Po utracie pracy na stanowisku sekretarki w firmie, która zbankrutowała, ogarnął mnie strach. Czułam się kompletnie rozbita. Świadomość tego, że będąc kobietą po czterdziestce mam niewielkie szanse na znalezienie nowej posady, tylko pogłębiała mój niepokój. Sytuację komplikował dodatkowo fakt, że nie skończyłam studiów i brakowało mi fachowych umiejętności.
Byłam zdruzgotana
Często zadręczałam się myślami o błędnych wyborach z przeszłości. Żałowałam, że zmarnowałam czas na uczenie się stylizacji paznokci i kurs dobierania biustonoszy, zamiast zainwestować w porządne szkolenia księgowe, które dziś dałyby mi poczucie bezpieczeństwa i spokój o karierę zawodową.
Na kursy chodziłam głównie dla zabawy. Zdecydowałam się nauczyć stylizacji paznokci, żeby móc je sama sobie malować, a gdy wybrałam się na zajęcia z doboru biustonoszy, chciałam po prostu wiedzieć, który model będzie mi najlepiej pasował. Tylko mój mąż Krzysiek patrzył na te wszystkie szkolenia z nadzieją. Jako górnik dostawał niezłą pensję, która spokojnie wystarczała na utrzymanie nas trojga.
– Na pewno coś wkrótce znajdziesz – próbował mnie pocieszyć.
Miałam spore wątpliwości co do jego słów. Wiele moich rówieśniczek było w podobnej sytuacji. Składały CV gdzie się dało, część dostawała nawet zaproszenia na spotkania z rekruterami, ale koniec końców żadnej nie udało się dostać etatu.
Marzyłam o pracy
– A może otworzyłabyś własny sklep z bielizną? – rzucił któregoś dnia Krzysztof.
– Wiesz, to całkiem sensowny pomysł. Przecież się na tym znam – odpowiedziałam entuzjastycznie, by zaraz potem stracić animusz. – Szkoda tylko, że nie stać mnie na magazyn i lokal – powiedziałam ze smutkiem.
– Mieliśmy kupować samochód, ale to nie jest teraz najważniejsze. Nasza stara bryka jeszcze trochę pociągnie, a najpierw musimy znaleźć ci jakąś pracę – odparł Krzysiek.
Mało który facet zrezygnowałby z wymarzonych czterech kółek po to, by jego żona mogła rozpocząć własną działalność. Wiedziałam dobrze, że Krzysztof już od dłuższego czasu zbierał na to volvo i było ono jego wielkim marzeniem, ale sam stwierdził, że w tej chwili najważniejsze jest, żebym zaczęła na siebie zarabiać. Coś mi mówiło, że ten biznes się uda, a wtedy na wymarzony samochód poczekamy tylko trochę dłużej niż pierwotnie planowaliśmy.
Pomyślałam, że otwarcie butiku z elegancką bielizną będzie strzałem w dziesiątkę, ponieważ w okolicy nie było nic takiego. Prawda, że działał tu lokalny bazar oferujący tanie staniki, jednak osoby szukające lepszego towaru musiały się wyprawiać do centrum miasta.
Byłam przekonana, że kameralny sklep na obrzeżach, wśród osiedli mieszkaniowych i domków jednorodzinnych, który zaoferuje różnorodne rozmiary i modele, to świetne rozwiązanie.
Byłam pełna optymizmu
Załatwianie formalności związanych z rejestracją firmy przebiegło wyjątkowo sprawnie. Niedługo potem udało nam się też znaleźć idealne miejsce na sklep w naszej części miasta.
Postanowiliśmy z mężem wziąć się za metamorfozę lokalu. Wystarczyło po prostu go pomalować. Cały weekend spędziliśmy z pędzlami w dłoniach, nakładając na ściany piękną, brzoskwiniową farbę. Na każdym parapecie pojawiły się moje ukochane, kwitnące storczyki, które przeniosłam z naszego mieszkania. W oknach zamontowałam rolety w białym kolorze. Te wszystkie zmiany całkowicie odmieniły pomieszczenie – stało się naprawdę przyjemne i przytulne.
Postanowiłam skupić się na oferowaniu bielizny od rodzimych wytwórców. Byłam przekonana, że pod względem designu, jakości materiałów i wykończenia nie ustępują one zagranicznym odpowiednikom, a można je kupić taniej. Niemniej jednak spora grupa moich klientek wciąż narzekała na ceny.
– Stanowczo za drogo – słyszałam często, kiedy biustonosz kosztował sto złotych.
Groziło mi bankructwo
Na obniżenie cen nie mogłam sobie pozwolić, bo już wtedy zarabiałam naprawdę niewiele. Minęło kilka tygodni, a ja ledwo zdołałam sprzedać kilka zestawów bielizny. Czułam się okropnie. Biznes praktycznie nie ruszył z miejsca, a co gorsza – dotarło do mnie, że bez szybkiej poprawy sytuacji mogę pożegnać się z odzyskaniem kasy, którą włożyłam w ten interes. A przecież te pieniądze miały mi pozwolić kupić nowy samochód.
„No cóż, trzeba będzie pożegnać się z naszym volvo” – westchnęłam w duchu ze smutkiem. W dodatku wciąż będziemy musieli płacić sporą sumę bankowi. Nie miałam pojęcia, jak to oznajmić mężowi, który tak bardzo pragnął tego samochodu. Podczas nakładania obiadu na talerze usłyszałam głos Krzysztofa:
– Martwi cię coś? Niezbyt dobrze dziś wyglądasz.
Po długim namyśle postanowiłam poważnie porozmawiać z nim o tym, jak wygląda sytuacja finansowa naszej firmy. W głowie kłębiły mi się różne myśli – może warto jeszcze zaczekać i liczyć na to, że będzie lepiej?
– Klientki doceniają to, że pomagam im wybrać biustonosz w odpowiednim rozmiarze – tłumaczyłam mężowi specyfikę mojego biznesu. – Specjalnie przyjeżdżają do mnie z okolicznych miast, ale koniec końców i tak wolą kupować online, bo mogą tam znaleźć niższe ceny.
To był strzał w dziesiątkę
W trakcie rozmowy wpadłam na ciekawy pomysł.
– Potrzebuję jeszcze kwartału! – zawołałam podekscytowana.
Spojrzenie Krzysia zdradzało całkowite zagubienie. Postanowiłam więc przedstawić mu mój plan:
– Każdej klientce, która dokona u mnie zakupu, zaoferuję możliwość dopasowania stanika, gdy stanie się za luźny.
Ani trochę nie wątpiłam w to, że mój plan jest idealny. W końcu każdy wie, że majtki i staniki się rozciągają, nawet te najdroższe. Sama wielokrotnie musiałam ratować się szyciem, więc świetnie rozumiem tę sytuację. Teraz mogę pomóc moim klientkom w zwężaniu staników, które stały się za duże w obwodzie.
Mój instynkt okazał się trafny. Klientki były niesamowicie zadowolone. Systematycznie zwiększałam obroty i dynamikę działania. Gdybym nie podjęła tej decyzji, prawdopodobnie musiałabym zamknąć mój mały biznes. Na szczęście wszystko potoczyło się inaczej i chociaż nie osiągam oszałamiających zysków, to jakoś sobie radzę.
Czuję ogromną satysfakcję, że udało mi się zorganizować własne miejsce pracy. Nie zraziłam się trudnościami, które spotykają każdego początkującego przedsiębiorcę.
– Nawet w najtrudniejszych sytuacjach można wymyślić sposób na wyjście z opresji – mówię koleżankom, nakłaniając je do rozpoczęcia działalności gospodarczej.
Magdalena, 42 lata
Czytaj także:
„Zaplanowałam kolację wigilijną na bogato. Nikt nie musi wiedzieć, że rybę po grecku kupiłam za pieniądze z kredytu”
„Matka ciągle truła mi o męża i dzieci, choć nie wiedziała, co przeżywam. Świąteczną tyradę pomogła mi przeżyć babcia”
„Na świątecznym jarmarku obok prezentów znalazłam dawną miłość. Zakazane czucie rozpaliło mnie jak lampki na choince”