Honor najważniejszy. Takimi maksymami babcia karmiła mnie w dzieciństwie, szykując do roli dziedziczki bez ziemi. Majątki rodzinne przepadły skonfiskowane przez nową władzę, została nam tylko stara willa na Mokotowie, w której gnieździliśmy się, próbując zachować pozory dawnego stylu życia. W początkach lat pięćdziesiątych mieszkało tam chyba kilkadziesiąt osób, nikomu bowiem babcia nie odmawiała schronienia. Wieczorem wszyscy spotykali się w salonie. Wuj Jan zbierał chętnych do brydża, reszta zajmowała się czym kto chciał. Czytano książki, rozmawiano, udzielano dobrych rad. Rodzina dawała oparcie i nadzieję, że nadejdą lepsze czasy.
Byłam wówczas dzieckiem
Nie dotyczyły mnie zmartwienia dorosłych. Wśród licznych ciotek i kuzynów czułam się jak ryba w wodzie, ale najbardziej lubiłam nostalgiczną grę w „a pamiętacie, jak...”, w której prym wiodła babcia, odkurzając, ku pokrzepieniu serc, dawno zapomniane historie. Tę o Hieronimie słyszałam tylko raz, i nigdy nie doczekałam się jej powtórzenia. Babcia Gabriela nie chciała do niej wracać, twierdząc, że w każdej rodzinie znajdzie się czarna owca i nie ma czym się chwalić. Rodzina nie miała o nim dobrego zdania. Dopiero po latach dowiedziałam się, że nasz krewniak, z talentem grając lekkoducha i bawidamka, naprawdę zajmował się zgoła czym innym... Hieronim był dalekim kuzynem babci, ale za rodzaj pokrewieństwa nie dam głowy. Koligacje w naszej rodzinie są tak zawiłe, że trudno je rozszyfrować.
– Urodził się w Siniawie, niewielkim mająteczku, ale choć pochodził z biedniejszej części rodziny, gwiazdy czuwały nad jego losem – opowiadała babcia Gabriela.
– Nie mieszaj do tego galaktyki – grzmiał od brydżowego stolika wuj Jan. – Hirek miał zamożną ciotkę, która pokładała w nim wielkie nadzieje. Bóg obdarzył ją pięcioma córkami, nic więc dziwnego, że zachowała w sercu ciepły kącik dla Hieronima.
– Staraniem ciotki chłopak odebrał staranną edukację – ciągnęła babcia, gromiąc Jana spojrzeniem. – Przez jakiś czas uczył się nawet w Eton, prestiżowej angielskiej szkole z internatem. Chodziło nie tyle o wiedzę, ile o właściwe znajomości, które, jak wiadomo, najłatwiej nawiązuje się w szczenięcym wieku. Można się było spodziewać, że przyjaciele Hieronima zajmą kiedyś należne im stanowiska, a to był kapitał, za który warto było zapłacić wysokie czesne.
– Szkoda, że nigdy się nie zwrócił – zachichotał złośliwie Jan.
– Mój drogi, obawiam się, że w ten sposób nigdy nie uda mi się opowiedzieć tej historii do końca – zwróciła mu uwagę babcia bardzo dystyngowanym tonem.
– Już milczę – obiecał wuj.
Niestety, nie dotrzymał obietnicy
– Hieronim wybrał karierę wojskową, co w naszej rodzinie nie jest niczym nowym. Ciotka była trochę zawiedziona, poprzez znajomości szykowała mu posadę w ministerstwie spraw zagranicznych, ale kiedy odwiedził ją w ułańskim mundurze, błysnął uśmiechem, zadzwonił szablą, była nim oczarowana.
– Jak wszystkie baby – mruknął od stolika wuj Jan.
– Bo też Hieronim był przystojny jak malowanie – babcia podniosła nieco głos. – Rwał oczy panien i mężatek, toteż ciotka rychło zaczęła przemyśliwać nad właściwym dla niego mariażem.
– Chłopak potrzebował gotówki, ot co – dorzucił swoje trzy grosze wuj.
– Janku! Wszystko trywializujesz! – babcia nie była zadowolona.
– A nie mam racji? Hieronim miał dobre nazwisko, brakowało mu tylko zamożnej żony, która ozłociłaby posagiem podupadające dobra. Oraz rozumu, żeby wypełnić swój obowiązek wobec rodziny, jeśli chcesz znać moje zdanie. Hirek skandalicznie zmarnował starania ciotki. Kobieta zaniedbała szczęście własnych córek, skupiając się na małżeńskich szansach siostrzeńca. Wprowadziła go do najlepszego towarzystwa, mógł przebierać w pannach, a on...
– No cóż, może i masz trochę racji – babcia Gabriela wzruszyła nieznacznie ramionami. – Hieronim był młody, chciał się wyszumieć.
– Z aktoreczkami – prychnął wuj.
– Niejeden przed nim robił to samo i nikt nie miał do niego pretensji – ciotka Lila rzadko zabierała głos, teraz zwróciła zdziwione spojrzenie na męża. – Dlaczego potępiasz za to Hieronima?
– Bo wyjechał z jedną z nich do Berlina i przepadł prawie na rok! – wuj zrobił się czerwony na twarzy, miał choleryczny temperament, i byle co doprowadzało go do szewskiej pasji.
– Ależ Janie, uspokój się – przelękła się żona – masz wysokie ciśnienie, lekarz zabronił ci się denerwować.
Wuj usiadł z powrotem przy stoliku i rozluźnił kołnierzyk.
Oddychał głęboko
– Ta sprawa kładzie się cieniem na honorze naszej rodziny – powiedział po chwili, już ciszej. – Sam nie wiem, co o tym myśleć.
– Chyba przesadzasz. Przypomnij sobie swoje kawalerskie hulanki, o których zresztą nic nie chcę wiedzieć – ciocia Lila nie wiedziała, kiedy przestać.
– Aktorka, której towarzyszył nasz Hieronim, była ulubienicą Goebbelsa, ministra propagandy i wielbiciela kinematografii – wuj Jan powiedział to tak cicho, jakby odkrywał nieprzyjemną tajemnicę.
– Tak właśnie było – pokiwała głową babcia. – Hieronim pokazywał się z nią na berlińskich salonach. Był czarujący, zrobił furorę. Widywał się z niemieckimi dostojnikami, brylował na kolacjach i proszonych herbatkach. Wtedy jeszcze nie ocenialiśmy go źle. Berlin przyciągał amatorów rozrywek, kwitły kabarety, w wytwórni kręcono film za filmem. To był raj dla takich lekkoduchów jak Hieronim, mieliśmy jednak nadzieję, że nasz złoty młodzieniec w końcu się ustatkuje. Zaniepokoiła nas dopiero wyniesiona z Eton przyjaźń z Jamesem, synem lorda, który należał do części brytyjskiej arystokracji sprzyjającej Hitlerowi.
– A była to bardzo silna grupa. Nawet książę Walii uważał, że to modny kierunek polityczny i nie widział w nim nic złego – wtrącił Jan.
– Co za szczęście, że Edward abdykował – westchnęła ciotka Lila. – W Europie już wówczas wrzało, sytuacja polityczna była bardzo niespokojna. Nasz Hieronim nie zamierzał jednak wracać do swego pułku, zniknął w Berlinie na rok. Kontaktował się listownie wyłącznie z matką, a potem przepadł bez wieści. Podobno wyjechał z przyjacielem do Londynu i ślad po nim zaginął.
– Nie miał już do czego wracać, ucieczka z wojska to dezercja – wuj Jan nie zamierzał owijać w bawełnę. – Co tu dużo gadać, nasz krewniak wywinął się od służby tuż przed wybuchem wojny. Dziwię się, że nie postawiono go przed trybunałem, choćby zaocznie.
– Nie? – zdziwiła się Lila.
– Hieronim uniknął wszelkiej odpowiedzialności – powiedziała w zamyśleniu babcia – jakby ochroniła go niewidzialna ręka potężnego protektora. To dziwne, bo większa część rodziny uważa, że kuzyna zwerbował w Berlinie niemiecki wywiad, prawdopodobnie za pośrednictwem aktorki, w której się durzył. Ja uważam, że pewną rolę mógł odegrać jego angielski przyjaciel, James, którego ojciec sprzyjał nazistom i miał wielu przyjaciół wśród polityków III Rzeszy. Chłopak był młody i niedoświadczony, ale dobrze ustosunkowany i mający wysoko postawionych znajomych.
Idealny cel werbunku...
– Hieronim dopuścił się zdrady ojczyzny? Nie wierzę – Lila przyłożyła dłoń do piersi. – I ty, Gabrielo, mówisz o tym tak spokojnie? O człowieku, który szpiegował na rzecz nazistów?
– Nie gorączkuj się, Lilu, to tylko przypuszczenia.
– Ale bardzo prawdopodobne – dołożył wuj Jan.– Podejrzewamy, że użyto Hieronima do penetracji środowiska brytyjskiej arystokracji, wyjechał do Londynu. Potem nasz krewniak zapadł się pod ziemię i nigdy jego nazwisko nie wypłynęło, ani wśród żywych, ani na listach poległych. Szukaliśmy go i nadal szukamy za pośrednictwem szwajcarskiego Czerwonego Krzyża, bo tak nakazuje sumienie, ale prawdę mówiąc, nie chciałbym go odnaleźć. Zbyt wiele byłoby do wyjaśniania. Ten człowiek skalał swoje dobre imię, dopuścił się zdrady, splamił honor. Nie mógłbym mu podać ręki.
– Prawdziwa czarna owca – powiedziała w zadumie Lila. – Jak myślicie, co się z nim mogło stać?
– Nie przeżył wojny – w głosie Jana była pewność – ale jak zginął? Drogie panie, myślę, że został zlikwidowany, zanim rozegrała się bitwa o Anglię. MI5, brytyjska służba bezpieczeństwa, przeprowadziła wówczas widowiskową likwidację siatki szpiegowskiej. Hieronim prawdopodobnie wpadł. Cóż, wypłynął na niebezpieczne wody, zanim nauczył się pływać. Nie miał doświadczenia, dysponował tylko urokiem osobistym, dzięki któremu zjednywał potrzebnych mu ludzi. Wykorzystywał ich, aż w końcu trafił na lepszych od siebie, prawdziwych fachowców w tej robocie. Niech Bóg mu przebaczy, bo ja nie mogę.
To były ostre słowa, bezwzględne potępienie członka rodzinnego klanu i lekcja dla nas, dzieci. Zdrada ojczyzny na zawsze wykluczyła Hieronima z naszego grona, a pamięć o nim miała zostać pogrzebana. Po wielu latach dotarła do mnie wiadomość, która ożywiła wspomnienie z dzieciństwa. Leżałam w szpitalu po operacji stawu biodrowego, kiedy zadzwonił telefon. Wnuczka Gabrysia wyposażyła mnie ostatnio w smartfona, którego obsługa sprawiała mi trudności, ale metodą prób i błędów udało mi się odebrać połączenie.
– Babciu, odebrałam na Facebooku wiadomość od człowieka, który cię szuka – usłyszałam głos Gabi – a właściwie nie ciebie, tylko prababci Gabrieli.
– Dziecko, co ty mówisz? Przecież Gabriela od dawna nie żyje.
– Tak mu odpisałam i zaproponowałam kontakt z tobą. Niedługo przyjeżdża. Zamieszka u nas, już mu to zaproponowałam.
– Kto, na miłość boską?! – zdenerwowałam się.
Gabi zapraszała do rodzinnej willi na Mokotowie, kogo popadło, zupełnie jak jej imienniczka. Co tym razem wymyśliła?
– Tadeusz – wyjaśniła wnuczka, nie wdając się w szczegóły.
– Jeśli natychmiast mi nie wytłumaczysz... – zaczęłam groźnie.
– A nie powiedziałam, o co chodzi? – stropiła się – No to słuchaj. Tadeusz skontaktował się ze mną na Facebooku. Twierdzi, że jest z nami spokrewniony, wspominał o Gabrieli, której imię byliście mi łaskawi dać, nie pytając mnie o zdanie. Studiował historię, a teraz pisze książkę o swoim krewnym i jeździ po Europie, szukając materiałów. Akurat jest w Berlinie, jutro złapie samolot do Warszawy i odbiorę go z lotniska. Chciałby się z tobą spotkać, pasuje ci?
Czego ten młody człowiek chciałby się dowiedzieć?
Zakręciło mi się w głowie
Jak dla mnie, wypadki toczyły się zbyt szybko.
– Nic mi nie pasuje – zdenerwowałam się. – Zaprosiłaś do domu obcego człowieka. Może to oszust? W dodatku mam go przyjąć w szpitalu, a jest to ostatnie miejsce do którego chciałabym zapraszać gości. Gabrielo, co ty zrobiłaś?
– Oj tam, porozmawiasz chwilę z Tadeuszem i spławisz go w wielkopańskim stylu – zbagatelizowała sprawę wnuczka.
Zrozumiałam, że nie mam wyjścia. Młody człowiek robił dobre wrażenie, ale prawie nie mówił po polsku. Za to wszystko rozumiał.
– Mam polskie korzenie, ale nie przykładałem się do nauki języka, teraz żałuję – uśmiechnął się. – Na szczęście pani mówi świetnie po angielsku.
– Odebrałam dobrą edukację. Co pana do mnie sprowadza?
– Piszę biografię mojego pradziadka Hieronima, to bardzo ciekawa historia, ale brakuje mi kilku fragmentów.
O mało nie spadłam z łóżka. Przypomniałam sobie słowa wuja Jana: „niech mu Bóg przebaczy”.
– Hieronim jednak przeżył wojnę – powiedziałam w zamyśleniu.
– Oczywiście – zdziwił się Tadeusz. – Zmarł jako człowiek bardzo wiekowy, ale przedtem zdążył nam opowiedzieć swoją historię. To dramatyczne i smutne dzieje.
– Był niemieckim agentem?– spytałam.
– Brytyjskim i to bardzo cennym – obruszył się Tadeusz. – Wykorzystywał swoje powiązania w Berlinie, zdobywając niedostępne dla innych materiały, głównie za pośrednictwem kobiet, które go uwielbiały. Anglicy ewakuowali go do Londynu tuż przed wybuchem wojny.
– Szukaliśmy go – szepnęłam.
– Zmienił tożsamość, pracując dla MI5, a po wojnie wyjechał do Stanów. Tam założył rodzinę. Nie znaliśmy jego przeszłości, dopiero tuż przed śmiercią o wszystkim nam opowiedział. Było mi go bardzo żal. Ta sprawa od lat leżała mu na sercu, zawsze czułem, że Hieronim nosił w sobie smutek, tylko nie wiedziałem dlaczego. Ojciec mówił, że to pozostałość wojennych przeżyć. Do pewnego stopnia miał rację.
– Hieronim stał się dobrowolnym wygnańcem.
– Nie mógł wrócić, bo wiedział, że w ojczyźnie utracił dobre imię. Było zbyt dużo do wyjaśniania, a on musiał zachować milczenie. Większą część życia przeżył pod obcym nazwiskiem, z dala od rodziny. Powiedział, że to właśnie najbardziej bolało. Wykluczenie, na które nie zasłużył.
– Czy dlatego piszesz o nim książkę? Żeby zwrócić mu honor?
– To jedyne, na czym mu zależało.
Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”