„Jak nastolatka zadurzyłam się w internetowym przystojniaku. Już pierwsza randka była dla mnie jak kubeł zimnej wody”

Oszukana kobieta na randce fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Mam prawie 30 lat i chciałabym się wreszcie ustatkować. Może nie od razu ślub, dzieci i domek na wsi, ale jakiś porządny stały związek by się przydał. Tymczasem Maciek nie śpieszył się nawet z pierwszą randką…”.
/ 04.07.2022 12:30
Oszukana kobieta na randce fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Powiem szczerze – dawno mi się z nikim tak dobrze nie gadało! Od prawie dwóch miesięcy praktycznie nie oderwałam nosa od telefonu, ewentualnie od laptopa. Pisałam w dzień i w nocy, prawie bez przerwy.

Ach, jak bardzo mi tego brakowało!

No dobrze, czasem musiałam spać, jeść i chodzić do pracy, jednak poświęcałam mojemu nowemu znajomemu naprawdę mnóstwo czasu. Był inteligentny, czarujący i świetnie wyczuwał, co należy powiedzieć kobiecie, żeby czuła się piękna i adorowana.

Ostatnimi czasy nie za dobrze radziłam sobie z facetami. Właściwie to nigdy nie radziłam sobie dobrze. Z jakiegoś powodu przyciągałam samych egoistów albo zapatrzonych w siebie narcyzów. A najczęściej dwa w jednym.

Nie wiem, może sama takich wybierałam? Muszę przyznać, lubię przystojnych mężczyzn, a tacy zazwyczaj dobrze wiedzą, że są przystojni, i chętnie to wykorzystują.

Zresztą mój nowy znajomy, Maciek, którego poznałam na jednym z portali randkowych, również był nieziemsko przystojny. Wysportowany blondyn o regularnych rysach twarzy i bajecznie niebieskich oczach. Ciacho!

Miałam nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze. Chociaż, powiedzmy sobie szczerze, dość wolno szło… W trakcie dwóch miesięcy pisania mogłabym pójść już na dwadzieścia randek w ciemno, tymczasem on nadal nie zaproponował spotkania w realu.

Niemożliwe, żeby miał żonę

Jestem w tych kwestiach dość konserwatywna, więc nie chciałam robić tego pierwsza, chociaż kilka razy dość wyraźnie zasugerowałam, że czas najwyższy poznać się na żywo. Nie podchwycił tematu. Zaczynało mnie to irytować, bo ile czasu można tak pisać przez internet jak jakaś nastolatka?

Mam prawie trzydzieści lat i chciałabym się wreszcie ustatkować. Może nie od razu ślub, dzieci i domek na wsi, ale jakiś porządny stały związek by się przydał. Tymczasem Maciek nie śpieszył się nawet z pierwszą randką…

– No, w tym tempie to do etapu domku na wsi dotrzecie, jak skończysz sześćdziesiątkę – stwierdziła moja najlepsza przyjaciółka Mańka.

– Niestety masz rację – westchnęłam.

– Nie wiem, czemu tak zwleka z zaproponowaniem spotkania. To trochę dziwne.

Pewnie ma żonę i trójkę dzieci – zachichotała Anka, moja druga najlepsza przyjaciółka.

Aż zaschło mi w gardle na te słowa...

Po co on to niby robi? Dla zabawy?

– Wypluj te słowa! – oburzyłam się. – To niemożliwe. Gada ze mną prawie cały czas. Rano, w ciągu dnia, do późnych godzin wieczornych. Kilka razy przegadaliśmy całą noc. Która żona by czegoś takiego nie zauważyła?

– A skąd wiesz, że nie siedzi na jakiejś delegacji albo coś? – podsunęła Mańka.

– Nie, wysyła mi często różne zdjęcia, na przykład herbaty z malinami, którą akurat pije, i w tle widać jego mieszkanie. No wiecie, normalny pokój, książki na półkach, jakieś osobiste przedmioty, nawet gitarę elektryczną ma…

– O kurde, gra na gitarze?! – Mańka była pod wrażeniem. – Fajny facet…

– No fajny – westchnęłam. – Tylko jakoś nie możemy się spotkać. A przecież takie spotkanie to dopiero początek. Coś może pójść nie tak i do widzenia. Wiecie, jak to jest… w internecie ludzie bywają inni niż w rzeczywistości. Albo może nie być chemii. Nie ma sensu tego przeciągać i pisać w nieskończoność, trzeba sprawdzić, jak jest, i wtedy decydować, czy to ma szansę się udać.

– To zapytaj go wprost – doradziła Anka.

– No, nie wiem, jakoś tak mi głupio, nie chcę się narzucać… – zaczęłam.

– Daj już spokój z tymi głupotami! – machnęła ręką Anka. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek, kobieta ma prawo zaprosić faceta na spotkanie. Zwłaszcza, jeśli ten facet zawraca jej głowę od dwóch miesięcy. Po co on to niby robi? Dla zabawy?

Cóż, miałam szczerą nadzieję, że nie, ale musiałam to sprawdzić. W końcu często jest tak, że faceci piszą z kobietami dla rozrywki.

Nie zamierzają się spotykać, romansować, często zresztą rzeczywiście są w związkach i tylko chcą podreperować swoje ego, że jakaś laska na nich leci. No, ja nie miałam czasu ani ochoty na takie rzeczy, więc musiałam działać.

Przemogłam się i zapytałam go wprost

„Hej, może umówilibyśmy się na jakąś kawę na mieście?”. „Bardzo chętnie. Musze tylko podopinać pewne sprawy w pracy i będę cały twój!” – odpisał.

Przez kolejny tydzień żyłam nadzieją, że wreszcie coś ruszy do przodu, ale Maciek nie podejmował tematu spotkania. Pisał do mnie jak zwykle codziennie. Rozmawialiśmy godzinami, wymienialiśmy czułe słówka… Jak na zapracowanego gościa, który nie ma czasu się spotkać na kawę, miał… zdumiewająco dużo czasu. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam ponownie:

„Jak tam, podopinałeś już te sprawy w pracy? Pamiętasz, obiecałeś, że będziesz cały mój”.

„Jeszcze tylko zamknę ostatni projekt i wypijemy nie jedną, ale dziesięć kaw” – odpisał, po czym temat umarł na kolejny tydzień. Nie powiem, zaczynało mnie to denerwować.

– Wykręca się – stwierdziła Mańka.

– Co ty powiesz! – prychnęłam. – I co ja mam zrobić? Przecież nie będę go błagać na kolanach.

– Powiedz, że albo się spotykacie, albo koniec pisania.

– Mam go szantażować? – niezbyt spodobał mi się ten pomysł.

– Nie szantażować, tylko delikatnie wytłumaczyć, że dłużej czekać nie będziesz. No bo nie będziesz, prawda? Nie chcesz chyba pisać z facetem przez dwa czy trzy lata, nawet go nie widząc na oczy.

– Nie, nie. Absolutnie! – przestraszyłam się na samą myśl o tym.

– No właśnie. Zrób to, mówię ci. Zobaczysz, czy mu w ogóle zależy. Jak tak, to fajnie, jak nie, to trudno. Ale przynajmniej będziesz wiedziała, na czym stoisz.

Mańka miała rację. Sęk w tym, że bałam się tej drugiej możliwości… Że mu nie zależy albo ma coś do ukrycia i te wszystkie nadzieje, których narobiłam sobie przez te dwa miesiące, pójdą na marne. Bo jakkolwiek to głupio zabrzmi, trochę się w Maćku zadurzyłam.

Niby rozmawialiśmy tylko przez komunikator, ale były to niekiedy bardzo osobiste rozmowy. Chcąc nie chcąc, po takich rozmowach między ludźmi zaczyna się tworzyć pewna więź.

Choć może to tylko moje wrażenie…

W końcu zebrałam się w sobie i napisałam:

„Maćku, zwróciliśmy na siebie uwagę na portalu randkowym, więc wydawało mi się, że chcesz kogoś poznać, tak jak i ja. Ale mam wrażenie, że unikasz tematu spotkania. Bardzo miło mi się z tobą pisze i chciałabym móc porozmawiać także na żywo. Jeśli z jakichś powodów ty tego nie chcesz, proszę, powiedz mi to otwarcie. Wtedy po prostu zakończymy tę znajomość i nie będziemy więcej marnować swojego czasu”.

Chyba się przestraszył, bo odpisał po sekundzie! I zaproponował spotkanie…

Cieszyłam się jak głupia. Dzień przed randką siedziałam jak na szpilkach, zastanawiając się, jak to się wszystko potoczy. Czy na żywo będzie nam się gadało tak samo dobrze jak przez internet? A jeśli mu się nie spodobam? Niby wysyłałam mu swoje zdjęcia, ale wiadomo, jak jest ze zdjęciami.

Tu jakaś słodka minka, tu mały retusz. Nie jestem żadną modelką, ot, normalna dziewczyna, a on taki przystojny… Pewnie mógłby mieć modelek na pęczki. No, ale nie ma, chce się spotkać ze mną, nie z Anją Rubik. Och! Dość już tych głupich myśli!

Czy on jest jakimś oszustem?

Niestety, opędzić się od myśli nie było tak łatwo. Z tego wszystkiego wzięłam kilka zdjęć, które mi przesłał, i wrzuciłam je w grafiki Google’a. Co prawda mówił, że nie ma konta na Facebooku ani Instagramie, ale nie zaszkodzi sprawdzić… No i sprawdziłam. Miał konto!

Znalazłam go na Instagramie, a właściwie znalazłam faceta, który choć wyglądał zupełnie jak on, miał na imię Konrad. Informacje z profilu też nie do końca się zgadzały z tym, co mi opowiadał. Ale to był on.

Przystojny, wysportowany blondyn w typie narcyza, który dokumentuje każdą chwilę ze swojego życia, a potem wrzuca te zdjęcia do sieci. On na siłowni, on w parku, on na basenie, on w restauracji podczas jedzenia obiadu, herbata z malinami, którą właśnie pije, jego wypasiona gitara elektryczna…

Rozpoznałam co najmniej tuzin zdjęć, które Maciek wysyłał do mnie z różnymi dopiskami. „Cholera! On ukradł czyjeś zdjęcia! – dotarło do mnie dopiero po chwili. – W takim razie im jest ten facet, z kim spotkam się jutro?”. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz.

– No chyba nie zamierzasz iść na to spotkanie! – zawołała Mańka, kiedy powiedziałam jej, co odkryłam. – Przecież on cię okłamał. To może być jakiś psychopata!

– Nie… nie zamierzam… iść – odparłam bez przekonania.

– Nawet się nie waż nigdzie chodzić! – zabroniła mi Anka. – A już na pewno nie bez obstawy.

Może jestem głupia i lekkomyślna, ale poszłam

Byłam po prostu ciekawa, co się stanie. Brałam pod uwagę różne możliwości. Przede wszystkim, że mnie wystawi, ale również to, że naprawdę jest tym, za kogo się podaje, tylko zmienił imię i podkoloryzował rzeczywistość. A może znalazłam w internecie zdjęcie jego brata bliźniaka… Musiało istnieć jakieś wytłumaczenie.

A tak naprawdę to poszłam tam, bo nie chciałam kończyć tej znajomości. Wkręciłam się i już. Dziewczyny wyzywały mnie od wariatek, ale w końcu, choć niechętnie, zgodziły się przyczaić gdzieś w pobliżu i czekać na mój znak, w razie gdyby na spotkanie naprawdę przyszedł psychopata.

Co prawda umówiliśmy się w najbardziej zatłoczonym miejscu stolicy, ale nigdy nic nie wiadomo.

– Kaja? Cześć, to ja, Maciek – podszedł do mnie facet, choć raczej powinnam powiedzieć facecik.

Niski, chudy okularnik o mysich włosach i ledwo widocznym zaroście pod nosem. Miał na sobie za duży sweter i okropne wyciągnięte dresy. No, tego się na pewno nie spodziewałam!

– Zanim cokolwiek powiesz, chcę cię przeprosić – dodał, choć ja nie zamierzałam nic mówić, tak mnie zatkało. – Wiem, że wyglądam… inaczej, niż myślałaś. Nie wysyłałem ci swoich prawdziwych zdjęć, bo bałem się, że ci się nie spodobam. Nie chciałem cię okłamywać, naprawdę. Wstawiłem na portal kilka fotek znalezionych w necie z myślą o tym, że dzięki temu będzie większe zainteresowanie. Sądziłem, że jak zacznę gadać z naprawdę fajną dziewczyną, to wyślę jej prawdziwe foty, ale potem poznałem ciebie, bardzo się zaangażowałem i jakoś nie potrafiłem… Nie chciałem, żebyś mnie odrzuciła. Przepraszam. Ale poza tym wszystko, co ci mówiłem, było szczerą prawdą – gość wypowiedział to wszystko prawie jednym tchem, widać było, że dokładnie przygotował sobie to przemówienie.

– I naprawdę grasz na gitarze elektrycznej? – spytałam, bo to jedyne, co mi przyszło do głowy.

– O tak – potwierdził skwapliwie. – Specjalnie wybrałem zdjęcia chłopaka, który ma taką samą jak moja… – zaczerwienił się jak burak, kiedy zdał sobie sprawę z tego, jak głupio to brzmi.

Było miło, ale trochę niezręcznie

Poszliśmy na spacer, a potem na kawę. Mańka z Anką, ukryte za rogiem, nie dostały ode mnie sygnału do wkroczenia. Prawdę mówiąc, to było bardzo udane spotkanie. Rozmawiało nam się tak samo dobrze jak w internecie, choć oboje byliśmy nieco skrępowani tą sytuacją ze zdjęciami.

I teraz jestem trochę w potrzasku. Bo z jednej strony Maciek podoba mi się z charakteru, z drugiej zaś z wyglądu jest zupełnie nie w moim typie. Kiedy rozmawialiśmy online, miałam w głowie obraz wysokiego, wysportowanego blondyna, a tymczasem po drugiej stronie siedział niski, brzydki szatyn.

– Dziewczyno, gość na wstępie cię okłamał, a ty się przejmujesz tym, czy jest ładny czy brzydki! – Mańka nie mogła uwierzyć w moje rozterki. – Nic dziwnego, że nie możesz znaleźć porządnego chłopa, skoro rozumujesz w taki pokrętny sposób.

Może i racja. Ale kłamstwo to nic innego jak zwykły ludzki błąd. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie popełnił błędu. A wygląd… ludzie muszą się sobie podobać, żeby stworzyć udany związek.

Chociaż wszyscy moi byli faceci bardzo mi się podobali, a z żadnym nie udało się wytrzymać dłużej niż kilka miesięcy. Może więc powinnam dać Maćkowi szansę…

Czytaj także:
„Póki babcia pomagała przy wnukach, małżeństwo moich przyjaciół miało się dobrze. Gdy przestała, skoczyli sobie do gardeł”
„Myślałem, że po upojnej nocy z rudowłosą pięknością, zostały mi jedynie wspomnienia. Po latach okazało się, że nie tylko”
„Latami chowałam się w swojej skorupie, nie wierzyłam, że mogę się komuś podobać. Z kompleksów uleczyła mnie... miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA