„Mój facet zdradził mnie z moją siostrą. Byliśmy razem 7 lat i nawet się nie zająknął o ślubie, a ją od razu poprosił o rękę”

kobieta, która została zdradzona fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Może jakoś bym to przełknęła, gdyby to nie „zostawało w rodzinie”. Bo to znaczyło, że w każde Boże Narodzenie, każde urodziny taty, imieniny mamy, we wszystkie te okazje będę widywać mojego byłego. I patrzeć na jego szczęście z moją siostrą. Szczęście, z którego mnie okradli. Mam bawić jego dzieci i nie myśleć, że to powinny być nasze dzieci?”.
/ 24.12.2022 20:30
kobieta, która została zdradzona fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Z Arkiem byliśmy parą od siedmiu lat. Poznaliśmy się na studiach i planowaliśmy wspólne życie. W każdym razie ja myślałam o białej sukience i o tym, że w końcu będziemy mieć jedno nazwisko, zdecydujemy się na dziecko, może dwójkę, że sprawimy sobie psa… Nawet się nie kłóciliśmy! Nasze rodziny wypowiadały nasze imiona na jednym oddechu, nasi przyjaciele obstawiali, kiedy wreszcie staniemy na ślubnym kobiercu… Ale któregoś dnia Arek chodził jakiś struty.

– Coś w pracy? Nie martw się, to na pewno przejściowe kło…

Nie chodzi o pracę.

– Więc o co? Źle się czujesz?

– Nie.

– Mogę ci jakoś pomóc? Powiedz. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.

– Daj spokój.

– Nie dam ci spokoju, skarbie. Powiedz, co się dzieje – męczyłam go, bo naprawdę się martwiłam.

– Boże, Baśka, nie wytrzymam! Jest ktoś inny! – wykrzyknął, a pode mną ugięły się nogi.

– Słucham? Jak to… inny? W jakim sensie? Co ty mówisz?

Wtedy się dowiedziałam, że miłość mojego życia, mężczyzna, z którym planowałam ślub w kościele, dzieci, psa, zakochał się w kimś innym. I że przez rok – cały rok! – próbował zabić w sobie to uczucie, ale nie mógł, nie potrafił, nie chciał, tym bardziej że to uczucie jest odwzajemnione.

Nadal mnie kocha, ale już jak przyjaciółkę

Miałam wrażenie, że pływam w jakimś bardzo słonym morzu. Unosiłam się na wodzie tych informacji i choć bardzo chciałam, nie mogłam utonąć i zniknąć, żeby już nie słyszeć tego wszystkiego, przestać czuć ten ból – po prostu umrzeć. Arek zaś tłumaczył i przepraszał, mówił, jak bardzo mu przykro, przysięgał, że nie chciał mnie zranić i że nadal mnie kocha, ale teraz już bardziej jak przyjaciółkę…

– Kto to jest? – spytałam.

Właściwie sama nie wiem czemu. Może chciałam, by zmienił temat, dał mi powód do nienawiści, a nie do kompleksów i użalania się nad sobą, bo jestem dobra na przyjaciółkę, ale na żonę już nie.

– To nieważne – machnął ręką, jakby odganiał muchę. – Po prostu zakochaliśmy się w sobie i ja nie umiem dłużej udawać.

Więc dotąd udawał…

Nie wiedziałam, że można cierpieć do środka. Nie wiedziałam, że tego typu ból istnieje. Odkrywałam go wraz z wiedzą, że mój Arek od roku mnie okłamywał. Codziennie. Całował mnie na dzień dobry i dobranoc, przed wyjściem do pracy. Mówił mi, że mnie kocha, pieścił mnie, sypiał ze mną, kupował mi prezenty, wysyłał słodkie esemesy… A jednocześnie czuł o wiele, wiele więcej do kogoś innego. To bolało jak nic innego na świecie i nie było na to tabletki.

Spakowałam się i wynajęłam mieszkanie. Mniejsze, odpowiednie dla singielki, którą teraz byłam, i próbowałam jakoś posklejać popękane serce, mając nadzieję, że czas faktycznie leczy rany. Starałam się nie myśleć o tym, co się stało. Rozstaliśmy się, bywa. Chciałam odpocząć, zacząć znowu spokojnie oddychać i pomyśleć o sobie. Może wybiorę się na jakiś kurs? Zacznę zwiedzać świat?

O tym, by klin wybić klinem, nie myślałam. Nie miałam ochoty na seks bez miłości, dla sportu, a na nowy związek nie byłam gotowa. Zresztą to nie byłoby w porządku wobec tego drugiego mężczyzny „po Arku”, nikt nie zasługuje na rolę plastra. Chciałam dać sobie czas i być tylko dla siebie, zanim znowu zacznę szczerze dzielić się sobą z kimś innym.

Kilka tygodni później pojawiłam się w rodzinnym domu na przyjęciu z okazji urodzin mojej mamy. Wpadłam spóźniona, bo utknęłam w korku. Rozbierałam się pospiesznie, chcąc na uboczu wręczyć mamie prezent i wyściskać ją porządnie. Ale pierwszą osobą, którą zobaczyłam, nie była moja mama, tylko… Arek, który przechodził z kuchni do pokoju, niosąc filiżanki. Powiedzieć, że byłam zaskoczona, to jakby nic nie powiedzieć. Pracowicie poklejone serce znowu rozpadło się na kawałki.

– Co… ty… tu… robisz? – wycedziłam oszołomiona.

– Twoja mama ma urodziny, więc…

– Jakbyś nie skojarzył, zerwałeś ze mną! To, że moja rodzina cię uwielbiała, nie upoważnia cię, byś nadal uczestniczył w naszych świętach!

– Basia, ty nie rozumiesz…

– Kochanie, gdzie zniknąłeś? – usłyszałam głos mojej młodszej siostry.

Wtedy dopiero klocki wpasowały się w swoje miejsce i zrozumiałam. Te wszystkie wspólne święta, uroczystości, wyjazdy za miasto i na wakacje, kiedy Ilona doklejała się do nas niemal na siłę, nie przejmując się tym, że robi za piąte koło u wozu. To ona nie wiedzieć czemu zajęła moją pozycję, przejęła główną rolę, a ja stałam się zbędna. Nawet nie statystka, nie dublerka, po prostu zbędna postać dramatu…

Wszystko stało się jasne jak słońce

Moje serce było nie tyle popękane, co wręcz starte na proch. Kręciło mi się w głowie, brakowało mi tchu, miałam wrażenie, że wokół nie ma powietrza, a ja spadam, spadam w jakąś czeluść piekieł, która nie ma dna, więc nie mogę się o nie roztrzaskać i przestać czuć cokolwiek.

Jak mogłaś… jak mogłeś… – dukałam, chwiejąc się.

Ilona szybko się wycofała, zostawiając nas z Arkiem samych. Nie wiedziała, że nie wiem? Że mi nie powiedział, dla kogo mnie zostawił?

Moja mama wkroczyła do przedpokoju, porwała mnie za sobą, przyjęła kwiaty i prezent, wycałowała. Byłam sztywna jak lalka, nie bardzo wiedziałam, co się wokół dzieje, a każda minuta tego przyjęcia była torturą. Śpiewałam „sto lat”, jadłam tort, nie czując jego smaku, bo non stop miałam przed oczami Arka i Ilonę, która trzymała się go jak rzep. Nie przestawała go głaskać, tulić się do niego, słodko zagadywać. Była taka nieczuła, okrutna, oboje tacy byli…

W końcu nie zdzierżyłam.

– Naprawdę nie musisz tego robić tak ostentacyjnie. Przepraszam, mamo, ale mam dość, nie zniosę ich ani chwili dłużej.

Wyszłam, czując się podwójnie zdradzona. Przez kogoś, kogo kochałam, i przez własną siostrę. Ona nawet nie próbowała niczego tłumaczyć, w jakiś sposób mnie przeprosić. Przyjęła, że okłamywanie siostry przez rok jest okej. I że w sumie mogła odbić mi faceta bez jednego słowa, bo miłość jest najważniejsza, bo lepiej, bym to ja cierpiała, sama, a nie oni we dwójkę, bo takie rzeczy się zdarzają w najlepszych rodzinach…

Czułam się też zdradzona przez rodziców, którym taki stan rzeczy najwidoczniej nie przeszkadzał. Jesteś z jedną naszą córką czy z drugą – co za różnica? Witaj w rodzinie. Bzykasz jedną, drugą czy obie naraz, co nas to obchodzi, skoro… zostanie w rodzinie!

Tydzień później dowiedziałam się o zaręczynach. To dobiło mnie ponownie. Żebym sobie przypadkiem nie myślała, że mogę się już zacząć zbierać do kupy. Byliśmy razem siedem lat. Siedem! I nie mówiliśmy otwarcie o ślubie, o tym, że wypadałoby zalegalizować nasz związek. A oni po roku bycia razem, i to głównie romansując w ukryciu, są już zaręczeni? Byłam urażona do głębi. Urażona i zraniona tak mocno, że zamknęłam się w sobie zupełnie.

Zdradzona przez wszystkich. Wysłuchująca głupich pocieszeń, że widać nie byliśmy sobie pisani, że skoro mnie zdradzał, nie ma co rozpaczać, a młodsze siostry bywają wredne, bla, bla. Może jakoś bym to przełknęła, gdyby to nie „zostawało w rodzinie”. Bo to znaczyło, że w każde Boże Narodzenie, każde urodziny taty, imieniny mamy, we wszystkie te okazje będę widywać mojego byłego. I patrzeć na jego szczęście z moją siostrą. Szczęście, z którego mnie okradli. Mam bawić jego dzieci i nie myśleć, że to powinny być nasze dzieci?

Nie szukam z nią kontaktu ani ona ze mną

Nie byłam w stanie pojechać do rodziców na Wielkanoc. Ani na Dzień Matki. Zadzwoniłam z życzeniami, wysłałam prezent pocztą. Przez telefon wysłuchałam kilku przykrych słów i garść bolesnych banałów – że zachowuję się jak dziecko, że było, minęło, że nie można nikogo zmusić do miłości, że jestem starsza, więc powinnam być mądrzejsza i schować dumę do kieszeni, że jeszcze znajdę kogoś dla siebie, że w końcu jesteśmy rodziną, że dla dobra wszystkich powinnyśmy się z Iloną dogadać, pogodzić…

Nie! Nie nie byłam w stanie się przemóc. Pogodzić się? Wybaczyć jej? Najpierw musiałaby mnie przeprosić, uznać swoją winę, a tego nie zrobiła, jakby nie było za co przepraszać. Arek zaś zrobił to po roku oszukiwania mnie i w żaden sposób mi nie zadośćuczynił. Gorzej, śmiał wejść do mojej rodziny jak do swojej! Nie. Nie chciałam siedzieć przy jednym stole z ludźmi, którzy tak mnie potraktowali. I z całą resztą, która nie widziała w tym niczego złego. Która stanęła po ich stronie, nawet nie próbując wczuć się w moją sytuację.

Nie pojechałam na ich ślub, choć wysłali mi zaproszenie. Było piękne, delikatne i eleganckie. Pasowało do Ilony, która od dziecka przypominała wiotkiego elfa. Uroczystość też na pewno była elegancka i piękna, ale ja nie chciałam się o tym przekonywać na własne oczy. Czułabym się tam zupełnie nie na miejscu, na dokładkę czujnie obserwowana, bo przecież wszyscy doskonale wiedzieli, co się stało.

Nikt z „tych wszystkich” nie wyciągnął do mnie prawdziwie pomocnej ręki, nikt nie okazał mi lojalności, wsparcia, nie powiedział wprost, że ta romansująca za moimi plecami parka potraktowała mnie podle i mogliby się tak bezczelnie nie afiszować, nie zgarniać całej puli dla siebie, mnie zostawiając z niczym.

Byli tam nie tylko moi krewni, ale także jego. Ci, którzy kiedyś tak serdecznie mnie traktowali i zapewniali, że jesteśmy dla siebie z Arkiem stworzeni. Będąc na tym cholernym ślubie, a potem także weselu, czułabym się zażenowana i zawstydzona, choć to nie ja powinnam się wstydzić! Co nie zmienia faktu, że byłaby to piekielnie niezręczna sytuacja. Dla nas wszystkich. Dlatego się usunęłam. Wykluczyłam się sama, nie chcąc cierpieć i łapać litościwych spojrzeń z każdej strony: to ona, porzucona starsza siostra…

Mam wrażenie, że straciłam całą rodzinę, nie tylko mężczyznę, z którym planowałam przyszłość. To boli najbardziej. Zaczęłam się czuć jak drzewo pozbawione korzeni, oparcia, historii. Nawet nie mogę zadzwonić do mamy na skargę. Nie chcę jej stawiać w kłopotliwym położeniu, zmuszać do otwartego opowiedzenia się po jednej ze stron.

Jak tylko będzie to możliwe, wyjadę w tropiki, spróbuję zagłuszyć potrzebę bycia z bliskimi. Może kiedyś to przestanie mnie tak boleć, tak złościć, może żal i gniew odpuszczą, a ja pogodzę się z tym, co się stało. Na razie ani ja nie szukam kontaktu z moją siostrą, ani ona ze mną. Na razie jest, jak jest. Czasem mama zadzwoni, zapyta, co tam u mnie, westchnie… i tyle.

Czytaj także:
„Mój facet mnie zdradził i odszedł do młodej stażystki. Kiedy się wyprowadzałam rzucił, żebym dorzuciła się do czynszu”
„Mój facet zrobił mnie w balona. Żeby jeszcze się zakochał i mnie zdradził, zrozumiałabym. Ale on zrobił coś znacznie gorszego..."
„Mąż mnie zdradził, a teraz partner odszedł do młodszej kochanki. Nie jestem nic warta. Zmieniłam całe swoje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA