– Myślisz, że baby shower to dobry pomysł? Taka impreza zwróci uwagę na sytuację Martyny. Co tak biegniesz, zwolnij – dyszała Aśka, drobiąc obok mnie jak ochwacony kucyk. Miała metr pięćdziesiąt w kapeluszu i zawsze musiałam dostosowywać do niej krok. Czy to moja wina, że jestem słusznego wzrostu?
– Jaką sytuację? – spytałam cierpko.
– Co? – Aśka trzymała się za bok, chyba miała kolkę, powinna zacząć ćwiczyć. – A, pytasz o sytuację Martyny – załapała. – Nie do pozazdroszczenia, co? Ciąża z wpadki, a ten jej piękny Rafał zwiał za granicę i została sama z kłopotem.
– Nie z kłopotem. Z dzieckiem. Które niedługo urodzi – poprawiłam Aśkę. Byłam zirytowana jej głupim gadaniem. – Dlatego organizuję jej przyjęcie z okazji oczekiwania na dziecko, czyli baby shower. A ty na nie przyjdziesz i przyzwoicie się zachowasz. Inne dziewczyny też, już ja sobie z nimi porozmawiam.
– O co ci chodzi? – zaciekawiła się Aśka. Za to ją lubiłam, nie obrażała się, próbowała zrozumieć. Zatrzymałam się gwałtownie na środku ulicy.
– Baby shower to nie jest zwykła imprezka towarzyska – powiedziałam stanowczo. – W nazwie jest słowo shower, czyli prysznic. Jak myślisz, Asiu, dlaczego?
– A cholera wie – odparła bezceremonialnie koleżanka.
– Bo to pokaz wsparcia dla przyszłej matki. Przyjaciółki zbierają się, żeby dziewczyna wiedziała, że może na nie liczyć. Przynoszą prezenty, jedzą ciasteczka i zabawiają przyszłą mamę, ale to tylko pozory. W rzeczywistości zalewają ją deszczem troski i opieki. Jak z prysznica, rozumiesz?
Aśka zrobiła wielkie oczy
– Ładnie powiedziane, ale czy aby nie przesadzasz? Już ja widzę, jak troskę okazują Ewka i Dorota.
Umyślnie wymieniła dwie największe plotkary, mające długotrwałe używanie od czasu, kiedy Rafał przestraszony wizją rychłego ojcostwa, zmył się za granicę. Ewka z Dorotą ochoczo niweczyły resztki godności i reputacji Martyny.
– Dobrze, że mi o nich przypomniałaś – mruknęłam. – Zaproszę je i zmuszę do przyzwoitego zachowania. Ciekawe, czy przeżyją ten eksperyment.
Zorganizowanie baby shower zajęło mi trochę czasu, ale z efektów byłam zadowolona. Każda z dziewczyn dostała po jednym turkusowym koraliku z bransoletki, którą przedtem pracowicie rozmontowałam. Paciorki miały symbolizować dar serca wręczony przyszłej mamie wraz z najlepszymi życzeniami od każdej koleżanki. Pusty gest, ale sympatyczny. Następnie zajęłam się etatowymi plotkarami, czyli Ewką i Dorotą.
– Nie będzie was na imprezie Martyny? Co za pech – wypaliłam, porzuciwszy wszelką dyplomację. Szkoda było czasu na te wredne babska.
– Jest impreza? – zaciekawiła się Ewka. – Dlaczego nic o tym nie wiem?
– Może dlatego, że dość już złego narobiłaś, mieląc bezmyślnie jęzorem – poinformowałam ją z satysfakcją.
– Mnie w to nie mieszaj, o niczym nie wiem, zawsze lubiłam Martynę – Dorota natychmiast zmieniła front.
– Jakoś w to nie wierzę – prychnęłam. – Ale mam propozycję. Nie do odrzucenia. Jeśli przyjdziecie, będziecie dla Martyny słodkie jak miód. Przyjacielskie i wspierające. Bo jak nie, to opowiem kilka historii o was. Na przykład o tym, jak Ewka pojechała na festiwal.
– Nie będziesz taką świnią – rzuciła się wywołana do tablicy.
– A ty? – spytałam poważnie, zaglądając jej w oczy.
Przyjaciółki na dobre i złe
Zaszantażowane koleżanki obiecały wszystko, co chciałam. Wręczyłam im po jednym turkusiku, obracały koralik w palcach jak przepustkę do przyzwoitego życia. Miałam nadzieję, że będą wiedziały, co z nim zrobić. Martyna większość baby shower przesiedziała ze łzami wzruszenia w oczach.
– To te cholerne hormony, fundują mi ciągłą huśtawkę – wyjaśniała, kładąc ręce na sporym już brzuszku.
– To chłopak? Kopie? – Ewka przysunęła się, zainteresowana.
– Cały czas, zero wytchnienia – uśmiechnęła się Martyna.
– No to wymyślmy mu imię – zaproponowała Dorota, przepychając się zazdrośnie do Martyny.
Ze wszystkich stron zaczęły padać propozycje, które zapisywałam, chichocząc przy niektórych. W końcu rzuciłam długopis, bo przypomniałam sobie o bransoletce szczęścia.
– Pora na gwóźdź programu. Dziewczyny, wyciągajcie koraliki i lećcie do Martyny – zarządziłam.
Powinnam wyrazić się precyzyjniej. Chciałam, żeby po kolei złożyły życzenia przyszłej mamie i wręczyły jej po turkusiku, tymczasem one zrozumiały to dosłownie. Ruszyły wszystkie naraz, wtykając Martynie każda swój koralik i przekrzykując się wzajemnie.
Dziewczyny okleiły Martynę, jakby chciały zasłonić ją przed złym światem. W powietrzu krzyżowały się najserdeczniejsze, płynące z głębi serca życzenia. Kiedy skończyły i odsłoniły Martynę, zobaczyłam wzruszający obrazek. Przyszła mama stała jak słup soli, w obu złożonych dłoniach trzymając kupkę błękitnych paciorków.
A co! Musiałyśmy się same przekonać
– Zrobię ci z tego bransoletkę szczęścia – obiecałam, wymachując potrzebnymi akcesoriami.
– Dziękuję – powiedziała Martyna i ryknęła płaczem. Miałam nadzieję, że we łzach roztopiły się wszystkie jej problemy, bo od tego momentu mogło być już tylko lepiej. Innego scenariusza nie przewidywałam, bo i po co?
Dwa miesiące później spałam sobie spokojnie na kanapie, piastując na brzuchu laptop. Oglądałam jakiś nudny serial i film mi się urwał. Z przyjemnej drzemki wyrwał mnie nagle dzwonek telefonu.
– Martyna rodzi! – rzuciła do słuchawki Aśka. Była bardzo podekscytowana i jak zwykle zdyszana.
– To super! – usiadłam z wrażenia. Byłam lekko zaniepokojona. Ekstra i fantastycznie, dzidziuś wreszcie przyjdzie na świat. To była ta optymistyczna wersja. Była jeszcze i druga.
– A jak coś pójdzie nie tak? – wyjawiłam swoje obawy, strasząc Aśkę.
– Oj, weź. I tak dziś już nie zasnę.
– Ja też – uświadomiłam sobie nagle.
– Aśka, myślisz, że wpuszczą nas na do Martyny?
– Na pewno nie – odpowiedziała z przekonaniem przyjaciółka. Byłam tego samego zdania, więc pojechałyśmy sprawdzić.
I faktycznie, nie zostałyśmy wpuszczone. Usiadłyśmy na korytarzu świadome, że stąd też powinnyśmy rychło zniknąć. Pielęgniarki z nocnej zmiany miłosiernie omijały nas wzrokiem, ale po kilku godzinach jedna z nich nie wytrzymała.
– Dziewczyny, dość tego. Idźcie do domu, tu się zaraz zacznie ruch, będziecie przeszkadzać.
Zwlokłam się z niewygodnego krzesła, na którym próbowałam drzemać. Byłam całkiem połamana i rozbita.
Te koraliki mają moc!
– Jak się czuje nasza koleżanka? Długo to jeszcze potrwa? – spytałam, podając siostrze dane Martyny. Westchnęła i odeszła gdzieś, więc powlokłam się za nią, usiłując stawiać prosto zdrętwiałą nogę.
– Nikt nic wam nie powiedział? – uśmiechnęła się siostra. – Pani Martyna ma ślicznego synka. Chłop na schwał, prawie cztery kilo.
Za plecami usłyszałam mimowolne jęknięcie. Aśka też się obudziła i usłyszała o sukcesie Martyny.
– Cztery kilo! – wymamrotała nieprzytomna, trąc zaspane oko. – Nigdy nie będę miała dzieci.
– Matka i dziecko są na oddziale położniczym, ale odwiedzić ich można dopiero jutro.
– Ale już jest jutro – słusznie zauważyła Aśka.
– Musi być jeszcze bardziej jutro – uśmiechnęła się siostra i odprawiła nas stanowczym ruchem ręki.
Poszłyśmy się trochę przespać i wróciłyśmy popołudniu. Martyna leżała oparta o poduszkę z dzieckiem w ramionach.
– Jeju, wyglądasz nieszczególnie. Wszystko OK? – powitała ją Aśka. Odsunęłam nietaktownego niziołka.
– Wybacz jej, nie wyspała się. Śliczne dziecko, gratulacje – powiedziałam.
Martyna rozpromieniła się.
– Prawda? Mam cudownego synka – pogładziła malucha po główce.
– Jak mu dasz na imię? Wykorzystasz pomysły z baby shower?
Martyna lekko się zarumieniła.
– Poczekam z tym na... Rafała.
– Yyyy... – wystękałam zaskoczona.
– Wysłałam mu już sms-a, a on oddzwonił. Długo rozmawialiśmy, obiecał przyjechać najszybciej, jak tylko się da. Weźmie kilka dni wolnego, żeby poznać syna – wyjaśniła.
Dyskretnie ocierała cieknące z oczu łzy
Obie z Aśką byłyśmy pod wrażeniem. Kto by się spodziewał! Rafał dojrzał do roli ojca!
– Kurczę, żeby ojciec z sms-a dowiadywał się, że ma dziecko – sapnęła zniesmaczona Aśka.
Stuknęłam ją lekko w bok, dając znak, żeby nic już więcej nie mówiła.
– No co! – naburmuszył się niziołek.
Martyna dotknęła dłonią do bransoletki. Ciągle ją miała na przegubie, chyba uwierzyła w jej szczęśliwą moc.
– Zdjęłam ją tylko raz na sali porodowej. Musiałam – napotkała mój pytający wzrok. – Teraz się z nią nie rozstaję. Każda z was dała mi jeden koralik z najlepszymi życzeniami, od serca. One są tu zaklęte i promieniują dobrem. Mam wspaniałego i zdrowego syna, niedługo przyjedzie do nas jego ojciec. Czego chcieć więcej?
Ze szpitala wyszłam razem z Aśką. Ja się głupio uśmiechałam, żeby pokryć wzruszenie, ona dyskretnie ocierała cieknące z oczu łzy.
– Wiesz co? – powiedziała. – Mam życzenie. Jeśli kiedyś będę w ciąży, zorganizujesz mi baby shower. Masz do tego rękę – poprosiła.
Czytaj także:
„Zazdrościłyśmy przyjaciółce szczęścia i czekałyśmy na jej potknięcie. To nie fair, że jej wszystko przychodziło tak łatwo”
„Ojciec żąda ode mnie kasy, choć zniknął z mojego życia, gdy miałam 3 lata. On sam odmówił mi pomocy, gdy o nią prosiłam”
„Mój mąż odszedł do kochanki, gdy Marlenka miała 6 lat. Boję się, że z nią facet zrobi to samo. Niepotrzebnie panikuję?"