– Maciek, a może byśmy poszli jutro do kina? – spytałam tamtego dnia mojego czteroletniego synka.
Widziałam, że oczy zaczynają mu błyszczeć. No tak, już od kilku dni suszył mi głowę o ten film.
– A później może skoczymy na lody? Albo na pizzę, co? – widziałam, że synek cieszy się coraz bardziej.
Nie wiedziałam tylko, jak powiedzieć mu, jaki jest konkretny cel tego wyjścia. Nie wiedziałam, jak zacząć, jak to wyjaśnić… „Chcę, żebyś poznał mojego przyjaciela”? Tylko czy on to zrozumie? Jak do tego podejdzie…?
Szybko znaleźli wspólny język
Od mojego rozwodu z Rafałem minęły już prawie 3 lata. Od kilku miesięcy spotykałam się ze Sławkiem. Uznałam, że to już najwyższa pora, by poznali się z Maćkiem. Zwłaszcza że Sławek wspominał o tym od jakiegoś czasu.
– Uwielbiam dzieci. Wprawdzie swoich nie mam, ale jestem ulubieńcem wszystkich bratanków i bratanic. No i naprawdę mi na tobie zależy. Nie jesteś przelotną przygodą, a kobietą, z którą, mam nadzieję, spędzę całe życie – przekonywał.
W końcu uznałam, że rzeczywiście nie ma powodu, by dłużej z tym zwlekać.
Strasznie się denerwowałam. Naprawdę chciałam, by moi dwaj mężczyźni się polubili. Maciej praktycznie nie miał kontaktu ze swoim ojcem. Rafał okazał się zwykłym dupkiem, który po ślubie nie zamierzał zrezygnować ze swoich starych nawyków. I o ile może jakoś przeżyłabym jego bałaganiarstwo, o tyle nie mogłam przejść do porządku dziennego nad jego nieustannymi wyjściami z kumplami i niestety – zdradami.
Po naszym rozwodzie Rafał jakoś nie garnął się do spotkań z synem, zapominał o jego urodzinach i gwiazdce. Zjawiał się czasem, niezapowiedziany i rozpalał nadzieje Maciusia, udając przez chwilę kochającego tatę. To nie tak, że szukałam na siłę ojca dla mojego dziecka, czy też próbowałam za wszelką cenę zapełnić pustkę po Rafale. Naprawdę zakochałam się w Sławku i było mi z nim dobrze. To chyba naturalna kolej rzeczy, że po cichu miałam nadzieję, że uda nam się stworzyć szczęśliwą rodzinę.
Następnego dnia od rana kilkakrotnie podchodziłam do Maćka i chciałam powiedzieć mu o Sławku, ale zawsze brakowało mi odwagi. W końcu sam spytał, czy idziemy sami, czy z Hanią i ciocią Martą. No tak, Marta, moja przyjaciółka. Miałyśmy dzieci w tym samym wieku i często razem wychodziłyśmy do kina, na basen, czy pizzę.
– Nie, kochanie. Nie idziemy sami. Ale tym razem nie pójdą z nami Hania i ciocia, pójdziemy z … z … – nie wiedziałam, jak to powiedzieć – Z takim moim kolegą – wydukałam w końcu.
W pierwszej chwili Maciek pokiwał tylko głową, ale przed wyjściem zaczął zadawać pytania.
– Mamo, gdzie ten twój kolega?
– Spotkamy się na miejscu, w kinie – powiedziałam.
– A jak on ma na imię? I skąd go znasz? Fajny jest? Lubi bajki? – zarzucał mnie pytaniami.
– Sławek jest bardzo fajny. Sam zresztą się przekonasz. I to on zaprosił nas do kina, więc chyba lubi bajki – uśmiechnęłam się.
Niepotrzebnie tak denerwowałam się przed tym spotkaniem, bo chłopaki od razu znaleźli wspólny język. Sławek przedstawił się mojemu synowi i podziękował, że mógł z nami pójść.
– Wiesz, bardzo chciałem zobaczyć ten film, a trochę dziwnie bym wyglądał – taki stary facet przychodzi sam na bajkę… Z wami jakoś mi raźniej – uśmiechnął się.
– Możesz nas zawsze zapraszać, jak będziesz się wstydził sam iść do kina! – oznajmił mój rezolutny syn, od razu przechodząc ze Sławkiem na ty.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Nie czułabym się z nią komfortowo...
Po filmie poszliśmy na pizzę, i z radością patrzyłam na to, jak świetnie Sławek dogadywał się z Maćkiem. Potem spacerem wróciliśmy pod nasz blok i zaproponowałam wspólną herbatę.
– Bardzo chętnie, ale może innym razem. Na dziś chyba wystarczy wrażeń – powiedział Sławek, objął mnie i pocałował w usta.
Spojrzałam na Maćka, on jednak w ogóle nie zwrócił na nas uwagi.
W domu podpytywałam go o Sławka, ale w sumie zachowywał się, jakby nic takiego się nie zdarzyło, jakby obecność Sławka była czymś naturalnym, normalnym. W weekend zaprosiłam swojego partnera na kolację, potem znów poszliśmy na pizzę, na lody, do parku i jakoś tak naturalnie Sławek zagościł w naszej codzienności na dobre.
Wkrótce okazało się, że jestem w ciąży. Nie planowaliśmy tego, ale nie byliśmy załamani tą wiadomością. Zawsze chciałam mieć dwoje dzieci, Sławek też wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
– Ale teraz już mi nie odmówisz! Musicie zamieszkać u mnie. Przecież to ogromny dom, moja mama uwielbia i ciebie, i Maćka. Nie wyobrażam sobie, żebyś w tej sytuacji była tutaj, a ja tam. Znudził mi się taki dochodzący związek. Już od dawna cię na to namawiam, teraz nie masz wyjścia.
Trochę się tego bałam. Czy po wspólnym zamieszkaniu czar nie pryśnie? Do tej pory Sławek czasem zostawał u nas na noc, ale to coś zupełnie innego niż wspólne mieszkanie. To naprawdę poważna decyzja. No i była jeszcze pani Bożenka, mama Sławka. Wiem, że zaakceptowała nasz związek i była dla mnie naprawdę przemiła. Polubiła też Maćka i chyba traktowała go trochę jak wnuka. Bardzo ucieszyła się, kiedy powiedzieliśmy jej, że wkrótce nasza rodzina się powiększy. I była to naprawdę autentyczna radość.
Ale jednak co innego spotykać się z nią od czasu do czasu przy obiedzie czy kawie, a co innego mieszkać z nią, dzielić każdy dzień, korzystać z tej samej kuchni i łazienki, wpadać na siebie rano i wieczorem…
Przez kilka dni biłam się z myślami. Naprawdę nie wiedziałam, co zrobić.
– Kochanie, czego się boisz? Co stoi na przeszkodzie? – dopytywał Sławek – Nie musisz sprzedawać swojego mieszkania, zostaw sobie tę furtkę, jeśli chcesz. Chociaż uwierz mi, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, i wierzę w to, że naprawdę będziesz czuła się u mnie jak u siebie i będziemy bardzo szczęśliwi.
Nie wiedziałam, jak powiedzieć partnerowi, że chodzi też trochę o jego mamę. Jakoś nie potrafiłam tak wprost wypalić, że nie będę się czuła z nią zbyt komfortowo… Nie doceniłam jednak pani Bożenki i jej mądrości. Kiedy zadzwoniła do mnie pewnego popołudnia, byłam pewna, że chodzi o zaproszenie na niedzielny obiad.
– Anetko, czy mogłybyśmy się spotkać i porozmawiać? Ale najlepiej gdzieś na mieście, nie chcę, żeby nasi chłopcy o tym wiedzieli… – powiedziała tajemniczym tonem.
Trochę się zaniepokoiłam. Umówiłyśmy się jednak tego samego popołudnia.
O rany, czy to się dzieje naprawdę?
– Nie będę owijała w bawełnę. Chodzi o waszą przeprowadzkę do naszego domu – zaczęła, a ja poczułam na całym ciele gęsią skórkę.
Nie pomyślałam przecież o tym, że może ona wcale nie chce, żebyśmy tam zamieszkali i zaraz mi o tym powie. Nie brałam do tej pory pod uwagę jej zdania na ten temat.
– Powiedzmy sobie wprost – wiesz, że bardzo cię lubię i mam nadzieję, że ty także darzysz mnie sympatią. Ale wspólne mieszkanie w jednym domu to jednak poważna sprawa. Wy, młodzi, macie swoje przyzwyczajenia, zasady. Sama nie wiem, czy bym się w tym odnalazła – mówiła, a ja z każdym kolejnym słowem byłam coraz bardziej przerażona.
Bałam się, że mama Sławka za chwilę każe mi odczepić się od niego, że cała ta bajka, w której żyłam od kilkunastu miesięcy, właśnie się kończy. Tymczasem pani Bożenka napiła się kawy i kontynuowała:
– Nie rób takiej przerażonej miny, kochana, bo ja sama jestem przerażona tym, co chcę powiedzieć. Nie wiem, czy nie uznasz mnie za wariatkę, ale trudno, zaryzykuję – na moment zamilkła, a potem mówiła dalej: – Bo ja tak sobie pomyślałam… Może byśmy się po prostu zamieniły? Ty z Maćkiem wprowadzisz się do naszego domu, a ja przeniosłabym się do waszego mieszkania. Oczywiście będę ci płaciła czynsz, dogadamy się w tej kwestii. Tylko nie wiem, co ty w ogóle o tym myślisz… No, powiedz coś, bo zaczynam myśleć, że to był jednak głupi pomysł! – powiedziała.
A ja byłam po prostu zaskoczona. Nawet przez myśl mi nie przeszło takie rozwiązanie. Zresztą nawet gdyby przeszło, to nie miałabym odwagi zaproponować tego na głos. A jednak im dłużej rozmawiałam z panią Bożenką, tym bardziej obie byłyśmy przekonane, że to najlepsze wyjście.
Do domu wróciłyśmy w doskonałych humorach. Przy kolacji przedstawiłyśmy nasz pomysł Sławkowi.
– No, widzę, że zawiązałyście jakiś pakt i wszystko macie już dokładnie zaplanowane. To co ja mam powiedzieć? Z kobietami nie ma co zadzierać, zgadzam się – uśmiechnął.
Początkowo mimo wszystko miałam pewne wątpliwości. Myślę, że hormony ciążowe też miały w tym swój udział. W jednej chwili byłam pewna, że robimy słusznie, a w kolejnej chciałam to wszystko odwołać.
Ostatecznie przenieśliśmy się z Maćkiem do domu Sławka, a pani Bożenka zamieszkała w naszym mieszkaniu. Okazało się, że to było naprawdę doskonałe rozwiązanie, dla nas wszystkich! Maciek szybko złapał kontakt z dziećmi z sąsiedztwa, ja również się zadomowiłam i odnalazłam w nowym miejscu. Pani Bożenka zaprzyjaźniła się z panią Anielą, naszą najbliższą sąsiadką z bloku.
Mam wrażenie, że wreszcie wszystko jest tak, jak należy. Jestem naprawdę szczęśliwa. I z niecierpliwością czekam na narodziny naszej córeczki, chyba niczego więcej mi już nie trzeba.
Czytaj także:
„Wigilia z teściami to horror. Dzielą się opłatkiem, ale tylko czekają, by wbić komuś szpilę w tyłek. >>Kochana rodzinka<<”
„Syn związał się z postępową rozwódką. Jej dzieci są rozwydrzone i nie chcą nazywać mnie babcią. Dla nich jestem nikim...”
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”