Nie zobaczy moich łez. Nie dam mu satysfakcji i zakończę to z godnością. Tak, tak, plan miałam piękny. Wspiąć się na wyżyny opanowania i... emocjonalnie poturbować mojego eks. Ale gdy doszło do konfrontacji... No cóż...
Postanowiłam, że załatwię to z zimną krwią
Będę tak spokojna i chłodna, jak himalajski lodowiec. Nie dam po sobie poznać, że przez niego cierpię. Nie pokażę mu swoich łez. Nie dam draniowi satysfakcji i zakończę to z godnością. Jak prawdziwa dama. Niech no tylko się pojawi!
Minął już miesiąc od naszego ostatniego spotkania. Właściwie to od dłuższego czasu podejrzewałam, że kogoś ma na boku. Nasze randki były coraz krótsze. Ostatnio bywał jakiś niecierpliwy i niemiły. Aż w końcu pokłóciliśmy się. Już nawet nie pamiętam dokładnie, o co. I on wtedy nagle wstał i po prostu wyszedł bez słowa. Nie pojawił się od tej pory, nie zadzwonił, nie dał znaku życia… Parę nocy nie przespałam. Wiele razy dosłownie w ostatniej chwili powstrzymywałam się, by nie zadzwonić i nie wygarnąć mu, co o tym wszystkim myślę. Ale nie, muszę to zrobić z klasą, bez okazywania jakichkolwiek emocji, oschle, ozięble i bezwzględnie. I chcę widzieć wtedy jego twarz!
Kilka dni temu Agnieszka wpadła do mnie na plotki. Rozmawiałyśmy o tym i owym, ale czułam, że ona ma mi coś ważnego do powiedzenia.
– Nie wiem, czy ci o tym mówić, czy nie…? – zaczęła.
– Jak już zaczęłaś, to mów! – pociągnęłam ją za język.
– Wiesz, widziałam Michała z jakąś dziewczyną w kawiarni. To wyglądało na coś poważnego. Trzymali się za ręce i wpatrywali się w siebie tak, jakby świata nie widzieli… – trajkotała beztrosko Agnieszka, a ja czułam się tak, jakby ktoś mi wbijał nóż w samo serce.
– Zerwaliśmy ze sobą – przerwałam jej. – Parę tygodni temu pokłóciliśmy się i koniec! Nasze drogi się rozeszły. Pewnie znalazł sobie inną. To chyba normalne, prawda?
– Ojej, nic o tym nie wiedziałam… Naprawdę zerwaliście? – patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– No, to teraz wiesz i dajmy już temu spokój. Zresztą, nic mnie to nie obchodzi – powiedziałam kategorycznie.
Niestety, obchodziło mnie, i to jeszcze jak
Kurczę, byłam wkurzona jak diabli! „Tylko spokojnie!” – powtarzałam sobie w duchu.
– „Najważniejsze to zachować zimną krew i patrzeć na to wszystko z góry. Pokazać swoje cierpienie i ból? Przenigdy! On musi zobaczyć, że spłynęło to po mnie jak po kaczce. Niech no tylko się tu pojawi!”.
Zaczęłam nawet ćwiczenia z obojętności przed lustrem w przedpokoju. Obrzucenie go spojrzeniem zimnym i pełnym pogardy opanowałam nawet całkiem nieźle. Wyobrażałam sobie, że on dzwoni do drzwi, a ja wtedy podchodzę powoli (przecież nie będę się spieszyć!), otwieram i obrzucam go tym wystudiowanym spojrzeniem. A on aż się kuli przed moim wzrokiem. Zapraszam go obojętnie do środka i proponuję:
– Może napijesz się wina?
– Chętnie, ale musimy porozmawiać – mówi nieswojo.
– OK. Pójdę tylko po kieliszki – odpowiadam jakby nigdy nic.
Przynoszę wino i szkło, a dłonie wcale mi nie drżą, gdy stawiam je na stole.
– Tak…? To o czym mielibyśmy porozmawiać? – pytam od niechcenia, udając, że bardziej interesuje mnie rubinowy kolor wina w kieliszku niż nasza rozmowa.
– Wiesz, przykro mi. Poznałem kogoś… – zaczyna cicho.
– Czy nie uważasz, że to wino ma w sobie jakąś nutkę goryczy? Bardzo ciekawe, bo piłam już ten rocznik kilka razy i zawsze wydawało mi się wspaniałe – mówię, jakby w ogóle mnie nie interesowało, co on ma mi do powiedzenia.
– Słuchaj, ja mówię poważnie. Poznałem kogoś i musimy się rozstać – widzę, że jest mocno zdenerwowany.
– Dobrze, jeśli to już postanowione… No, to może wypijmy za to! – odpowiadam jak na filmie, przenosząc na niego obojętny wzrok spod wpółprzymkniętych, lekko sennych powiek i wznosząc kieliszek. Jest kompletnie zbity z tropu, bo spodziewał się pewnie, że zrobię mu awanturę, wybuchnę wściekłością, walnę kieliszkiem o podłogę, rozbijając go w drobny mak. A tu nic z tych rzeczy. Tylko obojętność i chłód. A dobrze mu tak! Niech sobie myśli, że nic a nic dla mnie nie znaczył.
Było, minęło… Tak! Niech właśnie tak – do cholery jasnej! – sobie myśli ten przeklęty drań! Ale nie pojawił się więcej w moim domu, mimo że zostawił u mnie mnóstwo swoich rzeczy, łącznie ze szczoteczką do zębów i deską surfingową. I cały mój scenariusz zdał się psu na budę… Niedawno jednak natknęłam się na niego przypadkiem w centrum handlowym. Na szczęście był sam.
– Cześć, Michał! – powiedziałam pierwsza, bo on na mój widok stanął jak skamieniały i przez dłuższą chwilę nie mógł z siebie wydobyć słowa.
– No, hej… – odpowiedział, unikając mojego wzroku.
– Może byśmy porozmawiali? – zaproponowałam.
– Ale o czym? – zapytał.
– Wpadnij może do mnie na lampkę wina, to sobie pogadamy. Długo cię nie było… – drążyłam sprawę, wciąż mając nadzieję, że uda mi się wcielić w życie mój misterny plan gry.
– Wiesz, nie bardzo mam teraz czas. Terminy mnie gonią. Mam sporo różnych spraw. Sorry, ale naprawdę nie mogę… – wymigiwał się.
– Wydaje mi się jednak, że powinniśmy pogadać – nalegałam.
– Przecież wszystko już sobie powiedzieliśmy – opędzał się ode mnie jak od natrętnej muchy i chyba właśnie to ostatecznie wyprowadziło mnie z równowagi.
– Cholera jasna! Jak to sobie „powiedzieliśmy”?! Mów za siebie, nie za mnie! Ja to ci dopiero powiem, co o tym wszystkim myślę! – tłumione emocje wystrzeliły ze mnie jak gorąca lawa z wulkanu. Już w ogóle nie panowałam nad sobą. Ręce mi drżały, a policzki piekły. Mówiłam podniesionym głosem, aż ludzie wokół zaczęli spoglądać zaciekawieni w naszą stronę.
– Magda, uspokój się, proszę. Nie rób tutaj scen. Ludzie patrzą! Odpuść sobie i daj mi spokój – bezskutecznie próbował mnie uciszyć.
– Ludzie patrzą?! No i dobrze, niech patrzą! I niech wiedzą, że jesteś kłamcą, że mnie oszukiwałeś. No, przyznaj się, od kiedy zadajesz się z tą farbowaną cizią?! I co cię w ogóle tak urzekło w tej płaskiej desce?! – szalałam. Prawdopodobnie trochę przeholowałam, bo on tylko popatrzył na mnie, jakby chciał zastrzelić mnie wzrokiem, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł. – No, pędź do niej! Biegiem! – krzyczałam za nim z całych sił. A potem już całkiem spokojnie poszłam do domu.
Dziwne… Chociaż nie udało mi się wcielić w życie mojego „filmowego scenariusza”, to jednak poczułam się lepiej. Jakbym zrzuciła z barków jakiś ciężar. Spakowałam skrzętnie do pudła wszystkie jego rzeczy i razem z deską surfingową wyniosłam do piwnicy. A potem usiadłam wygodnie w swoim fotelu i nalałam sobie kieliszek czerwonego wina. Czyż damy nie tracą od czasu do czasu zimnej krwi…?
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Teściowa najchętniej zostałaby u nas na 3 tygodnie
Jako dziecko straciłam słuch i stałam się niewidzialna dla innych
Teściowa przed śmiercią wyznała mi, że mąż mnie oszukał
Facet w którym się zakochałam, próbował mnie zgwałcić