„Gdy mąż postanowił odejść do innej, poniżałam się i błagałam go, żeby został. Z rozpaczy wydobyła mnie wizyta u wróżki”

kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, Damir Khabirov
„Miałam już dość ukrywania swojego cierpienia i bólu. Czułam, że jeśli się komuś nie zwierzę, to z żałości pęknę. A Beata wydawała się idealną kandydatką. Nie należała do grona moich bliskich znajomych. Pomyślałam, że pogadamy, a potem nasze drogi znowu się rozejdą na wiele lat”.
/ 08.03.2023 14:30
kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock, Damir Khabirov

Zawsze uważałam, że moje małżeństwo jest bardzo udane. Pobraliśmy się z Rafałem z wielkiej miłości, po krótkim narzeczeństwie. Dość długo się docieraliśmy, ale w końcu wszystko się ułożyło. Byłam pewna, że będziemy razem do końca swoich dni. Niestety, okazało się, że mój mąż ma na ten temat inne zdanie. Pewnego dnia  oświadczył mi – ni stąd, ni zowąd – że zakochał się w koleżance z pracy młodszej ode mnie o dziesięć lat i odchodzi.

Byłam w szoku. Kochałam Rafała i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Przeżyliśmy wspólnie prawie 15 lat. Na początku próbowałam o niego walczyć. Błagałam, płakałam, by został, straszyłam, że gdy odejdzie, to się zabiję. Przekonywałam, że tamta kobieta to tylko chwilowe zauroczenie. I obiecywałam, że jeśli skończy natychmiast tę znajomość, to mu wybaczę. Zamiast lepiej, było jednak tylko gorzej. Mąż nie reagował na moje błagania. Opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy. Był oschły, wyniosły, obojętny. Jakby zapomniał, że kiedyś bardzo się kochaliśmy.

Daj spokój, nie poniżaj się. Między nami naprawdę wszystko skończone. Rozstańmy się jak kulturalni ludzie – mówił zniecierpliwiony, a po tygodniu spakował się i wyprowadził…

Pierwsze dni samotnego życia były bardzo trudne. Chciałam się komuś wypłakać, ale się wstydziłam. Zawsze byłam typem zwycięzcy i nie potrafiłam przyznać się do porażki. Nie chciałam, żeby ktoś widział moje łzy, napawał się moim cierpieniem, zapewniał z fałszywym uśmieszkiem, że to jeszcze nie koniec świata. Zamknęłam się więc w czterech ścianach, nie odbierałam telefonów od znajomych. Chodziłam  tylko do pracy a po powrocie kładłam się do łóżka i na przemian płakałam i przeklinałam cały świat. Byłam wściekła na męża i na tę jego panienkę.

Obmyślałam plan zemsty. Chciałam ich nawet pozabijać! Potem zaczęłam obwiniać siebie. „Może nie jestem dość atrakcyjna, za mało czasu mu poświęcałam, źle gotowałam?” – zastanawiałam się. Czułam się brzydka, stara, niewiele warta. Uwierzyłam, że do niczego się nie nadaję, że moje życie się skończyło. Zapadałam się w czarną otchłań. I nie wiem, czy kiedykolwiek udałoby mi się z niej wydostać, gdyby nie moja przyjaciółka z lat szkolnych, Beata.

Wróżka? Ja nie wierzę we wróżki...

Spotkałyśmy się przypadkowo na ulicy. Normalnie bym się ucieszyła, bo kiedyś bardzo ją lubiłam i żałowałam, że po liceum straciłyśmy kontakt, ale wtedy byłam w tak podłym nastroju, że ledwie odpowiedziałam na jej „cześć”. Ona jednak zdawała się tego nie zauważać. Prawie siłą zaciągnęła mnie na kawę. Aż promieniała z radością, więc byłam pewna, że zarzuci mnie opowieściami o swoim szczęśliwym życiu. Na samą myśl, że będę musiała ich wysłuchiwać, robiło mi się niedobrze. Ale nie! Gdy siadłyśmy przy stoliku, przyjrzała mi się bacznie.

– Co się tak gapisz? – burknęłam.

– Nie obraź się, kochana, ale wyglądasz paskudnie. Jakby cię walec przejechał albo nawet dwa. Mów natychmiast, co się stało – zażądała.

– Nic takiego. Po prostu potwornie boli mnie głowa – wykręcałam się.

– Nie kłam, widzę, że coś cię trapi. Mnie możesz powiedzieć. Wiesz, że umiem słuchać – patrzyła mi w oczy.

– No dobrze. Rafał mnie rzucił. Zadowolona? – warknęłam.

– A dlaczego miałabym być zadowolona? Chcesz o tym pogadać? – zapytała ciepło i łagodnie.

– Chyba chcę… Tak, na pewno chcę – wykrztusiłam.

Prawdę mówiąc, miałam już dość ukrywania swojego cierpienia i bólu. Czułam, że jeśli się komuś nie zwierzę, to z żałości pęknę. A Beata wydawała się idealną kandydatką. Nie należała do grona moich bliskich znajomych. Pomyślałam, że pogadamy, a potem nasze drogi znowu się rozejdą na wiele lat. Przez następne pół godziny opowiadałam jej jak to mąż – nie bacząc na moje błagania – huknął drzwiami i wyprowadził się do jakiejś gówniary. A ja nie potrafię się po tym pozbierać.

– Tylko nie mów, że mam się nie przejmować, bo jestem młoda, piękna i na pewno kogoś znajdę. Nienawidzę durnych gadek! – zastrzegłam groźnie.

– Nawet do głowy mi to nie przyszło. Przecież to banały, które zamiast pomóc, tylko denerwują – odparła.

– No właśnie. Szkoda, że nie znam żadnego jasnowidza… Może by mi wtedy powiedział, jak to się wszystko skończy – westchnęłam.

Beata nagle się ożywiła.

– Czekaj, czekaj, ale ja słyszałam o kimś takim. Co prawda to nie jasnowidz, tylko wróżka, ale za to świetna. Jej przepowiednie sprawdzają się zawsze w stu procentach.

– Daj spokój, to był tylko taki żart, śmiech przez łzy. Nie wierzę we wróżki. To wszystko oszustki  i naciągaczki – przerwałam jej.

– Ta na pewno nie. Ty wiesz, kto do niej chodzi? I ta słynna aktorka, i tamten piosenkarz, i jeszcze bardzo ważny polityk – rzucała nazwiskami z pierwszych stron gazet.

– Naprawdę?

– Przysięgam. Podobno nie podejmują bez niej żadnej decyzji. Sama chciałabym się do niej dostać. Niestety Samanta przyjmuje tylko wybranych, z polecenia… A numer telefonu do niej ludzie przekazują sobie w wielkiej tajemnicy, po uprzednim uzgodnieniu, czy można…

– To nie ma o czym mówić! – machnęłam ręką.

– Niekoniecznie. Moja znajoma u niej była. Spróbuję ją namówić, by załatwiła ci wizytę, jeśli chcesz…

– No nie wiem – wahałam się jeszcze.

– A co masz do stracenia, no, pomyśl!

– W zasadzie nic, ale…

– Żadnego ale. Jeszcze dziś dzwonię do znajomej. Kto wie, może uda jej się załatwić wizytę także dla mnie? Mam parę problemów do rozwiązania… Przydałyby mi się wskazówki, rady… no i wgląd w przyszłość.

– No dobrze, zadzwoń – zgodziłam się, bo w głębi duszy bardzo chciałam, by ktoś wyczytał w gwiazdach, że jeszcze mam szansę na szczęście. Zwłaszcza ktoś genialny i pewny.

Nie było powłóczystych szat ani czarnego kota

Przyjaciółka zadzwoniła kilka dni później i radosnym głosem oświadczyła, że znajoma umówiła nas z Samantą. Kilka dni później pojechałyśmy do niej. Był późny wieczór, samochód prowadziła Beata, więc prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, gdzie jesteśmy. Wiedziałam tylko, że wyjechałyśmy za miasto i zatrzymałyśmy się przed jakimś bardzo słabo oświetlonym starym domem w lesie. Gdy stanęłyśmy przed wielkimi dębowymi drzwiami, poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plecach.

Otworzyła nam czterdziestoparoletnia kobieta. Wyglądała tak zwyczajnie, że poczułam się zawiedziona.

– Spodziewała się pani powłóczystych szat i czarnego kota? – zapytała z uśmiechem, gdy znalazłyśmy się w środku. Jakby czytała w moich myślach… 

– Nieee – zmieszałam się.

– To dobrze, bo to tylko rekwizyty. Dla idiotów. Która z pań pierwsza? – zapytała.

– To może ja? – wyrwała się nagle Beata.

Zapraszam do gabinetu. A pani niech tu poczeka – wskazała mi dużą skórzaną kanapę stojącą przy ścianie.

Beata siedziała w gabinecie ponad pół godziny. Wyszła stamtąd aż purpurowa z emocji.

– To było niesamowite! – wyszeptała podekscytowana.

Co ci powiedziała?

– Nieważne. W każdym razie bądź szczera, niczego nie ukrywaj. Wtedy poznasz prawdę – opadła na fotel.

Wyglądała na oszołomioną i kompletnie wyczerpaną.

Po pięciu minutach Samanta zaprosiła mnie. Od razu przeszła do rzeczy.

– No dobrze, czego się chcesz dowiedzieć? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy, a ja poczułam się nieswojo.

Chciałabym poznać swoją przyszłość – wykrztusiłam.

– Ale jakie pytania chcesz zadać kartom? – naciskała. 

– Nie mam żadnych konkretnych pytań – wzruszyłam ramionami. – Niedawno rozstałam się z mężem, czuję się skrzywdzona i zagubiona, i nie bardzo wiem, co robić. Chciałabym się po prostu dowiedzieć, co mnie czeka.

– W takim razie zaraz zobaczymy – uśmiechnęła się i kazała mi wyciągnąć pięć kart lewą ręką.

Spal jego zdjęcie. I to natychmiast!

Po chwili leżały przede mną w równym rządku. Patrzyłam na nie z ciekawością i czekałam na to, co powie wróżka. Odezwała się po minucie.

Po co tu do mnie przyszłaś?

– Jak to po co? – byłam zdziwiona. – Przecież powiedziałam, że właśnie rozstałam się z mężem i czuję się skrzywdzona, i zagubiona…

– Pamiętam, pamiętam. Tylko nie rozumiem dlaczego… W kartach jest zapisane, że po odejściu tego mężczyzny w twoim życiu rozpoczął się nowy, naprawdę wspaniały okres!

Co też pani opowiada!

– Karty nie kłamią. Wcześniej to były tylko pozory szczęścia – przerwała mi stanowczo.

– Poważnie? To dlaczego tak podle się teraz czuję?

– Bo tego szczęścia do siebie nie dopuszczasz! Musisz się otworzyć na to, co przynosi ci los.

– Widać nie potrafię – odburknęłam. 

– Domyślam się i dlatego ci pomogę. Odprawię pewien rytuał. Masz zdjęcie męża? Takie papierowe?

– Mam – wyjęłam z portfela fotografię, którą – nie wiedzieć czemu – nadal przy sobie nosiłam.

Spal natychmiast to zdjęcie!

– Słucham?

– No spal je, nie bój się – podała mi zapalniczkę i postawiła przede mną ozdobną, metalową misę.

W środku był piasek. Posłusznie podpaliłam fotografię i wrzuciłam ją do misy. Gdy płonęła, wróżka zamknęła oczy i zaczęła mamrotać coś pod nosem w niezrozumiałym dla mnie języku.

– No, teraz już wszystko będzie w porządku – oznajmiła, gdy zdjęcie zamieniło się w popiół.

– To wszystko? – zdziwiłam się.

– Oczywiście. Nie potrzebujesz więcej mojej pomocy – uśmiechnęła się i wskazała mi drzwi.

W drodze do domu nie odezwałam się ani słowem. Beata próbowała ode mnie wyciągnąć, co powiedziała mi Samanta, ale uparcie milczałam. Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli. Z jednej strony chciało mi się śmiać z tej całej wróżby i rytuału, ale z drugiej czułam się o niebo lepiej. Było mi lżej na sercu. „Czyżby Samanta miała rację?” – przemknęło mi przez głowę.

Pewnie spodziewacie się, że teraz napiszę, że moje życie zmieniło się na lepsze, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Nic z tego. Minęło jeszcze dobrych kilka tygodni, zanim się otrząsnęłam i wyszłam z kokona rozpaczy. W końcu jednak to się stało, bo po wizycie u wróżki uwierzyłam, że to możliwe.

Zaczęłam znowu dbać o siebie, wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. I z radością odkrywałam, że życie bez Rafała u boku też może być piękne. Zwłaszcza po tym, jak poznałam Adama. Wpadliśmy na siebie na szkoleniu, zaczęliśmy rozmawiać. A po wszystkim umówiliśmy się na kawę. Potem na kolejną. Na początku sądziłam, że będziemy tylko przyjaciółmi, ale im dłużej się spotykaliśmy, tym coraz bardziej byłam przekonania, że się w nim zakochuję. I to z wzajemnością. Bałam się tego uczucia. Mimo wszystko nie byłam do końca pewna, czy mogę zaufać mężczyźnie.

Podstępna żmija wszystko zaplanowała

Tak mnie to męczyło, że postanowiłam jeszcze raz spotkać się z Samantą. Chciałam się dowiedzieć, czy przed moim związkiem z Adamem jest jakaś przyszłość. Sęk w tym, że nie miałam do niej telefonu ani adresu. Nie zastanawiając się długo, zadzwoniłam więc do Beaty i poprosiłam o spotkanie.

– Muszę się zobaczyć z Samantą – oświadczyłam, gdy koleżanka zjawiła się w kawiarni.

– Po co? – zdziwiła się.

– No wiesz… Poznałam jednego faceta… Całkiem fajnego… I nie wiem, czy się angażować w ten związek – wykrztusiłam w końcu.

– Zakochałaś się? – ucieszyła się.

– Tak jakby. I on też chyba coś do mnie czuje – przyznałam.

– To po co ci wróżka? Bierz go i nie zastanawiaj się nawet chwili!

– Ale wolałabym to skonsultować z Samantą – upierałam się. 

– To niemożliwe!

– Dlaczego?

– Dlaczego? Bo… Bo wyjechała z Polski i nie będzie jej przez dłuższy czas – zaczerwieniła się, gdy to mówiła, i na kilometr widać było, że kłamie.

– Nie kręć, tylko dawaj mi adres. Pojadę i dowiem się, kiedy ona wróci – zażądałam kategorycznie.

– Nie mogę, zapomniałam, gdzie to było! – rozłożyła ręce, a ja aż zatrzęsłam się ze złości.

– Słuchaj, przestań mnie wkurzać. Najpierw ciągniesz mnie do tej wróżki, a teraz nie chcesz mi dać kontaktu do niej. O co tu, do cholery, chodzi? – zdenerwowałam się.

Beata zastanawiała się przez chwilę.

– No dobra, już się nie wściekaj, powiem ci calutką prawdę.

– Mam nadzieję…

– Otóż… nie ma żadnej wróżki.

– Jak to nie ma żadnej wróżki?! – wybałuszyłam na nią oczy, bo tego się nie spodziewałam.

– No nie ma. Samanta nie jest żadną Samantą. To moja serdeczna przyjaciółka, Marysia…

– Co takiego?!

– O rany, gdy zobaczyłam, jak cierpisz po rozstaniu z mężem, chciałam ci pomóc. Gadanie, że wszystko się ułoży, nic by nie dało. Zwłaszcza że sama mnie uprzedziłaś, że nie lubisz takiego pocieszania. No to wymyśliłam na szybko tę wróżkę i namówiłam Marysię, by wcieliła się w rolę. Miałam nadzieję, że gwiazdom uwierzysz – uśmiechnęła się niepewnie.

– Czyli karty, rytuał, to wszystko były bujdy? – chciałam się upewnić, czy dobrze zrozumiałam.

– No tak. Ale pomogły. Zobacz, otrząsnęłaś się, odżyłaś, a nawet zakochałaś… Same plusy…

Ty podstępna żmijo – przerwałam jej. – Mam ochotę cię zamordować…

– Na pewno? A ja myślałam, że ucałować – zrobiła niewinną minkę.

– Ucałować, mówisz? – specjalnie zawiesiłam głos. – A wiesz, może i tak. Przecież uratowałaś mi życie – rzuciłam się jej na szyję.

– To nie ja, tylko wróżka Marysia – uśmiechnęła się. 

Czytaj także:
„Moja żona wydawała u wróżki kilka tysięcy złotych miesięcznie. Gdy jej tego zabroniłem, wpadła w szał”
„Miłość omijała mnie szerokim łukiem, więc poszłam po radę do wróżki. Nie sądziłam, że jej dziwaczna przepowiednia się spełni”
„Mój mąż chyba postradał zmysły. Kiedy ma problem, leci do wróżki i płaci jej ciężkie pieniądze”

Redakcja poleca

REKLAMA