„Koleżanka wyzwała mnie od najgorszych bo związałam się z lokalnym przedsiębiorcą. Zazdrości mi powodzenia”

Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes
„O Sławku krążyły różne plotki, ale chciałam sama się przekonać czy jest w nich, choć cień prawdy. On był cierpliwy, ale koleżanki skreśliły tę znajomość na starcie. Mnie zresztą też”.
/ 09.09.2023 17:30
Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes

Dzisiaj spotkałam Ewę. Bardzo się postarzała. Wydała mi się szara, trochę przezroczysta, jakby zbyt dobrze wymyta. Przygarbiona, zdawała się nosić na plecach wszystkie troski tego świata. I rzeczywiście, jak tylko weszłyśmy do kawiarni, natychmiast zaczęła snuć opowieści o tym, co złego i z czyjej strony ją w życiu spotkało. W pewnym momencie rozmowa zeszła na Sławka, właściwie nie wiem nawet dlaczego, jakoś to się musiało łączyć z tym, co mówiła, ale nie pamiętam jak.

– Ten Sławek, wiesz Ola który, ma cukiernię w rynku… Toż to mafioso, powinien dawno gnić w kryminale. Pamiętam go jeszcze z dawnych czasów. Interesy brudne niczym kałuże w błocie. Lepiej nie wnikać, czym się zajmował. Potem kupił knajpę „Pod kogutami”, pamiętasz ją? Zrobił z niej dom weselny, a po kilku latach sprzedał, pewnie z wielkim zyskiem, bo rozkręcił ten biznes. Ale jeszcze przed tym zatrudnił mnie w kuchni, to było tuż po moim rozstaniu z Jackiem. Szukałam jakiejkolwiek dodatkowej roboty, nagle sama na swoim, a że umiem gotować, to się najmowałam od czasu do czasu. Co tam się działo! Nie uwierzysz: krzyki, wrzaski, przekleństwa latały w powietrzu niczym muchy nad padliną. W ogóle takie tam było powietrze, morowe. Bród i smród, robaki w kuchni, gdyby ci nowożeńcy widzieli! Wytrzymałam parę razy i uciekłam. Wyobraź sobie, że nigdy mi nie zapłacił tak, jak się umówiliśmy. Zawsze dał mniej. A na koniec jeszcze wyzwał od nie powiem kogo. Kanalia.

Czy mogłam się aż tak pomylić?

Znam Sławka od podstawówki, czyli znacznie dłużej niż Ewę, z którą poznałyśmy się dużo później, już po moich studiach. Ona mieszkała w innej części miasta, chodziła do innych szkół, więc Sławka też w tamtych czasach chyba nie znała. Pracowałyśmy przez rok w urzędzie gminy, biurko w biurko.

Jej słowa trochę mnie zabolały, zrobiło mi się naprawdę przykro. Kilka dni wcześniej spotkaliśmy się ze Sławkiem w jego cukierni właśnie, na mój widok ucieszył się bardzo, poczęstował kawą, ciastkami. Myślałam, że pęknę od tych jego przysmaków. Długo siedzieliśmy i gadaliśmy o starych i nowych czasach, wydał mi się bardzo sympatyczny jak kiedyś, taki ciepły, serdeczny człowiek. Czy mogłam się aż tak wobec niego pomylić?

Minęło wiele lat, odkąd widziałam go ostatni raz, ja w tym czasie mieszkałam w Anglii, wyszłam za mąż, rozwiodłam się, wróciłam do kraju. Sympatia i zainteresowanie, które nagle okazał mi dawny szkolny kolega, zrobiły na mnie wrażenie. Czułam się samotna i zdezorientowana, wszyscy dawni znajomi stali się nagle bardzo… nieznajomi. A Sławek przeciwnie, wydawał się taki sam.

– Pamiętasz, jak chodziliśmy całą klasą na kurs tańca towarzyskiego pod koniec podstawówki?

– No jasne, że pamiętam… Tango, walc, samba, rumba, hi, hi, na co nam to było? Nawet w Anglii nie miałam okazji tańczyć walca angielskiego.

– Pomysł pani Grabowskiej, wychowawczyni starej daty. Uważała, że młodzi ludzie powinni umieć tańczyć. Jak przed wojną. Dzisiaj już takich nauczycieli nie ma. Trochę może szkoda? Nieważne. Chcę ci powiedzieć, to to, że pobiłem się wtedy raz z Andrzejem Lipińskim o to, kto cię poprosi do tańca.

– Co?

– Bo my przed każdą lekcją umawialiśmy się, kto z kim będzie tańczył. I Lipiński tańczył już z tobą kilka razy, a ja wcale, więc się wściekłem i mu przyłożyłem, a on mi oddał i tak się tłukliśmy nawzajem, dopóki nas koledzy nie rozdzielili.

– Nigdy o tym nie słyszałam.

– No tak, bo w końcu tańczył z tobą Jurek. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. A zwycięzca bierze wszystko.

Zrobił komicznie smutną minę. Ja chyba tylko smutną, bo Jurek, mój mąż przez osiem lat, co prawda wszystko wziął, ale w końcu z ulgą się tego pozbył.

Lubię ludzi

Umówiliśmy się ze Sławkiem na kolację, a tu ta opowieść Ewy. Dosyć niepokojąca.

Tyle lat mnie tu nie było, co ja wiem? Pozory mylą, czasem rzeczywiście najmilsi ludzie okazują się największymi draniami. Ale skąd przyszło jej do głowy mówić o Sławku?

Poza tym niespecjalnie ufałam jej słowom. Przecież świat Ewy zaludniają wyłącznie ludzie niegodziwi, nieuczciwi, fałszywi, niemoralni, piorący swoje brudne łachy w nieskazitelnie czystych wodach jej żywota.

Były mąż okazał się sukinsynem, zdradził ją, okradł ją, oszukał, nie płaci alimentów, nie chce widzieć dzieci. Kolejni pracodawcy albo bez przyczyny wyrzucają ją z roboty, albo za mało płacą, albo są tak wredni, że nie sposób z nimi wytrzymać. Lokatorzy, którym wynajmuje mieszkanie po rodzicach, też nie płacą, za to wszystko rujnują. Lekarze uważają ją za hipochondryczkę i nie chcą leczyć. Policjanci wlepiają mandaty. Nauczyciele prześladują jej dzieci, stawiają im za niskie stopnie i czepiają się o wszystko…

– To dlatego, że Jacek nas zostawił. Jeśli dzieci nie mają ojca, to kto ma je obronić? Wiadomo, jak się tu traktuje ludzi słabych, za którymi nie stoją pieniądze. Albo samotne kobiety. No, na pewno inaczej niż dzianych, kutych na cztery nogi facetów. Gdyby Jacek poszedł do szkoły i porozmawiał z tymi kretynami, na pewno by się od dzieciaków odczepili… I cholera, nawet zapalić się nie da w tej spelunie!

– Ewa, w tej chwili nigdzie się nie pali, nawet w angielskich pubach…

– A g… mnie obchodzą angielskie puby! Ja muszę papierosa do kawy zapalić. Odmawia mi się podstawowych ludzkich praw! Na tym świecie nie da się już żyć. Kominy dymią, planeta zniszczona, a znerwicowany człowiek nie może się uspokoić maleńkim dymkiem. Komu by to szkodziło w tym smogu!

Sama zaczęła się śmiać. Od razu inna babka. Dużo ładniejsza, budząca sympatię. W sumie ją lubię. Ja chyba w ogóle lubię ludzi. Staram się widzieć w nich najlepsze strony. Mama mi zawsze mówiła – nie miej pretensji do całego świata, a jak coś jest nie tak, to zacznij od siebie. I nauczyłam się: prędzej tropię winy w sobie, niż u innych.

Trzymałam go na dystans

Kiedy spotkaliśmy się ze Sławkiem drugi raz, najwyraźniej się do tego przygotował.

Zmienił fryzurę, a ubrał się jak… na randkę chyba. Modna skórzana kurtka, dżinsy z dziurami na kolanach, pierwszorzędne buty. Byłam pod wrażeniem, ale też ciągle kołatały mi w głowie słowa Ewy. Lepiej uważaj – myślałam przez cały wieczór. I uważałam. Nie dałam się zaprosić na pożegnalnego drinka w jego domu ani też nie zaprosiłam jego do siebie. Taksówka poczekała, aż weszłam w bramę, i odjechała.

Czy byłoby inaczej, gdyby nie lampka alarmowa zapalona przez Ewę? Na pewno. Sławek wyraźnie próbował stworzyć atmosferę bliskości. Cały wieczór prawił mi komplementy i uwodził na wszelkie sposoby. Nawiązywał do swoich młodzieńczych wobec mnie, nieśmiałych i głęboko skrywanych uczuć.

Opowiedział o szczegółach swojego rozwodu, całkiem intymne rzeczy, których nawet wolałabym nie wiedzieć. Pozostałam miła, uprzejma, ale chłodna. Zachowałam dystans do końca. Chyba liczył na coś więcej, w taksówce wydawał się dosyć zrezygnowany.

Ale jednak podsyciłam w nim nadzieję – spotkajmy się jutro, zaproponowałam.

Tak naprawdę bardzo mi się podobał i gdyby nie słowa Ewki, pewnie wieczór skończyłby się dla nas w jednym łóżku.

No ale cóż, poczekam jeszcze – myślałam. Muszę go bliżej poznać, przekonać się, jaki naprawdę jest. Ostatnie, na co miałam ochotę, to ponowne nietrafione zaangażowanie się, a potem walka z depresją.

Moja strategia chyba trochę go rozpaliła. Nie robiłam tego specjalnie, nie manipulowałam emocjami Sławka – po prostu usiłowałam go rozgryźć. Więc umawiałam się, a jednocześnie trzymałam dystans, prowokowałam do zwierzeń i wyznań, ale udawałam taką lekką obojętność. W sam raz, by go nie zniechęcić, bo jednak nie wydał mi się ani zimnym draniem, ani tym bardziej materiałem na mafiosa.

Chyba jednak Ewa się myliła. Chodziliśmy na kolacje, spotykaliśmy się w jego cukierni, a żeby nie przytyć za bardzo, biegaliśmy razem po parku. Staliśmy się na swój sposób parą, może na razie przyjaciół, ale jednak. Nawet nie przyszło mi to do głowy, że wszędzie było nas pełno, w tym małym dusznym miasteczku. Widział, kto chciał i nie chciał.

Jak ona mogła?

Drugi raz wpadłam na Ewę w spożywczym markecie. Spojrzała na mnie wrogo i od razu zaczęła zrzędzić, po swojemu:

– Popatrz tylko na te ceny, rany boskie – wszystko coraz droższe. Tylko moja pensja jakoś nie idzie w górę. Za każde zakupy więcej płacę, a kupuję wszystko to samo. Najpotrzebniejsze rzeczy. Jak tak dalej pójdzie, pomrzemy z głodu.

– Oj, nie będzie tak źle, Ewa, nie przesadzaj… – próbowałam łagodzić.

Na jej twarzy wymalowała się furia. Dzika, nienawistna furia.

– No, TOBIE (słowo to wypowiedziała z zajadłą nienawiścią, mocny, przeciągły akcent na pierwszej sylabie) to na pewno nie będzie źle! Ktoś taki jak TY (to samo) zawsze się ustawi. Jak mąż z Anglii pogonił, to zaraz sobie drugiego znajdziesz. Jeszcze bogatszego! Niektóre baby nie mają honoru, godności, nic! Naprawdę, wstyd! Wiesz, z kim mi się kojarzysz, Olka, z kim? – coraz bardziej się nakręcała, mówiła coraz głośniej, jak na scenie, co poniektórzy zaczęli już zwracać na nas uwagę. – Z prostytutką mi się kojarzysz, delikatnie mówiąc.

– Ewa, na Boga, czyś ty oszalała? Uspokój się, proszę, nie gadaj głupstw, będziesz potem tego żałować – mówiłam ściszonym spokojnym głosem, starając się opanować nerwy, swoje i jej.

Ale moje starania wywołały efekt całkowicie przeciwny. Była coraz bardziej wściekła.

– Jesteś dziwką, kurwą, która za pieniądze pójdzie z każdym jednym. Taka jesteś, zawsze taka byłaś!

Zostawiłam swój wózek i szybko wybiegłam ze sklepu. Starałam się nie widzieć goniących mnie spojrzeń i nie słyszeć kolejnych obelg Ewki. Zanim doszłam do cukierni, trochę ochłonęłam, ale na widok ciepłego spojrzenia Sławka kompletnie się rozkleiłam.

– Sławek, kocham cię, chcę z tobą być, ale nie tu, nigdy w życiu. Nie w tej cholernej dziurze. Uciekajmy stąd!

– Uspokój się, Olu. Świat jest wielki. Znajdziemy w nim swoje miejsce. Na pewno.

Czytaj także:
„Sąsiad to zawistny burak bez honoru. Sądziłem, że jego groźby są wyssane z palca, jednak on posunął się o krok za daleko”
„Koleżanki drwią, że się odmóżdżam, siedząc z dzieckiem w domu. Ich zdaniem powinnam robić karierę z niemowlakiem pod pachą”
„Po kilku latach pracy w Anglii wróciłam do Polski. Rodzina przywitała mnie z otwartymi portfelami, nie ramionami”

Redakcja poleca

REKLAMA