Poznałam Janka na letnim festiwalu muzycznym. Czekałam akurat w kolejce po piwo, on stał przede mną. Miał długie, kręcone włosy. Odwrócił się i powiedział:
– Błagam, tylko mi nie mów, że od tyłu wyglądam jak kobieta. Usłyszeć to tysiąc pięćdziesiąty pierwszy raz w ciągu jednego dnia to o raz za dużo.
Roześmiałam się. Powiedział mi później, że zakochał się we mnie, kiedy usłyszał mój śmiech. Porównał go do dźwięku, jaki wydają krople wiosennego deszczu spadające na liście drzew. Mówił, że jestem jego lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok.
Trzy dni festiwalu spędziliśmy razem
Janek i Janka – dobraliśmy się jak w korcu maku. Dużo rozmawialiśmy, tańczyliśmy i śpiewaliśmy na koncertach, przytulaliśmy się i całowaliśmy. Było pięknie i spontanicznie. Festiwal dobiegł końca i trzeba było wracać do domu i zwyczajnego życia. Janek mieszkał w mieście oddalonym o setki kilometrów od mojego. Obiecał, że będzie mnie odwiedzał, choć nie wierzyłam, by związek na odległość przetrwał.
Jednak on był wytrwały. Pisał, dzwonił, przyjeżdżał. Mówił, że nie może beze mnie żyć, że naprawdę jestem jego lekiem na zło. Po paru miesiącach namówił mnie, żebym się do niego przeprowadziła. Załatwił mi nawet pracę. Początki wspólnego życia były więcej niż udane. Rano się kochaliśmy. Potem każde szło do swojej pracy. Wieczorami gotowaliśmy razem wymyślne, smakowite kolacje, oglądaliśmy filmy, znów się kochaliśmy… A w weekendy chodziliśmy na spacery, na basen, do kina, nawet do teatru. Sielanka.
Czuliśmy się razem tak, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. No a potem wszystko zaczęło się psuć… Janek interesował się mistycyzmem. Kiedy zwierzył mi się, że rozmawia z boskimi istotami, zaniepokoiłam się. Upierał się też, że potrafi czytać w myślach i przewidywać przyszłość. Próbował mi to wytłumaczyć:
– Dostąpiłem oświecenia, a ty nie. Dlatego nie możesz pojąć, o czym mówię. Czy wiesz, że powietrze pełne jest złotej energii? To dobra, boska energia. Potrafię ją czerpać z przestrzeni.
– Janek, przestań – prosiłam.
– W powietrzu jest też czarna, zła energia. Ludzie nią oddychają i dlatego mają klapki na oczach.
– Straszysz mnie, proszę, przestań.
Gdy powiedziałam, że chyba jest psychicznie chory, nie zaprzeczył
Gdy się rozpłakałam, przytulił mnie, pocałował w czoło i powiedział:
– To nie twoja wina, że nie dostąpiłaś jeszcze oświecenia. Ale dostąpisz, pomogę ci w tym, obiecuję.
– A nie możesz mi obiecać, że przestaniesz wygadywać takie bzdury?
– Nie proś mnie, abym z miłości do ciebie zrezygnował z samego siebie!
– Dajmy temu spokój – zaproponowałam ugodowo. – Chodźmy na spacer i porozmawiajmy dla odmiany o czymś zwyczajnym.
Janek wyszedł, ale beze mnie. Wrócił dopiero po kilku godzinach. Miał zaciętą twarz i nie odpowiadał na moje pytania. Milczał aż do wieczora, a kiedy leżeliśmy już w łóżku i próbowałam go pocałować, odwrócił się do mnie plecami. Podobne sytuacje zaczęły się powtarzać. Wreszcie zebrałam się na odwagę i powiedziałam mu wprost, że moim zdaniem cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne.
Myślałam, że się obrazi albo co najmniej poczuje się dotknięty, tymczasem on jak gdyby nigdy przyznał się, że zdiagnozowano u niego schizofrenię.
– Co takiego?!
I dodał, że kiedy się do niego wprowadziłam, przestał brać leki.
– Już ich nie potrzebuję, bo ty jesteś dla mnie najlepszym lekiem, moim lekiem na zło. Miłość mnie uleczyła.
Byłam zszokowana.
– Chryste, to tak nie działa! Skoro jesteś chory, musisz brać leki! Nie możesz przestać, bo się zakochałeś. Nie widzisz, do czego się doprowadziłeś? No tak, nie widzisz... Masz urojenia!
– Znowu zaczynasz? Gadasz to samo co lekarze. Chcecie zniewolić mój umysł. Ściągnąć mnie do swojego poziomu. Ale ja się nie dam!
– Janek, nie chcę cię zniewalać ani ograniczać. Chcę tylko, żebyś znowu był taki jak kiedyś. Chcę, żebyśmy oboje byli szczęśliwi.
– Ja jestem szczęśliwy. Ty nie?
– Nie. Jestem wykończona. Nie mogę tak dłużej. Albo zaczniesz brać znów leki, albo odejdę.
– Nie szantażuj mnie!
– To nie żaden szantaż, tylko wybór.
Janek popatrzył na mnie z rozpaczą.
– Nie zrobisz mi tego!
– Zrobię.
Spuścił głowę. Usłyszałam, jak pociąga nosem. Płakał. Po kilku minutach wykrztusił:
– Wy...wybieram ciebie.
Niby ustąpił, ale czułam, że za łatwo poszło. Podejrzewałam, że powiedział, co chciałam usłyszeć, choć wcale nie zamierzał brać leków. Tylko co mogłam z tym zrobić? Przecież nie będę go kontrolować jak zbuntowanego nastolatka. Nie będę mu zaglądać pod język, by sprawdzić, czy naprawdę łyka tabletki.
Nie zamierzałam wchodzić w rolę pielęgniarki. Janek był dorosły. Jeśli nie chce się leczyć, nie dam rady go do tego zmusić. Przez kilka dni nie mówił ani nie robił niczego dziwnego. Powoli odzyskiwałam poczucie bezpieczeństwa… Aż nastąpił tamten dzień.
Nie dał mi wyboru: ukryłam się w kuchni i wezwałam policję
Kiedy wróciłam z pracy, już był w domu, choć kończył później niż ja.
– Co się stało? Czemu jesteś tak wcześnie? – zapytałam.
– Zwolniłem się z pracy.
– Dlaczego?
– Spiskowali przeciwko mnie.
– Janek, co ty mówisz…
– Prawdę. Świętą prawdę. I nawet wiem, kto jest szefem spisku. Błażej. To on. Ale ja się na nim zemszczę…
Oszukał mnie. Znowu mnie oszukał, bo o tym, że jest chory, powinien mi powiedzieć, nim się do niego wprowadziłam. Byłam taka zawiedziona.
– Nie chcę tego słuchać...
– Błażej ma córkę – w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Myślał na głos i snuł straszne plany. – Porwę ją. Dobra zemsta, co? Może ją nawet zabiję! Niech żałuje, że…
Uderzyłam go z całej siły w twarz. Żeby się opamiętał, wrócił do rzeczywistości. Oddał mi tak mocno, że aż zatoczyłam się do tyłu i uderzyłam głową o ścianę. Rozpłakałam się. Z bólu, strachu i bezradności.
– Przepraszam. – Janek uklęknął i objął mnie w pasie. – Przepraszam, nie chciałem. Błagam, wybacz mi. Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła.
Musiałam się wziąć w garść. Nie mogłam go prowokować.
– Teraz chcę, żebyś się położył, dobrze? Idź do pokoju, proszę.
– Dobrze.
Zaparzyłam mu melisę i kazałam wypić całą buteleczkę kropli walerianowych. Chciałam go uśpić. Udało się. Kiedy zasnął, siedziałam przy nim i zastanawiałam się, co zrobić. Nie mogłam się dłużej oszukiwać: Janek był nieobliczalny i niebezpieczny. Powinnam nasłać na niego policję za to, co powiedział o córeczce kolegi, a potem spakować się i wyjechać. Również dla jego dobra.
Zostając z nim i tolerując jego szaleństwo, nie pomagałam mu, tylko dawałam ciche przyzwolenie na pogrążanie się chorobie. Janek zbudził się po paru godzinach. Najpierw krzyczał, że jest mesjaszem, potem kręcił się w kółko i wył nieludzko. Byłam śmiertelnie przerażona. Zamknęłam się w kuchni i zadzwoniłam po policję. Już się nie wahałam.
Kiedy go zabierali, wciąż krzyczał. Myślałam, że szaleństwo tak wygląda tylko w filmach, a naprawdę jest mniej efektowne, mniej straszne, mniej absurdalne. Niestety to nie była fikcja, tylko moje życie. Może byłam słaba, a moja miłość nie dość silna, ale zrozumiałam, że nie chcę dzień po dniu zmagać z czymś, co mnie przerasta. Nie byłam gotowa, by wciąż się bać. Nie chciałam patrzeć, jak nasza miłość zmienia się w niechętny obowiązek...
A dzieci? Nie byłam dość odważna, by mieć z nim dzieci. Odeszłam dla własnego dobra. Nie zostawiłam pożegnalnego listu. Bo co miałabym napisać? Bierz leki? Nie szukaj mnie. Nie wrócę, zbyt się boję. Nie kocham cię dość mocno, by być twoim lekiem na całe zło. Ale to nie jest cała prawda. Bo choć odeszłam, nadal go kocham. Tęsknię i myślę, co by było, gdyby…
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Latami nienawidziłam ojca, bo odszedł do kochanki. Potem zakochałam się w jej synu
Złapałam na dziecko syna znanego polityka. Teraz się nami nie interesuje
Moje drugie małżeństwo prawie się rozpadło. Postanowiliśmy starać się o dziecko na zgodę