Gdy w firmie poligraficznej ponownie szukali handlowców, kierownik zmiany zasugerował, żebym wysłał swoje CV.
– Łatwo przyswajasz wiedzę i możesz robić coś ambitniejszego niż obsługa maszyn. A dział handlowy potrzebuje kogoś, kto zna się na poligrafii i nie będzie składał klientom nierealnych obietnic.
Awansowałem nagle
Praktycznie od razu przyjęli mnie na to stanowisko. Na czele działu stała siostra właściciela – młodsza od niego. Dostałem tę posadę dzięki rekomendacji kierownika zmiany. No i tak zamieniłem pobrudzony farbą fartuch na elegancki garnitur. Z nowym laptopem pod pachą i służbowym samochodem zacząłem kolejny rozdział w tej samej firmie.
Na początku zajmowałem się głównie uczestnictwem w szkoleniach sprzedażowych. Nauczyłem się paru wartościowych rzeczy. Niestety, atmosfera w zespole pozostawiała wiele do życzenia. Współpracownicy traktowali mnie z dystansem i z pewną wyższością, jakbym nie pasował do ich grona.
W ich mniemaniu zwykły pracownik fizyczny nie miał czego szukać wśród eleganckich biurowych pracowników. Krążyły też plotki, że dostałem tę pracę przez znajomości, bo przecież nie mam odpowiedniego doświadczenia. Rozumiałem ich podejście. Postanowiłem jednak udowodnić swoimi działaniami, że się pomylili w ocenie i że jest dla mnie miejsce w tej firmie.
Na początku brałem się za niewielkie projekty. Pierwszy miesiąc zakończyłem prawie na samym końcu listy rankingowej, ale kompletnie mnie to nie martwiło. Wpadłem bowiem na pomysł, jak zdobywać większe zamówienia – zdecydowałem się współpracować z firmami reklamowymi. Pojedynczy klient nigdy nie złoży tylu zamówień co agencja.
Uwzięli się na mnie
Kolejny miesiąc potwierdził, że mój plan był strzałem w dziesiątkę. Wskoczyłem na drugą pozycję, a gdy wreszcie udało mi się dotrzeć na szczyt rankingu, czułem ogromną satysfakcję. Niestety, wtedy zaczęło się robić naprawdę dziwnie…
Z początku nie zwracałem na to większej uwagi. Znikały mi drugie śniadania. Pewnego dnia znalazłem rozbity ulubiony kubek, więc kupiłem sobie nowy, ale i ten przepadł zaraz po tym, jak przyniosłem go do pracy. Współpracownicy z biura coraz bardziej się ode mnie odsuwali, praktycznie przestali nawiązywać jakikolwiek kontakt. Machnąłem na to ręką. Byłem przekonany, że z czasem wszystko wróci do normy.
Zacząłem mieć kłopoty z autem służbowym. Za każdym razem, gdy była potrzeba wyjazdu, okazywało się, że ktoś już je zajął na ten termin albo stało w warsztacie. Ta sytuacja wydała mi się poważniejsza od incydentu z kanapkami, więc zdecydowałem się porozmawiać z kierowniczką. Ta wysłuchała mojej skargi z pobłażliwym uśmiechem na twarzy i odpowiedziała:
– Wystarczy że będziesz planował z większym wyprzedzeniem i wcześniej rezerwował samochód. Zawsze możesz zrezygnować i wrócić na swoje poprzednie stanowisko. Jeżeli jednak chcesz tu zostać, musisz nauczyć się okazywać wdzięczność.
Totalnie mnie zatkało
Chyba rzeczywiście byłem tępy jak but, bo ten przytyk kompletnie do mnie nie dotarł. Za co miałbym okazywać wdzięczność? I to jeszcze jej? To tylko dolało oliwy do ognia. Co więcej szefowa udawała, że nie widzi problemów. Sytuacja osiągnęła szczyt, gdy ktoś zniszczył opony w moim samochodzie – wszystkie cztery na raz. To już przesada!
Kolejny raz udałem się do przełożonej. Co usłyszałem?
– To na pewno wandale albo małolaty – oznajmiła.
– Małolaty? Na parkingu przy firmie?
– Zostawiłeś swój prywatny samochód na służbowym miejscu? Przecież wiesz, że tam mogą parkować tylko członkowie zarządu. Ostrzegam, że jak jeszcze raz coś takiego zrobisz, będę zmuszona podjąć odpowiednie kroki. Musisz się dostosować do zasad.
Dostałem ochrzan jak uczniak, mimo że to moje auto ucierpiało. Kompletnie nie rozumiałem sytuacji i, szczerze mówiąc, poczułem się jak ostatni frajer, który nie ogarnia podstawowych zasad. Ale co robiłem nie tak? Przecież zarabiałem dla firmy konkretną kasę, a traktowali mnie jak wroga. Dlaczego tak się działo? Całkowicie straciłem orientację.
Całe to prześladowanie sprawiło, że zaliczyłem spadek w zestawieniu sprzedażowym, zsuwając się o dwie pozycje niżej.
To były szykany
– Muszę cię upomnieć, Andrzejku – powiedziała szefowa na forum całego zespołu podczas cotygodniowego spotkania. – Od początku twojej pracy u nas nigdy nie miałeś tak kiepskich rezultatów. Twoje obroty drastycznie się zmniejszyły. Sytuacja nie wygląda najlepiej.
– Ale nadal generuję większy przychód niż niektórzy koledzy łącznie – próbowałem się ratować.
– Wiem, że możesz osiągać lepsze wyniki i oczekuję tego od ciebie – stwierdziła stanowczo.
To nie miało dla mnie żadnego sensu.
– W jaki sposób mam poprawić wyniki? Bez samochodu służbowego… Jak mam docierać do klientów?
– Możesz jeździć tramwajem – zadrwił Waldek.
Chociaż powiedział to z przekąsem, jego wskazówka faktycznie się przydała. Owszem, spacer na przystanek zajmował mi kwadrans, ale przynajmniej nie musiałem się męczyć ze znalezieniem miejsca postojowego w śródmieściu. Z czasem zacząłem od razu kierować się do klientów, a do biura wpadałem dopiero przed końcem dnia.
Taka organizacja pozwoliła mi unikać spotkań z osobami, które były do mnie nieprzychylne i nie akceptowały mnie w grupie. Zmniejszył się mój poziom stresu i już po miesiącu znalazłem się na podium sprzedaży, zajmując drugą pozycję.
Utrudniali mi życie
Nagle pojawiły się kłopoty z drukowaniem. Moje zamówienia lądowały na samym końcu kolejki albo kompletnie przepadały. Ponieważ to szefowa odpowiadała za rozdysponowanie prac drukarskich, poszedłem z nią porozmawiać.
– Chciałbym wiedzieć, dlaczego jestem tak traktowany – powiedziałem zdecydowanie. – To szkodzi nie tylko mnie, ale również naszym zleceniodawcom. W końcu ich stracimy!
– Andrzejku, zmień ton – warknęła nieprzyjemnie. – Może trzeba było nie awansować, jeśli nie ogarniasz podstawowych spraw. Nic nie robisz w pracy, znikasz od samego rana, jeździsz, gdzie ci się podoba i nikt nie wie, co kombinujesz. Wszyscy współpracownicy skarżą się na twoje zachowanie.
– Nie tylko Waldek tu pracuje – mruknąłem pod nosem.
– Najważniejsze jest to, że ja nie jestem z ciebie zadowolona – mocno zaakcentowała słowo „ja”. – Mamy tutaj zgrany team, a ty nie stosujesz się do zasad, które obowiązują nas wszystkich. Dlatego dostajesz oficjalne upomnienie, które trafi do twojej dokumentacji pracowniczej.
Po trzech dniach zostałem wezwany do gabinetu szefowej. Zastałem tam również Waldka i jej brata, który był właścicielem drukarni. No to się zaczyna – pomyślałem.
Osaczyli mnie
– Panie Andrzeju – przemówiła przełożona przesłodzonym głosem. – W naszym zespole nie ma miejsca na przywłaszczanie i szkodzenie innym pracownikom. A pan właśnie złamał te zasady.
– Może jaśniej? – Zapytałem z prawdziwą ciekawością.
– Sprzątnąłeś mi sprzed nosa kontrahenta, ty świnio! – Ryknął Waldek.
– Którego?
Wymienił firmę, a nazwa niewiele mi mówiła.
– Chwileczkę… To nie jest przypadkiem ta wytwórnia słodyczy?
– Oni należą do mnie! – Wydarł się na całe gardło. – Współpracujemy od wielu lat!
– Z tego, co kojarzę, to tamto zamówienie przyszło przez agencję. A poza tym od kiedy tu jestem, czyli już osiem miesięcy, ani razu nie widziałem żadnego ich projektu twojego autorstwa.
– To nie ma znaczenia! – Pieklił się Waldek. – To są moi klienci!
– Powinien pan to zweryfikować – przyznała kierowniczka. – Najwyraźniej wcześniejsze upomnienie nie przyniosło żadnego efektu, dlatego myślę, że najlepiej będzie zakończyć współpracę.
Brat szefowej siedział cicho, wpatrując się w swoje dłonie.
– Co pan myśli o tej sytuacji? – zwróciłem się do niego.
Wykonał obojętny gest ramionami.
– Beata odpowiada za ten obszar, nie mieszam się w jej decyzje – odparł.
– Żałuję, że tak pan do tego podchodzi. Bo to, co się tutaj odstawia, to jakaś kpina. Byłem wyrozumiały, ale nie pozwolę się wyrzucić w ten sposób i uprzedzam, że zgłoszę sprawę do PIP-u. Urząd skarbowy też się dowie. Niech przyjrzą się temu, co tu się wyprawia.
Wpakował mnie na minę
Szef tylko uniósł brew do góry, podczas gdy jego siostra wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Waldkiem.
Kiedy coś jest nie tak, to zazwyczaj kasa stoi za całym zamieszaniem. Więc pewnie chodziło o to, że nie dzieliłem się kasą z moich projektów. Podobno wszyscy inni dawali jej procent, a ja jeden się wyłamywałem i dlatego gadali, że nie umiem pracować w grupie. No i skoro dostałem tę robotę przez znajomości, to babie nie było łatwo mnie wylać ot tak, ani wprost zażądać swojej działki. Postanowiłem zaryzykować i rzuciłem oskarżenie wprost. Waldek siedział jak na szpilkach, a kierowniczka zaczęła się wyrywać i zaprzeczać.
– Może byś przedstawił jakieś dowody, co, Andrzejku?
– Gdyby przemaglować załogę, to na pewno ktoś by się wygadał, ale ja się w to już nie mieszam. Składam wypowiedzenie. I jeszcze coś – rzuciłem oskarżycielskie spojrzenie szefowi – Możecie nie liczyć na mój powrót do drukarni. Straciłem do pana zaufanie.
Jedynie skinął głową. Może nawet celowo dał mi tę robotę, żeby to wyszło na jaw. W końcu praca z krewnymi potrafi być problematyczna. Trudno, przynajmniej zdobyłem nowe doświadczenie. A do tego jedna agencja złożyła mi ofertę pracy. Do tej pory się zastanawiałem ze względu na lojalność, ale teraz nie miałem już takich rozterek.
Andrzej, 35 lat
Czytaj także:
„Brat był pupilkiem rodziców, dopóki ich nie oszukał. Jeśli jego sekret wyjdzie poza dom, spalą się ze wstydu”
„Mąż dawał mi 500 zł na miesiąc, a potem krzyczał, że jemy najtańsze parówki. Znalazłam lekarstwo na jego skąpstwo”
„Ojciec rozbił kiedyś naszą rodzinę, a teraz chce, żebym zajęła się jego drugą córką. Myśli, że się zgodzę, bo umiera”