„Gdy żona szukała dziecka do adopcji, ja zabawiałem się z kochanką. Skoro ona nie da mi syna, to może innej się uda?”

mężczyzna zdradza zonę fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Tamtego wieczora do niczego nie doszło. Ale rano złapałem się na tym, że ciągle o niej myślę. O pieprzyku na policzku, niesfornym loczku, który ciągle wpadał jej do oka, jej zaraźliwym śmiechu… Zaskoczyło mnie to”.
/ 03.02.2023 10:44
mężczyzna zdradza zonę fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Zanim poznałem Gosię, skakałem z kwiatka na kwiatek. I ciągle uważałem, że jestem za młody, żeby się ustatkować. W każdy weekend balowałem. Często nawet nie znałem imion dziewczyn, przy których się rano budziłem. Ale było mi z tym dobrze. Nie spodziewałem się, że poznanie Gośki tak zmieni moje życie. I jak bardzo, w przeciągu dosłownie tygodnia, zmienią się moje priorytety… Dobiegałem trzydziestki. Mama coraz częściej pytała się, kiedy jej kogoś przedstawię.

– Synek, ja bym chciał wnuki, póki jeszcze mam siłę się z nimi bawić – tata też mnie nie oszczędzał.

Byłem ojcem chrzestnym córki przyjaciela i uwielbiałem tę małą. A ona mnie. Ale co innego pobawić się przez godzinkę czy dwie z czyimś dzieckiem, a co innego mieć takiego małego potwora na stałe.

Uważałem, że na to mam jeszcze czas

Z Gośką poznaliśmy się na szkoleniu z zarządzania. Wysłały nas tam nasze firmy. Nigdy nie wierzyłem w takie szkolenia. Pan prowadzący, w eleganckim garniturze i pod krawatem, rysował nam jakieś wykresy, kazał odgrywać scenki. Do mojej pracy i mojej firmy to wszystko miało się jak pięść do nosa. Ale większość uczestników wyglądała na bardzo zainteresowanych. Uznałem, że to ze mną jest coś nie tak. Po chwili kątem oka zauważyłem dziewczynę siedzącą w kącie po drugiej stronie sali. Schowana za monitorem laptopa pisała coś na komórce. Dla zabicia nudy zacząłem ją obserwować.

Starała się przynajmniej od czasu od czasu wykazać zainteresowanie, ale zdarzało jej się też nie wytrzymać i przewrócić oczami. Albo ziewnąć. A potem znowu stukała w komórkę. Podczas przerwy na kawę podszedłem do niej. Jak wszyscy, na swetrze miała naklejkę z imieniem. „Małgorzata”.

– Hej. Niezwykle interesujące te zajęcia, prawda? Tyle się nauczyłem! Zauważyłem, że też jesteś zachwycona – zagadnąłem poważnym tonem.

Podniosła gwałtownie głowę. Jej mina mówiła: „Czy ty człowieku postradałeś rozum?”. Nie udało mi się zachować powagi i zacząłem się śmiać. Dziewczyna rozejrzała się dookoła i konspiracyjnym szeptem zaproponowała:

– Pryskamy?

Tej propozycji nie trzeba było mi dwa razy powtarzać.

– Dobra. To ja idę po torbę i wychodzę. Poczekam na ulicy. Wyjdź za pięć minut – zarządziła Małgorzata.

Skinąłem głową. Kiedy wyszedłem, stała oparta o mur i paliła papierosa.

– Jesteś. Boże, co to było? Ten koleś powinien sprzedawać garnki na kanale telezakupowym, a nie uczyć zarządzania. Ciekawa jestem, ile moja firma za to płaci – Gośka zgasiła papierosa. – Jesteś autem?

Zaprzeczyłem, choć mój fiat stał za rogiem. Ale wiedziałem, do czego zmierza. I też miałem ochotę się napić.

– To chodźmy na piwo albo i coś mocniejszego. Tylko gdzieś dalej, żeby nas tu jakiś inny desperat nie nakrył.

Przeszliśmy kilka przecznic i znaleźliśmy nieduży pub. Siedzieliśmy w nim, aż nas wyprosili. Piliśmy, rozmawialiśmy. Wiedziałem, że chcę tę kobietę spotkać znowu. I to wiele razy. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Wróciłem do domu taksówką. Była druga nad ranem. Tu przed zaśnięciem napisałem esemesa: „Czy jak zapytam, czy możemy się znowu spotkać już dziś, to uznasz mnie za idiotę?”. Odpowiedź przyszła natychmiast: „Nie”. Zasnąłem zadowolony z siebie. Już wtedy byłem pewny, że to będzie zupełnie inna znajomość niż poprzednie.

– Ostatni raz dotrwałem z dziewczyną do trzeciej randki chyba w liceum – przyznałem się Gosi podczas kolacji cztery dni później. – Szczerze mówiąc, ostatnio moje znajomości kończyły się zanim się tak naprawdę zaczęły. Mówię ci to tylko dlatego, że wiem, że z tobą będzie inaczej.

Pobraliśmy się dwa lata później

Przez kolejnych siedem lat byliśmy bardzo szczęśliwi. Gośka była nie tylko moją żoną, ale i najlepszą przyjaciółką. Kiedy jechałem w delegację, tęskniłem do niej już pierwszego dnia. Ze służbowych wyjazdów wracałem często wieczorem, odpuszczając popijawę. A przecież wcześniej byłem królem takich imprez. Teraz wolałem wrócić do domu, wsunąć się do łóżka i przytulić do ciepłych pleców żony.

Po ślubie ustaliliśmy, że z dziećmi na razie poczekamy. Nie byliśmy pewni, ile lat oznacza „na razie”. Po pięciu uznaliśmy, że zaczynamy się starać o potomstwo. Mijały jednak miesiące i nic się nie działo. Poszliśmy do specjalistów. Po miesiącach testów i badań usłyszeliśmy wyrok: nigdy nie doczekamy się biologicznego potomstwa. Gosia jest bezpłodna. Lekarz zaczął mówić o nowoczesnej medycynie, o in vitro, jajeczku od anonimowej dawczyni, ale Gosia mu przerwała:

– Nie. To nie dla mnie, przepraszam.

Zerwała się z krzesła i wybiegła. Przeprosiłem lekarza i pobiegłem za nią. Gosia siedziała na ławce i płakała. Usiadłem koło niej i zacząłem mówić:

– Kochanie, coś wymyślimy, to nie koniec świata, uspokój się, proszę. Będzie dobrze.

Chciałem ją przytulić, ale się odsunęła

– Nie dotykaj mnie, wiem, że pewnie się mną brzydzisz. Myślisz, że nie jestem kobietą – szlochała.

Objąłem ją i przytuliłem mocno. Tym razem już się nie broniła. Położyła głowę na moim ramieniu i zaniosła się płaczem. Jakiś czas później próbowałem porozmawiać z żoną o tym, jakie mamy możliwości.

– Jest mnóstwo dzieci, które potrzebują domów. Także zupełnie malutkich…

– Tomek, nie jestem gotowa na tę rozmowę. Okej? Powiem ci, jak będę…

Powoli godziłem się z tym, że nasza rodzina pozostanie dwuosobowa. Pomyślałem o psie, ale Gośka stanowczo odmówiła.

– Błagam cię, nie ma nic bardziej żałosnego niż para z pieskiem zamiast dziecka.

Coraz częściej tak samo reagowała na wszystkie moje propozycje. Przewracała oczami i prychała. Bardzo się starałem, ale wszystko, co robiłem, najwyraźniej robiłem źle. Helenę poznałem rok temu. Otworzyła małą kawiarenkę koło mojej pracy. Zaczęliśmy tam z kolegami wyskakiwać po kawę i kanapki. Bardzo ją polubiłem, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że może między nami do czegoś dojść. Wiedziałem, że ma chłopaka. Widziałem go kilka razy w kawiarni. Ostatni raz – gdy na moich oczach wypadł wściekły z lokalu, trzaskając drzwiami. Helena próbowała ukryć łzy.

– Cześć, Tomek. Espresso, jak zawsze? – zawołała, wycierając nos.

Spojrzałem na zegarek. Było już po 18.

– Myślę, że przydałoby ci się coś mocniejszego. Może zamkniesz dziś wcześniej? – zaproponowałem.

Zauważyłem, że w pierwszej chwili chciała odmówić, ale zawahała się. Po chwili podeszła do drzwi, wywiesiła kartkę z napisem „Zamknięte” i przekręciła klucz w zamku.

– W sumie to dobry pomysł. Napijmy się – Helena sięgnęła do szafki pod zlewem i wyjęła prawie pełną butelkę whisky.

Upiliśmy się. Tamtego wieczora do niczego nie doszło. Ale rano złapałem się na tym, że ciągle o niej myślę. O pieprzyku na policzku, niesfornym loczku, który ciągle wpadał jej do oka, jej zaraźliwym śmiechu… Zaskoczyło mnie to. Odkąd byłem z Gosią, zdarzało mi się, że jakaś dziewczyna mi się podobała. Ale nigdy nie czułem czegoś takiego. Próbowałem nie myśleć o Helenie. Przez kilka dni ani razu nie poszedłem do niej po kawę. Ale pod koniec tygodnia po prostu wpadłem na nią na przejściu dla pieszych.

– Tomek! Myślałam, że masz urlop albo zwolnienie. A ty po prostu rzuciłeś kofeinę!

Patrzyłem w chodnik, bo bałem się, że jak spojrzę Helenie w oczy to spróbuję ją pocałować. Ale w końcu podniosłem głowę. Chciałem powiedzieć coś zupełnie innego, ale nie dałem rady.

– Pracowałem. Ale wpadnę wieczorem.

Helena zamknęła kawiarnię o 20. Poszliśmy na kolację. Gosi napisałem, że mam służbowy bankiet i wrócę późno. Po kolacji odprowadziłem Helenę do domu. Zapytała, czy wejdę. Nie umiałem odmówić. Przecież przez cały wieczór myślałem tylko o tej chwili! Nasz romans trwał trzy miesiące. Wymykałem się do niej w przerwach na lunch i kochaliśmy się na zapleczu kawiarni. Wymyślałem weekendowe szkolenia i spędzaliśmy dwa dni w hotelu. Wieczorami udawałem, że idę pobiegać i jechałem do niej.

_ Tomek, dobrze że jesteś. Chcę porozmawiać – po jednej z tych „przebieżek” wróciłem grubo po północy.

Gośka czekała w kuchni.

– Nie śpisz?

Tylko ta niezbyt mądra odzywka przyszła mi do głowy.

Zrobiło mi się tak bardzo wstyd… 

– Zmęczony jestem, może jutro…

– Tomek. To tylko chwila. Dużo ostatnio myślałam. I wiesz, ja już jestem gotowa.

– Gotowa? – nie miałem pojęcia, o czym Gośka mówi, chciałem iść spać.

– Tomek, no jak to na co? Na adopcję. Przecież tego chciałeś. Możemy zacząć procedurę. Zatkało cię? A może już nie chcesz? Tomek? – dotknęła mojego ramienia.

Odwróciłem się i zacząłem nalewać sobie wody z kranu. Zrobiło mi się tak bardzo wstyd… Jak mogłem jej to zrobić?

– Gosia, to wspaniale, cieszę się. Pójdziemy w sobotę na kolację, porozmawiamy. Kocham cię – pocałowałem żonę w czubek głowy i poszedłem do łazienki.

Stałem pod prysznicem, gorąca woda spływała mi po twarzy. Wiedziałem, że z Heleną koniec. I że muszę jej to powiedzieć. Jak najszybciej, na szczęście zrozumiała.

– Wiedziałam, że to długo nie potrwa. Rozumiem cię. Jakby co, to wiesz, gdzie mnie szukać – Helena pocałowała mnie w policzek i wypchnęła za drzwi.

W sobotę poszliśmy z Gosią na kolację. Zauważyłem, że znowu ma te swoje iskierki w oczach. Wróciła jej chęć do życia. Okazało się, że Gosia ma już wszystko przemyślane: wybrała agencję, umówiła nas na spotkanie.

– Tylko musisz powiedzieć, że ciągle tego chcesz. Że chcesz, żebyśmy byli rodzicami.

Ucieszyłem się. Naprawdę. Chciałem dziecka, to też, ale cieszyłem się, że odzyskałem żonę. Tę wesołą, pełną energii dziewczynę, w której zakochałem się dawno temu.

– Gosia, nie musisz pytać, pewnie że chcę! Jestem szczęśliwy!

Nie zważając na innych gości, przechyliłem się i namiętnie pocałowałem żonę w usta. Tej nocy kochaliśmy się po raz pierwszy od dawna. Przestałem chodzić do kawiarni Heleny. Kilka razy widziałem ją z daleka. Wierzyłem, że ten romans mam już za sobą. Zgłosiliśmy się z Gosią do agencji adopcyjnej. Mieliśmy zacząć kurs za dwa tygodnie. Kiedy więc w recepcji firmy zobaczyłem Helenę, pomyślałem, że przyniosła komuś w biurze zamówienie.

– Tomek, przepraszam, masz chwilę? – Helena złapała mnie za rękaw. – Muszę ci coś powiedzieć, ale nie tu.

Poszliśmy na skwer

– Tomek. Długo się zastanawiałam, czy powinnam ci powiedzieć. Uznałam, że muszę. Żeby kiedyś moje dziecko mnie nie znienawidziło. Jak ja mojej mamy. Tak, jestem w ciąży. Z tobą. Drugi miesiąc.

Miałem pustkę w głowie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Jasne, chciałem być ojcem, bardzo chciałem. Ale z Gosią. Boże. Co ja powiem żonie? Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Helena dalej mówi.

– Nic od ciebie nie chcę. Dam sobie radę. Nie chcę ranić twojej żony. Ale chciałam, żebyś wiedział. Uważam, że ci się to należy.

Odeszła, a ja przesiedziałem na tym skwerze kilka godzin. Nie zauważyłem, kiedy zaczęło padać. Nie reagowałem na dzwoniącą komórkę. Próbowałem zdecydować, co powinienem robić. Wyrzec się swojego nienarodzonego jeszcze dziecka, czy zranić żonę. I zniszczyć nasze małżeństwo…

Przez tydzień biłem się z myślami. W piątek poszliśmy z Gosią na pierwsze zajęcia kursu. Na początek oglądaliśmy zdjęcia uśmiechniętych rodziców i ich adoptowanych pociech. Kilkulatki, nastolatki. Nagle na ekranie pojawiła się para z niemowlęciem. Miałem wrażenie, że ten rumiany blondasek patrzy prosto na mnie. Nie wytrzymałem. Wybiegłem z sali. Gosia za mną.

– Co jest?

– Zrobiło mi się duszno, przepraszam – skłamałem. – Wracaj, zaraz przyjdę.

Siedziałem na murku kwadrans. I podjąłem decyzję. Przez całą drogę powrotną Gośka nawijała jak nakręcona. Była taka podekscytowana, taka szczęśliwa!

– Wiesz, jesteśmy młodzi, mamy mieszkanie, dobrą pracę. Na pewno dostaniemy dziecko. I będziemy rodzicami. Super, prawda? Ja myślę, że będziesz wspaniałym tatą. Jak twój ojciec. Wiesz, ja już powiedziałam mojej mamie, że zaczynamy starać się o adopcję. Powiemy twoim rodzicom? Kiedy?

Dojechaliśmy do domu. Wyjąłem z lodówki wino, podałem Gośce kieliszek, nalałem, zakorkowałem butelkę. Starałem się jak najbardziej odwlec w czasie ten moment, kiedy zniszczę jej życie. A może i ją stracę.

– Gosiu, muszę ci coś powiedzieć. Bardzo ważnego. Będę ojcem. Nie mam na myśli adopcji. Miałem romans. To już skończone, ale teraz okazało się, że ona jest w ciąży. Dziś podjąłem decyzję. Chcę, żeby to dziecko znało swojego tatę. Chcę być obecny w jej czy jego życiu. Przepraszam.

Czytaj także:
„Kochanek działa na mnie jak wizyta w SPA. Romans sprawia, że jestem lepszą żoną, matką, szefową. Nie czuję się winna”
„Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Nie chciałem ani kolejnej żony, ani kochanki. Skupiłem się na miłości do córki”
„Mąż zostawił mnie dla młodszej kochanki i po 4 latach chce do mnie wrócić. Teraz raptem twierdzi, że mnie kocha”

Redakcja poleca

REKLAMA