„Ewa ma to, o czym zawsze marzyłam: nadzianego męża i kupę kasy. Teraz chce to porzucić, bo zachciało jej się >>miłości<<”

Kobieta, która nie rozumie przyjaciółki fot. Adobe Stock, Odua Images
„Chyba się przesłyszałam? Nasza szczęściara, której wszystkie zazdrościłyśmy cudownego życia, wielkiego domu, podróży, ciuchów, pobytów w najlepszych SPA i klinikach urody – nagle oświadcza, że ma tego dosyć? To jakaś paranoja!”.
/ 29.03.2022 07:24
Kobieta, która nie rozumie przyjaciółki fot. Adobe Stock, Odua Images

– Mogłabyś jeść tylko lody? – pyta moja przyjaciółka. – Nawet gdyby były pyszne, waniliowe, z czekoladową polewą i bakaliami, to czy mogłabyś się nimi żywić na przykład przez tydzień?

Patrzy na mnie wielkimi, pięknymi oczami, ale w tych oczach jest jedynie smutek... Coś złego musiało się stać.

– Ale tylko lodami? – chcę się upewnić.

– Nic więcej nie mogłabym jeść?

– Nic. Wyłącznie lody.

– No to nie dałabym rady – odpowiadam. – Zęby by mi ścierpły... Zresztą, ja w ogóle jestem ciepłolubna. Po takim tygodniu marzyłabym o gorącej zupie. Mógłby być nawet krupnik, chociaż go nie lubię!

– Widzisz – wzdycha. – Jeśli tak, to mnie zrozumiesz. Tobie pierwszej mówię. Biorę rozwód. Nieodwołalnie!

Szczęka mi opada… Niemożliwe!

Chyba się przesłyszałam? Nasza szczęściara, której wszystkie zazdrościłyśmy cudownego życia, wielkiego domu, podróży, ciuchów, pobytów w najlepszych SPA i klinikach urody – nagle oświadcza, że ma tego dosyć?! Że nie chce już być z mężem, który to wszystko finansował i organizował, że go zostawia i rezygnuje? Z takiego księcia? Nie! To jakaś paranoja! Chyba ją źle zrozumiałam.
Na wszelki wypadek pytam:

– Ty się dobrze czujesz? Bo gadasz jak potłuczona. Może za dużo słońca w tych tropikach? Jak się wraca do naszego lata, nawet w tym roku, to nic dziwnego, że czasami się przydarza szok termiczny. Wtedy człowiek bredzi, jakby był w gorączce!

Ale ona tylko wzdycha ciężko, kręci głową, po czym spokojnie odpowiada:

– A już myślałam, że nie będę ci musiała niczego tłumaczyć... Ale okazuje się, że i ty widzisz tylko opakowanie. Cała reszta w ogóle cię nie obchodzi!

– Jaka reszta? – nie rozumiem.

– Siadaj i słuchaj – zaczęła. – Pamiętasz, jak poznałam Wiktora? Ile miałam lat?

– Pamiętam, niecałe siedemnaście. Dopiero za rok miałyśmy zdawać maturę.

– Wy zdałyście, ja nawet do niej nie podeszłam... Byłam wtedy w Paryżu, wydawałam kasę w najlepszych butikach, piłam prawdziwego szampana i jadłam w najmodniejszych restauracjach. Wiktor dawał mi wszystko, o czym zamarzyłam.

– Po co mi to przypominasz?! – prycham. – Mam zzielenieć z zawiści?

– Nie bądź głupia! To ja wam zazdrościłam, że się pocicie nad testami w sali gimnastycznej. Nawet nie wiesz, ile bym wtedy dała, żeby tam z wami być! – mówi nagle.

– Trzeba było przyjechać. Mogłaś zdawać eksternistycznie, byłaś świetną uczennicą! Zresztą profesorowie tak cię lubili, że gdybyś się pokajała i przeprosiła, na pewno pozwoliliby ci zdawać z nami.

– Niemożliwe – wzdycha. – Miałam za dużo nieobecności na zajęciach.

– Bzdura. Wszystko by się dało jakoś załatwić. Nasza wychowawczyni do samego końca wierzyła, że wrócisz. Historyk też... Pamiętasz, jak cię lubił?

– Pamiętam – wzdycha. – Trudno, nie wróciłam. Teraz mam niepełną szkołę średnią, jestem bez zawodu, nic nie umiem...

– Tu już przesadzasz!

– A jakie ja mam umiejętności? – pyta. – Znam dwa języki, ale to nic nadzwyczajnego, prowadzę samochód, też żaden cud, znam się na modzie, każda kobieta się zna, jestem dobra w łóżku... Powiedzieć ci, do czego się przydają takie kwalifikacje?

– Niepotrzebnie się katujesz – staram się ją pocieszyć. – Jesteś piękna, zgrabna, elegancka, potrafisz się poruszać w wielkim świecie, znasz masę ludzi, łatwo nawiązujesz kontakty. Nie masz żadnego dyplomu, to prawda, ale jesteś mądra, zdolna, szybko się uczysz... Co to za przeszkoda? Poza tym, jeśli się nawet rozwiedziesz, to przecież twój mąż jest bogaty. Nie zostaniesz bez grosza. Należy ci się połowa majątku!

– Nic mi się nie należy – poprawia mnie. – Wiktor ma najlepszych prawników. Zabezpieczyli jego interesy na wypadek, gdyby mi odbiło. Przed ślubem podpisałam intercyzę. Bardzo dla mnie niekorzystną...

– Więc po co podpisywałaś?

– Byłam zakochana i pewna, że tak będzie już zawsze – wyznaje. – Dlatego...

– A nie jest?

– Jak widzisz, nie jest! – odpowiada zła.

– Ale czemu? – wciąż nic nie rozumiem. – Może w końcu powiedz, co się dzieje?

– Dobrze. Wiesz, co to jest kriokomora?

– No, wiem. Leczenie zimnem, tak?

– Tak. Podobno bardzo dobra rzecz, ale nie dla wszystkich. Poza tym w kriokomorze nie da się mieszkać. Niestety... 

Wstaje i pomimo że w pokoju jest gorąco, otula się ciepłą chustą. Jakby marzła na samo wspomnienie. Opowiada o swoim codziennym życiu z Wiktorem. O bezosobowych hotelach. O tym, jak miała dosyć ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce i jak marzyła, żeby się zatrzymać w tym pędzie i pomieszkać jak normalni ludzie.

– Ja mam zwyczajną duszę i mieszczańskie upodobania – uśmiecha się ze smutkiem. – Chciałabym ugotować obiad dla rodziny, posiedzieć przed telewizorem, pogadać czasem o głupstwach, no i urodzić dzieci... Na tym mi najbardziej zależy!

– Wiktor nie chce dzieci? – dziwię się.

– Nie chce. Zrobił wazektomię i jest z tego bardzo zadowolony. On nie cierpi dzieci.

– Więc o adopcji też nie ma mowy?

– Nie ma – kręci głową. – Wiktor nie znosi bałaganu, hałasu, głośnego śmiechu, żadnych zabawek i maskotek, żadnych zwierząt... Lubi sterylne, minimalistyczne wnętrza, białe lub stalowe. Lubi, żeby było w nich chłodno. Wszędzie, gdzie jest, musi być włączona klimatyzacja. Wiktor cały jest mroźny i jasny, jak zimowy poranek. Cały się błyszczy na srebrno, ale tylko w niskich temperaturach. Wysokie mu nie służą.

– Żadna plaża, gorące klimaty, nic z tego?

– Nic – wzdycha i ciągnie: – Zawsze byłam sama... To znaczy, z ochroniarzami... On pracował. Nie lubił, kiedy do niego dzwoniłam i mu przeszkadzałam, więc się oduczyłam telefonowania. A potem rozmawiania z nim się oduczyłam. Przestałam też tańczyć, chociaż wiesz, jak lubię. Wiktor nie znosi. Za bliski kontakt fizyczny.

– Co ty gadasz?! – nie wierzę.

– Prawdę – wzrusza ramionami. – On nie cierpi, jak się ktoś o niego ociera.

– Przepraszam, ale to jak wy… No, rozumiesz. O sprawy łóżkowe pytam.

– Bardzo rzadko – wyjaśnia. – I najlepiej, żebym była odwrócona, żebym nie mogła go widzieć albo się przytulić, albo coś jeszcze. Szybko i krótko, jak automaty czy jakieś roboty. I ma być cicho. Nie cierpiał, kiedy w trakcie próbowałam coś powiedzieć. Wszystko się odbywało w milczeniu...

Słucham i mnie też robi się zimno od tego, co ona mówi... Biedna, siedzi wyprostowana, nogi zgrabnie ułożone w jedną, smukłą linię, podbródek wysoko, dłonie na kolanach. Wygląda zachwycająco, pięknie pachnie, ma na sobie fantastyczne ciuchy.

Czemu więc myślę o niej – biedna?

– Ile wy już jesteście razem? – pytam.

– Trzynaście lat – mówi. – Tyle czasu jem tylko lody waniliowe. Cała jestem zamrożona od środka, jak jakaś Królowa Śniegu.

– Nie mogłaś wcześniej się ocknąć? – pytam. – Co cię przy nim trzymało? Kasa?

– Również – przyznaje. – Przyzwyczaiłam się do wygodnego życia. Pomagam rodzinie, oni też się przyzwyczaili, że zawsze mogą na mnie liczyć. Wiktor jest hojny, ma gest, właściwie nigdy mi niczego nie odmawiał. Dopóki jest tak, jak on chce, mogę robić, co mi się żywnie podoba.

– Nie możesz. Właśnie mi powiedziałaś, że nic nie możesz – przypominam jej. – Wszystko się dzieje pod jego dyktando. Wsuwasz te lody waniliowe i mieszkasz w kolejnych lodowych pałacach... Zgroza! Czy on cię kocha? Jakoś tak nawet po swojemu, ale czy cię w ogóle kocha?

– Nie rozmawiamy o tym. To są emocje i uczucia, a Wiktor kontroluje tę sferę życia. Próby złamania tabu są zakazane.

– Domyśla się, że chcesz odejść?

– Nie wiem. Dawno się nie widzieliśmy. Ale wiem, co powie... „Rób, jak uważasz. Znasz zasady”. Potem zostaną tylko ustalenia z adwokatami, kiedy się mam wynieść.

– Powiedz mi, czy między wami od początku tak było? – dociekam.

– Owszem, ale ja byłam młoda i myślałam, że go zmienię – wyznaje. – Poza tym zakochałam się. Podobało mi się w nim to, że jest taki spokojny, opanowany. Imponowało mi jego obycie, doświadczenie. I majątek też, nie ma co ukrywać!

– Ile on tak naprawdę ma lat?

– Jest o dwadzieścia lat starszy. Kiedy się poznaliśmy był przed czterdziestką. Wtedy to nie miało dla mnie znaczenia.

I co ja mam jej poradzić? Powiedzieć, żeby uciekała, póki czas? Albo może żeby wreszcie spróbowała się z nim dogadać? Żeby pomyślała o sobie, zanim naprawdę zamarznie na sopel? Jest mądra, sama wie, czego chce. Wie, co traci i co może zyskać, decyzja należy tylko do niej.

– Co byś zrobiła na moim miejscu? – pyta, a ja nie wiem, czy ona naprawdę jest ciekawa mojego zdania, czy tylko chce się utwierdzić w swojej decyzji.

– Wiesz co Ewa… – mówię. – Ja bym z nim jednak pogadała. Tak poważnie, od serca. Co ci właściwie szkodzi? Może on też na to czeka, tylko nie ma odwagi ci o tym powiedzieć, bo oboje zdrętwieliście w tej kriokomorze, w tym waszym lodowym pałacu? Spróbuj, najwyżej się nie uda!

– Jak mam zacząć?

– Tak jak ze mną: czy mógłby jeść tylko lody waniliowe? Zobaczymy, co ci odpowie.

Czytaj także:
„Ojciec milioner nie akceptował jej ubogiego chłopaka. Upozorowali porwanie, żeby w końcu mogła z nim być”
„Sąsiadka ze skromnej kobiety, zmieniła się w rozpustną bogaczkę. Czułam, że wpakowała się w kłopoty”
„Kochanek od roku obiecywał mi, że odejdzie od żony. Zrobił to, ale po paru godzinach pobiegł błagać ją o wybaczenie”

Redakcja poleca

REKLAMA