Cztery lata temu przyjechałam do mojej przyjaciółki w okolice Krzyża. Chciałam się odprężyć po pracowitych wakacjach i zapomnieć o rozstaniu z moim chłopakiem, który pojechał do Glasgow do pracy i postanowił tam zostać.
Jak tylko rozpakowałam plecak, Kasia wyciągnęła mnie na spacer po lesie.
– Nazbieramy grzybów – oznajmiła.
Na grzybach znałam się tyle, co nic. W dzieciństwie byłam na grzybobraniu zaledwie raz czy dwa, i to z mamą.
– Tylko się nie zgub. W Puszczy Drawskiej o to nietrudno – przestrzegła mnie Kasia, nim wyszłyśmy z domu. – Najlepiej pilnuj się mnie – poradziła. – Musimy być zawsze w kontakcie wzrokowym.
Jako mieszczuch z krwi i kości nie miałam pojęcia, jak chodzić po lesie, ale uznałam, że trochę przesadza.
Przez pewien czas szłyśmy obok siebie, drogą. Rozmawiałyśmy i żartowałyśmy, w końcu nie widziałyśmy się całe wakacje. Ale potem, każda weszła w las i… Byłam tak zauroczona pięknem lasu, ilością grzybów w moim koszyku, odurzona świeżym powietrzem i zapachem, że zapomniałam o bożym świecie. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że obok mnie nie ma mojej przyjaciółki.
Przestraszyłam się nie na żarty
– Hop, hop! – zawołałam kilka razy, ale odpowiadało mi tylko echo. – Halo! Kaśka, gdzie jesteś?!
Cisza. Postanowiłam więc zawrócić, jednak nie byłam pewna, czy idę w dobrą stronę. Zaczęłam nasłuchiwać, lecz poza głosami ptaków i brzęczeniem owadów nie słyszałam nic. Oczywiście, jak to w takich sytuacjach często bywa, zawiódł również telefon. Okazało się, że nie ma zasięgu.
Teraz naprawdę się przestraszyłam i zaczęłam szukać miejsca, w którym byłaby choć jedna kreska zasięgu. No i oddaliłam się jeszcze bardziej. W końcu znalazłam zasięg. Tyle że tym razem najwyraźniej utraciła go Kaśka, bo kiedy do niej dzwoniłam, odpowiadała mi poczta głosowa. Dopiero po jakimś kwadransie dodzwoniłam się do niej. Po głosie poznałam, że jest zaniepokojona nie na żarty.
– Jezu, gdzie jesteś?! – zawołała.
– Jak to gdzie? – obruszyłam się. – W lesie. Dość wysokim. Sosnowym. Sosnę od świerka odróżniam.
– Kurde! Nie mam pojęcia, w którym momencie się rozłączyłyśmy. I jak daleko jesteś. Spróbuję zawołać, a ty odłóż komórkę i słuchaj, czy usłyszysz.
Nie słyszałam nic. Byłam przestraszona nie na żarty. Wydawało mi się, że przyjdzie mi spędzić noc w lesie.
– Izka? Jesteś tam? – usłyszałam.
– A gdzie mam być?
– Najlepiej wyjdź na jakąś ścieżkę. Ścieżka zawsze dokądś zaprowadzi. Zaraz coś wymyślę. Zdzwonimy się.
Nieustannie traciłam zasięg w telefonie
Po piętnastu minutach zmieniło się tylko to, że szłam ścieżką, nie lasem, i to w coraz gorszym nastroju. Moje czarne myśli stały się jeszcze bardziej czarne. Kaśka nie dzwoniła, zerkałam co chwilę nerwowo na telefon, czy aby mam zasięg. W końcu, gdy już byłam prawie pewna, że grozi mi śmierć głodowa, komórka odezwała się.
– Trochę to trwało, ale udało się – Kaśka odetchnęła z ulgą.– Ojciec mojej koleżanki jest leśniczym. Co prawda teraz gdzieś wybył, ale powiedział, co masz robić. I że zaraz kogoś wyśle, tylko musisz podać namiary.
– Jakie namiary? – przeraziłam się. – Nie znam żadnych namiarów.
– Powiedział, że musisz dojść do słupka z numerem – wyjaśniła.– Co jakiś czas na krzyżówkach w lesie są słupki z numerem. Jak znajdziesz taki słupek, to szybko do mnie zadzwoń albo wyślij esemesa i podaj mi ten numer. Po tym numerze cię znajdą. Tylko stamtąd nie odchodź.
Słupek znalazłam dość szybko. Tyle że znowu zgubiłam zasięg w telefonie i musiałam odejść cały kawał, żeby wysłać esemesa do Kaśki. Samochód straży leśnej pojawił się mniej więcej po godzinie. Siedziała w nim moja przyjaciółka i jakiś młody leśnik.
Zakochaliśmy się w sobie po uszy
– No to mamy zgubę – uśmiechnął się mój wybawca, otwierając drzwi łazika. – Witam, jestem Adam.
– Iza – odwzajemniłam uśmiech.
– Wsiadaj – zakomenderowała Kaśka. – Ale mi napędziłaś stracha. Odeszłaś chyba ze trzy kilometry.
– Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Nie dość, że sama się pani zgubiła, to jeszcze zgubiła pani grzyby – skwitował Adam i wyjął mój koszyk.
Faktycznie! Gdy szukałam zasięgu, musiałam zostawić kosz z grzybami. A potem już o nim zapomniałam.
W ramach podziękowań Kaśka zaprosiła Adama na wieczornego grilla. A następnego dnia on zrewanżował się zaproszeniem na ognisko.
– Wydaje mi się, że wpadłaś mu w oko – stwierdziła Kaśka.
Gdy po wakacjach wyjeżdżałyśmy do miasta, by rozpocząć ostatni rok studiów, byliśmy już zakochani po uszy. A po pół roku wzięliśmy ślub. Uroczystość odbyła się zimą, wszędzie wokół było biało, za to przed kościołem zielono od leśnych mundurów.
– Ty to masz fart – powiedziała mi wtedy moja przyjaciółka. – Sama się zgubiłaś, ale męża znalazłaś.
Czytaj także:
„Stronię od towarzystwa, więc mają mnie za dziwaczkę. Ale gdyby nie to, że jestem odludkiem, nie poznałabym miłości życia”
„Pewien staruszek pomylił numery telefonu i zamiast do swojego syna, napisał sms-a do mnie. Tak poznałam miłość swojego życia”
„Miałam 19 lat i romans z księdzem. Wykorzystał mnie i zostawił, ale dzięki niemu poznałam miłość życia”