Miałam już serdecznie dość tego, jak traktuje mnie mój narzeczony. Niby nie pił, nie włóczył się z kolegami po imprezach, nawet prezenty mi kupował, ale w ciągu tygodnia widywaliśmy się dosłownie przez kilka godzin. On cały czas spędzał w pracy! A to nowy projekt dla klienta, a to wyjazd zagraniczny na miesiąc, a to trzeba wdrożyć nowych pracowników. Ten obłęd trwał już od dwóch lat, czyli odkąd Michał zmienił pracę. Wcześniej pracował jak większość ludzi – przez osiem godzin dziennie. Miał czas na pasje, na odpoczynek, na nasz związek. Później wszystko się zmieniło. Tak mu w tej korporacji wyprali mózg, że świata poza murami biura nie widział.
– Czy ty nie rozumiesz, że to dla mnie szansa? – powtarzał. – Trampolina do kariery. Wielu dałoby się pokroić za to stanowisko. Nie dość, że zarabiam prawie dwa razy tyle, co w poprzedniej firmie, to mam swój zespół, władzę, doceniają mnie. Powinnaś mnie wspierać, a nie robić o wszystko awantury.
Tylko że tych awantur to nawet nie było kiedy robić. Ja po prostu byłam coraz bardziej rozgoryczona i sfrustrowana, gdy siedziałam wieczorami sama w domu i uświadamiałam sobie, że oddalamy się od siebie z Michałem, a przecież dopiero zaczynaliśmy wspólne życie.
– Dziecko, ty się lepiej jeszcze zastanów – powiedział mi tata na rok przed planowanym ślubem. – Jeszcze sobie życie możesz z kimś innym ułożyć. Chcesz być zawsze dla swojego męża na drugim miejscu? Nie jest łatwo stworzyć szczęśliwe małżeństwo. A co dopiero, jak już na starcie są takie problemy.
Wszystko szło dobrze, póki były pieniądze
Ojciec wiedział, co mówi. On z matką też nie miał łatwo. Niby początki były usłane różami. Byli w sobie zakochani, rok po ślubie urodziłam się ja, oboje mieli dobrą pracę, byli zdrowi. Sielanka trwała przez czternaście lat. Później firma ojca zaczęła upadać. Meble, które produkował na włoskiej licencji, zostały wyparte przez tanie zamienniki z Chin. Miał coraz mniej zamówień, aż w końcu musiał zwolnić pracowników. Przez trzy lata próbował jeszcze sam jakoś dawać sobie radę, ale w końcu się poddał.
Sprzedał maszyny, zamknął zakład. Nie mógł odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Próbował gdzieś się zatrudnić, ale całe życie pracował na własny rachunek. Nigdy nie miał szefa nad sobą. Nie potrafił zaakceptować nowych warunków. Zniechęcony przerobił swój samochód na taksówkę i zatrudnił się w korporacji taksówkowej. Matka fatalnie to znosiła. Przez lata przyzwyczaiła się do bycia „panią prezesową”. Uznała, że to określa jej wyjątkowy status społeczny, i chwaliła się nim przed koleżankami.
– I co ja mam teraz powiedzieć znajomym? – wyrzucała ojcu. – Że taki z ciebie biznesmen. Przecież wszyscy mnie wyśmieją. Przestaną mnie zapraszać na wspólne wyjazdy, kolacje. Dlaczego jesteś frajerem i nie radzisz sobie na rynku? – matka nie przebierała w słowach. – Mężowie moich koleżanek jakoś sobie dają radę i z roku na roku stają się bogatsi, a nie schodzą na psy.
Bywała okrutna. Wiedziałam, że w gruncie rzeczy nie jest złą kobietą, ale niestety dla niej zawsze najważniejsze było to, co pomyślą o niej inni. Dlatego wyżywała się na ojcu. Było mi go strasznie żal. Wiedziałam, że ciężko przeżywa swoją porażkę i nawet w domu nie miał za grosz wsparcia. Chyba nie załamał się zupełnie, tylko dzięki temu, że ma naprawdę silną psychikę. Wiedział też, że ja jestem po jego stronie.
– Mamo, skoro tak ci się teraz obniżył standard życia, to może znajdziesz sobie lepszą pracę, a nie tylko ojcu ciosasz kołki na głowie? – powiedziałam jej w końcu podczas kolejnej rodzinnej kłótni.
– O, świetnie, nawet ciebie mam przeciwko sobie – odparła rozgoryczona. – Popieraj ojca, pewnie, niech zapomni, co to ambicja. Zobaczymy, kto cię będzie utrzymywał na studiach w Krakowie, jak tak dalej pójdzie.
Uniosłam się honorem. Zostały mi jeszcze trzy lata studiów. Poszłam do pracy. W dzień siedziałam na uczelni, wieczorami i w weekendy pracowałam w knajpie. Wystarczyło na skromne utrzymanie.
Ojciec na taksówce też jakoś sobie radził. Może nie zarabiał kokosów, ale dało się żyć, nie popadając w długi. Byłoby całkiem znośnie, gdyby matka w końcu odpuściła. Ale nie umiała. Coraz częściej prowokowała kłótnie, coraz bardziej oddalali się od siebie z ojcem. W końcu, jak wróciłam po studiach do domu, zobaczyłam, że matka z mojego dawnego pokoju zrobiła sobie swoją sypialnię. Niedługo potem poznałam Michała i przeprowadziłam się do niego.
Niech się ożeni ze swoją pracą
Tego wieczoru Michał naprawdę mnie wkurzył. Straciłam cierpliwość, spakowałam się i wróciłam do rodziców. Dlaczego? Czekałam na niego w domu, nie śpiąc do północy. Miał wrócić z sześciotygodniowej delegacji w USA. Przygotowałam uroczystą kolację, założyłam seksowną sukienkę, miałam w planach odprężającą kąpiel we dwoje i upojną noc. A tymczasem Michał przyjechał, chętnie zjadł, nawet pochwalił mnie za coraz lepsze umiejętności kulinarne, ale przy deserze oświadczył, że wrócił tylko na tydzień.
– Kochanie, za osiem dni muszę być z powrotem w Kalifornii. Nie dokończyłem jeszcze tego projektu. Posiedzę najdłużej z miesiąc i później obiecuję ci pomóc w przygotowaniach do wesela.
Ręce mi opadły.
– Nie będzie żadnego wesela. Chyba że po tym, jak weźmiesz ślub ze swoją pracą! – powiedziałam wściekła i wyszłam.
U rodziców w przedpokoju paliło się światło. Dziwne, bo było już przed drugą w nocy i powinni dawno spać. Weszłam dalej. W sypialni u matki też było zapalone, ona sama siedziała w łazience. Ojca nie było w domu.
– Gdzie jest tata? – zapytałam.
– Nie wiem, chyba gdzieś wyszedł – burknęła mama zza drzwi łazienki.
– Jak to wyszedł? – dopytywałam. – Jest druga w nocy. Ma dziś nocną zmianę?
– Chyba tak. Nie wiem. Już od dawna nie interesuje mnie, co robi twój ojciec – ucięła temat.
Gdyby nie ja, już byłoby po nim!
Weszłam do kuchni. Na stole leżała rozłożona apteczka. Obok na szafce walały się opakowania leków.
– Co to jest? – zapytałam zdenerwowana. – Znów się czymś faszerujesz?
Wszystko to były silne leki nasenne. Do łykania, rozpuszczania w wodzie, różne.... Mama wyszła z łazienki. Widziałam, że jest zdenerwowana.
– Pokłóciliście się, tak? – zapytałam.
– Z twoim ojcem nie da się nie kłócić – odparła. – Teraz ostentacyjnie najadł się tych moich prochów, bo stwierdził, że przeze mnie spać nie może i się nie uspokoi do rana. Przecież to zwykły histeryk – powiedziała i poszła do sypialni.
Wiedziałam, że przed moim przyjściem musiały się w domu odgrywać dantejskie sceny. Ojciec nigdy nie brał leków. Unikał chemii jak ognia, nawet witamin nie przyjmował. Matka musiała doprowadzić go do ostateczności, skoro sięgnął po leki nasenne. Zaczęłam dzwonić do taty. Nie odbierał. W końcu wykręciłam numer do jego najlepszego kolegi, który też jeździł taksówką.
– Nie, Zbyszek dziś nie ma nocki – powiedział zaspany. – Umówiliśmy się, że obaj będziemy jeździć jutro od rana.
Zbiegłam do garażu. Ojca samochód stał na swoim miejscu. Silnik był włączony. Poczułam na plecach zimy pot. Podeszłam do auta, ojciec spał w środku. Samochód był zamknięty. Zaczęłam walić w szybę, próbowałam otworzyć drzwi. Ojciec nie reagował, leżał nieruchomo. Nie wiedziałam, czy jeszcze żyje czy już się udusił. Włączył sobie ogrzewanie, żeby było mu ciepło. Chciał się pewnie uspokoić po awanturze z matką. Nie zdawał sobie sprawy, że zaśnie tak mocno, a spaliny mogą go udusić.
Zaczęłam wołać sąsiadów, zadzwoniłam na policję i na pogotowie. Andrzej, kolega taty, mieszkający nad nami, przybiegł i wybił szybę. Wydostaliśmy ojca, zanim przyjechała karetka. Był nieprzytomny, ale udało się go uratować. Zdążyłam w ostatniej chwili. A zamiast ślubu w rodzinie, za kilka miesięcy były dwa rozstania. I dzięki Bogu, bo teraz i ja jestem szczęśliwsza bez Michała, i ojciec może w końcu spokojnie żyć.
Czytaj także:
„Syn mnie szanował, bo zarabiałem dobrze i spełniałem jego zachcianki. Gdy pieniądze się skończyły, zaczął mną gardzić”
„Mój ojciec to żałosny nieudacznik. Całe dzieciństwo mną gardził. Teraz, gdy odniosłem sukces, nagle chce się pojednać”
„Rodzice mojej dziewczyny mną gardzili. Uważali, że lekarka zasługuje na kogoś lepszego niż mechanik samochodowy”