„Flirtowałam z internetowym podrywaczem, podczas gdy miłość była tuż obok. Oprzytomniałam dopiero, gdy mój lowelas mnie oszukał”

kobieta, która flirtuje przez internet fot. Adobe Stock, fizkes
„Umówiłam się z nim w kawiarni w centrum miasta. Siedziałam przy stoliku trochę podenerwowana. Nie wiedziałam, co mnie czeka, i nawet byłam trochę zła na siebie, że w ogóle zafundowałam sobie taką randkę w ciemno. Po co mi to było?”.
/ 15.03.2023 16:30
kobieta, która flirtuje przez internet fot. Adobe Stock, fizkes

Na sześćdziesiąte urodziny dostałam od córki mój pierwszy komputer. Do tej pory opierałam się współczesnej technice, ale kiedy Marta wyjechała na stałe za granicę i tam urodziła dzieci, zyskałam dodatkową motywację, by zaznajomić się z komputerem. Chciałam za jego pośrednictwem mieć kontakt z bliskimi, rozmawiać z wnukami. Poza tym coraz częściej okazywało się, że gdybym jednak nauczyła się pewnych rzeczy, takich jak bankowość internetowa czy wysyłanie maili, ułatwiłabym sobie życie.

Po imprezie urodzinowej, na którą Marta, ku mojej radości, przyjechała, usiadłam z nią nad laptopem. Słuchałam uważnie instrukcji, jakich mi udzielała, i notowałam w zeszycie jak wzorowy uczeń. Kiedy zainstalowała mi wszystkie potrzebne programy, spojrzała na mnie figlarnym wzrokiem i powiedziała, że pokaże mi coś jeszcze. Otworzyła jakąś stronę.

Co to jest? – zapytałam.

– Czat – odparła i się zaśmiała. – Można tu nawiązywać kontakty. Jak chcesz, to ci pokażę. Niewykluczone, że poznasz kogoś przez internet!

– Och, przestań! – machnęłam ręką.

To, że byłam sama, nie znaczyło jeszcze, że chciałam to zmienić. Zważywszy na to, ile krwi napsuł mi mój mąż alkoholik, nie powinno nikogo dziwić to, że ceniłam sobie spokój i ciszę. Odkąd umarł, nie pomyślałam ani razu o tym, że kogoś mi brakuje. Wolałam być sama, niż użerać się z czyimś trudnym charakterem.

Nigdy nie wiadomo, z kim się rozmawia

Córka patrzyła na mnie badawczo. Wiedziałam, że chce mi kogoś znaleźć, bo ma wyrzuty sumienia, że zostawiła mnie tu samą, ale ja nie miałam jej niczego za złe. Uważałam, że to jej życie i decyzje, a ja jestem sprawna i zdrowa, więc sobie poradzę.

– To może chociaż pograsz w scrabble w sieci? – zaproponowała.

O! To mi się od razu spodobało. Uwielbiałam krzyżówki i gry słowne, a często nie miałam z kim w nie grać. Jedna sąsiadka, pani Krysia, czasami była chętna, ale zwykle przegrywała, a wtedy się obrażała i robiłyśmy sobie dłuższą przerwę.

Granie z kimś przez internet zdawało się świetnym rozwiązaniem. Marta mnie zalogowała i nadała mi nick Perła, co z greckiego oznacza imię Małgorzata. Podobało mi się. Znalazłam jakiegoś gracza o średnim poziomie zaawansowania i zaczęliśmy pojedynek. Początkowo szło mi dość opornie, ale im więcej grałam, tym lepiej mi szło. Byłam zachwycona! Marta wyjechała, a ja codziennie wieczorem siadałam do komputera, włączałam scrabble i grałam w najlepsze.

Pewnego dnia, podczas gry z jednym z moich ulubionych przeciwników – Elmerem, w małym okienku pojawiła się nagle wiadomość. Dotąd nic takiego nie wyskakiwało.

– Cześć. Chciałem się przedstawić, bo często razem gramy. Nazywam się Bartosz – przeczytałam.

No, proszę! Nie wiedziałam, że można się komunikować z przeciwnikiem! Uśmiechnęłam się do ekranu i odpisałam, że mam na imię Gosia. Nie zamierzałam pisać nic więcej, ale mój przeciwnik najwyraźniej był zainteresowany tym, z kim gra. Wyjawił mi, że tak samo jak ja mieszka w Szczecinie, ma pięćdziesiąt osiem lat i jest elektrykiem.

Nie odpowiadałam, próbowałam skupić się na grze, ale w okienku wyskakiwały kolejne pytania. Westchnęłam. Czego ten facet chce?! Odpowiedziałam, że wolę grać niż rozmawiać, a wtedy on wysłał uśmiechniętą buźkę. Trochę mi się zrobiło wstyd, że tak go spławiłam.

W przerwie między partiami napisałam, że mieszkam w tym mieście co on i jestem rencistką. Początkowo nie miałam ochoty rozmawiać, ale im dłużej pisaliśmy, tym bardziej mi się to podobało. Był bardzo zabawny i miło się gawędziło. Teraz już za każdym razem, gdy wieczorami wchodziłam na scrabble, wypatrywałam jego nicku. Z czasem nasze rozmowy zaczęły przeradzać się w niewinny flirt. Zamiast grać, rozmawialiśmy i żartowaliśmy sobie w okienku czata.

Gdy Bartosz wyznał, że jest samotny, zaczęłam myśleć, że ta znajomość może zaowocować czymś więcej, choć wcześniej w ogóle nie brałam tego pod uwagę. 

Opowiedziałam o wszystkim Marcie. Była zachwycona, ale jednocześnie ostrzegła mnie, żebym uważała, bo przez internet można napisać wszystko, a nigdy do końca nie wiadomo, z kim się rozmawia. Miałam tego świadomość. Nie jestem jakąś naiwną dziunią, która wyśle pieniądze na konto nieznajomego!

– Nie wściekaj się, po prostu cię ostrzegam! – powiedziała.

Dźwięk dzwonka do drzwi oderwał mnie od rozmowy.

– Cześć, Krysiu – przywitałam dawno niewidzianą sąsiadkę i zaprosiłam ją na kawę. Krysia miała dla mnie ciekawą propozycję. Okazało się, że w miejskim centrum kultury organizowano tego dnia wieczorek dla scrabblistów. Sąsiadka uznała, że to coś dla nas i bez trudu namówiła mnie na wyjście. Przed osiemnastą byłam gotowa.

– Idziesz szukać męża czy grać? – zaśmiała się Krysia na mój widok.

– Przesadziłam? – odparłam zawstydzona, bo trochę się wystroiłam,  ale tak rzadko gdzieś wychodzę, że chciałam wykorzystać okazję.

– To może się jednak przebiorę? – spytałam zawstydzona, ale Krysia tylko się roześmiała.

– Daj spokój, żartowałam!

Wyglądał całkiem inaczej niż na zdjęciu

Gdy dotarłyśmy na miejsce, sala była pełna ludzi. Chyba nawet organizatorzy nie przypuszczali, że spotkanie będzie się cieszyć aż takim powodzeniem, bo musieli donosić plansze, stoliki i krzesła. Robili losowanie przeciwników, żeby można było poznać nowe osoby. Trafiłam na dwie znajome panie z klatki obok i pana, którego znałam z widzenia, bo często wyprowadzał psa w mojej okolicy.

Muszę przyznać,  że Rysiek, bo tak miał na imię, był najbardziej wymagającym przeciwnikiem, z jakim dotąd grałam. Dopiero na ostatniej prostej udało mi się ułożyć naprawdę wysoko punktowane słowo i dzięki temu go pokonałam. Nieznaczną przewagą, bo dzieliły nas tylko dwa punkty.

– Nie wierzę! – krzyknął rozbawiony. – Rozłożyła mnie pani na łopatki!

– Akurat! – zaśmiałam się, a Rysiek zarządził rewanż.

Nasze sąsiadki postanowiły zmienić stolik, bo zażarty pojedynek, jaki toczyliśmy, chyba nie do końca im odpowiadał. Mnie wręcz przeciwnie. Aż czułam adrenalinę buzującą w żyłach, co może wydawać się śmieszne przy takiej grze. Bardzo podobała mi się taka silna konkurencja i poważne traktowanie rozgrywki. Od tamtej pory, gdy widywałam Ryśka w parku, często zatrzymywałam się, żeby pogadać. Nieraz umawialiśmy się na partyjkę w domu kultury. Lubiłam to, bo Rysiek był dla mnie wyzwaniem. Nikt tak jak on nie potrafił mi dokopać…

Przez Ryśka trochę zaniedbywałam mojego internetowego przyjaciela, który robił mi z tego powodu wyrzuty. Trochę mnie to zaskoczyło – chyba dlatego, że znałam go tylko z sieci, a w rzeczywistości nigdy się nie widzieliśmy, nie brałam pod uwagę, że może poczuć się dotknięty.

Pewnego razu podczas internetowej rozgrywki Bartosz zaproponował, żebyśmy spotkali się na żywo.

– Myślisz, że to dobry pomysł? – zapytałam córkę, a ona powiedziała, że świetny, tylko powinnam wybrać jakieś miejsce publiczne.

Wiedziałam już, jak Bartosz wygląda, bo wcześniej wysłał mi zdjęcie mailem. Prezentował się całkiem nieźle – miał ciemne włosy i dość szczupłą sylwetkę, a do tego sprawiał wrażenie sympatycznego, normalnego gościa. Miałam nadzieję, że takim się okaże.

Umówiłam się z nim w kawiarni w centrum miasta. Siedziałam przy stoliku trochę podenerwowana. Nie wiedziałam, co mnie czeka, i nawet byłam trochę zła na siebie, że w ogóle zafundowałam sobie taką randkę w ciemno. Po co mi to było? Rozglądałam się dyskretnie za człowiekiem ze zdjęcia, ale nagle podszedł do mnie jakiś facet. Wyglądał zupełnie inaczej niż Bartosz – był niezgrabny, łysy i miał na sobie okropny turecki sweter – taki, jakie w latach 90. można było kupić na bazarach. Czego on chce?

– Słucham pana?

– To ja, Bartosz. Pewnie mnie nie poznałaś? – uśmiechnął się.

Spojrzałam zaskoczona. Nie wyglądał jak na zdjęciu. To był zupełnie inny człowiek. Bartosz się przysiadł, a ja poczułam się nieswojo.

– Czemu wysłałeś mi cudze zdjęcie jako swoje? – zapytałam bez wstępów, mocno zniesmaczona.

Nie podobał mi się fizycznie i nie podobało mi się to, że mnie okłamał.

– Sama widzisz. Nie umówiłabyś się ze mną, gdybym wysłał swoje zdjęcie – odparł z rozbrajającą szczerością.

Zrobiło mi się głupio, bo pewnie faktycznie tak by było. Postanowiłam mimo wszystko wypić z nim kawę, bo w końcu polubiliśmy się nie z powodu jego wyglądu, tylko osobowości i poczucia humoru.

Zaczęłam z nim rozmawiać, ale Bartoszowi trudno było się skupić. Cały czas kręcił się i rozglądał. Gdy zapytałam, czy coś jest nie tak, odpowiedział, że czuje się tu nieswojo, bo nie bywa w miejscach publicznych. Nie mogłam zrozumieć, co ma na myśli, a on wyjaśnił, że zwykle nie wychodzi z domu jeśli nie musi, bo odnosi wrażenie, iż wszyscy mu się przyglądają. Pomyślałam, że facet ma chyba jakąś paranoję. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy podeszła do nas kelnerka, a on fuknął na nią nieprzyjemnie.

A Rysio cały czas był tak blisko!

– Widziałaś, jak ona dziwnie na mnie patrzyła? – zapytał.

– Normalnie patrzyła. Przyszła z kawą! To ty się dziwnie zachowałeś.

– Może pójdźmy do ciebie. Nie chcę tu siedzieć – powiedział, ale zdecydowanie odmówiłam.

Nigdy nie wpuszczę tego dziwnego typa do mojego domu!

– Nie chcesz, żeby zobaczyli mnie sąsiedzi? – warknął na mnie. – Wstydzisz się? A może masz męża, co?!

Uznałam, że tego już za wiele. Chciałam natychmiast stamtąd wyjść, ale Bartosz złapał mnie za ramię.

– Puść mnie! – krzyknęłam.

Nagle do kawiarni wszedł… Rysiek. Gdy zobaczył, co się dzieje, podszedł zapytać, czy mi pomóc. Całe szczęście Bartosz najwyraźniej spanikował, gdy zauważył, że widzi nas mój znajomy, i niepostrzeżenie się oddalił. Odetchnęłam z ulgą i podziękowałam Rysiowi.

– Kto to był? – zapytał zdziwiony, a ja nieco zawstydzona opowiedziałam mu o mojej wirtualnej znajomości.

Rysiek przysiadł się i mnie słuchał. Jemu też nie mieściło się w głowie, że ktoś mógł okazać się takim oszustem.

– Wiesz, Małgosiu, jakbyś następnym razem chciała się z kimś umówić na kawę, to ja z prawdziwą przyjemnością się z tobą spotkam. Wyglądam tak jak wyglądam, więc chociaż nie będziesz zaskoczona – zaśmiał się.

Dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie, że nie zwracałam uwagi na to, jaki jest miły i serdeczny, i to za każdym razem, gdy się widzimy. Zaślepiona internetową znajomością nie zauważyłam żywego człowieka obok siebie. Postanowiłam, że wirtualną znajomość odłożę do lamusa i zamiast układać kolejne słowa na planszy, zamienię kilka słów z Ryśkiem. Zaproponowałam, żebyśmy zmienili kawiarnię, bo nie miałam ochoty siedzieć w miejscu, gdzie przed chwilą doszło do nieprzyjemnych scen. Rysiek wziął mnie pod ramię i razem poszliśmy do czarującej herbaciarni, w której nigdy dotąd  nie byłam – miejsca pełnego książek, ślicznej porcelany i serwetek.

– Pięknie tu! – zachwyciłam się od progu, a on się ucieszył.

Zamówiliśmy cały imbryczek herbaty, ale po godzinie musieliśmy domówić kolejny. Nasza rozmowa wydawała się nie mieć końca.

Rysiek opowiedział o swojej rodzinie – żonie, która umarła dziesięć lat temu, dwóch dorosłych już córkach i psie, który jako jedyny mu pozostał.

– Gdyby nie Zarazek, nie miałbym się w domu do kogo odezwać. Dlatego chodzę na scrabble do domu kultury. Nie podejrzewałem, że spotkam tam taką piękną i mądrą kobietę – powiedział, a mnie serce zabiło żywiej.

Nie przywykłam do komplementów. Mój mąż nigdy nie mówił mi nic miłego. To była cudowna odmiana poznać kogoś takiego jak Ryszard. Zaczęliśmy się widywać coraz częściej. Po kilku tygodniach spacerów i spotkań Rysiek zaprosił mnie do siebie. Miał staroświeckie, eleganckie mieszkanie w kamienicy. Naprawdę mi się podobało i pasowało do niego. Kilka miesięcy później ja przedstawiłam go mojej córce. Bardzo się jej spodobał.

– Ty to jednak jesteś tradycjonalistka! – zaśmiała się później, gdy rozmawiałyśmy już we dwie.

Miała rację. Internet pozostawiłam sobie do kontaktów z nią i wnukami. Ale cieszę się, że szczęście w miłości udało mi się odnaleźć w realnym, namacalnym świecie! Bo Rysiu, podobnie jak ja, z techniką jest trochę na bakier i w internecie na pewno bym go nie poznała!

Czytaj także:
„Mama czuła się samotna. Ja nie miałam dla niej czasu. Może dlatego skusiły ją umizgi internetowego kochanka-oszusta”
„Jak nastolatka zadurzyłam się w internetowym przystojniaku. Już pierwsza randka była dla mnie jak kubeł zimnej wody”
„W internecie poznałam swój ideał. Zakochałam się bez pamięci, ale... on nie chce się ze mną spotkać”

Redakcja poleca

REKLAMA