„Gdy po porodzie okazało się, że córka jest niepełnosprawna, wpadłem w rozpacz. A jednak to ona nadała mojemu życiu sens”

dziewczynka z zespołem downa fot. Adobe Stock, sushytska
„Jak każdy normalny człowiek, mam czasami ochotę zapłakać nad losem swoim i Marysi. Zobaczyć przyszłość w czarnych barwach… I niepotrzebne mi wtedy gadanie, że muszę wziąć się w garść. Sam to przecież wiem. A kiedy nagle stwierdzam, że moja córeczka nauczyła się kolejnej przydatnej czynności, znowu wschodzi słońce. Dla całej mojej rodziny”.
/ 07.10.2022 14:30
dziewczynka z zespołem downa fot. Adobe Stock, sushytska

Do końca karmiłem się nadzieją, że diagnoza lekarzy nie będzie prawdą i moja córeczka urodzi się zdrowa. Przecież nie potrafili nawet dokładnie określić, co jej jest! Mówili tylko o „nieprawidłowościach w rozwoju płodu”. Taki ogólnik, o którym starałem się zapomnieć, malując dziecięcy pokoik w niebieskie kwiatki. Gdy Marysia w końcu pojawiła się na świecie, wszystko stało się jasne. Ciekawe, mówi się, że „od przybytku głowa nie boli”, a tymczasem w jej wypadku jeden dodatkowy chromosom przesądził sprawę o tym, że jest chora. Ma zespół Downa.

To jest coś, co widać od razu, wystarczy tylko spojrzeć na twarzyczkę noworodka. Na sali porodowej najpierw zobaczyłem więc współczucie w oczach personelu i już wiedziałem. Stało się. Zostałem ojcem niepełnosprawnego dziecka.

Co oni tam wiedzą, konowały!

Gdybym chciał się wcześniej przygotować na ten fakt, czytając książki i oglądając filmy, to pewnie z miejsca bym oszalał, czując na swoich barkach ciężar, jaki na mnie spadł. Ale ja nie wiedziałem nic o tej chorobie i to mnie uratowało.

– Nie będzie mówić, czytać i pisać…– słyszałem lekarskie diagnozy, ale puszczałem je mimo uszu.

– Co oni tam wiedzą, konowały! – szeptałem do mojej córeczki, zawiniętej ciasno w pieluszki. – Jeszcze niedawno nawet nie potrafili nazwać twojej choroby, a teraz projektują całe twoje życie? Skąd po niemowlaku wiadomo, co będzie potrafił za kilka lat? Nawet tym odmiennym genetycznie. Tego nie może określić najlepszy lekarz!

Ale tak już jest, że nagle nie tylko lekarze, ale wszyscy wokoło zaczynają ci mówić, co cię czeka. I co powinieneś zrobić albo czuć. Tego nie ma przy zdrowym dziecku! Wiem, bo mamy z Kasią już jednego synka. Wtedy wszyscy po prostu się cieszyli i podziwiali, jakie ma piękne oczy. O Marysi nikt tak nie powiedział, chociaż ma takie same, głęboko błękitne tęczówki jak Maciek. Ale za to usłyszałem, ile mnie czeka pracy i że będę musiał zmienić całe swoje życie.

Stary, współczuję ci, co ty będziesz z nią robił? – zapytał mnie najlepszy kumpel.

– To samo, co ty ze swoją córeczką! – odparłem przez zaciśnięte zęby. – Ubierał lalki, jeździł na rowerze.

Pamiętam, że spojrzał wtedy na mnie jak na wariata.

Jestem dumny, gdy uczy się nowych rzeczy

A najgorsze jest to, że wszyscy mi się przyglądali uważnie, zastanawiając się: pęknę, czy nie pęknę? Czułem, że jako ojciec jestem pozbawiony prawa do rozpaczy. Moja żona mogła być po porodzie potwornie nieszczęśliwa. Ale nie ja. Ja musiałem być twardy, bo inaczej dla większości byłby to sygnał, że… chcę zostawić swoje niepełnosprawne dziecko i zwiać, umywając ręce.

A ja, jak każdy normalny człowiek, mam czasami ochotę zapłakać nad losem swoim i Marysi. Zobaczyć przyszłość w czarnych barwach… I niepotrzebne mi są wtedy głupawe zapewnienia innych, że muszę wziąć się w garść. Sam to przecież wiem. A kiedy nagle stwierdzam, że moja córeczka nauczyła się kolejnej przydatnej czynności, znowu wschodzi słońce. Dla całej mojej rodziny. 

Bo Marysia zadziwiająco łatwo uczy się czynności, które są jej przydatne. Uwielbia bajki, więc potrafi nie tylko włączyć telewizor, ale i odtwarzacz DVD. Poza tym sama się ubiera i rozbiera, potrafi się wykąpać, a nawet wytrzeć ręcznikiem. Używa nocniczka. Ślicznie rysuje i maluje, umie jeść łyżką i widelcem, rozpoznaje zwierzątka i części ciała. Tańczy do rytmu ulubionych piosenek i jeździ jak szalona na swoim czterokołowym rowerku. A co najważniejsze – mówi. Może nie zawsze całkiem zrozumiale, ale buduje już nawet proste zdania.

Ma pięć lat. I chodzi do normalnego przedszkola z grupą integracyjną. Uwielbia wszystkie dzieci i swoje opiekunki, „ciocie”. A kiedy ktoś mnie pyta, czy zmieniła moje życie, odpowiadam, że tak. Wniosła do mojego życia słońce, nadała mu sens i… Nikt tak nie potrafi mnie kochać jak ona i nikt inny nie uważa, że jestem najwspanialszym tatą na świecie! Tylko ona, Marysia, moje najdroższe słoneczko!

Czytaj także:
„Narzeczona zabawiła się w >>Big Brothera<< i sprzedawała naszą prywatność w sieci. Kamera była nawet w sypialni!”
„Mój facet zdradzał mnie z długonogą smarkulą. Kiedy zrozumiałam, że był ze mną z braku lepszej opcji – załamałam się"
„Byłem samotnym ojcem i wreszcie poznałem kobietę swych marzeń. Chciałem oddać jej serce, a ona zwyczajnie zmieszała mnie z błotem"

Redakcja poleca

REKLAMA