„Gdy urodziła się moja siostra, poszłam w odstawkę. Myślałam, że nie zasługuję na miłość, teraz wiem, że było inaczej”

Matka z córką fot. Adobe Stock, diignat
„Chciałam mieć rodziców dla siebie! Chciałam jak moje koleżanki pójść z nimi na spacer, do kina, na lody. Wybrać się razem na zakupy albo na wakacje. Nic z tego. >>Nie możemy zostawić Irenki<<. A ja?! Czemu mną się nikt nie przejmował?”.
/ 26.02.2023 17:15
Matka z córką fot. Adobe Stock, diignat

Kiedy urodziła się Irenka, wszystko się zmieniło. Miałam siedem lat i szykowałam się do pierwszej klasy. To miała być moja wielka chwila – oto z przedszkolaka stawałam się uczennicą – a ona mi ją ukradła. Czekaliśmy na dzidziusia, to jasne.

Mamie rósł brzuch, a ja nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła pójść na spacer z wózkiem i prawdziwym dzieckiem w środku. Z lalką to nie to samo. Czekałam na moją siostrę albo brata, ale mama wróciła ze szpitala sama. A kiedy się żegnałyśmy, mówiła wyraźnie, że wróci z dzidziusiem.

– Irenka jest bardzo chora… – powiedziała mama przez łzy. – Musiała zostać w szpitalu.

Do szkoły, na inaugurację mojego pierwszego w życiu roku szkolnego, poszła więc ze mną sąsiadka. I poganiała mnie, bo spieszyła się potem do pracy. Rodzice byli wtedy w szpitalu, przy Irenie. Odtąd tak wyglądało moje życie. W tle. W centrum zaś zapanowała niepodzielnie Irena. Ja spędzałam czas w szkolnej świetlicy albo u sąsiadki, która nie była tym faktem zachwycona.

Często fukała, że znowu musi zajmować się „tą gówniarą” za marne grosze; a gdy u niej byłam, powtarzała, że mam być cicho i nie zawracać jej głowy, bo ona ma co robić. Skarżyłam się rodzicom, ale kazali mi być grzeczną dziewczynką i nie denerwować pani Zosi, bo jeszcze się obrazi. Ktoś przecież musi ze mną być, gdy oni zajmowali się Ireną. Na nią szły wszystkie wolne pieniędzy i cały wolny czas rodziców.

W końcu podrosłam na tyle, żeby dotarło do mnie, co dolega mojej siostrze. Porażenie mózgowe, komplikacje przy porodzie, niedowłady… Irena rosła, ale nie chodziła, nie mówiła. Leżała w łóżku albo siedziała, posadzona w wózku i mocno przypięta pasami. Szukałam informacji w szkolnej bibliotece, w encyklopedii, bo internet był wtedy dla wybrańców. Nadal byłam za mała, żeby zrozumieć zachowanie rodziców. Byłam jednak na tyle duża, żeby poczuć się odstawiona na boczny tor, odtrącona, porzucona, bo teraz najważniejsza jest Irena.

A ja też chciałam mieć rodziców dla siebie! Chciałam jak moje koleżanki pójść z nimi na spacer, do kina, na lody. Wybrać się razem na zakupy albo na wakacje. Nic z tego. Nie możemy zostawić Irenki…

A ja?! Czemu mną się nikt nie przejmował?

Byłam zdana na siebie. Ojciec pracował po dwanaście godzin, żebyśmy mieli pieniądze na życie. Matka była przykuta do łóżka albo wózka mojej siostry. Ja…? Ja byłam normalna, zdrowa, więc mogłam sobie poradzić sama. I musiałam, jakby rodzice zapomnieli, że ja też jestem dzieckiem. Na moje wywiadówki do szkoły nie przychodzili. Nie sprawiałam problemów, dobrze się uczyłam, więc nie widzieli potrzeby. Właściwie aż dziw, że nie wpadłam na pomysł, by zwrócić na siebie ich uwagę poprzez bunt i stwarzanie kłopotów.

Widać siedmiolatka jest na to za mała, a jako nastolatka już przywykłam, że nikt się mną nie interesuje. Koleżanek nie miałam, bo wcześniej czy później musiałabym je zaprosić do domu. A wstydziłam się. Swojej siostry, która była jak niemowlę, mimo że miała już kilka lat. I rodziców, którzy nad nią trzęśli się jak nad jajkiem, a mnie nie widzieli.

Czułam się samotna. Tak potwornie samotna, że płakałam co wieczór w swoim maleńkim pokoiku. Cichutko, żeby rodzice, śpiący z Ireną, nic nie usłyszeli. Pytaliby, co mnie boli, czy jestem chora. Jedynie wtedy zaczynali się martwić. Pewnie dlatego, że troska o mnie zabrałaby im czas, jaki mogliby poświęcić Irenie. Nie zawracałam im głowy czymś takim jak ból złamanego serca czy rwanie duszy, bo gdy raz to zrobiłam, usłyszałam, że powinnam się wstydzić i dziękować Bogu za bycie zdrową. A ja w obliczu takiej tragedii, takiej niepełnosprawności śmiem narzekać, że mama nie ma czasu pójść ze mną do kina, a tata sił, by pójść ze mną na rower.

Więc przestałam się skarżyć i dopraszać o miłość, uwagę, za to kiedy tylko zdałam maturę, wyprowadziłam się z domu. Nawet nie próbowałam zdawać na studia dzienne. Od razu złożyłam papiery na zaoczne. Chciałam pracować i sama się utrzymywać. Mama wpadła w panikę, ale wytłumaczyłam im, że nie chcę ich dłużej obciążać. Pieniądze były potrzebne na rehabilitację Irki, a jej potrzeby ciągle rosły.

Nowe łóżko, nowy wózek, wizyty u specjalistów, leki, fizjoterapia… Racja, ale tak naprawdę nie chciałam już mieszkać w domu naznaczonym chorobą. Chciałam uciec od rodziny, w której czułam się samotna, niekochana, zbędna. I uciekłam. Na początek niedaleko, do miasta, gdzie studiowałam i pracowałam. Wpadałam czasem na weekendy, gdy nie miałam zjazdów, ale robiłam to coraz rzadziej.

Nie tylko z powodu braku czasu – uczyłam się i pracowałam jednocześnie – ale dlatego, że coraz lepiej czułam się wśród obcych ludzi, którzy nie znali Ireny i nie wiedzieli o jej chorobie. Ba, nie wiedzieli nawet, że istnieje, bo przedstawiałam się jako jedynaczka. Nie widziałam już współczujących spojrzeń, nie słuchałam koślawych słów, które miały wyrazić współczucie, którego sobie nie życzyłam.

Byłam sobą. Dorotą, która mogła się bawić, która zakuwała w bibliotece, a w pracy obsługiwała klientów w sklepie odzieżowym. Fantastyczne uczucie. Czułam się lekka, wolna. Jakbym odcięła linę z balastem, który ciążył mi niemiłosiernie przez większość życia. Aż zdarzyło się coś, co zmieniło moje spojrzenie. Koleżanka z pracy, zaproszona przeze mnie na imprezę urodzinową, odmówiła przyjścia.

– Bardzo bym chciała, ale obiecałam mamie, że zajmę się bratem. Ma szesnaście lat i jest niepełnosprawny. Ktoś musi przy nim być całą dobę. Mama zajmuje się nim sama, od urodzenia, więc kiedy tylko mogę, staram się ją odciążyć. Żeby gdzieś wyszła, wiesz, do fryzjera, kina, na kawę do koleżanki. Dla mnie to nic wielkiego, norma, a dla niej prawdziwe święto.

– Och… przykro mi… – bąknęłam.

Pierwszy raz poczułam się tak jak ci wszyscy ludzie, którzy nagle dowiadywali się, że mam siostrę z ciężkim porażeniem. Teraz ja nie miałam pojęcia, jak zareagować, i palnęłam pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy:

– Moja młodsza siostra też jest chora.

– Przerąbane… – westchnęła Basia.

– Twoja mama jest jak moja, żyje w więzieniu. Masakra. Dobrze, że miewają trochę czasu dla siebie, bo inaczej chybaby zwariowały.

– Taaa… – mruknęłam.

Rozmawiałyśmy długo, płacząc

Nazajutrz wzięłam dzień wolny i pojechałam do domu. Mama była zaskoczona, ale przeszczęśliwa. Przytuliłam się do niej, zastanawiając się, czy kiedykolwiek zauważyłam ten błysk w jej oku, kiedy na mnie patrzyła. Czy to możliwe, że kocha mnie tak samo jak Irkę, ale inaczej, bo przychodzi jej to dużo łatwiej, bez żadnego wysiłku?

Może mama uważała, że ja to wiem, że nie musi mi niczego tłumaczyć? Użalałam się nad sobą, ale przecież ciężko chore dziecko odmieniło przede wszystkim jej los. Opieka nad Ireną odbywała się nie tylko moim kosztem, ale przede wszystkim kosztem mojej mamy.

Przecież gdyby mogła, to wolałaby iść ze mną na zakupy, na spacer, na lody czy do kina, ale nie mogła, skoro zwykłe wyjście do urzędu, by coś załatwić, zmieniało się w operację logistyczną, jak na wojnie! A ja, zamiast jej pomóc, byłam zła, zazdrosna i nieszczęśliwa. Oczywiście trudno wymagać od dziecka, żeby tak się nie czuło, ale ja już od dawna nie byłam dzieckiem...

– Mam coś dla ciebie, mamo – powiedziałam, gdy już zajrzałam do Irenki, która ćwiczyła z fizjoterapeutą.

– O, ale ja nie mam urodzin! – zdziwiła się mama.

Zakłuło mnie w sercu. Drobne przyjemności należały jej się nie tylko od święta.

– To w sumie… na przeprosiny… – zaczęłam i położyłam przed nią kartę podarunkową do salonu fryzjersko-kosmetycznego.

Powiedziałam jej o wszystkim, szczerze. Rozmawiałyśmy długo, obydwie płacząc, korzystając z chwili, kiedy Irena zasnęła, wyczerpana ćwiczeniami. Przepraszałyśmy się nawzajem. Ja mamę za to, że w myślach oskarżałam rodziców o brak miłości i zainteresowania, o pozostawienie mnie samej sobie, o to, że czułam się zbędna w naszej rodzinie. Ona mnie za to, że tak się czułam, że bagatelizowała moje problemy i pretensje, wierząc, że jestem mądra i zrozumiem.

– Tak mi było ciut łatwiej, wygodniej – tłumaczyła. – Chętnie bym się rozdwoiła, ale nie mogłam. A gdy miałam odrobinę czasu, spałam…

Przestałam wstydzić się Irki

Po raz pierwszy w życiu byłyśmy ze sobą na sto procent szczere. Mama tuliła mnie jak małe dziecko, a ja wreszcie czułam to, za czym tęskniłam: jej miłość.

– Obiecaj mi, że skorzystasz z tej karty – poprosiłam. – A ja posiedzę z Irką. Nie, nie zastanawiaj się. Chcę ci pomóc. Chyba najwyższy czas, żebym zaczęła być dobrą siostrą. 

Przestałam wstydzić się Irki. Częściej też wracam do domu, zwłaszcza od kiedy skończyłam studia i nie muszę już poświęcać weekendów na zjazdy, a wieczorów na naukę. Przejęłam część obowiązków przy siostrze. Namówiłam tatę, by zabrał mamę na romantyczny weekend we dwoje.

Pojechali na taki wyjazd po raz pierwszy od niemal dwudziestu lat! A my z Irką spędziłyśmy wspaniałe dwa dni na spacerach, rozmowach, no, monologach. I malowaniu paznokci. Jestem pewna, że podobał jej się ten delikatny róż z brokatem. Widziałam to w jej oczach. Zdałam też sobie sprawę, że życie bez Irki może byłoby bardziej różowe, ale niepełne. Kogoś by mi w nim brakowało. Wreszcie dojrzałam do siostrzeństwa.

Czytaj także:
„Moja mama do reszty oszalała. Ma 60 lat, a znalazła sobie narzeczonego, który może jest w moim wieku”
„Moja mama za wszelką cenę próbuje zeswatać mnie z synem przyjaciółki. Nie rozumie, że to moje życie i moje wybory”
„Cieszyłam się, że mój facet i moja mama tak się lubią. Byłam w szoku, gdy dotarło do mnie, że się w sobie zakochali”

Redakcja poleca

REKLAMA