„Jak własny ojciec może zgłosić policji 7-letnie dziecko, które ukradło 5 zł? Mój mąż zachowuje się jak tyran”

Nasze dziecko było dręczone przez kolegów fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Zabrał małego na komisariat policji! Tam >>zgłosił oficjalnie<<, że Gaweł ukradł w szkole pieniądze. Dyżurny policjant wczuł się w klimat doniesienia i za zgodą ojca pobrał od mojego syna odciski palców, uprzedzając go, że jest już w związku z tym w ich kartotece, więc każda następna kradzież może skończyć się aresztem. Gaweł przeżył szok”.
/ 06.04.2023 12:30
Nasze dziecko było dręczone przez kolegów fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Owszem, czułam się bezsilna, kiedy dowiedziałam się, że nasz siedmioletni synek kradnie. Ale żeby od razu mieszać w to policję? Nie mam pojęcia, co złego stało się z Gawłem. Jeszcze przecież nie tak dawno sprawdzał dokładnie mój koszyk w markecie, czy na pewno wszystko z niego wyjęłam na taśmę i czy zostało zapłacone, a teraz co?

Zabrał pieniądze koledze!

Może i niedużą kwotę, bo zaledwie pięć złotych, ale liczy się sam fakt, a nie suma. Poleciał kupić sobie za to słodycze w szkolnym sklepiku. Kiedy sprawa się wydała, wyglądał na skruszonego i tłumaczył się, że „strasznie go korciło, aby coś sobie tam kupić”. Faktem jest, że do tej pory nie dawałam synowi pieniędzy. Uważałam, że dostaje do szkoły drugie śniadanie, potem wraca do domu na obiad i to powinno mu wystarczyć. Tym bardziej, że akurat nie pochwalam asortymentu szkolnego sklepiku. Już nie raz była mowa na zebraniu, że nie powinno być w nim tylu słodyczy, chipsów i gazowanych napojów. Niestety, nasze, czyli rodziców argumenty trafiały jak kulą w płot.

Dyrekcja się broniła, że sklepik jest wynajęty ajentowi, który chce zarobić, a uczniowie kupują najchętniej właśnie takie niezdrowe rzeczy. Podejrzewam więc, że sklepik miał dla Gawła urok miejsca zakazanego i może dlatego skusił się i ukradł koledze pieniądze, żeby poczuć miły dreszczyk samodzielnego kupowania. Rozumiałam, co nim kierowało, ale to nie znaczy, że w jakikolwiek sposób pochwalam czyn syna! Gaweł dostał ode mnie ostrą reprymendę, a jeszcze ostrzejszą od ojca. Jacek jest bardzo zasadniczy w tych sprawach i nie znosi złodziei! Na nic się nie zdały moje tłumaczenia, że dzieciaki w tym wieku często podkradają różne rzeczy.

– Z małych złodziei wyrastają duzi złodzieje! – grzmiał mąż.

Nawet biorąc poprawkę na to, że jest menedżerem restauracji i, niestety, często ma do czynienia z wynoszeniem jedzenia i alkoholu przez nieuczciwych pracowników, uważałam, że jeśli chodzi o naszego Gawła, to przesadza.

Trzeba będzie mu dać tygodniówkę – stwierdziłam.

Uznałam bowiem, że Gaweł jest już w takim wieku, że powinien się nauczyć gospodarowania pieniędzmi. A poza tym, jeśli dostanie niewielką sumę pieniędzy, to nie będzie go ciągnęło do cudzego portfela. Po prostu kupi sobie w sklepiku to, co będzie chciał.

– Jasne, jeszcze go nagradzaj za to, co zrobił! – mąż opacznie zrozumiał moje intencje. – Ukradł pieniądze, to teraz dostanie swoje! Piękne wychowanie!

Usiłowałam mu wyjaśnić, że rozmawiałam już z Gawłem, który rozumie, iż postąpił źle. Pieniądze koledze oddał, najadł się przy tym wstydu i to moim zdaniem powinno na przyszłość poskutkować.

– Kieszonkowe może dostać, ale dopiero za miesiąc! – zadecydował tymczasem mąż. – Niech nie kojarzy tego faktu z tym, iż uznaliśmy, że brakuje mu pieniędzy na jakieś pierdoły ze sklepiku!

Ugięłam się pod jego presją

Chociaż uważałam, że przesadza. Gaweł jest mądrym i dobrym dzieckiem, więc na pewno zrozumiał, że źle postępował. Niestety, dalszy brak kieszonkowego miał smutne konsekwencje. Syn ukradł pieniądze po raz drugi! Tym razem zabrał je koleżance z plecaka i kupił w szkolnym sklepiku gumkę, której mu brakowało na lekcję, bo swoją zostawił w domu.

– Inaczej pani by mnie skrzyczała, że nie mam! – płakał, tłumacząc swój czyn.

Jednak dla Jacka nie liczyły się żadne argumenty. Akurat nie było mnie w domu, bo miałam drugą zmianę w sklepie, kiedy zastosował wobec syna terapię szokową. Zabrał małego na… komisariat policji! Tam „zgłosił oficjalnie”, że Gaweł ukradł w szkole pieniądze. Dyżurny policjant wczuł się w klimat „doniesienia” i… za zgodą ojca pobrał od mojego syna odciski palców, uprzedzając go, że jest już w związku z tym w ich kartotece, więc każda następna kradzież może skończyć się… aresztem! Gaweł przeżył szok. Mąż uważa, że słusznie, że to mu dobrze zrobi, bo teraz będzie wolał nawet dostać pałę w szkole, niż sięgnąć po cudze mienie. Ale ja jestem innego zdania. Uważam, że straszenie do niczego dobrego nie prowadzi. Tylko do tego, iż dziecko zapamięta, że nie może się dać złapać podczas kradzieży, bo wtedy spotka go za nią kara. A jeśli policja nie dowie się o jego występku, to nic mu nie będzie.

On musi zrozumieć, że kradzież jest zła, bo moralnie naganna! Jest grzechem! A nie, że jest zła, bo prowadzi do przykrych konsekwencji, czyli aresztowania – powiedziałam mężowi.

Nie możemy się w tej sprawie porozumieć, każde z nas uparło się przy swoim zdaniu. Mam tylko cichą nadzieję, że bez względu na różnice poglądów między nami, Gaweł po prostu przestanie kraść. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieć syna złodzieja.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA