– Dzisiaj o dziewiętnastej, tak? – upewnił się Krzysiek, a ja w odpowiedzi tylko skinęłam głową, bo nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
A właściwie mogłam, ale obawiałam się, że jeżeli się odezwę, to zachrypię albo nawet zapieję z wrażenia. A przecież powinnam wiedzieć, że on przyjdzie, żeby się upewnić.
– Super – mrugnął do mnie, ale widziałam, że on również czuje się onieśmielony.
Znaliśmy się zbyt długo, żebym nie dostrzegała takich rzeczy. Jeszcze wczoraj wydawało się, że to znakomity pomysł, a na samą myśl o spotkaniu z Krzyśkiem czułam miłe ożywienie, ale dzisiaj, im bliżej było umówionej godziny, tym większe ogarniały mnie wątpliwości. A kiedy wreszcie wyszłam z pracy i wróciłam do domu, stały się one wręcz gigantyczne. Może zadzwonić i powiedzieć, że źle się czuję? Albo lepiej wysłać SMS z wyraźną odmową, bo wtedy uniknę krępującej wymiany zdań?
Nie chcieliśmy żadnych kłopotów
Wzięłam do ręki telefon, lecz teraz z kolei nie mogłam się zdecydować. Napisałam wprawdzie wiadomość: „Nie gniewaj się, ale chciałabym zrezygnować. To nie ma sensu”, jednak kiedy już miałam ją wysłać, coś mnie powstrzymywało. Przecież właśnie pragnęłam tego spotkania! Co tu dużo gadać, wręcz sprowokowałam Krzysztofa, żeby zaproponował mi randkę. A może raczej oboje się do tego sprowokowaliśmy?
A zaczęło się od tego, że tydzień wcześniej zajrzał do mnie i powiedział:
– Zwalniam się z pracy.
– No coś ty? – szczerze się zdziwiłam.
– Żartujesz chyba.
– Nie, nie żartuję – odparł zupełnie serio. – Postanowiłem się przeprowadzić do Krakowa, bliżej rodziców. Tu nic mnie nie trzyma, a oni potrzebują teraz pomocy.
Z początku nie chciało mi się wierzyć, że to prawda. Pracowaliśmy w jednej szkole od przeszło dziesięciu lat. Ja w bibliotece, a on jako informatyk. Wiedziałam, że jakiś czas temu się rozwiódł. Cała placówka o tym szumiała, bo w takiej małej społeczności nic się nie ukryje, a zresztą sam Krzysztof wcale nie robił z tego tajemnicy.
– Będzie mi ciebie brakowało – wyrwało mi się nagle. – To znaczy... nam wszystkim będzie ciebie brakowało.
Uśmiechnął się na wpół łobuzersko, na wpół domyślnie.
– Mnie ciebie też – odpowiedział. – Ciebie szczególnie, przecież wiesz... – jego spojrzenie mówiło jeszcze więcej niż słowa.
Wiedziałam. Pewnie, że wiedziałam
Od początku, kiedy pojawił się w szkole, powstało między nami pewne napięcie. Oczywiście nie jakieś nieprzyjemne, wręcz przeciwnie. Ja już byłam osobą zasiedziałą w bibliotece, a on sprowadził się do Poznania z rodziną. To był czas komputeryzacji oświaty, a Krzysiek został w naszej szkole administratorem sieci. Dość często gościł w moim królestwie książek, bo komputery mają to do siebie, że się psują, szczególnie jeśli korzysta z nich młodzież.
Gdyby ktoś się zastanawiał, czy romansowaliśmy, to odpowiedź brzmi: „Nie”. A może raczej: „Niezupełnie” albo: „I tak, i nie”. To znaczy, owszem, flirtowaliśmy, ale wszystko pozostawało w sferze słów. Choć zdawałam sobie sprawę, że gdybym uczyniła pierwszy krok, wykonała wyraźny gest, mogłoby się to skończyć… czymś więcej. Pewności jednak nie mam. Krzysiek kiedyś powiedział podczas luźnej rozmowy, że nawiązywanie romansów w pracy jest jak kazirodztwo. Może rzeczywiście... To sytuacja nieprawidłowa i bardzo niekomfortowa, a do tego może spowodować kłopoty.
I tak mijały lata. Wielu naszych współpracowników na pewno widziało, że mamy się ku sobie, ale on był przecież żonaty, a ja miałam męża. Tylko na papierze, bo małżeństwo od wielu lat było fikcją… Już nawet nie mieszkaliśmy razem.
Przedwczoraj Krzysztof przyszedł pogadać podczas okienka i jakoś tak samo wypłynęło, że moglibyśmy wreszcie iść na randkę, skoro i tak przecież niedługo przestaniemy razem pracować…
Spojrzałam w lustro
Wahałam się, czy włożyć małą czarną, czy raczej coś bardziej eleganckiego. Wreszcie wbiłam się w obcisłą ciemnogranatową sukienkę sięgającą tuż przed kolana. Nieskromnie muszę przyznać, że wyglądałam w niej zabójczo. W uszach dźwięczały mi jego słowa, które wypowiedział wczorajszego ranka:
– Może w końcu przestaniemy udawać, że tylko się lubimy, co?
Widziałam, że wiele wysiłku go kosztuje to, co mówi, dlatego mu nie przerywałam. Nie chciałam go spłoszyć.
– Zawsze mi się zdawało… – zająknął się.
– Dobrze ci się zdawało – mruknęłam. – Rzeczywiście nie ma sensu udawać.
Jak już przyznałam, sama go przedtem sprowokowałam do takiego postawienia sprawy. Niby nie powiedziałam nic szczególnego, ale tak jakoś poprowadziłam rozmowę, że stało się to jasne. A jednocześnie, w razie czego, mogłam się nawet sama przed sobą wyprzeć, że nic takiego nie miało miejsca. Przecież nawet słowa: „Na małżeństwo byśmy się nie nadawali, ale… hm…” wcale nie musiały oznaczać zachęty. Chociaż zachętą były. Kobieta powinna się zabezpieczać w takich sytuacjach, żeby nie czuć się potem głupio.
Co tu dużo gadać – przez te parę dni, od kiedy dowiedziałam się, że niedługo moja wieloletnia platoniczna sympatia i fascynacja wyjedzie, wciąż myślałam o tym, że może na pożegnanie warto by wreszcie skonsumować ten ulotny związek… Jeśli można go w ogóle określić mianem związku.
Nie zmieniało to jednak faktu, że tuż przed spotkaniem i realizacją tego marzenia miałam ochotę uciec. Gdybym się umówiła z jakimś obcym mężczyzną, na pewno byłoby mi łatwiej. Ale znaliśmy się tak długo…
– Raz kozie śmierć! – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze, by dodać sobie odwagi, i poprawiłam już idealny makijaż.
Niczego nie będę żałować
Jego usta były gorące. Zdawało mi się, że wypływa przez nie cały ogień, jaki go ogarnął. Ale nie było to przykre. W dodatku przyjemnie pachniały kawą i koniakiem. Podobnie zresztą jak moje. Krzysztof przycisnął mnie do ściany w przedpokoju, a jego ręce gorączkowo błądziły po całym moim ciele.
– Chodź – pociągnęłam go do pokoju, zwanego przeze mnie salonem. – Chyba że chcesz tutaj, między płaszczami a łazienką…
Zaśmiał się gardłowo i podążył za mną. Czułam coraz większe podniecenie, a rozkoszne dreszcze w dole brzucha sprawiły, że ledwo się trzymałam na nogach. Od samego początku tej randki starych znajomych wszystko wydawało się nieco nierealne… Sam fakt, że oboje zaplanowaliśmy, czym ma się to skończyć, ustawiało sytuację w niezbyt zręczny sposób, a jednocześnie czyniło ją jeszcze bardziej podniecającą.
Pewnie dlatego rozmowa w kawiarni zupełnie nam się nie kleiła, chociaż na co dzień bez problemu przerzucaliśmy się dwuznacznymi uwagami i aluzjami. Wiedziałam, że Krzysztof myśli tylko o tym, co będzie potem, a i ja nie bardzo mogłam się skupić na czymkolwiek innym.
– Nie masz poczucia, że to wszystko nie dzieje się naprawdę? – Krzysiek chyba czytał w moich myślach. – Jakbym śnił, jakby za chwilę miał zadzwonić budzik…
– Właśnie – mruknęłam. – Też się czuję, jakbym nas widziała tylko w mojej wyobraźni.
Zdecydowanym ruchem przechylił najpierw lampkę koniaku, a potem dopił kawę.
– Wiesz co? – powiedział i wziął głęboki oddech, zupełnie jakby zamierzał skoczyć do lodowatej wody. – Może dokończmy ten sen u mnie albo u ciebie.
Patrzył na mnie w napięciu, nie wiedząc, jak na to zareaguję.
– Niecierpliwy jesteś! – zaśmiałam się. – Czekaliśmy dziesięć lat, poczekaj jeszcze parę minut…
Jednak nie zamierzałam tego przeciągać. Szybko dopiłam koniak i kawę. A potem pojechaliśmy taksówką do mnie, ponieważ było bliżej.
I teraz mogłam wreszcie zapomnieć o całym świecie... Miałam poczucie, że dzieje się właśnie to, co się dziać powinno. Przynajmniej na ten jeden gorący wieczór, kiedy salon wirował mi przed oczami, opanowało mnie takie przekonanie. Podobno nie należy pytać, czy na pewno warto było spełnić takie lub inne marzenie. Bzdura – pytać zawsze można i trzeba.
Lecz w tym przypadku trudno byłoby mi odpowiedzieć jednoznacznie na takie pytanie. Chyba to zależy, z której strony na to spojrzeć. Z jednej – zrealizowałam pragnienie i było naprawdę wspaniale, z drugiej – wszystko się skończyło i nie mogę pozbyć się wrażenia, że w istocie rzeczy w ogóle nic nie zaszło, jakby to rzeczywiście był tylko sen.
Pewnie musi minąć jakiś czas, zanim nabiorę do całej sprawy dystansu i zdołam to wszystko jakoś sobie poukładać. Jedno mogę powiedzieć z całą pewnością już teraz: niczego nie żałuję i jestem prawie pewna, że nie będę nigdy żałować. A zatem, ostatecznie było warto! Chyba…
Czytaj także:
„Zostawiłem żonę dla kochanki, ale ona nie chciała odejść od męża. Zrozumiała swój błąd, gdy wyszło, że puszcza ją kantem”
„Przygruchałem sobie młodą żonkę, żeby się nią chwalić. Wydawała tylko moją kasę i zostawiła mnie samego po zawale”
„Mąż terroryzował nas od lat. Postawiłam mu ultimatum, dopiero wtedy zrozumiał, że może więcej nie zobaczyć syna”