Mam nudną pracę i raczej nie znajdę lepszej. W niewielkim biurze przez osiem godzin dziennie wystawiam faktury, rachunki, i przekładam stosy innych papierów. Skończyłam co prawda liceum ekonomiczne i chciałam iść na studia, ale ciąża pokrzyżowała mi plany. Ja, grzeczna dziewczyna z dobrego domu tuż przed maturą, i on – słodki hultaj. Zapomnieliśmy się i w efekcie mamy czteroletniego syna oraz niewielkie mieszkanko na kredyt.
Dawid, wciąż w delegacjach, pracuje jako przedstawiciel handlowy. Ja dzielę czas pomiędzy nudną pracę, która ani trochę nie spełnia moich oczekiwań, a dom. Od męża nie mogę spodziewać się szczególnej pomocy. Jest tradycjonalistą w tym względzie.
– Przynoszę pieniądze – powtarza mi ciągle. – Ty możesz się zająć domem.
Zupełnie jakbym ja nie pracowała…
Po raz pierwszy od dawna ktoś mnie słuchał
Pewne sprawy, których nie dostrzegałam jako młoda, zakochana dziewczyna, ujawniły się wkrótce po przyjściu na świat Bartka. Męża nigdy nie było, a jak już się pojawiał, to siedział przed komputerem albo bawił się z synem. Na więcej nie mogłam liczyć. W nocy też – dbał tylko o własną przyjemność, po czym odwracał się i zasypiał. W ogóle do kobiet odnosił się z ledwo skrywaną pogardą. A syn to obserwował i się uczył…
– Mamo, jestem głodny – mówił.
– Zaraz ci zrobię kanapkę, tylko skończę ładować pralkę – odpowiadałam.
– Ale ja jestem teraz głodny. Mamo, masz mi teraz dać jeść. Od tego jesteś.
Miał cztery lata i już traktował mnie jak swoją służącą! Zupełnie jak jego ojciec.
Mój tata przejrzał zięcia bardzo szybko.
– On nie jest dla ciebie, Asiu – ostrzegał mnie kilka razy, ale go nie słuchałam.
– Kocham go, a on mnie – odpowiadałam, szczerze wierząc w te słowa.
– Nie wychodź za niego, nie musisz. Pomożemy ci z dzieckiem.
– Tato, poradzimy sobie, naprawdę.
– Będziesz tego żałowała. To nie jest dobry człowiek – nie dawał za wygraną.
Zbywałam śmiechem te jego przestrogi, nie brałam ich na serio. Jednak wkrótce się przekonałam, że tata miał rację. Mąż wprawdzie nigdy mnie nie uderzył, ale jego słowa często bolały mocniej niż fizyczny cios. Czułam się niekochana, niedoceniana, upokarzana, zwyczajnie nieszczęśliwa…
Któregoś dnia w pracy weszłam na internetowy czat. Czemu? Sama do końca nie wiem. To był jeden z tych dni, kiedy miałam wszystkiego dość i chciałam odreagować. Nie trwało długo, zanim ktoś się odezwał:
„Cześć, jestem Tomek”.
„A ja Asia” – odpisałam.
Miło się z nim rozmawiało. Tak… normalnie. Był inteligentny, wygadany. Od słowa do słowa – i dowiedziałam się, że jest dwa lata młodszy ode mnie i właśnie kończy praktyki studenckie w dużej korporacji. Czas szybko płynął i nagle okazało się, że powinnam już wychodzić z pracy. Umówiliśmy się więc na kolejny dzień.
Do domu wracałam cała w skowronkach. Kiedy to sobie uświadomiłam, stanęłam w pół kroku i zaczęłam się zastanawiać, skąd to uczucie. Szybko zrozumiałam, że po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś poświęcił mi całą swoją uwagę. Słuchał, co miałam do powiedzenia, bez ciągłej krytyki i żądań. No, ale teraz należało zejść na ziemię. Mąż i syn na pewno byli głodni… A kto miał im ugotować obiad, jeśli nie ja?
Gotowałam, podawałam, zmywałam – i przez cały czas rozmyślałam o kolejnym spotkaniu na czacie z Tomkiem. Przez kilka dni rozmawialiśmy o wszystkim przerzucaliśmy się niewinnymi żartami, czasem z podtekstami erotycznymi, ale dowcipnymi, nawet subtelnymi. Do chwili, gdy Tomek zapytał, co mam na sobie… Napisałam mu, że jestem mężatką. Ale mój stan cywilny nie miał dla niego znaczenia. Zresztą, jak wyznał, on też kogoś miał.
Nie myślałam, że się jeszcze zakocham
Podjęłam grę… Z rumieńcem na twarzy opisałam mu ze szczegółami swój strój. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, gdy wyznał, co by zrobił z moim ubraniem, a potem ze mną. Napięcie między nami rosło, a ja nabrałam nagle ogromnej ochoty na to wszystko, o czym pisał. Traktowałam jego słowa niemal jak obietnicę. Następnego dnia podałam Tomkowi numer swojego telefonu.
Zadzwonił. Odebrałam z bijącym sercem. W słuchawce zabrzmiał miły, ciepły głos.
– Cześć – powiedział.
– Cześć – odparłam.
Początkowo oboje byliśmy mocno skrępowani, ale dość szybko odnaleźliśmy się w nowej sytuacji i zaczęliśmy rozmawiać jak starzy znajomi. Ja jednak wciąż czekałam na jedno pytanie. W końcu się doczekałam.
– Co masz na sobie?
– Chcesz usłyszeć czy zobaczyć?
– Wolałbym zobaczyć...
Z mocno bijącym serem zrobiłam sobie zdjęcie w biurowej toalecie i mu wysłałam. Zobaczył w swoim telefonie niezbyt wysoką i nie całkiem szczupłą blondynkę z kręconymi włosami, w białej bluzce, czarnej spódnicy przed kolano i szpilkach. Byłam pewna, że mu się nie spodobam. Ot, zwykła kobieta jakich tysiące, pracująca w biurze…
– Wow! – usłyszałam po kilku chwilach. – Zdjąłbym z ciebie wszystko oprócz szpilek. Gdybyś nie mieszkała tak daleko.
To był pierwszy w moim życiu seks przez telefon.
Chciałam więcej. Zaczęliśmy wymieniać gorące mejle. Wysłałam Tomkowi swoje zdjęcie w samych szpilkach. Spodobało mu się. A ja zapragnęłam się z nim spotkać i wreszcie przeżyć to, o czym tylko pisaliśmy.
Zorganizowaliśmy wszystko pod pretekstem mojego szkolenia i jego wyjazdu z kolegami. Spotkaliśmy się w mieście oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Bałam się, że „szkolenie” na drugim końcu Polski wzbudzi jakieś podejrzenia u Dawida, więc to Tomek musiał przyjechać do mnie.
Poznałam go z daleka. Serce zabiło mi żywiej. Nie był szczególnie przystojny, nie miał figury atlety, ot, zwyczajny chłopak. Dla mnie jednak wyjątkowy. Zjawił się, specjalnie przejechał taki kawał drogi… To więcej niż mój mąż kiedykolwiek dla mnie zrobił. Później, kiedy w hotelowym pokoju zaczęliśmy się całować, cały świat przestał istnieć. Byliśmy tylko ja i on. Do końca życia zapamiętam tę jedną noc spędzoną z Tomkiem. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, a ranek przyszedł zbyt wcześnie.
W pociągu powrotnym do domu zastanawiałam się nad tym wszystkim i uznałam, że chyba się zakochałam. Już wcześniej dopadło mnie zauroczenie, ale po wspólnie spędzonej nocy uderzyło mnie ono z całą siłą. Miałam męża, dziecko i marzyłam o innym mężczyźnie. Sytuacja bez przyszłości?
Błąd popełniłam, gdy kilka dni później u mnie w domu zorganizowałam babski wieczór. Wypiłyśmy trochę za dużo, a ja zapragnęłam usłyszeć głos Tomka. Zadzwoniłam. Rozmawialiśmy chwilę, aż w końcu powiedziałam:
– Wiesz, nigdy nie myślałam, że jeszcze kiedyś się zakocham…
Po drugiej stronie zapadło milczenie, a ja się przestraszyłam, że powiedziałam za dużo. Wreszcie Tomek przerwał ciszę:
– Ja też – usłyszałam.
Gdyby wtedy powiedział, że mam zostawić męża, wyszłabym z domu, tak jak stałam, i pojechałabym do niego na drugi koniec Polski. Ale nie powiedział tego…
Pożegnaliśmy się i wróciłam do koleżanek. Piłam kolorowe drinki i udawałam, że się dobrze bawię, a zarazem zastanawiałam się, co robi Tomek, czy myśli o mnie, czy tęskni jak ja – i wcale nie byłam tego pewna.
Wyszła z niego prawdziwa natura
Jakiś tydzień później, gdy wróciłam do domu, mąż już na mnie czekał.
– Gdzie Bartek? – zapytałam. – Myślałam, że odbierzesz go z przedszkola.
– Jest z moimi rodzicami. Dobrze się bawiłaś na szkoleniu? – rzucił na stół plik papierów, a ja zastygłam z przerażenia.
Były tam bilingi i wyciągi z kart płatniczych. Mąż włamał się nawet na moje konto mejlowe i wydrukował kilka wiadomości.
– Kochanie, ja… – zaczęłam drżącym głosem. – Musisz zrozumieć, że…
– Żadne „kochanie”! – ryknął, zrywając się z fotela. – Spałaś z innym facetem, wysyłałaś mu swoje nagie fotki i myślałaś, że się nie zorientuję?!
Ruszył w moją stronę, rozsierdzony niczym wściekły byk. Zanim się zasłoniłam, dostałam w twarz i upadłam.
– Domyślałem się już od jakiegoś czasu… kochanie – warknął, pochylając się nade mną. – Byłaś taka zadowolona, gdy wracałaś z pracy, której przecież nienawidzisz. Myślałem, że może jeden z twoich współpracowników ci dogadza albo puszczasz się z szefem. Ale nie, gach jest z innego województwa, stąd to niby szkolenie!
Co się działo potem... Nie chcę nawet pisać. Wyszła z niego prawdziwa natura. Furiat, brutal gardzący kobietami… Pomyślałam, że nie tyle jest o mnie zazdrosny, co poczuł się upokorzony tym, co zrobiłam. Traktował mnie jak swoją własność i nie życzył sobie, by ktoś go okradał…
Gdy krążył wściekły po pokoju, podniosłam się i uciekłam do kuchni. Zdążyłam się w niej zamknąć, nim dopadł drzwi. Były przeszklone, widziałam więc dokładnie, jak się zamachnął i rąbnął pięścią w szybę. Szkło rozbryznęło się krwawą kaskadą. Dawid spojrzał zaskoczony na swoją rękę, a potem na mnie. Cała złość z niego uszła, jak powietrze z pękniętego balonu. Walnął w szybę tak mocno i niefortunnie, że szkło całkiem poharatało mu rękę. Krew ciekła z rozciętego nadgarstka. Patrzył na to przerażony, a potem… się przewrócił.
Postanowiliśmy ratować naszą rodzinę
Widząc to, wypadłam z kuchni. Po drodze chwyciłam ścierkę. Obwiązałam mu nadgarstek najmocniej, jak umiałam, i zadzwoniłam po pogotowie. Potem położyłam sobie jego głowę na kolanach i coś mówiłam. Plotłam bez sensu, żeby tylko nie stracił przytomności. W końcu to ojciec Bartka… Wytrzymał do przyjazdu karetki.
Ratownikom powiedziałam, że to był wypadek. Nie wiem, czy mi uwierzyli, ale nie zadawali pytań i nie zawiadomili policji. Zatamowali krwawienie, dali środki przeciwbólowe, kazali mężowi odpoczywać, a mnie się nim opiekować. Przez resztę wieczoru leżał jak kłoda w łóżku i milczał.
Gdy zasnął, zamknęłam się w łazience i zadzwoniłam do Tomka. Opowiedziałam mu wszystko, od początku do końca. Oczywiście był wstrząśnięty. Mówił, żebym poszła na policję, rzuciła tego gościa… Trudno mi było tego słuchać. Przecież miałam dziecko, mieszkanie na kredyt i zobowiązania! A on nie zaproponował, żebym się do niego przeprowadziła, nie powtórzył już zapewnień o miłości…
Właściwie nawet mu się nie dziwiłam. Przydarzyła nam się bajka, piękna chwila zapomnienia. To było cudowne zauroczenie, ale zakochanie to nie miłość, trudno na tym cokolwiek budować. Pożegnałam się z Tomkiem. Nie nalegał, żebym zmieniła zdanie. Uszanował moją decyzję? Chciałam tak myśleć. Niemniej bardzo długo potem płakałam, aż poduszka przemokła od łez…
Następnego ranka mąż był osłabiony, ale przytomny. Przyniosłam mu do łóżka jajecznicę i kawałek bułki.
– Co robisz? – zapytał zdumiony.
– Przyniosłam ci śniadanie.
– Dlaczego? – nie rozumiał.
– Bo jesteś moim mężem.
– Po tym wszystkim… nadal chcesz być ze mną? – chyba się tego nie spodziewał.
Długo rozmawialiśmy. O moim romansie i jego napadzie szału. Ja powiedziałam, że czułam się w naszym małżeństwie i domu jak rzecz. On wyznał, że gdyby mu na mnie nie zależało, toby się tak nie wściekł. Być może. Tak czy owak, postanowiliśmy ratować naszą rodzinę. Nie wiem, czy wciąż go kocham. Może nigdy go nie kochałam, bo tak naprawdę nigdy nie istniał „słodki hultaj”, w którym się zakochałam. Ale mamy dziecko, a Dawid po tym wszystkim wydaje się odmieniony, spokojniejszy, łagodniejszy… Na jak długo? Zobaczymy. Może sam siebie się wystraszył. Może faktycznie zacznie traktować mnie inaczej, lepiej. Oby. Kolejnej szansy na pewno nie dostanie.
Czytaj także:
„Jestem popychadłem dla męża alkoholika. Nie odejdę od niego, bo i gdzie bym poszła? Bez niego bym zginęła...”
„Po diagnozie zgotowałam mężowi piekło, bo wiedziałam, że i tak odejdzie do zdrowej kobiety. Nie chciałam żyć złudzeniami”
„Mąż ganił mnie nawet, gdy zupa była za słona, więc tym razem to ja mu dopiekłam. Przespałam się z jego kuzynem”