Kocham Artura. Jesteśmy razem od dwudziestu pięciu lat i miałam nadzieję, że przeżyjemy co najmniej drugie tyle. Boję się jednak, że nasze małżeństwo się rozpadnie. A wszystko przez moją niechęć do seksu. Gdy mąż próbuje się do mnie zbliżyć, mam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie.
Przed laty nie byłam taka oziębła
Gdy się poznaliśmy, nie mogliśmy się sobą nasycić. Wykorzystywaliśmy każdą okazję, by wskoczyć do łóżka. Któregoś razu pojechaliśmy na tydzień do Sopotu. Było piękne lato, upał, słońce. Po powrocie mama zapytała zdziwiona, dlaczego jestem taka blada. Bąknęłam coś o niezdrowym ultrafiolecie, raku skóry…
A tak naprawdę przyczyna była zupełnie inna. Nie opaliłam się, bo przez tydzień prawie nie wychodziliśmy z Arturem z pokoju hotelowego… Co się tam działo za drzwiami, nie muszę chyba opowiadać.
Kiedy trzy lata później braliśmy ślub, byłam chyba najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Było mi tak cudownie, że aż bałam się do tego przyznać, żeby nie zapeszyć. Nieraz słyszałam, od przyjaciółek, że po ślubie i narodzinach dziecka wszystko się zmienia.
Kończą się uniesienia, a zaczyna proza życia. Partner powszednieje, uczucie słabnie, a seks nie sprawia już takiej radości… Na szczęście nas to nie dotyczyło. Przez następne lata kochaliśmy się regularnie. Może nie tak często jak na początku znajomości, ale w naszej sypialni ciągle było gorąco.
Oczywiście zdarzało się, że któreś z nas było zmęczone i nie miało siły na figle, ale nie robiliśmy z tego żadnego problemu. Uważaliśmy, że to normalne i namiętność wróci. I wracała. Ale jak się okazało, do czasu.
Jego dotyk mnie po prostu irytuje
Nie mam pojęcia, kiedy straciłam ochotę na seks. Myślę, że wszystko zaczęło się niedługo po 45. urodzinach. Którejś nocy zamiast odpowiedzieć na pieszczoty Artura, odwróciłam się na drugi bok, naciągnęłam kołdrę na głowę i zasnęłam.
Mimo że wcale nie byłam zmęczona. Byłam pewna, że to tylko chwilowa niechęć do igraszek, która zdarzała mi się już wcześniej, więc się specjalnie tym nie przejęłam. Ale minął tydzień, potem drugi i trzeci, a ja ciągle unikałam zbliżeń.
Artur robił delikatne podchody, przytulał się do mnie, a ja nic. Zimna jak lód. Złapałam się nawet na tym, że pieszczoty męża nie tylko nie sprawiają mi przyjemności, ale mnie denerwują.
Czuję się jakby dotykała mnie obca osoba, której dłonie wywołują na moim ciele dreszcz obrzydzenia. nie rozumiem, dlaczego tak się dzieję. Mam wrażenie, że robię cos niestosownego, jak seks z ojcem. Fuj!
Konsekwentnie odwracałam się więc na drugi bok i mówiłam, że źle się czuję, lub zrywałam się z łóżka pod byle pretekstem. Kładłam się dopiero wtedy, gdy widziałam, że mąż zasnął.
Początkowo znosił to cierpliwie, ze spokojem, ale potem zauważyłam, że jest coraz bardziej smutny, a nawet poirytowany.
Robił mi awantury o byle głupstwo. Chyba nie rozumiał, co się ze mną dzieje, dlaczego go odpycham. Nie próbowałam się tłumaczyć, bo sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
Przecież uczucia do niego się nie zmieniły
Nadal go kochałam, nadal lubiłam spędzać z nim czas, gotować mu obiady, planować przyszłość. Nadal nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Ale na seks w ogóle nie miałam ochoty. Kiedy nadchodził wieczór i szliśmy do sypialni, marzyłam tylko o tym, by wtulić się w jego ramiona i zasnąć.
Nie było mi z tym dobrze. Przysięgam. Czułam, że krzywdzę męża, że przez moje zachowanie cierpi jego męskie ego. Mimo że skończył 50 lat, to facet z krwi i kości! Miał swoje potrzeby.
Postanowiłam się więc przełamać. Pomyślałam, że jeśli przestanę odwracać się na bok i zmuszę się do zbliżenia, coś mi w mózgu przeskoczy i wszystko będzie jak dawniej. Ale to nie był, delikatnie mówiąc, dobry pomysł.
Choć Artur starał się ze wszystkich sił, przedłużał grę wstępną, starał się być delikatny, ja nic nie czułam. Byłam jak kłoda. Wiedziałam o tym ja i, co najgorsze, także on, bo nie umiem udawać. Po wszystkim wyskoczył z łóżka jak z procy i resztę nocy spędził w salonie.
Chyba żałował, że w ogóle się do mnie zbliżył. Potem jeszcze próbował, zabrał mnie nawet do Sopotu. Zamieszkaliśmy w tym samym hotelu, w którym spędziliśmy przed laty upojne dni. Cieszyłam się na ten wyjazd jak wariatka. Miałam nadzieję, że wspomnienia rozpalą we mnie dawny żar. Nic z tego… To była totalna katastrofa. Wróciłam z niego przybita, a Artur wściekły jak osa.
Ściska mi się serce na myśl, że Artur ma kochankę
Od tamtej pory nie próbuje już się do mnie zbliżyć. Wieczorem kładzie się do łóżka, całuje mnie na dobranoc w policzek, odwraca się na bok i zasypia. Powinnam być zadowolona, bo przecież tego właśnie chciałam.
Ale ja coraz bardziej się martwię. Nie jestem naiwna. Wiem, że takie zachowanie nie oznacza, że pogodził się z moją niechęcią do seksu. Boję się, że to początek końca naszego małżeństwa. Na samą myśl o tym łzy napływają mi do oczu.
Na pierwszy rzut oka wszystko jeszcze jest w najlepszym porządku. Normalnie rozmawiamy przy kolacji, planujemy wyjazd w góry, narzekamy na rosnące ceny i rachunki. Ale mam wrażenie, że Artur się ode mnie odsuwa. Wraca z pracy później niż kiedyś, a gdy pytam, gdzie był, odwraca głowę i mamrocze o jakichś nadgodzinach czy ważnej naradzie. Od razu widać, że kręci. Dam sobie głowę uciąć, że się z kimś spotyka.
Ciągle jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną, kobiety na ulicy non stop się za nim oglądają… Pewnie więc znalazł sobie taką, która mu nie odmawia i zaspokaja jego potrzeby seksualne…
Jestem koszmarnie zazdrosna, mam ochotę zrobić mu karczemną awanturę, ale się powstrzymuję. Boję się, że wykrzyczy mi prosto w twarz, że to moja wina, że już dłużej nie może znosić mojego: nie i nie. A potem się spakuje i odejdzie do tamtej, nie oglądając się na moją rozpacz i łzy.
Nie wiem już, co mam robić. Za wszelką cenę chciałabym uratować nasze małżeństwo. Ale nie wiem jak. Boję się, że jeśli nie przełamię swojej niechęci do seksu, okaże się to niemożliwe. A może jednak jest jakiś inny sposób?
Czytaj także:
„Mój brat jest niepełnosprawny intelektualnie. Ale wcześniej ode mnie wiedział, że facet, z którym się spotykam to gnida”
„Teściowa rozpieszcza mi syna. Mały dostaje od niej, co chce, więc uważa, że jest pępkiem świata i wszystko mu się należy”
„Nowy sąsiad wydawał się ideałem faceta, a okazał się zwykłym burakiem. Od wpakowania się w kłopoty uchronił mnie... pies”