Zawsze mi się wydawało, że jesteśmy z Adamem dobrym małżeństwem. Niestety, niedługo po naszej piętnastej rocznicy ślubu oświadczył ni stąd ni zowąd, że odchodzi do innej kobiety. Byłam zdruzgotana. Kochałam Adama i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Próbowałam więc o niego walczyć. Błagałam, płakałam, przypominałam mu szczęśliwe chwile, które razem spędziliśmy. Nie pomogło. Mąż opędzał się ode jak od natrętnej muchy. Był oschły, wyniosły, obojętny. Powtarzał, że między nami wszystko skończone i wnosi sprawę o rozwód.
– A co z naszym synem? Szczęście Kuby już nic dla ciebie nie znaczy? Przecież on ma dopiero osiem lat! Nie zrozumie! – pytałam przez łzy.
– Odchodzę od ciebie, nie od dziecka. Kuba zawsze będzie dla mnie najważniejszy! Będę się z nim widywał kilka razy w tygodniu – tłumaczył. – Obiecałem mu to. Nie chcę, żeby pomyślał, że już go nie kocham, że nie ma taty – odparował.
Tydzień później spakował swoje rzeczy
Pierwsze dni samotnego życia były bardzo trudne. Czułam się zraniona, skrzywdzona, opuszczona. Na zmianę płakałam i przeklinałam męża. A w międzyczasie zastanawiałam się nad zemstą. Przecież nie mogłam tak po prostu pogodzić się z rzeczywistością, musiałam „podziękować” Adamowi za to, co mi zrobił.
– Muszę uderzyć mocno. Tak mocno, żeby cierpiał, żeby go bolało – mruczałam do siebie pod nosem, krążąc po pokoju.
I nagle mnie olśniło. Postanowiłam, że choćby Adam błagał na kolanach, nie pozwolę mu kontaktować się z synkiem.
– Dostaniesz za swoje, draniu! Przekonasz się, jak to jest, gdy nagle traci się kogoś bardzo bliskiego! – zatarłam ręce.
Cieszyłam się, że mąż też będzie cierpiał. Jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Odcięłam Adama od Kuby. Gdy dzwonił i pytał, czy może go odwiedzić lub gdzieś zabrać, odmawiałam pod byle pretekstem. Kiedy chciał z nim porozmawiać przez telefon, mówiłam że już śpi. Gdy zniecierpliwiony moimi wymówkami przyjeżdżał do nas do domu, wyłączałam dzwonek i nie otwierałam drzwi. Prosił, przekonywał, groził nawet policją i sądem, ale nic sobie z tego nie robiłam. Uparcie trwałam w swoim postanowieniu. A gdy synek pytał, kiedy przyjedzie tata, odpowiadałam, że nie wiem, bo jeszcze się nie odezwał.
– Ale jak to? Przecież obiecał, że będzie się ze mną spotykał…
– Twój ojciec nie ma zwyczaju dotrzymywać danego słowa – odpowiadałam.
Dziś na samo wspomnienie tamtego okresu mam ochotę zapaść się pod ziemię, ale wtedy nie widziałam w swoim zachowaniu nic złego. Uważałam, że mam prawo dać mężowi nauczkę. Złość i nienawiść kompletnie mnie zaślepiły. I nie wiadomo, ile by to jeszcze trwało i czym się skończyło, gdy nie tamto wydarzenie.
Usłyszałam modlitwę synka
To było trzy miesiące po odejściu Adama. Leżałam w łóżku i jak zwykle użalałam się nad swoim losem. Nagle usłyszałam w pokoju synka jakiś ruch. Był środek nocy, mały powinien już dawno spać, więc zaniepokojona poszłam zobaczyć, co się dzieje. Zajrzałem przez uchylone drzwi i zamarłam. Kubuś stał przy oknie ze złożonymi rączkami, patrzył w niebo i głośno się modlił.
– Panie Boże, spraw, żeby tatuś do mnie przyjechał… – mówił z trudem. – Tak bardzo za nim tęsknię… Kiedy wyjeżdżał, mówił, że mnie kocha, ale chyba o mnie zapomniał… Proszę cię, przypomnij mu… Wiem, że masz pewnie ważniejsze sprawy, ale babcia mówiła, że jak ktoś szczerze prosi, to go wysłuchasz… Wysłuchaj mnie… A ja obiecuję, że zawsze będę grzeczny – zakończył i wskoczył do łóżeczka. Chwilę później już spał.
Byłam w szoku. Z trudem wycofałam się do swojej sypialni. Usiadłam w fotelu i próbowałam zebrać myśli. Kłębiło się ich wiele, ale jedna była szczególnie natarczywa: że krzywdzę swoje dziecko. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.
„Co z ciebie za matka? – wyrzucałam sobie. – Mścisz się kosztem dziecka? Po co? Dlaczego? Przecież tak nie wolno! To, że nie ułożyło ci się z Adamem, nie oznacza, że masz prawo zabraniać mu kontaktów z synem który go kocha!”.
Od razu zadzwoniłam do Adama
– O której możesz jutro przyjechać po Kubę? – zapytałam, gdy odebrał.
– Że co? – słuchać było, że jest zaskoczony moim telefonem. – Od razu po pracy… Więc pewnie po siedemnastej. A co?
– To przyjeżdżaj. Tylko nie nawal, bo twój syn będzie zawiedziony – zastrzegłam. – Bardzo za tobą tęskni.
– Nie nawalę. Będę na pewno… Ja też nie mogę się doczekać naszego spotkania.
– W takim razie jesteście umówieni – powiedziałam.
Zachował się honorowo… Chciałam się od razu rozłączyć, ale mąż mnie powstrzymał.
– Przepraszam, mogę cię jeszcze o coś zapytać?
– Jasne – odparłam.
– Dlaczego zadzwoniłaś? I to w środku nocy? Do tej pory inaczej ze mną rozmawiałaś o kontaktach z Kubą. W zasadzie w ogóle nie chciałaś ze mną rozmawiać…
– Dlaczego? Bo… Bo zmądrzałam – odpowiedziałam.
Adam dotrzymał słowa. Przyjechał do Kuby następnego dnia. I trzeba przyznać, że zachował się honorowo. Gdy już się przywitali i synek zapytał, dlaczego się tak długo nie pokazywał, odparł, że był chory.
Mały zastanawiał się przez chwilę
– Czyli o mnie nie zapomniałeś? – chciał się jeszcze upewnić Kuba.
– Pewnie, że nie. To jak, idziemy na pizzę? – uśmiechnął się Adam.
– Idziemy, ale muszę jeszcze coś zrobić – odparł i pobiegł do swojego pokoju.
Zaciekawiona zajrzałam przez szparę w drzwiach. Kuba stał przy oknie i patrzył w niebo.
– Przepraszam, Panie Boże, że zawracałem ci głowę, bo tatuś jednak o mnie nie zapomniał. Ale i tak będę grzeczny. Jak obiecałem – powiedział z poważną miną.
Zrobiło mi się jeszcze bardziej wstyd. Od tamtego dnia minęło już trochę czasu. Kubuś regularnie widuje się z Adamem. A ja? Ciągle się wstydzę i mam wyrzuty sumienia. Bo wiem, że nie miałam prawa zabierać Adamowi dziecka. Tylko dlatego, że nam nie wyszło…
Czytaj także:
„Mąż zdradził mnie z małolatą, wręczył papiery rozwodowe, a potem... się rozmyślił. Młodziutka kochanka zaczęła mu dokazywać?”
„Mąż zdradził mnie, gdy byłam w ciąży i do dziś mu nie wybaczyłam. Wszystko zmienił ten potworny wypadek”
„Mąż zdradził mnie i porzucił jak stary mebel. Zrobił to, gdy dowiedział się o mojej chorobie”