„Jak można potrącić dziecko i nawet się nie zatrzymać? Gdy w końcu dopadłam tego drania, gorzko tego pożałował”

Jak można potrącić dziecko i nawet się nie zatrzymać? fot. Adobe Stock, pololia
„– Pilnuj swojego bachora, idiotko! Na smyczy go trzymaj, jak nie umiesz upilnować! – wrzasnął do mnie. Podbiegłam do Martynki i zmartwiałam, widząc jej nóżkę. Już na pierwszy rzut oka wyglądała fatalnie. Tymczasem facet ani myślał poczuć się do odpowiedzialności. Wsiadł na swój rower i odjechał pełnym gazem, nawet nie oglądając się za siebie”.
/ 22.04.2023 11:15
Jak można potrącić dziecko i nawet się nie zatrzymać? fot. Adobe Stock, pololia

Aż mi się wierzyć nie chciało, kiedy mama Martynki, pięciolatki, którą się opiekuję od kilku miesięcy, powiedziała mi, że jej córeczka nigdy nie widziała żywej krowy ani kózki.

– Nawet kury nie widziała! Nie mamy rodziny na wsi, więc nie było okazji – usłyszałam.

– To może ja ją zabiorę do swojej cioci? Mieszka na obrzeżach miasta, z centrum dojedziemy tam jednym autobusem. A ma i krowę, i kurki, i nawet króliki – wyliczałam, a dziewczynce zaświeciły się oczy.

– Byłoby miło – zgodziła się jej mama na naszą wyprawę.

Powiadomiłam więc ciocię, że przyjedziemy i następnego dnia w doskonałych humorach wsiadłyśmy do autobusu.

Podróż była dość długa, ale niemęcząca

Martynka przez całą drogę kazała sobie opowiadać o króliczkach. Kiedy autobus dobrnął do końca trasy i stanął na pętli, byłyśmy w nim już tylko we dwie. Zbierałam pakunki, kiedy Martynka nie mogąc się doczekać spotkania ze zwierzątkami, wyskoczyła na przystanek. Wydawał się pusty i całkiem bezpieczny. Nie mam więc pojęcia, skąd wziął się nagle ten rower! Rowerzysta w kolorowym stroju i kasku wyskoczył tak nagle, jak diabeł z pudełka! Na wąskim przystanku nie był w stanie wyhamować i wjechał prosto w Martynkę. Oboje się wywrócili. Jednocześnie rozległ się mój krzyk, płacz małej i siarczyste przekleństwo faceta.

– Pilnuj swojego bachora, idiotko! – wrzasnął do mnie, kiedy rzuciłam tobołki i wyleciałam z autobusu do dziecka. – Na smyczy go trzymaj, jak nie umiesz upilnować!

Podbiegłam do Martynki i zmartwiałam, widząc jej pokrwawioną nóżkę. Już na pierwszy rzut oka wyglądała fatalnie. Tymczasem facet ani myślał poczuć się do odpowiedzialności. Wsiadł na swój rower i odjechał pełnym gazem, nawet nie oglądając się za siebie.

– Pan poczeka! – krzyknęłam za nim.

– Spadaj! – rzucił mi tylko przez ramię.

Pochyliłam się nad płaczącym wniebogłosy dzieckiem. Na moje oko lewa nóżka była złamana.

„I co ja teraz zrobię?” – zaczęłam panikować i omal sama się nie rozpłakałam. „Jej mama mnie chyba zabije! Nie uwierzy przecież, że to nie była moja wina!”.

Rozejrzałam się bezradnie

Tymczasem ze swojej kabiny wyskoczył kierowca autobusu.

– No, co za drań z tego faceta! – pomstował.

Po czym widząc moją mnę, dodał:

– Pani się nie martwi, już zawiadomiłem o całym zajściu dyżurnego ruchu. Wezwał policję i pogotowie. Boże, co ja bym dał za to, aby złapali tego łobuza! Jak on mógł tak po prostu wjechać na przystanek, mając do dyspozycji całą drogę!

Pochylił się nad płaczącą Martynką.

– Nie martw się, maleńka, zaraz przyjedzie pan doktor… – pogłaskał dziewczynkę po głowie. – Mam wnuczkę w tym wieku – zwrócił się do mnie. – Tym bardziej boli mnie ta cała sytuacja.

– Ale jakie są szanse, że go złapią? – westchnęłam. – Wszystko, co pamiętam to to, że miał granatowo-żółtą koszulkę i czerwony rower. A twarzy ani trochę! Taka była wykrzywiona w złości… Że też rowery nie mają żadnych tabliczek z numerami, jak samochody! – dodałam. – Przejedzie taki dzieciaka i szukaj wiatru w polu!

– Proszę się nie martwić, to nowoczesny autobus – powiedział na to kierowca.

Nie miałam pojęcia, co ma ta nowoczesność do samego zdarzenia, i kierowca, widząc moją zdziwioną minę, natychmiast wyjaśnił:

– Ma z przodu kamerę, która nagrywa przestrzeń przed autobusem. A ten drań na swoje nieszczęście nadjechał z przodu! Będzie go widać jak na dłoni!

Faktycznie, kiedy przyjechała policja, po zebraniu wstępnych zeznań ode mnie i kierowcy, zabezpieczyła też nagranie z autobusowej kamery. A potem karetką na sygnale pojechałyśmy z Martynką do szpitala, gdzie czekała już zawiadomiona przeze mnie mama. Okazało się, że dziewczynka ma złamaną nóżkę i to aż w dwóch miejscach! Poza tym liczne sińce i otarcia.

Boże, ileż się to dziecko nacierpiało!

Po założeniu gipsu musiała jeszcze zostać w szpitalu na obserwacji.

– I wszystko przez to, że chciała zobaczyć króliczki! – ubolewałam.

– Nie przez to, tylko przez tego łobuza na rowerze, który jechał po chodniku. Jakże ja nie cierpię tych nieodpowiedzialnych rowerzystów! Kiedyś jeden z nich omal nie wpadł mi na wózek z małą Martynką i od tamtej pory mam prawdziwą traumę. Zawsze potem się ich bałam i teraz czuję się tak, jakbym sprowadziła na swoje dziecko to nieszczęście! – powiedziała mi mama dziewczynki.

– Nieprawda! – teraz ja się wzięłam za pocieszanie. – To tylko wina tego łobuza.

Wydawało się, że szansa na złapanie drania nie była duża, ale miejscowa policja nie zamierzała odpuścić.

– Tu pod miastem mamy dużo takich przypadków potrącenia przez rower. Rowerzyści traktują boczne drogi jak tor wyścigowy, nie zwracając uwagi na to, że chodzą po nich dorośli i dzieci. Urządzają sobie treningi, a niewinni ludzie cierpią.

Policjanci dostali od prokuratury pozwolenie na opublikowanie nagrania z monitoringu w lokalnej telewizji. I po tym rozdzwoniły się telefony! Faceta złapano, bo wydali go sąsiedzi. Okazało się, że ma 27 lat i jest z zawodu ochroniarzem. Tłumaczył się w sądzie głupio, że jechał ten kawałek chodnikiem, bo nie było ścieżki rowerowej. Sąd nie przyjął jednak jego tłumaczeń, skazując go na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na pół roku i pięć tysięcy odszkodowania dla Martynki. A moja mała podopieczna dostała ode mnie, za pozwoleniem mamy oczywiście, małego króliczka. Mam nadzieję, że nowy przyjaciel wynagrodzi jej chociaż trochę tę niefortunną wyprawę na wieś. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA