„Moje perfekcyjne gniazdko okazało się totalną klapą. Gdzie ja miałam oczy, że zapłaciłam za taką ruderę?”

dziewczyna, która źle wybrała mieszkanie fot. iStock by Getty Images, Olga Rolenko
„W wychłodzonych przez ponad tydzień pokojach było tak zimno, że po prostu nie dało się wytrzymać! Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz w życiu spałam w piżamie, dresie, trzech parach skarpet, kurtce, śpiworze, pod wszystkimi kołdrami, jakie miałam i wełnianym kocem. Włączyłyśmy farelkę, która stała tuż obok łóżka, ale to nic nie dało, bo piecyk nie chciał się rozgrzać”.
/ 25.05.2023 09:15
dziewczyna, która źle wybrała mieszkanie fot. iStock by Getty Images, Olga Rolenko

Kiedy wyjeżdżałam na studia cieszyłam się jak dziecko. Wolność, swoboda, brak kontroli rodziców – po prostu bajka.

Już nie mogę się doczekać! –mówiłam podekscytowana przyjaciółce.

– Będzie super, nareszcie dorosłe życie, imprezy, czytanie do 4 nad ranem bez marudzenia, żeby gasić światło, późne powroty. Słowem cud, miód i orzeszki – wtórowała mi Ania.

Rodzice nie byli tak optymistyczni.

– Oj dziecko, zobaczysz, napotkasz na swojej drodze wiele trudnych sytuacji, z którymi będziesz sobie musiała poradzić – przestrzegała mama.

Podobne uwagi okropnie mnie irytowały, uważałam bowiem, że mają na celu jedynie popsucie mi humoru. Szybko okazało się jednak, że wcale nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Nie przewidziałam, że mogą mnie dopaść problemy, zupełnie innego typu niż te, z którymi borykałam się do tej pory. Nie z niewiernym facetem, nie z nadopiekuńczymi rodzicami, ale z… mieszkaniem.

Powinnam była zauważyć to wcześniej

Do Krakowa przyjechałam chwilę przed rozpoczęciem roku akademickiego. Było gorąco i nic mi się nie chciało, a już najmniej szukać jakiegoś lokum. Może dlatego, zamiast porządnie przejrzeć ogłoszenia, spisałam dosłownie kilka numerów i zdeterminowana, żeby jak najszybciej mieć święty spokój i zacząć cieszyć się urokami studenckiego życia, zdecydowałam się na drugie z oglądanych – mieszkanie na Kazimierzu.

Początkowo wszystko wydawało się bajkowe i magiczne. Przedwojenna kamienica z malowniczym witrażem na klatce schodowej, wysokim sufitem i dużymi oknami oczarowała mnie i uśpiła moją czujność.

– Jest cudne! – krzyczałam do mojej przyszłej współlokatorki. – A ten fotel! Spójrz tylko, wygląda jak antyk!

– No nie wiem… Trochę to wszystko zaniedbane – westchnęła Klaudia. – Łazienka to istna tragedia.

– Najważniejsze, że jest wanna, no i te śliczne piece w pokojach. To co, bierzemy? – naciskałam na nią.

Jeszcze trochę kręciła nosem, ale w końcu zgodziła się, chyba dla świętego spokoju. Jej też nie chciało się spędzać ostatnich dni wakacji na szukaniu mieszkania. Musiałyśmy tylko dopytać właściciela o szczegóły.

– A jak tu jest z ogrzewaniem? – chciała wiedzieć Klaudia, gdy ja byłam zajęta podziwianiem widoku na identyczną, przedwojenną kamienicę, z okna mojego przyszłego pokoju

– Ogrzewanie… hmm… dobrze. Bardzo dobrze – bąknął właściciel. – Piękne piece, stare, ale dają radę.

– One są na węgiel?

– Na prąd – przyznał nieco zażenowany. – Mają specjalne wkłady. Jeśli chodzi o opłaty, to nie wychodzi aż tak dużo, około 200 złotych, zimą troszkę więcej. Kilkaset, maksymalnie do tysiąca za cały okres zimowy.

– A bojler? – spytałam, bo uwielbiam długie kąpiele w ciepłej wodzie. – Ile wody grzeje jednorazowo?

– Dużo, dla was dwóch spokojnie wystarczy! – zapewnił skwapliwie.

Wynajęłyśmy więc to mieszkanie. Podpisałyśmy umowę i zapłaciłyśmy kaucję o równowartości miesięcznego czynszu, na wypadek wyrządzenia szkód w praktycznie sypiącej się norze, co dostrzegłyśmy później.

Kiedy po kilku dniach wprowadziłyśmy się do mieszkania, było brudne, choć sympatyczny właściciel obiecywał, że pięknie w nim posprząta. Bez zasłon i narzut, wydawało się znacznie mniej atrakcyjne niż na początku. Najgorzej jednak było, kiedy wkroczyli do niego moi rodzice. Dopiero wtedy, patrząc z ich perspektywy, zauważyłam to, co powinno od razu zwrócić moją uwagę.

Na początku patrząc na meble zachwyciłam się ich starodawnym klimatem, oraz pięknym wzorem i nie zauważyłam, że w zasadzie się rozpadają, nie domykają, i nie nadają do użytku. Nie zauważyłam też, że duże okna są nieszczelne, a stare, kaflowe piece, choć piękne, działają na prąd, który kosztuje. 

Nie było wyjścia, zakasałyśmy wraz z Klaudią rękawy i wzięłyśmy się do roboty. Wysprzątałyśmy, wyszorowałyśmy i zdezynfekowałyśmy wszystko (szczególnie łazienkę, która była w tragicznym stanie). Kupiłyśmy też zasłony, firany, grubą narzutę na łóżko, a także dywany. Dzięki temu zrobiło się przyjemniej i mimo bojlera, który ledwie grzał wodę na jedną kąpiel, dawałyśmy radę. Nie zerwałyśmy umowy z obawy przed utratą kaucji.

Byłyśmy wściekłe. Przede wszystkim na siebie

Prawdziwe kłopoty zaczęły się jednak wraz z pierwszymi mrozami. Grzałyśmy z Klaudią na potęgę, a że w starych piecach zepsuta była regulacja, na przemian zamarzałyśmy i pociłyśmy się. Sporych rozmiarów pokoje potrzebowały czasu, aby zrobiło się w nich ciepło, ale bardzo o to dbałyśmy bo, jak się okazało, były to jedyne ogrzewane miejsca w domu.

Niestety, im zima stawała się bardziej sroga, z tym większym trudem wytrzymywałyśmy poranną toaletę bez grzejnika w łazience. Właściciel mieszkania zaoferował, że przywiezie nam farelkę do łazienki, z czego niewiele myśląc skorzystałyśmy. Z dodatkowych atrakcji nie działała ciepła woda w kranie w naszej i tak nieogrzewanej kuchni, a z okien wiało tak, że musiałam przestawić łóżko.

Najgorsze przeżyłyśmy jednak po powrocie ze świąt Bożego Narodzenia. W wychłodzonych przez ponad tydzień pokojach było tak zimno, że po prostu nie dało się wytrzymaćPierwszy i mam nadzieję ostatni raz w życiu spałam w piżamie, dresie, trzech parach skarpet, kurtce, śpiworze, pod wszystkimi kołdrami, jakie miałam i wełnianym kocem. Włączyłyśmy farelkę, która stała tuż obok łóżka, ale to nic nie dało, bo piecyk nie chciał się od razu rozgrzać.

Największy jednak szok przeżyłam, kiedy przyszedł rachunek za prąd. Do zapłaty miałyśmy ponad trzy tysiące złotych, co oznaczało, że każda z nas za sam prąd, musi wyłożyć drugie tyle, co za wynajem. Byłyśmy wściekłe, przede wszystkim na siebie, że nie zorientowałyśmy się zawczasu, ile naprawdę kosztuje ogrzewanie na prąd, ale też na właściciela, który tak gorliwie zapewniał, że będzie to w okresie zimowym koszt maksymalnie 1000 zł.

Kiedy uregulowałyśmy należności, pogoda się poprawiła, a nam wydawało się, że może być już tylko lepiej. Niestety, bardzo się myliłyśmy…

W mieszkaniu zaczęły wysiadać korki. Początkowo raz na dwa tygodnie, później coraz częściej. Co gorsza, gdy próbowałyśmy je dokręcać, szły iskry! Boże! Tu już nie chodziło o wygodę czy finanse, ale o życie! Zadzwoniłyśmy po elektryka, który stwierdził, że instalacja jest przestarzała i od wielu lat nie nadaje się do użytku, a on nie podejmuje się naprawy, bo nie przyłoży ręki do narażania ludzi na niebezpieczeństwo pożaru.

Kiedy przekazałyśmy to właścicielowi mieszkania, powiedział, że zna bardzo dobrego elektryka, którego nam umówi. Kolega elektryk twierdził, że instalacja jest w porządku, ale niestety nie potrafi jej naprawić. W ten oto sposób tuż przed sesją, zostałyśmy z iskrzącą się instalacją, bez ciepłej wody, ogrzewania i światła.

Dosyć tego – stwierdziłam.

– Nie możemy dłużej mieszkać w takich warunkach, już i tak byłyśmy cierpliwe – zgodziła się Klaudia.

– Dzwonię do właściciela, niech oddaje kaucję i koniec tego cyrkuIle można?! Nie mam zamiaru spłonąć tu którejś nocy przez to, że jakiś facet oszczędza na bezpieczeństwie naiwnych studentów – dodałam, po czym sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do właściciela mieszkania.

Postraszyłyśmy go paragrafami

Jedynym plusem całej tej paskudnej sytuacji było to, że miałyśmy pretekst do zerwana umowy przed czasem i ocalenia kaucji. Oczywiście, właściciel mieszkania nie chciał na to przystać, ale wyprowadzone z równowagi wskazałyśmy mu odpowiedni paragraf kodeksu karnego, dotyczący konsekwencji narażenia na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. W zasadzie nie było to nawet potrzebne, bo wystarczyłby fakt, że facet nie dotrzymał warunków umowy, nie dostarczając nam mediów. Ale tacy jak on drżą na widok paragrafów, więc czemu go nie postraszyć?

Ostatecznie właściciel oddał nam kaucję, a my wyniosłyśmy się z koszmarnego mieszkania. Wyczerpane, lecz bogatsze o nowe doświadczenia.

– Mówię ci, w kolejnym mieszkaniu sprawdzę nawet stan okapu w kuchni – zaśmiała się Klaudia, kiedy szłyśmy oglądać trzecie z kolei lokum.

– I pamiętaj, kochana, nigdy więcej ogrzewania na prąd! W końcu nie jesteśmy milionerkami – dodałam.

– Ani bojlera! – zawołała.

– Ani bojlera! – zawtórowałam jej i roześmiałyśmy się głośno, czując ulgę i radość z przeprowadzki.

Są jednak pewne plusy tego wszystkiego. Teraz wiem, że każdą decyzję, a szczególnie tak istotną, jak wybór mieszkania, podejmować należy po długim namyśle. Bo lepiej poświęcić trochę czasu na przemyślenia, niż borykać się później z konsekwencjami złej decyzji. My z Klaudią jedynie wynajmowałyśmy lokal. Strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy go kupiły…

Czytaj także:
„Rodzina ufundowała nam mieszkanie, które nadawało się tylko do rozbiórki. Powinniśmy być wdzięczni za karaluchy i brud?”
„Odkąd wprowadziliśmy się do nowego mieszkania, nasze dziecko budzi się w nocy z krzykiem. Wiemy już, co się stało”
„Właścicielka mieszkania wypowiedziała nam umowę, bo byłam w ciąży. Bała się, że gdy urodzę, już się mnie nie pozbędzie”

Redakcja poleca

REKLAMA