Od dawna wiele rzeczy kupuję w internecie. Robiłam tak jeszcze przed pandemią. Wybór jest większy, nie trzeba biegać po sklepach i towar przywożą do domu lub pobliskiego paczkomatu. Dla kobiety pracującej i wychowującej dwójkę dzieci to duże ułatwienie, a przede wszystkim oszczędność czasu. Sklepy internetowe mają jeszcze inną zaletę: nie brakuje w nich różnego rodzaju okazji cenowych i wyprzedaży.
I to przez cały rok
Lubię buszować w sieci w ich poszukiwaniu, bo to pozwala zaoszczędzić całkiem sporo pieniędzy. Ten modny podwieszany fotel był właśnie taką okazją. Polowałam na niego już od pewnego czasu, ale ciągle był za drogi. Niedawno zrobiliśmy z mężem w domu remont, który mocno uszczuplił nasz budżet, więc postanowiłam być cierpliwa. Liczyłam na to, że jak fotel przestanie być nowością i hitem, to cena znacząco spadnie. Czekałam, czekałam i się doczekałam. Kilka tygodni temu pojawiła się superoferta: mój wymarzony fotel wraz z przesyłką miał kosztować jedną trzecią tego, co u innych sprzedawców!
Nie ukrywam, w pierwszej chwili zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, bo obniżka wydała mi się podejrzanie duża. Niestety, szybko zgasła. Pomyślałam, że to pewnie jakaś upadająca przez pandemię firma wyprzedaje towar i chce się go jak najszybciej pozbyć. Kilka razy spotkałam się już takimi sytuacjami i zrobiłam naprawdę korzystne zakupy. Na wszelki wypadek jeszcze raz obejrzałam sobie stronę internetową sklepu. Wyglądała bardzo wiarygodnie, było na niej wiele mebli i akcesoriów do domu i ogrodu. Swoim zwyczajem zaczęłam szukać też opinii na temat sprzedawcy, ale na szybko nie znalazłam. Czerwona lampka znowu się zapaliła, ale po raz kolejny zgasła. Wytłumaczyłam sobie, że to jednak nie upadający, ale nowy sklep, który chce niskimi cenami przyciągnąć klientów. Wiedziałam, że takie promocje trwają bardzo krótko, więc dłużej już się nie zastanawiałam. Bałam się, że stracę okazję. Tak się nakręciłam, że kupiłam aż dwa fotele. Dla siebie i męża. Zapłaciłam przelewem, bo innej możliwości nie było. Czerwona lampka tym razem nawet się nie zapaliła, bo oczami wyobraźni już widziałam, jak wieczorami będziemy się w nich relaksować, oglądając telewizję i popijając wino…
Kiedy mąż wrócił z pracy, natychmiast pochwaliłam mu się, jaką okazję trafiłam. Chciałam mu też pokazać stronę internetową sklepu. Miałam nadzieję, że uda mi się go namówić na kolejne, korzystne zakupy.
Jednak strona się nie wyświetlała
Wpisywałam adres raz po raz, klikałam, nic.
– Obawiam się, że trafiłaś na oszustów – westchnął mąż.
– Co ty opowiadasz, to niemożliwe! Wszystko sprawdziłam – wykrztusiłam.
– Doprawdy? Chyba jednak nie… To ile zapłaciłaś za te fotele, których nie ma?
– Z przesyłką niewiele ponad pięćset złotych. Ale dlaczego z góry zakładasz, że ich nie ma? Na pewno są i wkrótce dotrą – upierałam się.
– Akurat. Prędzej mi tu kaktus wyrośnie – popukał się w środek dłoni, a potem rozsiadł się w starym fotelu z herbatą.
Robił tak zawsze, gdy chciał ukoić nerwy. Trudno mi było przyznać się do porażki. Za wszelką cenę chciałam udowodnić mężowi, że jednak nie dałam się oszukać. Kiedy więc on koił nerwy, ja zasiadłam do laptopa. Liczyłam na to, że strona sklepu w końcu się otworzy. Zamiast tego trafiłam jednak na forum „Oszukani przez fałszywe e-sklepy”. Mnóstwo ludzi pisało, że wpłaciło tej firmie pieniądze za zakupy i je straciło. Próbowałam wstrzymać w banku przelew, ale było już za późno.
– Jednak miałeś rację. To byli oszuści – przyznałam się mężowi.
– Trudno, takie rzeczy się zdarzają. Mam nadzieję, że następnym razem będziesz ostrożniejsza – odparł.
– Ale straciliśmy pieniądze!
– Owszem… Straciliśmy. Ale wiesz co? Dobrze, że to było tylko pięćset złotych, a nie tysiąc czy dwa – westchnął.
Nie chciałam się pogodzić z tą stratą
Byłam tak wkurzona, że postanowiłam spróbować wyśledzić cwaniaka, który mnie okradł. Wróciłam na internetowe forum dla oszukanych. Porozmawiałam z kilkunastoma osobami, no i okazało się, że wszyscy wpłacali pieniądze na prywatne, a nie firmowe konta. I kiedy jeden z oszukanych namierzył właścicielkę jednego z nich, ta przyznała, że była tylko słupem podstawionym przez ludzi, którzy wymyślili cały ten proceder. Przelewała pieniądze ze swojego konta na inne, zwabiona propozycją dobrze płatnej pracy. I że ma przez to teraz olbrzymie kłopoty z policją i prokuraturą. A ci cwaniacy?
Szukają kandydatów na nowe słupy, zakładają kolejne fałszywe sklepy internetowe i żyją sobie jak królowie dzięki pieniądzom ukradzionym innym ludziom. Tamten dociekliwy forumowicz zaczął walczyć o swoje dopiero po pewnym czasie, gdy nie doczekał się przesyłki. Ja wpłaciłam pieniądze zaledwie kilka godzin temu. Była więc szansa, że odszukam „swojego” słupa, zanim przekaże moje pieniądze dalej. Dokładnie sprawdziłam dane na przelewie, zapisałam nazwisko kobiety i miasto, w którym założyła konto. I po tych informacjach odnalazłam jej profil na Facebooku. Od razu wysłałam jej wiadomość z żądaniem natychmiastowego zwrotu pieniędzy.
Zagroziłam też, że jeśli ich nie dostanę, pójdę do prokuratury. Bo firma, której przelewa pieniądze, to oszuści. Odpowiedzi nie dostałam, ale następnego poranka cała kwota była na moim koncie. Oszuści jednak nie zniknęli. Nie odpuszczę, będę ich szukać i zaciągnę do sądu! Zakładają nowe strony, zmieniają nazwy sklepów. Wiem, bo już natknęłam się na kolejne superokazje. Dlatego przestrzegam: bądźcie czujni, gdy kupujecie w sieci.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”