„Dopiero gdy żona odeszła odkryłem, że mogę ją stracić. Na horyzoncie pojawił się Rysiek, więc musiałem ją odzyskać”

starszy pan myśli, jak odzyskać żonę fot. Adobe Stock, ajr_images
„Agnieszka cierpliwie czekała. Liczyła na to, że wykonam jakiś ruch. Codziennie obiecywałem sobie, że się gdzieś ruszę. Jutro, w weekend, za tydzień... Zszedłem nawet do piwnicy i obejrzałem mój rower. Zauważyłem, że potrzebuje nowych opon. I na tym się skończyło”.
/ 30.03.2022 07:07
starszy pan myśli, jak odzyskać żonę fot. Adobe Stock, ajr_images

W młodości uwielbiałem wszelkiego rodzaju sporty. Wszystkiego musiałem spróbować. Żagle, narty, wspinaczka, paralotnia. Takiego mnie pokochała Agnieszka. Trudno jej się dziwić, że gdy zamieniłem się ze sportowca w kanapowca, była rozczarowana.

Kiedyś mieliśmy tyle pomysłów, że nie starczało czasu na realizację.

– Na emeryturze to wszystko nadrobimy – mówiliśmy zawsze.

A ja nawet nie pamiętam, kiedy mi się odechciało. Kiedy zamiast rowerowej przejażdżki po lesie atrakcyjniejszy stał się dla mnie wyścig w telewizorze. 

Jeszcze kiedy nasz syn Maciek był mały, co weekend jeździliśmy z nim za miasto. Zdążyłem nauczyć go kopać piłkę i pływać. W albumie są zdjęcia z tego okresu. Ja szczupły i opalony z Maćkiem na barana i moja piękna żona w bikini. Kiedy przekładam kartki w albumie, aż trudno mi uwierzyć, że ten gruby, spocony koleś koło mojej wciąż pięknej żony to ja.

Kiedy zacząłem spędzać czas przed telewizorem z piwkiem w ręku, Agnieszka próbowała z tym walczyćW końcu przestała mnie pytać, czy gdzieś razem wyjdziemy

– Arek, rusz się, taka piękna pogoda. Chociaż po parku się rowerami przejedziemy – namawiała.

Zimą znajdowała superatrakcyjne oferty wyjazdów narciarskich. Zawsze mówiłem, że może za miesiąc. Żona w końcu machnęła ręką. Już mnie o nic nie pytała i nic nie proponowała. Znalazła sobie mnóstwo własnych zajęć. Angielski, salsa, garncarstwo. Zapisała się do klubu turystycznego i w każdy weekend jechała w inny region Polski. I już mi nawet nie proponowała, żebym jej towarzyszył.

Po prostu się spakowała i wyszła

Rok temu przeszedłem na emeryturę. W domu czekała na mnie uroczysta kolacja.

– No to teraz pora, żebyśmy zaczęli robić te wszystkie rzeczy, na które nie mieliśmy czasu. Pamiętasz? Takie mieliśmy plany? – uśmiechała się, jakby naprawdę wierzyła, że odstawię piwo i odłożę pilota.

Coś tam mruknąłem przytakująco i zabrałem się do jedzenia. 

Moja żona cierpliwie czekała. Miesiąc, dwa. Liczyła na to, że wykonam jakiś ruch. Codziennie obiecywałem sobie, że jutro, że w weekend. Zszedłem nawet do piwnicy i obejrzałem mój rower. Zauważyłem, że potrzebuje nowych opon. I na tym się skończyło. Aż którejś soboty powiedziała „dość”. Siedziałem przed telewizorem. Niby usłyszałem z drugiego pokoju jakieś podejrzane trzaski, ale nie chciało mi się wstać i zobaczyć, co się dzieje. 

– Za tydzień przyjadę po resztę rzeczy – oznajmiła Agnieszka.

Oderwałem wzrok od telewizora. Stała z dwiema walizkami w rękach.

– Tak, wyprowadzam się. Dłużej nie mogę tak żyć. Teraz wreszcie nie będziesz musiał w ogóle wstawać z tej kanapy. Pewnego dnia po prostu na niej umrzesz.

Trzasnęły drzwi i zapanowała głucha cisza. Wstałem i sprawdziłem, czy jest obiad. Był. Uspokojony wziąłem z lodówki piwo i wróciłem do pokoju.

– Halo, tato. Coś ty nawywijał? Mama mi mówi, że mieszka u ciotki Basi – w niedzielę rano zadzwonił Maciek, który od dwóch lat mieszkał w Berlinie.

– Ja? Nic nie nawywijałem. Zupełnie nic – odpowiedziałem szczerze.

– No tak. I może to jest problem. Dobrze wiesz, o czym mówię. Ogarnij się, tato.

Wieczorem zjadłem resztki z poprzedniego dnia. W poniedziałek kanapki z mielonką z puszki znalezionej na dnie lodówki. Piwa miałem dużo, więc włączyłem telewizor i cieszyłem się, że mam święty spokój. Wytrzymałem tak dwa miesiące.

Agnieszka się do mnie nie odzywała. Co u niej – wiedziałem od Maćka.

– Mama z ciotkami były na rejsie w Chorwacji. Taki babski wyjazd. Miały nawet panią kapitan. Już się szykują na kolejny – opowiadał mi i przesyłał zdjęcia.

Kiedy patrzyłem na fotki mojej uśmiechniętej i szczęśliwej żony, ściskało mnie w gardle. Tęskniłem za nią, i to bardzo, ale to w końcu ona rzuciła mnie. Dlatego nie zamierzałem nic robić. Miałem swój honor. Zwłaszcza że jak dla mnie nie miała powodu, by z dnia na dzień się wyprowadzać...

– Jesienią mama z ciotką chcą objechać Polskę na rowerach. Pojedzie z nimi Jędrzej, nowy znajomy ciotki Basi. I jego kolega Ryszard. Jest w twoim wieku, a mama mówiła, że jak ostatnio wystartował w triathlonie, to miał wynik lepszy od niejednego czterdziestolatka – doniósł mi przed wakacjami Maciek.

Wiedziałem, po co mi to mówi. Znał mnie. Z zazdrości, prawie pękłem.

Chciałem jej zaimponować

Pierwszym krokiem było wyniesienie do piwnicy telewizora. Drugim – zabranie z niej roweru. W serwisie wymienili mi opony, podokręcali śrubki. Pierwsza próba przejażdżki skończyła się w krzakach, ale nie poddałem się. Trzy dni później byłem już w stanie okrążyć park, choć byłem spocony jak mysz i obolały. Zrozumiałem, że muszę zrzucić sporo kilogramów. I że sama jazda na rowerze nie wystarczy. W księgarni na rogu kupiłem książkę o zdrowym odżywianiu. Okazało się, że gotowanie wcale nie jest takie trudne. Nauczyłem się robić kilka sałatek, risotto i zupę minestrone.

Na moim osiedlu jest mała siłownia. Zajrzałem. Spodziewałem się wyżyłowanych kulturystów, ale okazało się, że takich jest kilku. A oprócz nich – normalni faceci. Starsi, młodsi, chudsi, grubsi.

– Pan pierwszy raz? Proszę się nie martwić. Zrobimy z pana Schwarzeneggera, zanim się pan obejrzy – powitał mnie trener.

Początki były udręką. Po ćwiczeniach nie mogłem się ruszać. Ale sam ze zdziwieniem zauważyłem po miesiącu, że coraz łatwiej przychodzi mi dźwiganie coraz cięższych sztang i coraz szybciej biegam po bieżni. Maćkowi nic na razie nie mówiłem. Bałem się, że wypapla matce i niespodziankę szlag trafi. Ale wiedziałem, że muszę się spieszyć, bo lada chwila Ryszard zawróci Agnieszce w głowie.

Syn zadzwonił pod koniec wakacji.

– Tato, będę niedługo w Warszawie. Wiem, że nie rozmawiałeś z mamą od pół roku, ale chciałbym się z wami spotkać. Razem. Ciągle jesteśmy rodziną.

– Jeśli twoja mama się zgodzi, to jasne. Ugotuję kolację.

– Tato, jesteś pewien, że mama skusi się na zupkę w proszku? Może lepiej pójdziemy do restauracji?

– Zaufaj mi, synku.

Wieczorem dostałem SMS-a od syna: „Mama się zgodziła. Do zobaczenia”.

Kilka dni przed planowaną kolacją wysprzątałem mieszkanie. Kupiłem trochę nowych ubrań – stare dresy i powyciągane koszulki wyrzuciłem na śmietnik. Poszedłem do fryzjera. I zacząłem planować kolację. W końcu zdecydowałem się, że podam minestrone – bo wychodziła mi naprawdę dobra. Do tego sałatkę z wędzonym łososiem i grillowanym greckim serem. Na deser pieczone jabłka z lodami. Do lodówki włożyłem trzy dobre białe wina. Wszystko było gotowe dwie godziny przed czasem.

Co minutę nerwowo zerkałem na zegarek. Kwadrans po 20 wreszcie zadzwonił dzwonek. Spojrzałem w lustro, przygładziłem włosy. Agnieszka wyglądała pięknie. Dopiero jak na nią spojrzałem, uświadomiłem sobie, jak bardzo tęskniłem. Pocałowała mnie w policzek i odsunęła się na dwa kroki.

– No, no, Arkadiuszu. Wyglądasz prawie tak dobrze jak wtedy, kiedy się poznaliśmy – uśmiechnęła się.

– No, tato. Podejrzewałem, że chcesz się czymś pochwalić, ale i tak mnie zaskoczyłeś – Maciek uścisnął mi rękę, a po cichu dodał: – Dobra robota, tato.

Agnieszka przez cały wieczór mówiła mało. Tylko chwaliła jedzenie i wino. Przy deserze rozejrzała się po pokoju.

– Pozbyłeś się telewizora! O, i wyciągnąłeś rower. Jeździsz trochę?

Przytaknąłem.

– To może pojedziemy gdzieś razem? 

Maciek wstał i się pożegnał.

– Zobaczymy się jeszcze w tygodniu, pa – rzucił, ale ani ja, ani Agnieszka nawet na niego nie spojrzeliśmy.

– Chętnie, może do puszczy? – dolałem żonie wina. – Poszukamy tej polanki, na której zawsze piknikowaliśmy.

Umówiliśmy się na rano. Dzień był wspaniały. Na pożegnanie odważyłem się ją pocałować. Nie wyrwała się. To był dobry znak. Ryszard nie zdążył namieszać.

– To co, zabierzesz mnie na tę wyprawę? – spytałem.

– Wyprawę? Nie wiem, o czym mówisz – Agnieszka zrobiła zdziwioną minę, ale po chwili uśmiechnęła się: – No może… Jak zasłużysz. Kolejny sprawdzian jutro. Widzimy się o dziewiątej?

– Oczywiście – przytaknąłem skwapliwie. Dla mojej żony wszystko!

Czytaj także:
„Po śmierci żony szukałem pocieszenia w butelce i nie zauważyłem, jak mój syn się stacza. To przeze mnie sięgnął dna”
„Miałam ją za przyjaciółkę, a ona nie przyszła na mój ślub, bo rzekomo wolała iść do pracy. Odkryłam smutną prawdę”
„Żona Tomasza, gdy dowiedziała się, że ma kochankę, ukarała męża. Wtedy ostatni raz widział miłość swojego życia”
 

Redakcja poleca

REKLAMA