„Gdy mąż zachorował, teściowa namawiała mnie na rozwód i nowy związek. Przez pomyłkę mam teraz dwóch mężów”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Caia Image
„– Musimy spojrzeć prawdzie w oczy. On już nie jest tym samym człowiekiem. Ty jednak jesteś jeszcze młoda, powinnaś mieć dzieci. – Mamo, czuję się niezręcznie... – powiedziałam. – Mówię ci prawdę. Poszukaj sobie porządnego mężczyzny, a kiedy go znajdziesz, to ja ci dam swoje błogosławieństwo”.
/ 09.03.2024 22:00
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Caia Image

Nasz rozwód ciągnął się przez ponad trzy lata. Sąd ciągle wzywał nowe osoby na świadków i biegłych, zmuszał mnie do ciągłego opowiadania  małżeństwie. Przez ten cały czas większość osób z mojego miasteczka popierała mnie. Często słyszałam od sąsiadek, jaka to jestem biedna. W końcu nadszedł wyczekiwany dzień i odzyskałam wolność. Dwa tygodnie później znów wyszłam za mąż za Sławka. Wtedy niespodziewanie wszystko się skomplikowało.

Pierwszy mąż był starszy

Wszystko między nami zaczęło się, gdy skończyłam edukację w szkole rolniczej i wróciłam do mojego rodzinnego miasta. Planowałam wykorzystać zdobytą wiedzę w przemyśle mleczarskim, który był jednym z atutów naszej gminy. Byłam specjalistką w tej dziedzinie, więc nie miałam większych trudności ze znalezieniem dobrej pracy.

Nie zamierzam też ukrywać, że dyrektor lokalnej mleczarni, któremu się podobałam, pomógł mi. Widziałam, jak na mnie patrzył już w momencie, gdy się z nim przywitałam.

Bogdan, mimo że miał już 38 lat, nadal nie miał żony. Ale w przeciwieństwie do innych facetów w jego wieku, nie zaniedbywał swojego zdrowia i codziennie rano biegał, co pozwalało mu utrzymać wysportowaną sylwetkę. Bardzo mi się spodobał. W biurze był energiczny i wymagający, a w domu nieśmiały i pełen kompleksów.

Po pół roku znajomości postanowiliśmy wziąć ślub. Byłam pewna, że to, co mnie spotkało, to jak wygrana w loterii życia. Bogdan okazał się być cudownym i czułym mężem. Spełniał wszystkie moje życzenia.

Mama miała wątpliwości

Teściowa, którą miałam, była naprawdę fajna. Mogłam z nią rozmawiać jak z koleżanką. Cała reszta rodziny męża też mnie polubiła.

– Coś jest nie tak – zaniepokoiła się pewnego dnia moja mama, która zawsze potrafiła znaleźć problem tam, gdzie go nie było.

– Co niby jest nie tak? – zapytałam ją, nie do końca kumając, o co jej chodzi.

– Dziwne, że wszyscy cię tak szybko polubili... Może mają jakieś tajemnice, na przykład długi i nagle wszystko wyjdzie na jaw za jakiś czas?

Ale w moim związku nic nie pękło przynajmniej przez pierwsze jedenaście miesięcy.

Nagle zachorował

Kiedy Bogdan wrócił pewnego razu z pracy, wyglądał na bardzo zmęczonego.

– Coś mnie boli w plecach, a do tego mam zawroty głowy – westchnął zmęczony.

Zaniepokoiłam się i postanowiłam sprawdzić mu temperaturę. Okazało się, że miał prawie 39 stopni, więc natychmiast położyłam go do łóżka i podałam leki. Następnego dnia poczuł się o wiele lepiej i poszedł do pracy. Ale raptem trzy dni później otrzymałam telefon z mleczarni. Osoba po drugiej stronie była wyraźnie zdenerwowana. Powiedziała mi, że Bogdan zasłabł i został od razu przewieziony do szpitala.

Wsiadłam do auta i po godzinie byłam już przy drzwiach gabinetu ordynatora szpitala. Okazało się, że Bogdan dalej gorączkował. Opowiedziałam doktorowi o ostatnich problemach zdrowotnych mojego męża. Wieczorem zadzwonił do mnie ordynator. Wykonano wiele badań i ostatecznie zdiagnozowano grypę, którą najwidoczniej zignorował. W rezultacie wystąpiły pewne komplikacje neurologiczne.

Zmienił się nie do poznania

Tydzień później, kiedy zobaczyłam Bogdana, nie rozpoznał mnie. Również ja nie mogłam dostrzec w nim tego samego mężczyzny, za którego niedawno wyszłam za mąż.

Facet, który leżał przerażony na łóżku, patrzył na mnie swoimi przestraszonymi, okrągłymi oczami. Najgorsze, że przez następne sześć miesięcy Bogdan wciąż nie potrafił mnie rozpoznać. Wydawało mi się, że zrobił się mniejszy i po prostu się postarzał. 

Stał się też bardziej agresywny – wpadał w złość, krzyczał na innych, niszczył rzeczy. W końcu został przeniesiony na inny oddział. Wtedy przypomniały mi się słowa mamy, która kiedyś powiedziała, że w moim małżeństwie wszystko idzie tak dobrze, że to ją przeraża. Cóż, przyniosło to pecha.

Teściowa kazała mi go zostawić

Przez cały kolejny rok, co dwa tygodnie odwiedzałam Bogdana, ale za każdym razem lekarz mówił, że nie ma żadnej poprawy w jego stanie zdrowia. Bogdan wciąż nie pamiętał, kim jest, skąd pochodzi ani gdzie się znajduje. Czasami miał ataki złości, a wtedy bywało, że musiano go przypiąć pasami bezpieczeństwa i podawać leki uspokajające.

Moja teściowa przyszła do mnie na wizytę po niedługim czasie.

– Alinko, musimy porozmawiać... – usiadła w kuchni na stołku i ciężko westchnęła – Czas, żebyś zostawiła mojego syna.

– Mamo... jak możesz tak mówić?

Musimy spojrzeć prawdzie w oczy. On już nie jest tym samym człowiekiem. Choroba przeniosła go do innej rzeczywistości, z której raczej nie wróci. Ty jednak jesteś jeszcze młoda, powinnaś mieć dzieci i mieć obok mężczyznę, który nie zasypia przy swojej żonie bez spełnienia swoich małżeńskich obowiązków.

– Mamo, czuję się niezręcznie... – powiedziałam, bo czułam się zawstydzona.

– Mówię ci prawdę. Poszukaj sobie porządnego mężczyzny, a kiedy go znajdziesz, to ja ci dam swoje błogosławieństwo.

Miałam nowego męża

Firma zastąpiła Bogdana nowym dyrektorem z Wrocławia. Był to starszy pan, który przybył do nas ze swoim synem. Syn był świeżo po rozwodzie i nie miał, gdzie mieszkać, więc zdecydował się na jakiś czas zatrzymać u swojego taty. Zbliżyliśmy się do siebie na tyle, że nie potrafiłam już ukrywać swoich uczuć. Któregoś dnia chwyciłam Sławka za rękę i poszłam z nim do teściowej. Mój nowy partner spodobał jej się i jak obiecywała, tak nas pobłogosławiła.

Właśnie wtedy zdecydowałam się pójść do prawnika i zacząć proces rozwodowy. Całość ciągnęła się niemiłosiernie, ale w końcu orzeczono, że moje małżeństwo faktycznie uległo nieodwracalnemu rozpadowi. Zyskałam wolność. I tak nadeszła chwila, kiedy znowu stanęłam na czerwonym dywanie w USC. Ceremonia była skromna i przeznaczona tylko dla najbliższej rodziny.

Bogdan wyzdrowiał

Po upływie tygodnia niespodziewanie dowiedziałam się, że mój były mąż Bogdan, odzyskał pamięć. Wyglądało na to, że choroba zaczęła się cofać i wszystko wskazywało na to, że Bogdan powoli wraca do formy.

– Mówi pan poważnie? – odezwałam się i poczułam, jak słabnę.

Opadłam bez sił na najbliższe krzesło.

Rozumiem, że to dla pani szok – usłyszałam w słuchawce entuzjastyczny ton lekarza. Tego samego, który przez tak długi czas zapewniał mnie, że nie ma szans na poprawę. – Już od dwóch tygodni jest lepiej, ale pan Bogdan chciał, abyśmy nikogo nie zawiadamiali, na wypadek, gdyby to była tylko chwilowa poprawa. Nie chciał dawać fałszywej nadziei. Ale teraz już wiemy na pewno, że choroba zaczęła się cofać. Jutro go wypuszczamy.

– Nie mogę tego zrozumieć. Przecież napisaliście w opinii dla sądu, aż trzy razy, że on już nigdy... – zapłakałam. – Mam za sobą rozwód. I teraz mam nowego męża...

To była pomyłka

A jak do tego doszło? Urzędnik sądowy, który złożył w szpitalu wniosek o zbadanie stanu zdrowia (w sumie złożył trzy wnioski, bo sprawa się ciągnęła i zdrowie mojego męża mogło się w międzyczasie zmienić), pomylił się i zamiast napisać BoGdan, napisał BoHdan. Następne wnioski były tylko kopią pierwszego.

Wtedy okazało się, że w szpitalu jest jeszcze jeden pacjent, który ma takie samo nazwisko jak mój mąż, ale na imię ma właśnie Bohdan. I w końcu lekarze trzy razy wysłali do sądu informację, że "Bohdan" taki i taki jest osobą niepełnosprawną i nie jest w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie.

Według prawa, mój rozwód jest nieważny. W dokumentach pojawiły się błędne informacje, których nikt nie zauważył. Rozstałam się z Bohdanem... W ten sposób, niezależnie od mojej woli, stałam się bigamistką. Co więcej, sędzia, która przyznała mi rozwód, oskarżyła mnie, że celowo wprowadziłam sąd w błąd, by rozstać się z pierwszym mężem. Wygląda na to, że chciała w ten sposób zatuszować swój błąd.

Kocham ich obu

Najbardziej przykre w całej sytuacji jest fakt, że Bogdan powrócił do swojej dawnej formy i znowu jest tym super, silnym mężczyzną. Sławek także jest niesamowity. Do tego żaden z nich nie zamierza odpuścić swoich praw. Na razie nie doszło do żadnych bójek, ale słyszałam plotki, że obaj przygotowują się do konfrontacji.

Próbowaliśmy najpierw porozmawiać z Bogdanem. Wyjaśniłam mu całą sytuację. Poprosiłam, aby teściowa towarzyszyła mi podczas rozmowy i potwierdziła wszystko, co mówię. Bogdan wydawał się wszystko rozumieć, ale na końcu wypalił:

– Ale ja mam większe prawo do ciebie, bo to ja byłem twoim pierwszym mężem. Nie wspomnę nawet o ślubie kościelnym, którego z tamtym nie masz, a ze mną tak.

Sławek również nie słuchał żadnych argumentów.

–Ten, kto jest na końcu, ma większe prawo – nie ustępował.

Naturalnie, jak twierdzą moja teściowa, rodzice i pół miasta, to ja decyduję. To ja wybieram, z kim chcę być. Rozumiem, ale ja ich obu kocham i każdy wybór jest dla mnie koszmarny.

Czytaj także: „Sądziłam, że czeka mnie już tylko samotność w domu opieki. Jeden dzień zmienił moje życie na lepsze”
„Każdy powinien mieć taką synową jak moja. Za to, co zrobiła, pokochał ją nie tylko syn, ale cała rodzina”
„Zatrudniłam znajomą, bo nie miała, co do garnka włożyć. Potem półnaga dziękowała za to mojemu mężowi”

 


 

Redakcja poleca

REKLAMA