całe lata olewania córki i teraz zabierał ją to na zakupy, to na wycieczki, to do drogich restauracji.

Martyna chodziła jak zakochana. Przypominała mi mnie samą, z okresu, kiedy poznałam Janka

I tak samo jak moja mama wtedy, teraz ja starałam się bezskutecznie wytłumaczyć córce, że tak płomienne uczucie może pozostawić po sobie jedynie pogorzelisko.

– Mamuś, wiem, co czujesz. Jest mi przykro, że tata się wtedy tak zachował. Może, gdybyś zechciała z nim teraz porozmawiać… Może jeszcze byłaby dla was szansa?
– Szansa dla nas? – parsknęłam oburzona. – Nie było go całe twoje życie. Kiedy ja się tobą zajmowałam, on się woził po świecie. Nie sądzę, żeby była dla nas jakakolwiek szansa.

Powiedziałam to najdelikatniej, jak potrafiłam. Nie chciałam go mimo wszystko przy niej obrażać. Nie chciałam też robić z mojego macierzyństwa katorżniczego poświęcenia. Nie o to mi chodziło. Martyna nie mogła zrozumieć, czemu nie chcę dać mu wyjaśnić, co się stało. Mnie zaś trudno było uwierzyć, że on potrafiłby po tym wszystkim spojrzeć mi w oczy i zaprosić nas na wspólną rodzinną kolację. To byłby okrutny żart.

Kilka dni później Martyna szykowała się do kolejnego spotkania

Mieli iść do kina. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Po tylu latach te emocje wciąż były żywe, ale nie chciałam się przed nim ukrywać. To nie ja powinnam się wstydzić, tylko on. Mimo to bałam się konfrontacji. Otworzyłam drzwi… Przybyło mu kilka kilo i zmarszczek, miał też nitki siwych włosów w swojej gęstej ciemnej czuprynie. Mimo to wciąż był zabójczo przystojny i miał to paraliżujące spojrzenie.

– Witaj, Marysiu. Miło cię widzieć.
– Chciałabym móc powiedzieć to samo.
– Nadal jesteś piękna, gdy się złościsz. Wciąż masz mi za złe ten młodzieńczy wybryk?
Wybryk? Zostawiłeś mnie samą z dzieckiem i wyjechałeś. To nie wybryk. To decyzja życiowa.
– Wróciłem. Nie wiem, czy to umknęło twojej uwadze, ale odbudowuję to, co zburzyłem.
– Nie odbudowujesz. Stawiasz zamek z piasku, jak dziecko. 

Nie mogłam uwierzyć, że tak to widzi. Uważał, że kilkoma wyjściami do fajnych miejsc naprawi niemal dwie dekady nieobecności? Był równie niedojrzały jak kiedyś. Rozmowa z nim nie miała sensu. Byłam wściekła, że Martynka tego nie rozumiała i dała sobie tak łatwo zamydlić oczy. Z drugiej strony, ja dałam się tak samo nabrać, gdy byłam w jej wieku.

Przez kolejnych kilka tygodni życie Martyny kręciło się tylko wokół ojca

Opowiadała o nim swoim przyjaciołom ze szkoły i publikowała z nim zdjęcia na portalach społecznościowych. No cóż, był atrakcyjny medialnie. Gorzej z rzeczywistością. Z biegiem czasu pojawiał się u Martyny coraz rzadziej. W końcu przestał pojawiać się na umówionych spotkaniach, a nawet odbierać telefony. Wyjechał z miasta po cichu i bez pożegnania. Martyna bardzo to przeżyła. Przykro mi było patrzeć na to, jak moja córka cierpi. Obawiałam się, że tak to się skończy.

Ten człowiek złamał serce najpierw mnie, a potem jej. Nie chciałam myśleć o tym, ilu jeszcze kobietom zrobił to samo. Czy Martyna ma jeszcze rodzeństwo na innych kontynentach? A może na miejscu w Polsce? Tego już się nie dowiem i w pewnym sensie czuję ulgę, że zniknął na dobre z naszego życia. Może dzięki temu doświadczeniu Martynka będzie nieco ostrożniejsza w inwestowaniu uczuć. Życzę jej, by spotkała ją prawdziwa miłość, która będzie oparta na wierności i zaufaniu, a nie tylko ogniu zauroczenia. Bo takie gaśnie równie szybko, jak się zapala. Ja zakochałam się w bohaterze, który okazał się tchórzem. 

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA