„Faworyzowałam młodszego syna, a starszego chciałam wydziedziczyć. Teraz zrozumiałam swój błąd, ale nic mi po tym”

Kobieta, która zaniedbała syna fot. Adobe Stock, New Africa
Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Ale Staszek nigdy nie odebrał telefonu ode mnie ani nie oddzwonił. Wiem, że „życzliwi” ludzie donieśli mu, że chcieliśmy go wydziedziczyć i myślę, że to była ostateczna kropla, która przepełniła czarę goryczy.
/ 13.12.2021 07:54
Kobieta, która zaniedbała syna fot. Adobe Stock, New Africa

Chyba każda matka chce dla swoich dzieci jak najlepiej. I każda twierdzi, że wszystkie dzieci kocha tak samo i traktuje po równo. A jak jest naprawdę? To już wie tylko matczyne serce. Ja też zawsze opowiadałam, że kocham jednakowo swoich synów. A jednak prawda jest taka, że to Krzysiowi poświęcałam więcej uwagi.

Kiedy się urodził, dobijaliśmy oboje z mężem czterdziestki. Nie spodziewaliśmy się takiej niespodzianki od Losu. Nagłą senność, mdłości i bóle piersi wzięłam za pierwsze oznaki zbliżającej się menopauzy. Mało z krzesła nie spadłam, kiedy lekarka powiedziała mi, że jestem w ciąży.

– Ale my się zabezpieczaliśmy – jąkałam się. – Stosowaliśmy metody naturalne. Obliczałam dni płodne…

– Sama pani wie, że organizm kobiety potrafi płatać figle – uśmiechnęła się lekarka. – Tak widać było państwu pisane. Macie już wspaniałego syna, to i drugi się wychowa.

Wiedziałam, że ma rację, ale byłam przerażona. Staś, nasz starszak, miał wtedy dziesięć lat. Chodził do szkoły, był samodzielny. Odwykliśmy z mężem od nocnego wstawania i zmieniania pieluch. A jednak okazało się, że czekało nas coś znacznie gorszego. Krzyś nie był taki jak inne dzieci. Lekarze długo nie potrafili postawić diagnozy, ale na pierwszy rzut oka widać było, że jest inny. Później siadał, wstawał, do drugiego roku życia nie wypowiedział ani jednego słowa, podczas gdy Staszek w jego wieku tworzył bez problemu pełne zdania. Serce mi krwawiło, kiedy widziałam, jak na placu zabaw rówieśnicy izolują Krzyśka. Nie rozumiałam, czemu tak się dzieje.

– Pani syn jest agresywny – usłyszałam od jednej z matek. – Wyrywa zabawki innym dzieciom, uważa, że wszystko mu się należy. Powinna go pani leczyć, a nie przyprowadzać na ogólny plac zabaw.

Biedaczek. Tylko na mnie może liczyć…

Uważałam te słowa za niesprawiedliwe i oczywiście poczułam się nimi dotknięta, ale nie zmieniłam sposobu, w jaki patrzyłam na Krzysia. Zmieniłam tylko plac zabaw. Oczywiście, od czasu do czasu usiłowałam szukać pomocy dla syna, chociażby wtedy, gdy żadne przedszkole w okolicy nie chciało go przyjąć. Jeździłam po psychologach, szukałam diagnozy. Ale kiedy po raz pierwszy padły słowa, z którymi nie umiałam się pogodzić – „łagodna postać autyzmu” – obraziłam się i na psychologów. Wierzyłam, że ja znam swojego syna najlepiej. Był po prostu bardzo wrażliwym chłopcem, któremu trudno było się dostosować do współczesnego świata.

Zrezygnowałam z pracy, żeby zająć się dzieckiem. Poświęcałam mu każdą wolną chwilę. Szukałam ćwiczeń, które mogłyby usprawnić jego ręce. Kupiłam specjalny rowerek. Wieczorami czytałam na temat obozów dla dzieci takich jak mój syn i eksperymentalnych terapii.

Siłą rzeczy zaniedbałam Staszka. Moje starsze dziecko wchodziło w okres dojrzewania, a ja nie mogłam poświęcić mu tyle czasu, ile bym chciała. Oczywiście miewałam z tego powodu wyrzuty sumienia, częściej jednak tłumaczyłam się przed Stasiem i przed samą sobą, mówiąc, że to naturalne, że skoro to Krzyś jest chory, to potrzebuje mnie bardziej.

Staszek wydawał się to rozumieć. W to przynajmniej chciałam wtedy wierzyć. Dlatego takim szokiem było dla mnie, kiedy dwa dni po swojej osiemnastce oznajmił nam, że wyprowadza się z domu.

– Zawsze czułem się tu jak intruz – powiedział gorzko. – Liczył się tylko Krzyś. Teraz w końcu będziecie mieli czas tylko dla niego.

Uważałam, że Staszek jest niesprawiedliwy, ale do zbuntowanego chłopaka nic nie docierało. Zamieszkał ze swoją dziewczyną w dużym domu jej rodziców. Oboje z mężem byliśmy tym oburzeni.

– Nie tak cię wychowaliśmy! – krzyczałam, kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym pomyśle. – Miałeś coś osiągnąć. Ta dziewczyna ciągnie cię w dół! Przez nią nie skończysz studiów, zostaniesz z niczym…

– Najprędzej zostanę z niczym, jak pozwolę sobą manipulować, tak jak całe życie manipulowaliście moim bratem – syknął w odpowiedzi Staszek, zatrzaskując za sobą drzwi.

Liczyłam na to, że syn po kilku miesiącach się opamięta, ale nic takiego się nie stało. Staszek całkowicie zerwał z nami kontakty. Przez obcych ludzi miałam tylko od czasu do czasu wieści od niego. Wiedziałam, że przeniósł się na studia zaoczne i że jego dziewczyna zaszła w ciążę. Urodził nam się wnuk, ale nigdy go nie poznaliśmy. Kilka razy pisałam do syna, żeby chociaż zdjęcie dzieciaczka przysłał, ale listy wracały z adnotacją, że adresat zmienił adres zamieszkania. Staszek zmienił nawet numer telefonu. Nie mieliśmy żadnej drogi kontaktu.

Krzyś nawiązał kontakt ze Staszkiem? Wspaniale

Czasami, w bezsenne noce, zastanawiałam się, za co ukochany niegdyś syn nas tak nienawidzi, ale nie miałam zbyt wiele czasu na te rozmyślania. Krzyś, mimo skończonych osiemnastu lat, wciąż z nami mieszkał i nic nie wskazywało na to, żeby miał się wyprowadzić. Musiałam przyznać, że nasze stosunki były coraz trudniejsze.

Młodszy syn traktował dom jak hotel. Wychodził, kiedy chciał. Nie dokładał się do żadnych rachunków. Sprowadzał swoich znajomych, którzy pili pod naszym dachem alkohol i awanturowali się. Mąż usiłował interweniować, ale Krzysiek tylko go wyśmiewał.

– To jest też mój dom – powtarzał. – Mam tak samo prawo w nim mieszkać jak wy. Co, czekacie, że się wyprowadzę jak Staszek? Nie zamierzam!

Samo wspomnienie starszego syna powodowało, że wokół serca zaciskała mi się lodowata obroża.
Krzysiek był, jaki był, ale za nic w świecie nie chciałam, żeby nas opuścił. To nasze dziecko przecież. Całe życie mu poświęciłam. Liczyłam na to, że w końcu doczekam od niego jakiegoś dobra. Dlatego tak zdziwiła mnie wiadomość, że Krzysiek pewnego dnia nawiązał kontakt ze starszym bratem.

– Wiem, gdzie Staszek mieszka – oznajmił z uśmiechem. – I nawet się spotykamy. 

– Żeby z tego tylko jakieś nieszczęście nie wynikło – szepnęłam zabobonnie.

– Jakie nieszczęście, mama! – roześmiał się Krzyś tym swoim rozbrajającym uśmiechem małego chłopca, który zawsze mnie rozczulał. – Staszek zaproponował mi pracę.

Okazało się, że starszy syn pracował jako kierownik hurtowni leków. Zawsze był dobrze zorganizowany, nie dziwiło mnie więc, że udało mu się dostać taką pracę. Cieszyłam się też, że zaproponował zajęcie Krzyśkowi. Mowa była wprawdzie tylko o pracy magazyniera, ale liczyłam na to, że z czasem, kiedy Staś przekona się, jak wspaniałym chłopakiem jest jego brat, znajdzie dla niego bardziej ambitne zajęcie.
Przez pierwsze dwa tygodnie wszystko szło jak po maśle. Wstawałam codziennie o szóstej, żeby zrobić kanapki do pracy swojemu małemu synkowi, jak wciąż myślałam o Krzysiu. Machałam mu na pożegnanie – i czekałam, aż wróci.

Krzysiek chętnie opowiadał mi, jak było w pracy. Przy okazji wyłapywałam z tych historii okruchy wiadomości o starszym synu. Z przyjemnością słuchałam, że ma szacunek wśród podwładnych, że jedna z pracownic powiedziała o nim, że jest przystojny, że buduje dom… Choć ani razu nie padła z jego strony deklaracja, że chciałby się z nami spotkać, wierzyłam, że wszystko idzie ku dobremu, i że to tylko kwestia czasu, kiedy się pojednamy jako rodzina. Niczego bardziej nie pragnęłam.

Wszystko tak cudownie się układało. Do czasu

Tego dnia nic nie zapowiadało nieszczęścia. Krzyś jak zwykle wyszedł rano do pracy. Ja przygotowałam mu kanapki. Dlatego bardzo się zdziwiłam, kiedy przed trzynastą roztrzęsiony wrócił do domu.

– Coś się stało? – spytałam od progu, przestraszona. – Źle się poczułeś?!

– Jak mogłaś pozwolić mi tam iść?! – wybuchł płaczem jak małe dziecko Krzysiek. – Ten potwór mnie zwolnił!

Od słowa do słowa, po chwili usłyszałam historię, od której włos mi się na głowie zjeżył. Według Krzyśka Staszek specjalnie omotał go obietnicami lepszej posady – żeby dziś bez pardonu go zwolnić.

– Potraktował mnie jak śmiecia – nie przestawał zanosić się płaczem jak  małe dziecko mój dorosły syn. – Wyobrażasz sobie, jak ja się poczułem, kiedy przy wszystkich kazał mi się wynosić i groził policją, jeśli go nie posłucham?!

To brzmiało przerażająco. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co Krzyś czuł w tamtej chwili. Kogo ja wychowałam? Co za potwór z tego Staszka, żeby rodzonego brata narazić na takie upokorzenie? I to chorego? – myślałam tamtego dnia, z trudem połykając łzy. – Gdzie on ma serce?! Tego dnia podjęłam decyzję.

Wcześniej, mimo że syn się od nas odwrócił, nie chciałam podejmować ostatecznych kroków. Teraz uznałam, że nie ma na co czekać. Namówiłam męża i dwa dni później stawiliśmy się u notariusza.
W ciągu dwóch godzin wydziedziczyliśmy Staszka. Uważałam, że po tym, co zrobił choremu bratu, najpierw karmiąc go nadziejami, a później zwalniając, nie zasługiwał na inny krok z naszej strony niż całkowite pozbawienie majątku po naszej śmierci. Mąż też nie miał wątpliwości.

I pewnie byśmy w tym swoim przekonaniu tkwili do końca życia, gdyby nie przypadek. Stałam w długiej kolejce do apteki, gdy przypadkowo usłyszałam rozmowę dwóch starszych kobiet.

– Mamy szczęście, że w ogóle jest ten lek – mówiła jedna z nich. – Słyszałam, jak farmaceutka mówiła, że ktoś próbował okraść hurtownię.

Mimowolnie zastrzygłam uszami. Kobieta mówiła dalej:

– Podobno kierownik zatrudnił jakiegoś swojego pociotka. Brat czy coś. Wie pani, jak to teraz jest.
Rozmówczyni pokiwała głową, że tak, wie doskonale.

– Tylko że ten cały brat to się okazał, wie pani, narkomanem. Tak, tak, niech pani nie robi takich wielkich oczu. On podobno papiery jakieś ma i na te papiery mydlił ludziom oczy. Jak ten brat się zorientował, że go okrada, to tamtego zwolnił. A ten się jeszcze rzucał, że go przed rodzicami oczerni i takie tam…

– Z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciu – sentencjonalnie podsumowała druga z kobiet, ale ja nie zamierzałam na tym poprzestać.

– Nie wie pani, w której to było hurtowni? – spytałam drżącym głosem.

– A nawet wiem – zapewniłam nie kobieta. – W tej o…

I podała adres hurtowni, w której pracował Staszek. Nogi się pode mną ugięły. Usiłowałam sobie tłumaczyć, że to pomyłka, że zbieg okoliczności – ale intuicja podpowiadała mi, że tak nie było. Że to ja wolałam, jak każda zakochana w syneczku matka, być ślepa.

Może chociaż jego żona przeczyta ten tekst

Od razu po powrocie z zakupów rzuciłam się do pokoju Krzyśka. Syn jak zwykle leżał na łóżku pogrążony w dziwnym letargu. Od razu zdałam sobie sprawę, że ma nienaturalnie rozszerzone źrenice. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?! Przecież żyliśmy pod jednym dachem!

– Dlaczego Staszek cię zwolnił?! – naskoczyłam na niego.

– Przecież mówiłem ci, mamuś – powoli odpowiedział Krzyś, zaskoczony. – Czepiał się mnie. Zazdrosny pewnie był o was.

Wypowiadał słowa z trudem jak człowiek ciężko chory. Albo człowiek pod wpływem narkotyków.

– A nie chodziło czasem o to, że go okradłeś?! Że… że kradłeś, żeby mieć pieniądze na jakieś prochy?! – przy ostatnim zdaniu załamał mi się głos.

Tego Krzysiek się nie spodziewał. Aż się skulił w sobie.

– Ale co też ty opowiadasz, mamuś – zaczął, ale w tym momencie ja, jak w jakimś amoku, już przeszukiwałam jego biurko.

Nie musiałam szukać długo. Z szuflady wypadły dziwne zawiniątka z białym proszkiem. Krzysiek nie zadał sobie nawet trudu, by chować narkotyki. Tak był pewien, że nigdy nie będziemy go o nic podejrzewać. Przecież to on zawsze był naszym ukochanym syneczkiem. W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, co najlepszego zrobiłam. Zawsze faworyzowałam młodszego syna. Poświęciłam dla niego karierę zawodową, zaniedbałam męża, a przede wszystkim starszego syna. Tymczasem Krzysiek cynicznie to wszystko wykorzystał.

Żył pod naszym dachem i tak naprawdę robił, co chciał – ciągle korzystając z przywilejów pupilka. Choć dawno przestał być małym, słodkim chłopczykiem. Czy w ogóle kiedykolwiek taki był? Czy raczej ja chciałam go takim widzieć, bo na starcie miał gorsze szanse niż Staszek? Oczywiście tego samego wieczora chwyciłam za telefon. Kilkakrotnie wybierałam numer Staszka. Nowy, ten, który podał mi Krzysiek. Ale syn nie odbierał.

Od tego czasu minęło kilka miesięcy. Ale Staszek nigdy nie odebrał telefonu ode mnie ani nie oddzwonił.
Wiem, że „życzliwi” ludzie donieśli mu, że chcieliśmy go wydziedziczyć i myślę, że to była ostateczna kropla, która przepełniła czarę goryczy. Nie wiem, czy kiedykolwiek syn pozwoli mi powiedzieć sobie „przepraszam” w twarz. Dlatego wybrałam tę drogę. Może Staszek lub jego żona przeczytają ten tekst. I zrozumieją, że o niczym nie marzę tak bardzo, jak o tym, żeby się z nimi pojednać. Popełniłam błąd. Serce matki mnie zwiodło. Ale zrobię wszystko, żeby za niego odpokutować. Tylko mi wybacz, Stasiu.

Czytaj także:
„Od wielu lat byłam zakochana w narzeczonym mojej siostry. Rozstali się, więc kułam żelazo póki gorące...”
„Zgodziłam się zamieszkać w willi teściowej, ale nie sądziłam, że to ona będzie decydować o kolorze ścian w sypialni”
„Miałam tylko 17 lat, gdy Filip po naszej randce powiesił się w pokoju. Byłam w ciąży, oddałam dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA