„Podczas rozwodu Jakub udawał, że chodzi mu o kasę. Tak naprawdę chciał dopiec swojej eks i... Bogu ducha winnemu synkowi”

małżeństwo podczas rozwodu fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„– Nasz syn właśnie dostał diagnozę autyzmu… – Klara była przygnębiona. – To zaburzenie powoduje, że bardzo źle reaguje na zmiany. Wystarczy podać mu obiad na innym talerzu, a wpada w szał… Nie wyobrażam sobie, co się stanie, jeśli ojciec odbierze mu psa, którego zna od urodzenia. To będzie dla niego jak strata rodzeństwa…”.
/ 14.12.2022 15:15
małżeństwo podczas rozwodu fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Tego dnia na dziesiątą trzydzieści zaplanowany był rozwód z podziałem majątku. Cieszyłam się, bo sprawa była prosta i nie spodziewałam się żadnych sensacji, ale z drugiej strony, dość boleśnie przypomniał mi się niedawny rozwód mojej siostry. Niestety, w tym przypadku nie dało się mówić o rozstaniu z klasą i siostra z eksszwagrem żarli się na sali sądowej o każdą przysłowiową filiżankę. Było przerzucanie się paragonami i zeznaniami świadków, co kto kupił albo dostał w prezencie, aż podzielili majątek w taki sposób, że żadne nie było zadowolone, za to oboje psychicznie wykończeni.

Ponieważ ja też byłam wzywana na świadka, otrząsałam się po tym paskudnym rozwodzie równie długo co siostra. Na szczęście tym razem występowałam jedynie w charakterze protokolantki, więc cokolwiek by się działo między eksmałżonkami, byłam na to odporna.

Zaczęła się dzika walka o majątek

Przed rozpoczęciem dnia pracy, jak zawsze, zebrałam sprawy mojej pani sędzi i przeczytałam jej na głos, o jaki majątek kłócą się państwo S. Najdroższe z tego było mieszkanie, które wspólnie kupili na kredyt, ale spłacał je tylko pan S. Były też: samochód, który pani S. dostała od rodziców, działka leśna na Mazurach o nieuregulowanym statusie, rzeczy osobiste oraz samojed.

– Co takiego? – zdziwiła się na to dziwne  słowo pani sędzia. – Co to jest samojed?

– Tu jest napisane niżej, że chodzi o psa rasy samojed – wyjaśniłam, zaglądając do dokumentów. – Chyba jakiś kosztowny, skoro się o niego procesują – domyśliłam się.

– Ciekawe – mruknęła w zamyśleniu sędzia. – Niech mi pani znajdzie jakieś informacje o tej rasie i może kilka zdjęć. Już raz rozsądzałam w sprawie rasowego byka w spadku, a raz w sprawie tresowanego sokoła, więc nic mnie nie zdziwi.

Wpisałam hasło „samojed” w wyszukiwarkę internetową i wyskoczyła mi cała strona ślicznych, misiowatych pyszczków w kolorze śnieżnej bieli. Wydrukowałam pani sędzi krótką informację na temat charakterystyki rasy i z ciekawością czekałam na rozwój wydarzeń.

Pani S. była moją imienniczką, jej mąż miał na imię Jakub, a z dokumentów wynikało, że mieli syna urodzonego sześć lat temu, o imieniu Bolesław.

– Zapraszam na salę – powiedziałam o dziesiątej trzydzieści pięć, wywołując ich sprawę.

W drzwiach minęła mnie wysoka kobieta o długich włosach i nieco hippisowskim stylu ubierania się oraz mężczyzna sporo niższy od niej, w białej koszuli, spodniach w kant i wyglansowanych butach. Mimowolnie pomyślałam, że wcale się nie dziwię, że tych dwoje się rozwodzi – kompletnie do siebie nie pasowali.

Niestety, sprawa okazała się bardziej skomplikowana, niż to na początku wyglądało. Zwykle tak jest, kiedy para ma dzieci, ale tym razem ani pani Klara, ani pan Jakub nawet nie wspomnieli o małym Bolku. Z zapałem za to kłócili się o majątek i miałam nieprzyjemne déjà vu ze sprawy siostry i eksszwagra.

– Spłacałem to mieszkanie sam przez osiem lat – mówił donośnym głosem mąż. – Mam potwierdzenie przelewu na każdą jedną ratę!

– Tak, ale wkład własny był od moich rodziców! – żona aż podskoczyła na swojej ławce.

– Proszę panią o ciszę – uspokoiła ją sędzia, bo to nie była jej kolej wypowiedzi.

Nie lubię spraw bez adwokatów. Ludzie zachowują się jakoś kulturalniej, kiedy w sali jest więcej osób, zwłaszcza prawnicy. Ja jestem dla nich niewidzialna, założę się, że większość nie umiałaby nawet powiedzieć po wyjściu, czy protokolantką była dwudziestolatka czy może pani po sześćdziesiątce. Sędzia to „figura”, też w jakiś sposób dla nich pozbawiona twarzy. Mają więc tylko siebie jako przeciwników i jeśli nie mitygują ich adwokaci, potrafią zapomnieć gdzie są i rzucać się sobie do oczu. Ta dwójka była na jak najlepszej drodze do tego.

– Oskubałaś mnie z takiej kasy przez całe nasze małżeństwo, że na pewno ci nie podaruję Vigo! – mąż, co było niedopuszczalne, zwrócił się bezpośrednio do żony.

Sędzia uderzyła młotkiem w blat i przywołała go do porządku, przypominając, że ma odpowiadać na pytania sądu i mówić do sądu.

Ale zaczęło do mnie docierać, że o ile są w stanie jakoś dojść do porozumienia w kwestii mieszkania i działki, uda im się może podzielić filiżanki i zasłony, to jeśli chodzi o psa o imieniu Vigo, żadne nie zamierza odpuścić.

Twardo obstawał przy tym, że to lokata kapitału

Pan Jakub, jak się okazało, miał na psa rachunek. To on pojechał do Niemiec i przywiózł go z tamtejszej hodowli. Pies kosztował, zgodnie z przedstawionymi dokumentami, cztery i pół tysiąca euro i był cennym reproduktorem.

– Czy macie państwo zatem zarejestrowaną hodowlę? – zainteresowała się sędzia.

– Tak – przyznał Jakub. – Vigo jest czempionem międzynarodowym, jest wart dużo więcej niż w dniu zakupu jako szczeniak. Udostępniamy usługę krycia nim dla hodowców samojedów w całej Europie. Ten pies to lokata kapitału, i to ja go zakupiłem.

Widziałam, że kobieta w kolorowej sukience od razu chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Zaczęła mówić o psie dopiero wywołana do pulpitu.

– Wysoki sądzie, Vigo nie jest przedmiotem, jak widzi go mój mąż – zaczęła. – To żywe stworzenie! Pies jest niezwykle przywiązany do mnie i do naszego syna, ponieważ przez trzy i pół roku to ja się nim zajmowałam. Z Bolkiem Vigo śpi, je, bawi się. Nie wyobrażam sobie, żeby ich rozdzielić.

Westchnęłam dyskretnie, bo wiedziałam, że prawo było po stronie mężczyzny. Niezależnie od tego, jak bardzo piesek był przywiązany do chłopczyka, a chłopczyk do niego, zwierzę miało konkretną wartość i należało do pana Jakuba.

– Czy rozmawiali państwo o wykupie psa? – zapytała sędzia, dostrzegając problem. – Jeśli udało nam się dojść do porozumienia w kwestii mieszkania, to myślę, że i ta sprawa może być rozwiązana na drodze ugody.

Zobaczyłam, jak pani Klara z nadzieją zerka na byłego męża, ale on kręcił stanowczo głową. Stał twardo na stanowisku, że pies przedstawia dużą wartość, która rośnie z każdą jego wygraną na kolejnej wystawie, i nie zamierzał z niego rezygnować.

– Ty… ty po prostu chcesz się na mnie zemścić! – pani Klara nie wytrzymała i krzyknęła w stronę męża. – Nic cię nie obchodzi ten pies! Chcesz tylko…

– Proszę pani, udzielam pani upomnienia! – głos sędzi świsnął ponad salą. – Nie będę tu tolerować takich zachowań.

Kobieta wydusiła przeprosiny, ale jej eksmąż mówił dalej. Był nieźle przygotowany do rozprawy. Miał zdjęcia z wystaw i okazało się, że to on na nie jeździł z psem. Miał też kopie korespondencji z innymi hodowcami, negocjował z nimi ceny za krycie, on także woził psa do weterynarza i miał rachunki ze sklepów zoologicznych. Wyglądało więc na to, że choć pani Klara opiekowała się zwierzakiem, a dziecko się do niego przywiązało, to o „lokatę kapitału” dbał pan Jakub.

– Aby dokonać prawidłowej oceny wartości psa rasy samojed, sąd zleca dokonanie ekspertyzy przez biegłego w zakresie kynologii. Rozprawa zostaje odroczona do czternastego stycznia przyszłego roku – oznajmiła sędzia.

– Do czasu rozstrzygnięcia sporu majątkowego pies pozostanie w pieczy pani Klary S. z możliwością zabierania go na wystawy, świadczenia usług krycia i badania lekarskie przez pana Jakuba S.

Po tym stwierdzeniu obie strony wyszły z sali nieusatysfakcjonowane.

Do kolejnej rozprawy miała zostać dołączona wycena psa, ale nie był to jedyny dokument, jaki wpłynął do biura podawczego z sygnaturą tej sprawy. Do teczki dołączyłam bowiem… diagnozę autyzmu u syna państwa S.

Nie zgodził się na pieniądze, chciał psa

Matka chłopca uzyskała ją w czasie, kiedy toczył się spór. Oprócz orzeczenia lekarskiego kobieta dołączyła też opinię psychologa dziecięcego, który wskazywał na dobroczynny wpływ więzi z Vigo na psychikę chłopca. Akurat przynosiłam sędzi kawę, kiedy siedziała nad tą teczkę. Oderwała wzrok od papierów i spojrzała na mnie znad okularów.

– Pani ma psa, prawda, pani Klaro? – zagadnęła.

Kiwnęłam głową, a ona kontynuowała:

– Czy gdyby chciał go ktoś pani odebrać, byłaby pani skłonna zapłacić mu sporą sumę za odstąpienie od tych roszczeń? To oczywiście pytanie hipotetyczne, bez związku z tą sprawą – zaznaczyła poważnie.

– Myślę, że wzięłabym nawet kredyt, jeślibym musiała, żeby zatrzymać moją Ritę – odpowiedziałam szczerze.

– O? To rasowy pies? – zainteresowała się szefowa.

– Nie. Kundel ze schroniska – uśmiechnęłam się. – Ale dla mnie najcenniejszy na świecie. Nigdy bym jej nie oddała.

Podziękowała mi za tę wypowiedź i wróciła do analizy dokumentów.

Kolejne spotkanie z państwem S. odbyło się już w większym gronie, bo była też z nami ekspertka od spraw kynologii. Została zapytana o wycenę reproduktora takiego jak Vigo i przedstawiła sumę, która nieco mnie oszołomiła, bo za te pieniądze można było spokojnie kupić dobry kilkuletni samochód. Ale sędzia miała jeszcze inne pytania.

– Czy psy tej rasy nadają się do pracy z dziećmi? – chciała wiedzieć.

– Czy mogą być szkolone do dogoterapii? – brzmiało kolejne pytanie.

Kynolożka odpowiedziała twierdząco na oba pytania, dodając, że samojedy mają doskonały kontakt z dziećmi, są niezwykle przyjacielskie i łagodne oraz szybko się uczą. Po twarzy pani Klary widziałam, że cieszą ją te odpowiedzi, ale gdy spojrzałam na pana Jakuba, dostrzegłam zaciętość i upór.

Dobrze odczytałam jego minę, bo kiedy po wypowiedzi ekspertki sędzia zapytała go, czy w takich okolicznościach rozważyłby odsprzedanie psa eksżonie, stanowczo zaprzeczył. Nie trzeba być psychologiem, by dostrzec, że nie chodziło mu o pieniądze. Mimo zawrotnej ceny psa, ich wspólne mieszkanie było jednak droższe, a jakoś doszli do porozumienia. Tyle że rzeczywiście, pies musiał mieszkać z nim albo z nią i dzieckiem. Bo o dziecko nie kłócili się wcale, jakby pies był od niego ważniejszy. Mimo deklaracji pani Klary, że chce zapłacić podaną w wycenie kwotę za psa, jej eksmąż się nie zgodził.

Ten facet to zawzięty dupek bez serca!

– Nasz syn właśnie dostał diagnozę autyzmu… – Klara była przygnębiona. – To zaburzenie powoduje, że bardzo źle reaguje na zmiany. Wystarczy podać mu obiad na innym talerzu, a wpada w szał… Nie wyobrażam sobie, co się stanie, jeśli ojciec odbierze mu psa, którego zna od urodzenia. To będzie dla niego jak strata rodzeństwa…

– Rozumiem uczucia dziecka, jednak prawo jest prawem – orzekła sędzia. – Pozwany ma prawo zatrzymać psa, chociaż w ocenie sądu jest to działanie samolubne i naruszające interes dziecka, które nie rozumie zawiłości finansowych, a zbudowało ze zwierzęciem więź emocjonalną. Sąd nakazuje zatem pozwanemu, poza już zasądzonymi alimentami, zakup psa tej samej rasy i przekazanie go synowi. Sąd ubolewa nad tym, że sytuacji nie udało się rozwiązać na drodze ugody między stronami i wyraża oczekiwanie, że zakup nowego zwierzęcia nastąpi jak najszybciej. Ponadto, pan Jakub S. opłaci kurs szkolenia dogoterapeutycznego nowego psa rasy samojed ukierunkowanego na pracę z dzieckiem z orzeczeniem autyzmu. Dziękuję wszystkim obecnym, sąd zamyka posiedzenie – młotek stuknął w blat i sędzia poprawiła togę w geście mówiącym „zapraszam do opuszczenia sali”.

Trudno mi było odczytać emocje z twarzy pana Jakuba, ale widziałam, że panią Klarę wyrok zmartwił. Rozumiałam to. Moja kuzynka ma córeczkę z orzeczeniem autyzmu. Dziecko jest silnie przywiązane do rutyny i powtarzalności. Raz wpadło w histerię, kiedy obcięłam włosy i przyszłam w innej fryzurze. Dla nas, neurotypowych, to jest zupełnie niezrozumiałe, ale mózgi osób w spektrum działają w nieodgadniony sposób.

Miałam jedynie nadzieję, że jeśli chłopiec dostanie identycznego psa jak Vigo i nazwie go Vigo, to uda się jakoś – brzydko mówiąc – „oszukać” jego mózg i Bolek zaakceptuje tę zmianę. Mimo to uważałam jego ojca za małostkowego dupka, który chciał jedynie odegrać się na byłej żonie. Widziałam takich dziesiątki i wiedziałam, że się nie mylę. Mógł wziąć pieniądze i kupić sobie nowego reproduktora, żeby „ulokować kapitał”, ale wolał odebrać byłej i ich synkowi ukochanego psa, żeby pokazać im, kto tu rządzi. Padalec i tyle.

Jakiś czas później z ciekawości weszłam na stronę wystawy psów i wyszukałam konkurs dotyczący rasy samojed. Znalazłam Vigo, znowu dostał nagrodę. Pomyślałam, że jego wartość ponownie wzrosła i pan Jakub może być zadowolony. Ale zdziwiłam się, kiedy doszłam do informacji, że pies należy do hodowli „Śnieżna Chata”, a owa hodowla, – zgodnie z danymi z KRS – do pani Klary S.!

Weszłam na stronę hodowli i odkryłam, że po wyroku coś musiało drgnąć w sercu pana Jakuba, a może była żona zaproponowała mu wyższą cenę niż rynkowa, bo Vigo należał bezsprzecznie do niej. A oprócz niego w tej domowej, rodzinnej hodowli była też przepiękna suczka o imieniu Demeter. Na jednym ze zdjęć oba śnieżnobiałe, puchate psy pozowały na trawniku z na oko ośmioletnim chłopczykiem, który stał bez uśmiechu, ale z dłońmi zanurzonymi w ich sierści. Domyśliłam się, że to Bolek, i wzruszyłam się. Bo każde dziecko zasługuje na psa, a każdy pies zasługuje na dziecko!

Czytaj także:
„Na wieść o rozstaniu rodziców, Bożena zwyczajnie się na nich obraziła. Jak dorosła kobieta może zachowywać się jak dzieciak?”
„Były mąż manipulował naszym dzieckiem. Okłamywał córkę, że go zdradzałam i że to przeze mnie się rozwiedliśmy”
„Mąż bez zapowiedzi odszedł do kochanki. Chciałam się komuś wypłakać, ale wstydzę się przyznać, że wymienił mnie na młodszą”

Redakcja poleca

REKLAMA