Cudownie jest otworzyć oczy po dobrze przespanej nocy. Jeszcze cudowniej – nie bać się ich otworzyć. Mieć pewność, że nowy dzień nie zacznie się koszmarem. Będzie radosny, beztroski. Kocham to uczucie. Nie zamieniłabym go na żadne inne… Dziś rano, tuż po przebudzeniu, popatrzyłam na śpiącą jeszcze moją dziesięcioletnią siostrę, Karolinę. Tuliła do siebie pluszowego misia. Oddychała miarowo, spokojnie. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że uśmiecha się przez sen. Cichutko, by jej nie obudzić, przemknęłam do łazienki. I właśnie wtedy, jak zawsze niespodziewanie, dopadły mnie wspomnienia. I wątpliwości: „czy dobrze zrobiłam, uciekając z siostrą od rodziców?”. Zanim zaczęły się kłopoty, byliśmy normalną, kochającą się rodziną.
Tata był górnikiem, mama zajmowała się domem
Mieszkaliśmy w starym familoku niedaleko kopalni. W jednym małym pokoiku z kuchnią. Było może ciasno, ale przytulnie, bezpiecznie. Rodzice mnie kochali, dbali o mnie. Byłam ich księżniczką. Gdy miałam sześć lat, mama urodziła Karolinę. Cieszyłam się, że mam wreszcie siostrzyczkę. Do tej pory czułam się trochę jak odmieniec. Dzieciaki z sąsiedztwa miały po dwoje, troje rodzeństwa... Kiedy Karolcia poszła do szkoły rodzice postanowili zamienić naszą klitkę w familoku na coś większego.
– Moje dziewczynki muszą mieć swoje pokoje, warunki do nauki – mówił tata, przeglądając oferty.
Wybrał piękne, trzypokojowe mieszkanie na nowym osiedlu. Wziął kredyt, zapożyczył się u lichwiarza, żeby je urządzić. No i wkrótce zaczęły się kłopoty. Okazało się, że pensja taty nie wystarcza na życie i spłatę wszystkich zobowiązań. W naszym domu coraz częściej dochodziło do awantur. Powód był jeden – pieniądze. A właściwie ich ciągły brak. Wierzyłam w rodziców. Byłam pewna, że znajdą jakieś wyjście z tej trudnej sytuacji. Przecież do tej pory jakoś sobie radzili! Niestety, z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Widziałam, jak mama wyrzuca do kosza pisma z banku, a potem z sądu. Nie wiem, dlaczego to robiła. Może naiwnie myślała, że wszystko jakoś samo się załatwi? Po czterech latach do naszych drzwi zapukał komornik. Chwilę później kilku rosłych facetów wystawiło nasze rzeczy na zewnątrz. Gdy wyjeżdżaliśmy z tego pięknego osiedla, pocieszałam się, że nie straciliśmy wszystkiego.
Mieliśmy przecież siebie, byliśmy rodziną
Zamieszkaliśmy w lokalu komunalnym. Jeszcze mniejszej klitce niż nasze stare mieszkanie w familoku. Zrujnowanej, brudnej… Pierwsza nie wytrzymała mama. Z dnia na dzień jakby zgasła. Przestała się uśmiechać, zajmować domem. Za to dużo mówiła o religii, marności świata, karze za grzechy. Całymi dniami się modliła albo leżała na łóżku i tępo gapiła się w sufit. Nie rozumiałyśmy z siostrą, co się z nią dzieje. Przecież zawsze była taka radosna, pełna życia. Tuliłyśmy się do niej, prosiłyśmy, żeby do nas wróciła, zajęła się nami. Nie potrafiła… Bardzo liczyłyśmy na tatę. Miałyśmy nadzieję, że pomoże mamie, namówi ją na leczenie. Ale on zaczął pić. Coraz więcej i więcej. Trzeźwiał tylko, gdy szedł do pracy. Nieraz przepijał od razu całą wypłatę. Nie obchodziło go, że jesteśmy głodne, nie mamy książek do szkoły, butów na zimę. Kiedy prosiłam go o pieniądze, dostawał szału. Wrzeszczał, że nie po to haruje, żeby spełniać nasze głupie zachcianki. Potwornie się go bałyśmy. To już nie był nasz tata, ale jakiś obcy facet. Agresywny, śmierdzący wódą, odrażający…
Czułam się bezsilna, opuszczona. Miałam niespełna 15 lat i cały dom na głowie. Starałam się jak mogłam. Aby zdobyć pieniądze na chleb, sprzątałam po domach, zbierałam złom. Czasem byłam tak zmęczona, że nie miałam siły otworzyć zeszytu. Opuściłam się w nauce.
– Natalia, co się z tobą dzieje? – pytali nauczyciele.
Tłumaczyłam, że to tylko chwilowe zaległości, że je nadrobię. Nie chciałam, żeby ktoś dowiedział się o naszej sytuacji. Ciągle miałam nadzieję, że rodzice się obudzą. I wszystko będzie jak dawniej. Pół roku temu coś we mnie pękło. Ojciec jak zwykle wrócił do domu pijany. Zrzucił ze stołu zeszyty Karoliny i postawił na nim butelkę wódki. Patrząc na nią, pomyślałam, że to jest przyczyna naszego nieszczęścia. I że za pieniądze, które na nią wydał, mogłybyśmy z siostrą porządnie się najeść. Poczułam wściekłość. Chwyciłam flaszkę i walnęłam nią o podłogę. Rozbiła się w drobny mak.
– Zabiję cię!!! – zaczął wrzeszczeć ojciec i ruszył w moją stronę.
W oczach miał szał. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, spełni swoją groźbę. Z nadzieją spojrzałam na mamę.
Nie reagowała
Siedziała obojętna na to, co się wokół niej dzieje.
– Uciekamy! – krzyknęłam do siostry.
Chwilę później zbiegałyśmy po schodach. Jeszcze na dole słyszałyśmy jego przekleństwa. Noc spędziłyśmy na dworcu. Siedziałyśmy w poczekalni i zastanawiałyśmy się, dokąd pójść. I wtedy przypomniało mi się, że niedaleko naszej szkoły jest dom dziecka. Nieraz koło niego przechodziłam. Współczułam dzieciakom, które tam mieszkały. A teraz siostra i ja miałyśmy do nich dołączyć. Weszłyśmy do środka w porze śniadania. Ze stołówki dochodziły smakowite zapachy. Zaczęło mi burczeć w brzuchu.
– A panienki do kogo? – zapytała jakaś kobieta przy wejściu.
– Chciałybyśmy tu zamieszkać – odparłam, przełykając ślinę.
Spojrzała na nas uważniej.
– W porządku, ale może najpierw coś zjecie? – zapytała z uśmiechem i zaprowadziła nas do jadalni.
Spałaszowałyśmy z Karoliną po trzy porcje jajecznicy. Dawno nie byłyśmy tak najedzone. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Kobieta zaprowadziła nas do dyrektorki placówki. O wszystkim jej opowiedziałam. Gdy skończyłam, popatrzyła na nas ze współczuciem.
– Na razie możecie zostać, postaram się załatwić formalności – powiedziała.
Załatwiła. Dostałyśmy własny pokój. Jasny, przestronny, czysty.
– Podoba ci się? – spytałam Karolinę.
– Tak, bardzo, ale… – zawahała się – Czy wrócimy kiedyś do mamy i taty? – w jej oczach pojawiły się łzy.
– Oczywiście! Jak tylko wyzdrowieją! – zapewniłam ją gorąco.
Nasi rodzice nie pokazali się w domu dziecka. Któregoś dnia, po szkole, postanowiłam ich odwiedzić. W domu była tylko mama. Gdy mnie zobaczyła…. rozpłakała się. Po raz pierwszy od wielu miesięcy okazała jakieś uczucia.
– Mamusiu, musisz pójść się leczyć – błagałam ją.
Obiecywała, że poszuka pomocy
Chwilę później przyszedł ojciec. Był oczywiście pijany. W pierwszej chwili chciał mnie chyba wyrzucić, ale się powstrzymał.
– Wstydu mi narobiłyście! Macie natychmiast wracać! – wysyczał przez zęby.
– Jak przestaniesz pić – odparłam.
Rodzice „walczyli” ze mną kilka miesięcy. Mama nie zapisywała się na terapię, a tata nie przestawał pić. Ale ja nie dawałam za wygraną. Wpadałam do domu i wierciłam im dziury w brzuchach. Tłumaczyłam, że jeśli czegoś ze sobą nie zrobią, stracą nas na zawsze. Wreszcie dotarło do nich, że nie żartuję. Mama poszła się leczyć, tata zgłosił się na odwyk. Byłam naprawdę szczęśliwa! Pewnie myślicie, że teraz będzie szczęśliwe zakończenie. Nie, jeszcze nie… Nadal mieszkamy z siostrą w domu dziecka i na razie nie zamierzamy się stamtąd wyprowadzać. Wiem, że wygrałam tylko bitwę, ale nie wojnę. Rodzice są dopiero na początku drogi prowadzącej do normalnego życia. Nie mam pewności, czy z niej nie zawrócą. Szanse jednak są i to duże. Tato kilka dni temu odmalował mieszkanie, mama znowu dba o dom. Jest lepiej… Ale czy jeszcze kiedyś będzie tak, jak dawniej? Zobaczymy.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”