Kiedy się pobieraliśmy z Wiolą, oboje byliśmy szczeniakami. Mieliśmy po 23 lata i byliśmy totalnie w sobie zakochani, tak jak tylko smarkacze potrafią. Wiola nie była w ciąży, za to ja nie miałem pracy, więc rodzice i znajomi pukali się w czoło.
Fakt, upadliśmy na głowę z tym ślubem, tak to teraz widzę, a jednak czas pokazał, że nie popełniliśmy błędu. Od 24 lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Nie przechodziliśmy większych kryzysów, ot, zwykłe kłótnie, gdy ja zapomniałem, że miałem kupić śmietanę, a ona poszła na zakupy do centrum, zapominając, że w tym miesiącu są większe rachunki do zapłacenia.
Czasem coś poważniejszego, jak choroba rodzica, zapaść finansowa czy wypalenie zawodowe. Ale to już za nami. Wszyliśmy na prostą z każdego zakrętu, a że nasze dzieci wyfrunęły z gniazda, my mogliśmy wreszcie cieszyć się ciszą w domu i wolnymi wieczorami we dwoje. W jeden z takich leniwych wieczorów ktoś zapukał do drzwi. Nowa sąsiadka.
– Dzień dobry, strasznie przepraszam, że państwu przeszkadzam, wprowadziłam się niedawno, mam takie pytanie… – nawijała, wpatrując się we mnie jakoś tak zachłannie. – Czy ma pan może wiertarkę?
– Mam – powiedziałem.
– To cudownie! Mogę pożyczyć na moment? – spytała. – Brat miał mi półki powiesić, ale wiertarka mu padła, a ja bez tej półki nie mogę rozpakować kartonów z książkami…
– A pani umie tego używać? – wyciągnąłem moją wiertarkę z walizki.
A to zepsuta pralka, a to kran…
– Jakoś sobie poradzę. To nie może być aż tak trudne…
– Pani prowadzi. Zobaczę, co da się zrobić – wolałem już poświęcić pół godziny na pomoc sąsiadce, niż odbierać uszkodzony sprzęt.
Zawiesiłem jej te półki, a ona wyciągnęła wino. Nie wypadało odmówić, więc wypiliśmy po kieliszku. Ona mnie chwaliła, nazywając aniołem, ja się skromnie rumieniłem, mówiąc, że sąsiadom trzeba pomagać. Po powrocie do domu zastałem Wiolę w grobowym nastroju.
– Co tam, słonko?
– Nic. Jak sąsiadka o coś poprosi, to od razu lecisz i robisz. A jak żona cię prosi, to muszę co pół roku tę prośbę przypominać.
– Oj, przesadzasz…
– Ciekawe, jak często będzie czegoś od chciała, wygląda mi na cwaną.
– Naprawdę przesadzasz.
Jednak nie, małżonka dobrze ją rozszyfrowała. Sąsiadka coraz częściej do nas zaglądała. A to pralka jej nawaliła, a to prąd w kuchni wysiadł. A kogo ma prosić o pomoc, jak nie inżyniera? Wiola po każdej mojej wizycie u Patrycji coraz mocniej zaciskała usta, ja zaś uspokajałem ją, że to przecież tylko sąsiedzka pomoc, że dziewczyna dopiero co się wprowadziła, więc jest trochę do roboty…
Ale czy to tłumaczy, czemu Patrycja podczas moich sąsiedzkich interwencji przyjmowała mnie coraz skromniej ubrana? Krótkie sukienki i duże dekolty, taką skromność mam na myśli. Plus drobne przekąski i wino albo whisky. Wyczułem niebezpieczeństwo i choć nie odmawiałem pomocy, starałem się zachować dystans. Co było trudne, bo Patrycja, która ledwie przekroczyła trzydziestkę, była bardzo atrakcyjna. Długie, ciemne włosy, szczupła sylwetka, dorodny biust, zawsze delikatny makijaż…
Byłem żonaty, ale wzroku nie straciłem. Wiadomo, że 30-latka będzie wyglądała jędrniej i młodziej niż 50-latka. To oczywista oczywistość i nawet jeśli kochasz żonę, zauważysz różnicę. Korciło mnie, żeby skorzystać z tych spojrzeń i uśmiechów. Nie będę nikogo oszukiwał, że nie, zwłaszcza siebie. Czułem się jak Jezus na pustyni nęcony przez diabła. Może popełniam świętokradztwo tym porównaniem, ale w całym moim długim życiu nie czułem się tak bardzo wiedziony na pokuszenie i tak bliski ulegnięciu pokusie.
Tyle że co potem? Mam dla kilku przyjemnych chwili odrzucić pół życia? Patrycja wyginała się seksownie, bawiła włosami, przypominając mi, że krew nie woda. A potem myślałem o Wioli, która przez ćwierć wieku była mi najlepszą towarzyszką życia.
Opiekowała się mną, gdy umierałem na przeziębienie i miałem prawie trzydzieści osiem stopni! Wychowywała ze mną nasze dzieci. Śmiała się ze mną i pozwalała ocierać swoje łzy. Miałbym to wszystko zaprzepaścić? Rzucić na szalę i przeważyć nie do końca normalną panną, która napaliła się na sporo starszego od siebie faceta, na dokładkę całkiem zwyczajnego? Przecież nie byłem jakimś bogaczem czy celebrytą.
Więcej do niej nie pójdę
Łatwo jest być wiernym mężem, gdy wokół nie ma takich Patrycji. Gorzej, gdy będąc na diecie, wchodzisz do cukierni i możesz tylko popatrzeć przez szybkę. Frustracja sięga zenitu, ale… Czy chwilowa satysfakcja z napchania się ciachami i czekoladą zrównoważy późniejszą niestrawność?
Doskonale wiedziałem, ile jest warta moja żona. Ile wyrzeczeń i kompromisów kosztowała nas wspólna praca nad związkiem, wychowaniem dzieci na zaradnych, szczęśliwych ludzi, nad tym, żebyśmy byli tu, gdzie jesteśmy. Miałbym to zmarnować? Dla kogo? Dla czego?
No i spojrzałem w lustro. Może trzymałem się nieźle jak na swoje lata, ale bądźmy szczerzy, mogłem być co najwyżej podstarzałym lowelasem. A nie ma nic gorszego niż bycie żałosnym. No, można jeszcze być porzuconym, rozwiedzionym, wyklętym przez dzieci i znajomych żałosnym facetem, który nie poradził sobie z kryzysem wieku średniego i pokusą w postaci młodej sąsiadki. Brr…
– No, leć, leć! Niech nie czeka, bo się przeziębi – pożegnała mnie żona któregoś popołudnia, gdy Patrycji zapchał się kran. Po czym agresywnie dziabnęła widelczykiem szarlotkę, którą kupiła do popołudniowej kawy. Wzruszyłem ramionami, nie dając się sprowokować.
Moja żona okazała się prorokiem, bo Patrycja otworzyła mi odziana w szlafroczek. A potem, gdy męczyłem się z tym cholernym zlewem, weszła do kuchni nawet bez szlafroczka, tylko w halce i szpilkach. O ja cię w mordę… Szczękę musiałam zbierać z podłogi. Oczy też mało nie wypadły mi z orbit. Miała w tych szpilkach nogi do samej szyi! A biust prześwitujący spod halki przyciągnął moje dłonie jak magnes. Aż musiałem je zacisnąć w pięści.
– Hm… jak długo będziemy udawać, że chodzi tylko o pralkę, półki czy kran? – spytała niskim, wibrującym głosem. – Może znajdziesz jakąś wymówkę dla żony i tu wrócisz, hm?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Gapiłem się na nią z otwartymi ustami, jakbym zobaczył ją po raz pierwszy. I chyba faktycznie. Wtedy ujrzałem ją taką, jaka jest naprawdę. Bezwstydną. Chciwą. Wyciągającą ręce po cudze. Mającą gdzieś, kogo skrzywdzi.
Flirty, delikatne aluzje, kokietowanie… to jeszcze nie zdrada, jeszcze nie grzech, mówiłem sobie. Co najwyżej wstęp do grzechu, choć Wiola nazwałaby to pewnie dużo dosadniej. Ale mimo wszystko to były tylko słowa, spojrzenia, uśmiechy. Natomiast tę otwartą, całkiem niezawoalowaną propozycję Patrycji, gdy już szok minął, odebrałem jak przekroczenie granic i musiałam powiedzieć „pas”.
– Ubierz się, bo złapiesz wirusa. I poszukaj innego hydraulika. Nie będę ci więcej pomagać.
Gdy ją wymijałem, złapała mnie za rękę
– Nie podobam ci się? Sądziłam, że obydwoje coś poczuliśmy…
– Musiałbym nie mieć oczu, żebyś mi się nie podobała – odparłem cicho. Na temat tego, co poczułem, co we mnie poruszyła, wolałem nie rozmawiać. Liczyło się coś innego. – Ale moja żona podoba mi się bardziej. O wiele bardziej.
Wyszedłem z mieszkania sąsiadki i wróciłem do siebie. Obmyłem twarz chłodną wodą, udzielając sobie pochwały za rozsądek i samokontrolę. Ale kiedy wszedłem do salonu i spojrzałem na żonę, zrozumiałem, że to nie była żadna samokontrola. Znałem każdą zmarszczkę na jej twarzy, każdy pieprzyk na jej ciele. Znałem na pamięć tę obrażoną minę, którą właśnie przybrała, gdy siedziała przy stole i wcinała kolejny kawałek szarlotki, pewnie na pocieszenie, że poszedłem do sąsiadki, zamiast być z nią. Nie zabraniała mi tej pomocy, tych flirtów, czekała, aż sam się opamiętam. Za to też ją kochałem, a ona się doczekała. Skończyło się marnowanie czasu na Patrycję.
– Jak sobie życzysz, kochanie.
– Przecież nic nie powiedziałam – burknęła.
– Słyszę twoje myśli… – szepnąłem, podchodząc do niej. – Więcej nie pójdę do Patrycji i nie będę jej już pomagać. Ona już to wie i więcej nie będzie zakłócać naszego spokoju. Zatem o czym zamierzałaś mi przypomnieć za pół roku? Może uwiniemy się z tym dzisiaj?
Liczę na kolejne rocznice
Patrycja rzeczywiście nie zapukała więcej do naszych drzwi. Poderwała sąsiada z parteru, który szybko się do niej wprowadził. I równie szybko wyprowadził. A potem wyniosła się ona. Sąsiedzi plotkowali coś o niewypłacalności, wierzytelnościach, komornikach. Nie wnikałem. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie. Zbliżała się nasza srebrna rocznica ślubu, którą planowaliśmy świętować z naszymi dziećmi, rodziną i przyjaciółmi.
Wyglądam z ciekawością kolejnych dwudziestu pięć lat. I może jeszcze jednych. Kto wie? Ja wiem, że czeka nas piękna podróż przez te lata, przez kolejne etapy naszego życia i związku. Pewnie jeszcze nieraz pojawią się jakieś pokusy. Ale dam sobie z nimi radę, przeszedłem próbę. Niemniej wolałabym, żeby do naszego bloku nie wprowadził się żaden przystojny, napakowany trzydziestolatek, który mógłby zawrócić w głowie mojej żonie. Wiadomo, strzeżonego…
Czytaj także:
„Mąż zamiast dbać o swoją ciężarną żonę, ganiał jak piesek do wylaszczonej sąsiadki. Ciekawe, czy łóżko też już z nią testował”
„Mąż mojej sąsiadki przepuścił całą wypłatę w jeden dzień. Biedaczka nie ma czym dzieci wykarmić, a ten bałwan baluje”
„Sąsiadka chciała bawić się w >>Kargula i Pawlaka<<, rujnując nam życie. Wiedziałam, że na tę starą jędzę trzeba znaleźć sposób”