„Facet z pociągu z wyglądu i zachowania przypominał barbarzyńcę. Nigdy bym nie pomyślała, że zostanie moim mężem”

dziewczyna z pociągu fot. iStock by Getty Images, fotostorm
„Ciekawe, dlaczego miał takie złe zdanie o kobietach? Dlaczego uważał, że jesteśmy uparte i robimy wszystko po swojemu, co nie wychodzi nam potem na dobre? Najbardziej prawdopodobna odpowiedź nie była skomplikowana. No bo dlaczego ja nie cierpiałam gitar i grajków? Dlatego, że się zraziłam. Widać on też miał nieprzyjemne doświadczenia z płcią przeciwną”.
/ 17.08.2023 06:45
dziewczyna z pociągu fot. iStock by Getty Images, fotostorm

Urlop zaplanowałam dawno. Dwa tygodnie w górach, we wrześniu, bez tłumu, w uroczym domku, gdzie wynajęcie kwatery nie nadwyrężało mojego budżetu młodej, samotnej kobiety. Chciałam pochodzić po górach. 

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. W ostatni dzień przed moimi wakacjami pożegnałam się z koleżankami i pełna radości spakowałam walizki. Samą podróż, która trwała kilka godzin, uznałabym za zwykłą, gdyby nie mój współpasażer.

Ależ ten facet mnie irytuje!

Odsunęłam drzwi do przedziału, w którym miałam miejscówkę, i natknęłam się na jakiegoś zarośniętego typa. Wyglądał jak zbój Madej, na dokładkę rozwalił się na siedzeniach, zajmując niemal dwa miejsca. Taki był wielki. Potężny, nie gruby. Grubasa bym się nie przestraszyła, a on sprawiał wrażenia kogoś, kto potrafi być groźny i niemiły.

Spod czarnej czapki z daszkiem patrzyły na mnie złośliwie jasnoniebieskie oczy. Podwinięte do łokci rękawy koszuli w kratę odsłaniały wielkie łapska, którymi mógłby mnie złamać jak trzcinę. Spodnie moro z wypchanymi kieszeniami, potężne wojskowe buciory. Swoimi bagażami zastawił prawie pół przedziału. Wyglądało na to, że robi przeprowadzkę pociągiem… Powinien był wynająć jakiś samochód do transportu, a nie zastawiać przedział plecakami, torbami i – o zgrozo – gitarą!

Nie znosiłam tego instrumentu. Pewnie dlatego, że chłopak, z którym zerwałam dwa lata temu, uwielbiał grać na gitarze. Jakiś czas byłam wielką fanką jego talentu, jednak okazało się, że takich wielbicielek jak ja miał więcej. A ponieważ jestem „zaborczą, zazdrosną babą” – jak mnie nazwał, bo nie chciałam się nim dzielić z innymi kobietami – roztrzaskałam mu to wstrętne pudło na łbie i zniknęłam z jego życia. Niech sobie zakłada harem, ale beze mnie! Wyzwoliłam się z chorego układu, lecz niechęć do grajków pozostała. Toteż gdy zobaczyłam opartą o siedzenie gitarę, humor do reszty mi się zwarzył.

Musiałam jednak wejść do przedziału – w końcu to był też mój przedział i nie dam się z niego przepłoszyć jakiemuś... yeti! Odsunęłam drzwi, burknęłam „Dzień dobry” i położyłam na brzegu siedzenia torbę z prowiantem na drogę. Dopiero potem wciągnęłam walizkę i spróbowałam włożyć ją na półkę. Miałam z tym problem. Pociąg ruszył, szarpnął – i torba z jedzeniem spadła. Prędko ją podniosłam, czując na sobie kpiący wzrok nieznajomego.

Walizka była ciężka i nieporęczna. Najchętniej postawiłabym ją na siedzeniu obok, ale nie zamierzałam zachowywać się tak aspołecznie jak mój współpasażer. Wahałam się, co zrobić, gdy nagle Yeti wstał.

– Nie radzimy sobie, co? – spytał ironicznie, złapał moją walizkę i bez wysiłku wrzucił na półkę. – Musicie na jeden dzień brać tonę kosmetyków, butów, ciuchów, a potem biadolicie, że bagaż za ciężki.

Zamurowało mnie. Jak on śmie?!

– Nie przypominam sobie, żebym pana prosiła o pomoc – zawarczałam. – Sam pan się wyrwał.

Zaśmiał się nieprzyjemnie i... postawił moją walizkę z powrotem na podłodze.

Zadowolona? – i to bezczelne, włochate Yeti znów rozwaliło się na siedzeniu.

– Umiem sama o siebie zadbać – odparowałam, dumnie unosząc głowę. – I nie nie mam w niej tony kosmetyków czy butów, po prostu... – tu urwałam, bo dotarło do mnie, że za chwilę będę się przed nim tłumaczyć, że wożę książki na wakacje.

Chwyciłam walizkę i oparłam ją o siedzenie, a potem spróbowałam unieść na wyprostowanych rękach. Tylko się zasapałam. Kątem oka widziałam, jak Yeti przygląda mi się z krzywym uśmieszkiem. Już ja mu pokażę! Wytężyłam siły.

Zajęta walizką, nie zauważyłam, kiedy mężczyzna znowu się podniósł.

– Kobiety... i ten ośli upór – westchnął, z łatwością drugi raz wrzucając walizkę na półkę. – Zawsze musicie robić wszystko po swojemu. A potem same problemy z tego wynikają – dokończył jakoś ciszej, smutniej.

O nie, nie będę mu współczuć! On ma swoje doświadczenia, ja swoje.

– Pewnie zaraz pan powie, że feminizm kończy się w momencie, kiedy trzeba wnieść pralkę na drugie piętro, tak?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Tego nie powiedziałem. Ale skoro pani tak myśli, cóż... nie zamierzam się spierać – odparł i zapatrzył się w okno.

Usiadłam przy drzwiach, otrzepałam spodnie z niewidzialnych pyłków i poprawiłam sweterek. Podczas podróży zamierzałam przeczytać kryminał. Tajemnicze morderstwa na młodych kobietach i przystojny detektyw, który próbuje znaleźć sprawcę. Jeszcze niedawno cieszyłam się, że pojadę sobie wygodnie, poczytam w spokoju, zjem kanapki, które przygotowałam na drogę… A tymczasem siedziałam w przedziale w towarzystwie dziwacznego, niemiłego typa, który drażnił mnie coraz bardziej, więc przez to  byłam zbyt spięta, żeby sięgnąć po książkę. Do tego zaczynało się robić coraz cieplej i przez uchylone okno wpadało gorące powietrze.

Chyba ma kiepskie zdanie o kobietach

Zerknęłam na Yeti. Wyglądał, jakby w ogóle nie odczuwał nasilającego się upału. Ja zaczynałam się pocić, a on siedział spokojnie, patrzył w okno i nic innego go nie interesowało. Nagle dotarło do mnie, że mu nie podziękowałam. Prosiłam czy nie, wsadził tę przeklętą walizę na półkę. Wypadało więc zachować się jak należy.

– Dziękuję – wydusiłam. – Za walizkę.

Oderwał wzrok od okna i skinął głową:

Nie ma za co! – i powrócił do dalszej obserwacji monotonnego krajobrazu. Tym razem bez komentarza o kobietach.

Usiadłam wygodniej – na tyle, na ile pozwalało mi skrępowanie. Ciekawe, dlaczego Yeti miał takie złe zdanie o kobietach? Dlaczego uważał, że jesteśmy uparte i robimy wszystko po swojemu, co nie wychodzi nam potem na dobre? Najbardziej prawdopodobna odpowiedź nie była skomplikowana. No bo dlaczego ja nie cierpiałam gitar i grajków? Dlatego, że się zraziłam. Widać on też miał jakieś nieprzyjemne doświadczenia z płcią przeciwną...

Długo będzie mi się pani przyglądać? – niski głos mężczyzny niespodziewanie wyrwał mnie z tych rozmyślań.

– Ja? – spytałam, nagle uświadamiając sobie, że bezwiednie gapiłam się na Yeti.

Zaczerwieniłam się ze wstydu, jak przyłapana na gorącym uczynku.

– Owszem, pani. Nikogo innego tu nie ma. Niestety, jeśli szuka pani towarzysza do gadki szmatki o wszystkim i o niczym, to muszę panią rozczarować: nie nadaję się do tego. A już na pewno nie dzisiaj – postawił sprawę jasno.

– Ale ja wcale nie chcę z panem rozmawiać – zaprotestowałam momentalnie.

No co za bezczelny typ!

– A co pani właśnie robi?

Podejrzewałam, że odpowiedzią: „Marzę, by pana zamordować”, naraziłabym się na kolejną ciętą ripostę. Ależ on jest irytujący! Siedzi sobie, taki wielki, rozwalony na pół przedziału, i dziwi się, że ktoś na niego patrzy. Trudno na niego nie patrzeć! „Chyba jednak mu coś powiem” – uznałam . Już otwierałam usta, kiedy usłyszałam kilka dziwnych stuknięć. Jakby coś małego odbiło się od czegoś dużego. Parę razy. A chwilę potem poczułam uderzenie w głowę. Zabolało. Aż krzyknęłam i odruchowo przycisnęłam dłoń do czoła.

Yeti zerwał się na równe nogi, zamknął okno i podniósł coś z podłogi przedziału. Pod palcami wyczułam wilgoć.

– Cholera... – szepnęłam wystraszona.

– Krew – stwierdził Yeti.

I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?

W ułamku sekundy znalazł się koło mnie i teraz stał  tuż nade mną.

Niechże pani odsunie tę rękę – nakazał mi, a potem, nie czekając, sam odsunął mi dłoń od czoła.

Zaskoczyła mnie delikatność, z jaką to zrobił. To do niego nie pasowało. Czy może raczej do mojego wyobrażenia o nim.

– Gówniarze. Znowu się, durnie, zabawiają, rzucają kawałkami szkła i kamieniami w pociągi! – mówił cicho, ale w jego głosie pobrzmiewał gniew, który był  jak odległy pomruk nadchodzącej burzy. – Widać pechowo jeden z rzucanych przez nich kamieni trafił w panią. To mała ranka, ale mocno krwawi i trzeba opatrzyć – zadecydował.

Gdy ja się zastanawiałam, czy zwykła chusteczka higieniczna wystarczy, Yeti odnalazł w swoich bagażach apteczkę, a w niej gazik i wodę utlenioną.

– Do wesela się zagoi – pocieszył mnie, gdy udzielił memu czołu pierwszej pomocy.

Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko.

Długą chwilę siedzieliśmy w milczeniu. On znowu wpatrzony w widoki za oknem, ja... w niego. Cholerka, jeszcze mi to wejdzie w nawyk! Zdecydowałam się sięgnąć po kryminał. Ledwie zaczęłam czytać, usłyszałam cichy śmiech mężczyzny.

– Czytałem to. Mogę powiedzieć, kto jest seryjnym mordercą...

– Ani się waż! – krzyknęłam odruchowo.

Bo co za przyjemność z czytania kryminału, kiedy od początku zna się mordercę?

Mężczyzna zaśmiał się głośniej.

– Jak będziesz niegrzeczna, to powiem...

A potem tak jakoś wyszło, że ja poczęstowałam go kanapkami, on mnie jabłkami, i zaczęliśmy rozmawiać. Przegadaliśmy całą drogę! Co więcej, okazało się, że oboje wysiadamy na tej samej stacji. I nie wierz tu, dziewczyno, w przeznaczenie…

No i miał rację. Ranka na czole się zagoiła i do wesela nie było po niej śladu. Szymon sam to sprawdził, gdy tylko ujrzał mnie w sukni ślubnej przed kościołem.

– A nie mówiłem? – przytulił mnie.

– Mówiłeś.

Czytaj także:
„Gdy nieznajomy w pociągu zaczął pieścić moje ciało, zapomniałam, że mam męża. Tę podróż oboje pamiętamy do dziś...”
„W pociągu zagadał do mnie facet piękny niczym Apollo. Zapomniałam języka w gębie, choć zawsze marzyłam o przystojniaku”
„Nieznajomy z pociągu zaprosił mnie na randkę. Zaproszenie napisał na murze. To był początek niezwykłej przygody”

Redakcja poleca

REKLAMA