„Fundowałam rodzicom wakacje, remonty i zachcianki. Dlatego obrazili się na mnie, kiedy straciłam pracę”

Zmęczona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Highwaystarz-Photography
„Myślałam, że miłość rodziców jest bezwarunkowa. Myliłam się. Moim zależało tylko na tym, żebym w zębach przynosiła złotówki. Może to kompleks niższości, a może zwykła chciwość, nie wiem. Wiem natomiast, że okrutnie się na nich zawiodłam”.
/ 23.12.2023 13:15
Zmęczona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Highwaystarz-Photography

Od zawsze były mi bliskie książki. Już jako dziecko przepadłam za czarodziejską atmosferą, którą tworzyły. Zatapiałam się w każdym ze światów, który w nich odkrywałam. Marzyłam o tym, aby stały się częścią mojego przyszłego życia. Szybko jednak usłyszałam, że jestem nierozsądna i żyję marzeniami.

– Zwariowałaś? Nie będziesz w stanie utrzymać się z książek! – krzyknęła zrozpaczona matka, kiedy powiedziałam jej, że chciałabym spróbować swoich sił na studiach polonistycznych lub bibliotekarskich. – Mój Boże, jaka ona nierozsądna... – płakała. – Zrujnuje sobie życie... Nie potrafię zrozumieć, skąd ona bierze te swoje głupie pomysły...

Ojciec zareagował markotnie: – Rób, co uważasz za stosowne. Ale nie oczekuj, że będę utrzymywać nieroba.

Ich słowa naprawdę mnie bolały

Jednocześnie rozumiałam też, dlaczego nie chcą się ugiąć. Pragnęli dla mnie tego, co najlepsze. W ich przekonaniu, szczęście było synonimem stabilności finansowej. Moi rodzice nie posiadali wyższego wykształcenia, które według nich, otwierało drzwi do lepszego, a więc luksusowego życia. Zatrudnienie w korporacji, atrakcyjne wynagrodzenie, możliwość awansu...

Skoro jednak przez całe moje życie mnie wychowywali, a teraz zamierzali utrzymywać podczas studiów, oczekiwali, że wybiorę kierunek studiów, którego ukończenie da mi szansę na naprawdę dobrą pracę.

Nie poszłam na medycynę, lecz dobrze radziłam sobie z matematyką, zatem postanowiłam zająć się rachunkowością i finansami. Ludzie często mówią, że pewne są jedynie śmierć i podatki. Ktoś musi te podatki obliczać. Ten "ktoś" to ja. Nie rozumieli jednak, że średnio mnie to interesuje. Mimo to ostatecznie wybrałam kierunek, na który mnie namawiali.

Zrobiłam to choćby dla świętego spokoju. Z pewnością też przez szacunek dla nich. Ciągle pocieszałam się myślą, że przecież mogę rozpocząć drugi kierunek, nawet na studiach zaocznych.

Ukończyłam studia z rachunkowości i zaczęłam pracować w jednej z dużych korporacji, które specjalizują się w obsłudze klientów biznesowych. Początkowo odbyłam staż, potem podpisywałam kolejne kontrakty, które były przedłużane. Po trzech latach doczekałam się awansu na niezależnego pracownika. Obowiązków było tak dużo, że musiałam zostawać po godzinach czy mi się to podobało, czy nie.

Marzenia o studiach zaocznych musiały odejść w zapomnienie – nie mogłam sobie pozwolić nawet na czytanie książek, ponieważ cały mój wolny czas pochłaniał sen. Miałam nadzieję, że za rok czy dwa będę w stanie zwolnić tempo, aby zrobić coś dla siebie, ale wszystko kończyło się na nadziei.

Pracowałam coraz dłużej. Po 12 godzin dziennie, a kiedy nadszedł czas na składanie deklaracji podatkowych – nawet po 16. To było szaleństwo, jakbym była maszyną, a nie człowiekiem.

Nie wychodziłam z firmy

Spałam na kanapie, która ustawiona była w rogu jednego z pokojów, kąpałam się w firmie, jadłam to, co zamówili koledzy. Po pięciu latach takiego trybu życia nie mogłam myśleć o liczeniu, aby nie poczuć mdłości. Jadąc do pracy, wyobrażałam sobie, że biorę udział w wypadku. Niewielkim, ale na tyle poważnym, że wymagam tygodniowego pobytu w szpitalu. Nie musiałabym wtedy rozliczać kolejnych faktur. To byłby prawdziwy raj. Wakacje? To słowo dla mnie nie istniało. Co roku firma wypłacała nam ekwiwalent pieniężny, nikt nawet nie brał pod uwagę urlopu.

Kiedy jedna z dziewczyn zachorowała na zapalenie płuc i wylądowała w szpitalu, musiała wziąć zwolnienie lekarskie. Po powrocie czekało na nią wypowiedzenie. Jakiś powód przecież się zawsze znajdzie.

– Nasza firma jest na topie nie bez przyczyny – zakończył dyrektor. – Nie akceptuję absencji.

Rzeczywiście, sam sobie stawiał duże wymagania, był niepoprawnym pracoholikiem, jednak ja pragnęłam w końcu odpocząć, zrelaksować się... Czułam się naprawdę źle, ale bałam się postawić. Nie chciałam też zawieść rodziców, którzy byli tak bardzo ze mnie dumni.

Chwalili się, że pracuję w jednej z najlepszych firm, doskonale zarabiam i mogę im pomagać. Dzięki mnie wyremontowali łazienkę w bloku, który pamiętał czasy Gierka. To ja sponsorowałam ich wakacje, na które wcześniej nigdy nie było ich stać. Cieszyłam się, że chociaż oni mogą wyjechać, kiedy płaciłam za ich wypoczynek w Chorwacji. Wiedziałam, że jeśli stracę taką pracę, to po prostu ich zawiodę.

Zastanawiałam się, dlaczego jestem tak smutna i wyczerpana Dlaczego w mojej głowie pojawiają się myśli mówiące o tym, że to rodzice mnie zawiedli, bo nie zauważyli, że ta praca mnie wykańcza?

Jak mówi przysłowie: dzban wodę nosi, dopóki mu ucho nie odpadnie.

Moje odpadło, kiedy szef zwołał nas na spotkanie i oświadczył, że musimy pracować jeszcze ciężej, jeszcze więcej. Powód? Tak naprawdę nawet nie słuchałam. Na twarzach moich współpracowników malował się smutek, lęk i ogromne wyczerpanie. Jakby wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: jak to jeszcze więcej? Czyżbyśmy stali się niewolnikami? Przez tydzień praktycznie nie widzimy swoich rodzin! A co gorsza, często pracujemy również w weekendy. Jak mamy dać z siebie jeszcze więcej? Co mamy zrobić, nie spać?!

– Chciałbym aby było jasne: nie jest to prośba, ale polecenie służbowe – oznajmił szef. – Jeżeli komuś to nie odpowiada, tam są drzwi. Może odejść i nie wracać.

Podniosłam się od stołu. Niewyraźnie, jakby ktoś sterował moimi ruchami. Jakby moje ciało bez udziału świadomości robiło to, czego po prostu potrzebowało. Nie mówiąc słowa, po prostu wyszłam z sali, zabrałam swoje rzeczy z pokoju i opuściłam budynek firmy.

Matka w ogóle mnie nie rozumiała

– Co ty narobiłaś?! – usłyszałam z drugiej strony słuchawki, kiedy wieczorem przekazałam mamie moją decyzję. – Jak mogłaś to zrobić?! Pracowałaś w jednej z najlepszych firm! Zarabiałaś ogromne pieniądze!

– Ale od sześciu lat nie skorzystałam z ani jednego dnia wolnego. Sześć dni w tygodniu żyłam tylko pracą, kilka tygodniu w roku nawet spałam w firmie bo nie warto było tracić czasu na dojazdy. Rozumiesz, co mówię? To było niewolnictwo, a nie praca!

Nie chciała mnie słuchać, nie próbowała zrozumieć. Czy naprawdę się o mnie martwiła?

– Po prostu ich przeproś i powiedz, że chcesz wrócić! Może Ci pozwolą! Ruszaj natychmiast!

– Nie mam zamiaru – odpowiedziałam z uśmiechem. – Moje zobowiązania wobec was zwróciłam z naddatkiem. Jeżeli oczekujesz, że w ramach bonusu padnę z wycieńczenia, to przepraszam, ale nie jestem tak idealną córką.

Skończyłam rozmowę i nie odbierałam kolejnych telefonów od matki. Zamiast tego skontaktowałam się z Mileną. Była to moja przyjaciółka jeszcze ze szkoły średniej. Tak naprawdę została mi tylko ona, wszyscy pozostali zniknęli. Tylko ona rozumiała, dlaczego całymi tygodniami nie mamy kontaktu.

– Och, w końcu! – wydusiła ze siebie z ulgą. – Obawiałam się, że będę musiała cię odwiedzać w szpitalu lub na cmentarzu.

– Tak, ale… Ale co ja teraz zrobię? – zapytałam po cichu. – Absolutnie nie mam pojęcia…

To fakt. Działałam jak robot, który jest zaprogramowany.

Co roboty robią, kiedy nie są w pracy?

– Skarbie, masz duże oszczędności więc nie jest źle. Najważniejsze jest teraz, żebyś najpierw dobrze się wyspała. Zrelaksuj się. Wybierz się na urlop do Chorwacji czy na Bali. Leż plackiem i się opalaj. Idź do jakiejś restauracji na obiad, zamów coś pysznego. Szalej w sklepach z odzieżą! Chętnie ci w tym pomogę, bo zawsze wybierałaś tylko garnitury i inne monotonne rzeczy...

Wybrałam się na Riwierę Francuską. To było niesamowite doświadczenie. To niebieskie niebo, intensywny odcień morza, przepyszna kuchnia, z której korzystałam bez ograniczeń. Okazało się, że to, że dotychczas nic mi nie smakowało nie było winą moich źle działających kubków smakowych.

Tutaj wszystkie dania pełne były smaku, zachwycały aromatem, pobudzały zmysły. Zupełnie inaczej niż podgrzewane w mikrofali fast foody. Wciąż jednak nie wiedziałam, co zrobię ze sobą, kiedy wrócę do Polski. Przecież muszę jakoś zarabiać na życie, oszczędności, które udało mi się zrobić, w końcu się skończą... Może otworzę własne niewielkie biuro rachunkowe?

– Szybko do mnie przyjeżdżaj! – usłyszałam w telefonie głos Mileny. – Mam coś specjalnego dla Ciebie, ale musisz być tutaj. Jak najszybciej! Nie chciała powiedzieć o co chodzi, ale wzbudziła moją ciekawość, więc postanowiłam ją odwiedzić. Na szczęście zdążyłam już wrócić z urlopu.

– Antykwariat – odczytałam napis na drzwiach. – Planujesz rozszerzyć moją kolekcję książek?

– To najstarszy antykwariat w tym mieście. Jego właściciel planuje go sprzedać, ale zależy mu na tym, aby oddać go w dobre ręce. Jego rodzina nie chce go przejąć, a jemu już brakuje energii, aby dalej go prowadzić. Pamiętam, jak zawsze marzyłaś o życiu wśród książek. To było Twoje życiowe marzenie. Teraz los Ci sprzyja – dostajesz taką możliwość na tacy. Nie wahaj się i skorzystaj z tej szansy!

– Życie z samych marzeń nie jest możliwe – powtórzyłam automatycznie za moją matką, która przez wiele lat wpajała mi tę myśl. – Dlaczego dotychczasowy właściciel zdecydował się na sprzedaż...

– Jeżeli nie spróbujesz, to nie dowiesz się! – przerwała mi Milena. – O marzenia trzeba walczyć, a los kształtuje się przez nasze czyny.

– Skąd to wzięłaś?

– Czasem też mi się uda powiedzieć coś mądrego.

Podjęłam decyzję. Dogadałam się z właścicielem i przejęłam od niego biznes. Powiedział, że mi ufa, ponieważ widzi moją miłość do książek. Rzeczywiście, traktowałam je jak dzieci, których nigdy nie posiadałam. Kiedy mogłabym je mieć? Z kim?

Zapał do literatury ponownie ożył w mgnieniu oka

Książki były moim pierwszym romansem i mogą być też ostatnim. Nie miałam żadnych pretensji do losu, nie miałam prawa do tego, nie to było przyczyną moich problemów, samodzielnie podejmowałam błędne decyzje. Albo raczej pozwalałam innych sobą kierować. Byłam skupiona na spełnianiu marzeń rodziców. Czy robili to dla mojego dobra? Jak dostałabym zawału, również twierdziliby, że to moja wina, nie mojego szefa, i powinnam go przeprosić?

Kiedy zaczęłam pracę na własną rękę, w końcu poczułam się niezależna. Nie miałam nikogo, kto poganiałby mnie w pracy. Mogłam rozmawiać z klientami, udzielać im porad, czy po prostu gawędzić. W okresie letnim rosło zainteresowanie podręcznikami, a zimą popularne stawały się długie powieści.

Z całą pewnością mogę stwierdzić, że to zawsze była droga, mimo iż postanowiłam na nią wejść nieco później. Nie zarabiam tak dużo jak w korporacji, nie jestem w stanie kupować rodzicom drogich upominków, ale spokojnie wystarcza mi na utrzymanie. Co ważniejsze, w końcu faktycznie czuję, że żyję! Moje ciało przestało protestować, często się uśmiecham w pracy, a po niej wybieramy się z Mileną na drinka lub na taniec. Uwielbiam to życie, proste, normalne, bez pośpiechu i zbędnego spinania się.

A moi rodzice? No cóż...ciągle są obrażeni. W ogóle mało z nimi rozmawiam. Staram się nie wnikać zbyt mocno w nasze relacje, aby nie wyszło na jaw, że zdecydowali się na dziecko tylko po to, aby oczekiwać od niego wdzięczności aż do śmierci. Cieszę się, że wreszcie moja miłość do literatury nie musi być skrywana!

Czytaj także:
„W łóżku nie jestem kłodą, lubię pofiglować, ale mój mąż przesadza. Chyba chce ze mnie zrobić pannę lekkich obyczajów”
„Mój zięć traktował mnie jak popychadło. Zaczął się do mnie łasić, kiedy okazało się, że mam spory majątek”
„Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”

Redakcja poleca

REKLAMA