„Sąsiadka ze skromnej kobiety, zmieniła się w rozpustną bogaczkę. Czułam, że wpakowała się w kłopoty”

Kobieta, która martwi się o sąsiadkę fot. Adobe Stock, fizkes
„Jeszcze niedawno skarżyła się, że nie ma pieniędzy na czynsz, a spółdzielnia puszcza ją z torbami, a teraz co? Kurierzy ścigają do pod jej drzwi, nowy telewizor, zagraniczne wycieczki? Coś nie chce mi się wierzyć, że to wszystko za jej skromną emeryturkę”.
/ 24.03.2022 20:09
Kobieta, która martwi się o sąsiadkę fot. Adobe Stock, fizkes

Pewnego jesiennego dnia pod nasz blok podjechała furgonetka. Dwaj mężczyźni zaczęli wypakowywać rzeczy. Z taksówki zaś wysiadła kobieta i zaczęła wydawać polecenia kierowcy i jego młodszemu pomocnikowi.

Nasza nowa lokatorka wyglądała na sympatyczną. Uśmiechała się do wszystkich i kłaniała sąsiadom. Byłyśmy w podobnym wieku, tuż po pięćdziesiątce, i od razu nawiązałyśmy kontakt. Anka często przychodziła do mnie na kawę. Jej mąż zmarł, a córka wyprowadziła się do innego miasta, więc czuła się samotna. Nawet lubiłam te nasze spotkania, choć czasem mnie męczyły.

– Ona ciągle tylko u nas przesiaduje, a ciebie nie zaprosi – gderał mój mąż.

Rzeczywiście, byłam u niej zaledwie kilka razy, i to na początku, jak się wprowadziła. Podejrzewałam, że po prostu się wstydzi, bo mieszkała dość skromnie. Razem z mężem uzgodniliśmy, że będę dla niej czasami nieuchwytna.

Wychodziłam częściej do znajomych i rodziny czy po prostu na spacery. Wtedy po raz pierwszy Ania zaczęła mieć pretensje. Twierdziła, że ją lekceważę, bo jest biedna. Któregoś zimowego dnia przyszła mnie odwiedzić i od progu zaczęła narzekać.

Skąd ona ma te pieniądze?

– Znów mi czynsz podnieśli! – zawołała z wściekłością. – Jak tak dalej pójdzie, nie zapłacę im więcej ani grosza!

Rozumiałam jej złość i frustrację. Z jednej skromnej emerytury niełatwo jest wyżyć. Zrobiło mi się jej żal. Tym bardziej że potem nagle przestała przychodzić. Po tygodniu zaniepokoiłam się i zapukałam do jej drzwi. Otworzyła i jak gdyby nigdy nic zaprosiła mnie do środka. Usiadłyśmy w fotelach, popijając kawę.

Zauważyłam, że ma nowy, duży telewizor. Pochwaliłam szczerze i spytałam:

– A co z tamtym?

– Zepsuł się – wzruszyła ramionami.

Podobno człowiek w serwisie naprawczym stwierdził, że lepiej iść do sklepu i kupić nowy. Tak więc wybrała ten model, bo jej się najbardziej podobał.

– Wzięłam go na raty – dodała.

Zastanawiałam się, dlaczego kupuje takie drogie cacko, skoro ma kłopoty z czynszem. Ale głupio mi było spytać. Od tej pory spotykałyśmy się już bardzo rzadko. Nie miałam pojęcia, co się u niej dzieje. Gdy kiedyś w marcu wpadłyśmy na siebie przed blokiem, usłyszałam:

– Renatko, wyjeżdżam na kilka dni za granicę. Jak wrócę, to ci wszystko opowiem. A teraz lecę na zakupy, buźka!

Wydało mi się to mocno podejrzane, lecz nie miałam czasu zagłębiać się w sprawy sąsiadki. Ja też szykowałam się do drogi. Jeszcze przed Wielkanocą pojechałam odwiedzić siostrę, która mieszka na wsi. Lubię tam jeździć. Z Zośką rozmawiam na każdy temat. Opowiedziałam jej o Ani.

– Lepiej uważaj, mogą być z tego jakieś problemy – powiedziała tylko.

Wkrótce okazało się, że siostra miała rację. Po tygodniu zadzwonił telefon.

– Mamo, kiedy wracasz? – usłyszałam w słuchawce głos córki. – Dzwonię, bo nie wiem, co mam powiedzieć pani Ani. Chce się z tobą spotkać. Chyba ma jakieś kłopoty, bo jest bardzo zdenerwowana.

Miałam wracać do domu dopiero następnego dnia. Stwierdziłam jednak, że wyjadę od razu, żeby sprawdzić, co z Anką. Jakby nie patrzeć, była moją bliską znajomą. Ruszyłam więc w drogę. Po przyjeździe od razu zapukałam do jej drzwi. Na pytanie co się stało, odpowiedziała z płaczem:

– Już po mnie! Jestem bankrutką!

Nie zrozumiałam. Kazałam jej opowiedzieć wszystko, od początku do końca.

Słuchałam jej i nie mogłam uwierzyć

– Zawsze żyłam skromnie, ale bez długów – zaczęła. – Liczyła się przede wszystkim córka. Teraz, gdy sama ma rodzinę i mieszka daleko, postanowiłam zrobić coś dla siebie. I kupiłam ten cholerny telewizor. Od niego wszystko się zaczęło...

– Co masz na myśli? – spytałam, nadal nie rozumiejąc.

– Bo wzięłam go na kredyt! – rozpłakała się na dobre. – I to rozbudziło we mnie jakiś dziwny apetyt. Chciałam coraz więcej i więcej... Kupowałam wciąż nowe rzeczy. Potem spotkałam na mieście znajomą i ona namówiła mnie na ten wyjazd za granicę, więc znów wzięłam pożyczkę...

Okazało się, że Anka tak się zadłużyła, że nie jest już w stanie oddać tych pieniędzy. Uświadomiła to sobie dzisiaj, kiedy usiadła i zaczęła liczyć...

– Co ja mam teraz zrobić? – płakała.

Później, kiedy już od niej wyszłam, opowiedziałam wszystko mężowi. Dziwił się, jak można być tak nierozsądnym. A teraz zastanawiamy się, w jaki sposób tej bezmyślnej kobiecie pomóc. Bo przecież nie można jej z tym zostawić samej.

Redakcja poleca

REKLAMA