Starsza pani wyszła z mojego pokoju zapłakana. Dłuższą chwilę patrzyłem w drzwi, za którymi zniknęła. Było mi wstyd, choć nie zrobiłem przecież nic złego. Nie mogłem jej pomóc. Ani dać specjalnej nadziei, że zrobi to ktoś inny.
Na biurku przede mną leżał formularz zgłoszonego przez nią przestępstwa. Klasyka. Ta 70-letnia kobieta padła ofiarą skimmingu. Mówiąc po ludzku, poszła do bankomatu wypłacić pieniądze. I nie zauważyła, że na otworze, do którego wsuwa się kartę zamontowano czytnik, a pod sufitem urządzenia – lampkę z kamerką. Wcale się jej zresztą nie dziwię. Te gadżety do złudzenia przypominały oryginalne oprzyrządowanie.
Postanowiłem sam się tym zająć
Ofiar takich przestępstw było więcej. Złodzieje podłączali czytnik skanujący kartę i kamerę rejestrującą PIN w kolejnych bankomatach. Po kilku godzinach, zwykle późnym wieczorem, zdejmowali swoje urządzenia i zabierali do odczytu w bezpiecznym miejscu. A nazajutrz, w innej części miasta, wypłacali pieniądze.
W ostatnich miesiącach komisariaty w całym mieście zasypywane były zgłoszeniami o takich kradzieżach. Moja „klientka” straciła z konta kilka tysięcy. Wszystkie oszczędności.
Wstałem, poprawiłem mundur i sięgnąłem po formularz. Byłem zwykłym posterunkowym. Nie miałem nawet samochodu służbowego. Wszystko, co mogłem zrobić, to zanieść papier piętro wyżej do wydziału dochodzeniowego. Wiedziałem jednak, że chłopaki zawaleni włamaniami, rozbojami, aktami chuligaństwa nic nie zrobią. Ot, kolejna sprawa do umorzenia.
Miałem już ruszyć do wyjścia, kiedy pod biurkiem zauważyłem płócienną chusteczkę, którą staruszka ocierała mokre od łez oczy. Dziś, w dobie wszechobecnych papierowych jednorazówek, nikt już takich nie używa…
I wtedy coś we mnie pękło. Podobną miała moja ukochana babcia. Pamiętałem, jak kiedyś brała mnie na kolana i czytała bajki. Rany, jak ja to lubiłem! Babcia świetnie umiała dopasować tempo i tembr głosu do poszczególnych postaci. Kiedy była wilkiem, to po plecach chodziły mi dreszcze. Gdy zmieniała się w gajowego, który ocalił Czerwonego Kapturka, marzyłem by kiedyś samemu bronić słabszych. Czy to wtedy postanowiłem, że zostanę gliną? Bardzo możliwe.
Czasem babciny głos odmawiał posłuszeństwa. Odkasływała wtedy właśnie w taką staroświecką chusteczkę. Nie wiedziałem wówczas, że już wtedy wisiał nad nią wyrok – rak gardła. Odeszła, zanim skończyłem osiem lat.
To była nagła decyzja. A do tego niezgodna z regulaminem. Zamiast zanieść zgłoszenie przestępstwa dochodzeniowcom, zatrzymałem je. A potem przebrałem się w cywilne ciuchy i wyszedłem z pracy. Tyle że nie pojechałem do swojej odziedziczonej po babci kawalerki. Wbrew rozsądkowi postanowiłem… zapolować. A co tam! Byłem kawalerem, świeżo po szkole policyjnej, i tak wieczorami nie miałem co robić.
Udawałem pijaka leżącego na przystanku
Zamiast więc spędzać kolejny wieczór przed telewizorem, poszedłem pod dom okradzionej staruszki. Na stojącym obok bankomacie oczywiście nie było już urządzeń do skimmingu. Ale, kto wie? Może przestępcy nie odeszli daleko? Może założyli gadżety ulicę lub dwie dalej, i teraz, wieczorem, wrócą by je zdemontować?
Zacząłem więc zataczać coraz szersze kręgi, dokładnie przyglądając się wszystkim bankomatom. Umiałem wypatrzyć nakładki i kamerki. Tamtej nocy nie znalazłem niczego podejrzanego. Ale za to złapałem bakcyla. Postanowiłem nie odpuszczać. I przez kolejnych kilkanaście ciemnych i zimnych jesiennych wieczorów włóczyłem się po mieście.
Aż w końcu, w bocznej uliczce w sąsiedniej dzielnicy (a więc poza moim rewirem)… znalazłem bankomat z czytnikiem i kamerką. W pobliżu nie było żadnej kafejki ani sklepu, w którym mógłbym we względnym komforcie wypatrywać pojawienia się przestępców. Usiadłem więc na przystanku, udając drzemiącego pijaka.
Dwie godziny później byłem już tak zziębnięty, że na poważnie rozważałem powrót do domu. I właśnie wtedy pod bankomat zajechał samochód. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn w dresach. Zaczęli coś majstrować. Nie miałem ze sobą służbowej broni ani żadnego wsparcia, ale nie mogłem zmarnować tej szansy.
– Stać, policja! – krzyknąłem.
Mogli uciekać albo się stawiać, ale tak ich zatkało, że zanim oprzytomnieli, zdążyłem zapiąć im kajdanki.
Dyżurny z naszej komendy myślał, że żartuję, kiedy po chwili zadzwoniłem do niego, prosząc o transport. Byłem gliną dopiero od kilku miesięcy i nie miałem dotąd okazji zatrzymać nawet dzieciaka pijącego piwo. Godzinę później szef wydziału dochodzeniowego poklepał mnie po ramieniu i obiecał, że wystąpi o pochwałę i awans do komendanta.
Byłem z siebie zadowolony. Ale bynajmniej nie dlatego, że czekały na mnie zaszczyty. Cieszyłem się na jutrzejszy telefon do starszej pani.
Czytaj także:
„Jestem sprzątaczką. Piorę cudze majtki, myję brudne gary i czyszczę zapleśniałe podłogi, ale i tak dla reszty jestem nikim”
„Sądziłam, że chłopak chce mnie uwiązać na smyczy, bo gorzej zarabiam. Nie chciałam mieć w domu sponsora, tylko kochanka”
„Jestem kochanką wykładowcy, więc załatwiłam koledze dopuszczenie do obrony. Mój facet nie wie, że zrobiłam to dla kasy…”