„Gdy zawisła nade mną groźba raka, bałam się, że Bartek mnie rzuci. Nie wiedziałam, czy nasz związek przetrwa ten test”

kobieta, która zrobiła mamografię fot. Adobe Stock, LStockStudio
„Mój ukochany nawet nie wspominał o ślubie. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Każde z nas mieszkało we własnym mieszkanku. Czasem ja zostawałam u niego na noc, czasem on u mnie. Każde miało u partnera swoją szczoteczkę do zębów i wydzieloną półkę w szafie, lecz nic poza tym”.
/ 04.06.2022 16:15
kobieta, która zrobiła mamografię fot. Adobe Stock, LStockStudio

Wzięłam od recepcjonisty klucze i poszłam do wynajętego domku, stojącego trochę na uboczu. Specjalnie taki wybrałam, żebyśmy mieli z moim chłopakiem odrobinę prywatności. Potrzebowałam szczerej rozmowy ciągnącej się długo w noc. Tak mało mieliśmy z Bartkiem okazji, aby się zatrzymać w codziennym pędzie i chwilę ze sobą pobyć. Pracowaliśmy od rana do wieczora, aby zarobić na kredyty na dwa mieszkania i dwa auta. Nasze spotkania wyglądały podobnie: chwila rozmowy, a potem seks. Coraz krótszy i jakiś taki bez wczuwania się w to drugie. Byliśmy na to zbyt zmęczeni.

Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo pędzi, gna do przodu, dopóki nie spotka go coś, co podziała jak hamulec bezpieczeństwa. Mnie właśnie spotkało coś takiego.

Nie chciałam go stracić...

Dwa miesiące temu poszłam na rutynowe badanie – mammografię. Pierwszą w życiu. Nie bałam się ani trochę, bo byłam przekonana, że wszystko ze mną w porządku. Robiłam przecież systematycznie USG piersi, badałam je także sama przed lustrem niemal po każdej miesiączce. Dlatego zdziwiłam się, kiedy lekarka mi powiedziała, że w lewej piersi coś mam.

– To mi wygląda na torbielki albo raczej jakieś tłuszczaki. Ale zalecałabym wizytę u onkologa – stwierdziła spokojnie.

To był szok. Wyszłam z jej gabinetu jak kupka nieszczęścia. Prawie się wyczołgałam… Nie mogłam o niczym powiedzieć mamie, bo strasznie by się przejęła. A Bartek?... On też za nic nie mógł się dowiedzieć! Kochał przecież moje piersi, pieścił je z taką rozkoszą. A jeśli teraz okaże się, że mogę je stracić, to… Stracę także jego? Spanikowałam. Uznałam, że mój ukochany o niczym się nie dowie tak długo, jak to tylko będzie możliwe. Najlepiej nigdy.

– Ale dlaczego? – zdziwiła się Alicja, moja przyjaciółka. – Przecież jesteście ze sobą już trzy lata. Kochacie się. Prawda, że się kochacie? No powiedz sama.

– Kochamy – stwierdziłam, ale jakimś zrezygnowanym tonem.

Ona nie dawała za wygraną.

– Ja sobie nie wyobrażam, żebym mogła ukrywać coś takiego przed Arkiem. Przeciwnie, to właśnie jemu pierwszemu bym się wypłakała, jemu opowiedziała o swoim strachu…

– On by cię zrozumiał. Szalał za tobą już w przedszkolu, kiedy byłaś płaska jak decha, a on i tak oddawał ci swój budyń z malinami!

Alicja uśmiechnęła się, ale natychmiast spoważniała i wypaliła:

– Jeśli uważasz, że Bartek kocha tylko twój biust, to… chyba nie kocha cię wcale.

Tego się właśnie obawiałam…

Teraz jest moment, żeby to sprawdzić! Jak długo chcesz czekać, żeby się okazało, że nie macie dla siebie za wiele uczucia? Do dziesiątej rocznicy ślubu?

Sęk w tym, że mój ukochany nawet nie wspominał o ślubie! Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Każde z nas mieszkało we własnym mieszkanku. Czasem ja zostawałam u niego na noc, czasem on u mnie. Każde miało u partnera swoją szczoteczkę do zębów i wydzieloną półkę w szafie, lecz nic poza tym.

– Wybacz, dla mnie to jakieś dziwne – stwierdziła kiedyś Alicja. – Ja już w podstawówce powiesiłam w pokoju Arka moje ulubione plakaty z Limahlem. A on zawalał mi biurko jakimiś śrubkami i innymi szpargałami.

Skrzywiłam się. Nie miałam ochoty słuchać tego love story, które i tak oglądałam na żywo od trzydziestu lat. Alicja zreflektowała się i stwierdziła z prostotą:

– Albo wpuścisz Bartka do swojego życia, albo nie, ale wtedy na zawsze zostaniesz sama. W związku czy nie w związku, zawsze będziesz się czuła samotna.

Nie mógł ze mną pojechać

„Ona chyba ma rację” – pomyślałam, gdy w tajemnicy przed moim chłopakiem szłam do szpitala na biopsję. Pan onkolog zadecydował, że musimy ją zrobić, aby mieć pewność, że to coś w mojej piersi to nic złego.

Mamie i Bartkowi skłamałam, że wyjeżdżam na dzień służbowo i dlatego wyłączę komórkę. Wolałabym mieć przy sobie ukochanego faceta, a nie przemierzać samotnie długich szpitalnych korytarzy w tym upokarzającym wdzianku, które każdego pacjenta odziera z godności. Ale było już za późno…

Wyniki będą za tydzień – usłyszałam od lekarza.

– Dopiero? – przeraziłam się.

– Niestety, tyle to trwa. Wycinek idzie do laboratorium, w którym zostanie zbadany. Pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć.

Jak ja wytrzymam? Zadręczę się przypuszczeniami… A może jednak powiedzieć Bartkowi? Alicja ma rację: albo teraz, albo… nigdy! To będzie test dla naszego związku.

Chciałam to zrobić podczas naszego wypadu na weekend. Tylko zieleń wokoło, jezioro i my. Bartek pokrzyżował mi plany.

– Kochanie, strasznie cię przepraszam, ale nie mogę z tobą wyjechać na ten weekend – oznajmił z rozbrajającym uśmiechem, gdy wpadł do mnie w czwartek. – Zapomniałem, że mam pomóc Marcinowi przy motorze. Miesiąc na to czeka. Wybaczysz mi? Wynagrodzę ci to w przyszłym tygodniu!

Musiał dostrzec, że spuściłam nos na kwintę, bo dodał szybko:

– Ale ty jedź, rozerwij się! Może zabierzesz Alę? Weź mój samochód, jest wygodniejszy.

Przyjechałam więc nad jezioro samochodem Bartka. Rozgoryczona i smutna. Przecież nie tego potrzebowałam! Nie chciałam lepszego auta, kwiatów od czasu do czasu czy wymyślnej biżuterii na urodziny. Chciałam człowieka, który zauważy, że coś się ze mną dzieje niedobrego! Że cierpię! Kogoś, kto mnie wysłucha, zrozumie i przytuli.

Posiedziałam chwilę na pomoście, żaby kumkały ślicznie. I postanowiłam pójść spać. „Lepiej wstanę wcześnie rano i pójdę na spacer. Po co mam teraz siedzieć po nocy i rozpamiętywać wszystko?” – pomyślałam. Zasnęłam szybko, jak to mieszczuch odurzony świeżym powietrzem. Nie mam pojęcia, jak długo spałam, gdy obudził mnie jakiś chrobot. Było ciemno i przestraszyłam się. Myszy? Boję się ich potwornie, chociaż wiem, że to śmieszne. A jeśli nie one, to… Może włamywacze?

Z przerażenia aż usiadłam na łóżku i zaczęłam nasłuchiwać. Odruchowo podciągnęłam koc pod samą brodę, zupełnie tak, jakby naprawdę mógł mnie przed czymkolwiek ochronić.

Dom był nieduży, drewniany. Pokój wychodził na salonik, który był jednocześnie holem. Chrobot dochodził właśnie stamtąd i… był to odgłos klucza wkładanego do zamka! Ktoś próbował wejść, mozolił się po ciemku… Czy włamywacze mogą mieć klucz?! Zanim jednak zdążyłam się jeszcze bardziej przestraszyć, intruz zdążył już wejść do środka i z westchnieniem ulgi zapalił światło. To był… Bartek!

– Kochanie! – dopadł mnie jednym skokiem. – Czuję się podle, jak ostatni drań! Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Milczałam dyplomatycznie, nie wiedząc, co tak naprawdę ma na myśli, a on urywanymi zdaniami składał samokrytykę. Musiał być ślepym egoistą, skoro mogłam pomyśleć, że z powodu piersi może mnie zostawić! Zresztą na pewno wszystko będzie dobrze, wyniki wyjdą idealnie, a on ze mną po nie pojedzie, żebym nie czuła się już nigdy samotna!

Przyjaciółka wszystko mu powiedziała

– Od kogo wiesz? – zaskoczona, wydukałam tylko.

To było głupie pytanie: przecież o wszystkim mogła mu opowiedzieć tylko Alicja!

– Nie gniewaj się na nią – od razu powiedział Bartek. – Ona cię kocha jak siostra i martwiła się strasznie. Czekała do wieczora, aż w końcu wygarnęła mi przez telefon, co o mnie myśli, że cię zostawiłem samą z takim problemem. No to wskoczyłem w auto Marcina i jestem!

Faktycznie, Bartek miał na sobie woniejącą smarami koszulkę. Musiał przyjechać wprost z garażu Marcina, w którym babrali się przy jego motorze. Ale dla mnie to był w tej chwili piękniejszy zapach niż woda toaletowa Kleina! Przy Bartku poczułam się pewniej, bezpieczniej. A potem… on wyciągnął coś z tylnej kieszeni spodni i zmieszany zaczął mówić:

– Wiem, że to powinno inaczej wyglądać, ale Poznań to niestety nie Nowy Jork i jubilerzy zamykają swoje sklepy na noc. Po drodze była otwarta tylko jedna stacja benzynowa, a na niej dostałem to…

Na jego wyciągniętej dłoni leżał… różowy pierścionek z główką Myszki Miki! Nim zrozumiałam, po co mu ten dziecięcy drobiazg, upadł przede mną na kolana z pytaniem:

Zostaniesz moją żoną?

Ze wzruszenia zaniemówiłam, a on wsunął mi to cudo na palec, jakby to był brylant.

– W poniedziałek wymienimy go na prawdziwy. Najwspanialszy, jaki będzie w sklepie!

Tej nocy spaliśmy spleceni w uścisku i wreszcie poczułam, że jesteśmy jednością.

Badania poszłam odebrać z Bartkiem. Nie bałam się już, bo wiedziałam, że bez względu na wszystko, bez względu na to, co powie lekarz, mój ukochany zawsze będzie ze mną. Na szczęście wyniki były dobre.

Czytaj także:
„Kiedyś za wszelką cenę chciała odbić mi męża. Nie spodziewałam się, że akurat ona poda mi pomocną dłoń”
„Gdy mąż rzucił mnie dla młodszej, uznałam, że nadaję się tylko do garów. Nie sądziłam, że drzemie we mnie wielki talent”
„Martwiłem się, że mój nastoletni syn nie chodzi na randki. Ale kiedy wreszcie się zakochał, bardzo źle ulokował uczucia”

Redakcja poleca

REKLAMA