„Eryk wykręcał się od płacenia alimentów, a jeździł na egzotyczne wakacje. Mnie nie było nawet stać na buty”

Załamane kobiety fot. Adobe Stock
„Swoją dziewczynę też zostawił z brzuchem. Żal mi było Nadii i jej bliźniąt, więc opiekuję się dziećmi swojego byłego. To niebywałe! Zaprzyjaźniłyśmy się - połączyły nas fatalne doświadczenia z tym samym facetem”.
/ 20.11.2021 05:29
Załamane kobiety fot. Adobe Stock

Wiedziałam, że Milena marzyła o tej zumbie, i naprawdę chciałam ją zapisać, ale Nusia zachorowała i wszystkie dodatkowe pieniądze szły na jej wizyty u weterynarza i leki. Córka bardzo kochała naszą sunię, więc nic nie mówiła, lecz widziałam, że jest rozczarowana. W takich momentach naprawdę nienawidziłam jej ojca.

– Jakim trzeba być dupkiem, żeby unikać płacenia alimentów na własne dziecko! – warczałam z bezsilną złością. – Nie dał na nią nic! Od dziesięciu lat nie sfinansował jej nawet jednej pary butów!

Eryk naprawdę był palantem. Już nie pamiętałam, co w nim widziałam, kiedy się poznaliśmy. Wiem tylko, że problemy zaczęły się w momencie, kiedy powiedziałam mu o ciąży. Nagle zaczął ograniczać kontakt, być niedostępny, zaczął gdzieś wyjeżdżać. W końcu przycisnęłam go do muru i zapytałam wprost, czy zamierza brać udział w wychowaniu naszej córki. Nie mam pojęcia, dlaczego powiedział wtedy, że tak. Przez dwa następne lata kupował małej pieluchy i zabierał ją na spacery, chociaż wobec mnie był coraz bardziej oziębły. W końcu oznajmił, że zakochał się w innej kobiecie i chociaż będzie widywał się z córką, to między nami wszystko skończone. Zaakceptowałam to, bo co miałam zrobić?

Tyle że kiedy Milena miała pięć lat, Eryk znowu zaczął zawodzić. Nie pojawiał się o umówionych porach, „zapominał” o wspólnym wyjściu, nie dało się do niego dodzwonić. W końcu zniknął na dobre, a kiedy pozwałam go o alimenty, zasłaniał się tym, że jest niepełnosprawny (miał tylko lekki niedosłuch!), bezrobotny (pracował na czarno) i nie ma z czego płacić na córkę.

Ona jest piękna i wysportowana, a ja? Szkoda gadać!

Dwa lata później dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że ma kolejną dziewczynę, którą zabrał na Teneryfę, i że jeździ nowym samochodem. Nie był biedny. Był po prostu dupkiem! Przyznaję, śledziłam jego losy. Chciałam wiedzieć, jak ułożył sobie życie facet, który tak zawiódł mnie i nasze dziecko.

– Całkiem nieźle – odpowiedziała na to pytanie nasza wspólna znajoma, jedna z tych, które wzięły po rozstaniu moją stronę. – Masz pojęcie, że poderwał sobie instruktorkę fitnessu? On?! Przecież wygląda jak jakiś paszczur!

– Nie, on tylko ma wredny charakter – westchnęłam, doceniając jednak jej krytykę. – Ale może się podobać kobietom. Wiem po sobie, niestety…

Okazało się, że ta instruktorka z klubu fitness jest młoda, śliczna i wpatrzona w Eryka jak w obraz. Kombinowałam nawet, jak by tu zepsuć im tę sielankę, nasyłając na niego komornika po moje alimenty, ale w końcu dałam spokój. Wiedziałam, że on się zawsze wywinie. Dobrze, że chociaż dziadkowie Mileny, a jego rodzice, poczuwali się do swoich obowiązków. Zawsze finansowali jej obóz latem, opłacali lekcje angielskiego i nie zapominali o prezentach na urodziny czy Gwiazdkę. Cieszyłam się też, że córka ma z nimi dobry kontakt, więc postanowiłam odpuścić byłemu.

Wiedziałam, że teściowie wstydzili się za swojego syna. Kiedy podwoziłam do nich Milenę, zawsze traktowali mnie z serdecznością. Czasami wstępowałam na kawę i rozmawiałam z byłą teściową. Właśnie podczas jednej z takich wizyt zobaczyłam w salonie zdjęcie Eryka z jakąś blondynką. Młodą, o pięknym, wysportowanym ciele.

– Och… – teściowa zobaczyła, na co patrzę, i cała się zestresowała. – Eryk i Nadia byli… eeee… ostatnio…

– Widzę, gdzie byli – mruknęłam kwaśno, bo tło zdjęcia nie pozostawiało wątpliwości. – W Paryżu. Cóż, to nie moja sprawa.

Teściowa była tak zawstydzona, że zaczęła mnie wypytywać, czy na pewno nie potrzebuję pieniędzy, a potem i tak obiecała, że kupi Milenie nowego laptopa. Wyszłam stamtąd, usiłując wymazać z pamięci twarz i figurę tej Nadii. Kilka dni później jednak nie wytrzymałam i odszukałam ją w sieci. Faktycznie, pracowała w klubie fitness. Na zdjęciach była uśmiechnięta i taka cholernie zgrabna! Nie to co ja po ciąży… z nadwagą, popsutą cerą, przerzedzonymi włosami…

Milena rzeczywiście dostała od dziadków nowego laptopa na czternaste urodziny. Cieszyłam się, bo mnie by nie było na niego stać. Budżet ledwie mi się dopinał, musiałam oszczędzać na wszystkim. Między innymi dlatego jeździłam do dyskontu spożywczego, chociaż wcale nie miałam blisko. Pamiętam tamten jesienny dzień. Było zimno, padał śnieg z deszczem, więc nie chciało mi się jechać na duże zakupy, ale wiedziałam, że jest promocja na mrożone ryby, więc postanowiłam się poświęcić. Krążyłam między alejkami, patrząc, co by tu jeszcze wziąć, kiedy zobaczyłam nad zamrażarkami znajomą twarz. Przez chwilę próbowałam sobie przypomnieć, kto to, aż mnie olśniło!

Kilka metrów ode mnie stała… Nadia! Ale choć to na pewno była ona, ledwie ją poznałam. Wyglądała okropnie… Jej figura, dużo pełniejsza niż kiedyś, rysowała się pod luźnym ubraniem, włosy miała nieumyte i ściągnięte w mało twarzowy kucyk, pod oczami cienie, a na twarzy lekkie szaleństwo. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego wygląda na tak wykończoną i pobudzoną jednocześnie.
Obok Nadii stał wózek. Podwójny.

Aż stanęłam jak wryta, bo od półtora roku nie śledziłam Eryka ani o niego nie pytałam. Nie wiedziałam, że urodziły mu się bliźnięta. Natychmiast czmychnęłam z zasięgu słuchu Nadii i zadzwoniłam do starej znajomej.

A to gnój! Zostawił ją z dziećmi i po prostu zniknął

– Myślałam, że wiesz… – zdziwiła się.

– No tak, tak. To pewnie nie wiesz też, że oni się rozstali. To znaczy on ją zostawił, jak jeszcze była w ciąży, i wyjechał za granicę. Podobno nie ma jak go namierzyć, słyszałam, że nawet matce nie podał adresu, tak się boi kolejnego pozwu o alimenty.

– A to gnój! – zwołałam i nagle zrobiło mi się straszliwie żal Nadii.

Moja córka miała piętnaście lat z hakiem, była praktycznie samodzielna. Mogłam się obejść bez pomocy i pieniędzy od Eryka. Ale Nadia? Została z bliźniętami, na oko kilkumiesięcznymi. Domyśliłam się, że i jej się nie przelewa, skoro w taki paskudny dzień przyjechała do dyskontu po mrożone ryby z promocji. O tym, że miałam rację, przekonałam się kiedy ponownie zobaczyłam ją na parkingu.

Właśnie pakowałam zakupy do mojej starej skody, kiedy ona wyjeżdżała tym swoim wózkiem ze sklepu. Oba maluchy płakały, a ona nawet nie miała jak poprawić im folii przeciwdeszczowej, bo jedną ręką pchała wózek, a w drugiej niosła siatki, które nie zmieściły jej się pod gondolami. Patrzyłam, jak wiatr rozwiewa jej poły kurtki, a ona usiłuje zapiąć zamek jedną ręką. Obserwowałam ją, chcąc się dowiedzieć, do którego samochodu wsiądzie, ale nie wsiadła do żadnego. Razem z tymi siatami, wózkiem i wyjącymi niemowlętami… szła na przystanek autobusowy.

– Jasny szlag! – zaklęłam znów. – Nie, no nie wierzę!

Jak znałam Eryka, to na pewno miał już nową, młodą i zgrabną dziewczynę, którą woził na egzotyczne wakacje i zapewniał o swojej wiecznej miłości. A tutaj matka jego dzieci walczyła z psią pogodą, żeby kupić tańszą rybę na obiad! To była błyskawiczna decyzja. Ruszyłam samochodem i zrównałam się z nią.

– Pani Nadio! – krzyknęłam przez uchyloną szybę. – Dzień dobry!

Przystanęła i spojrzała na mnie udręczonym wzrokiem. Szybko wyjaśniłam, że była moją instruktorką w klubie fitness, i zapytałam, czy mogę ją dokądś podrzucić. Nie wyczuła kłamstwa i po chwili krygowania się wsiadła do mojego auta. Wsadziłyśmy dzieci w gondolach, które działały też jako foteliki samochodowe, na tył wozu, a stelaż wózka razem z jej zakupami do bagażnika. Ona usiadła obok mnie.

– Przepraszam, nie pamiętam pani imienia… – odezwała się.

– Monika – uśmiechnęłam się. – Ile mają pani bliźniaki?

Piotruś i Ewunia mieli trzy i pół miesiąca. Nadia chętnie o nich mówiła, ale kiedy niby mimochodem zapytałam ją o ich tatę, zagryzła wargę.

– Wychowuję je sama – rzuciła i wyczułam, że nie chce ciągnąć tematu.

Kiedy odprowadzałam już ją i dzieci do klatki, dotarło do mnie coś, o czym wcześniej w ogóle nie pomyślałam. Przecież Ewa i Piotrek byli przyrodnim rodzeństwem mojej córki! Powinna ich poznać, powinna utrzymywać z nimi kontakt. Przecież za dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat nadal będą rodzeństwem, a kiedy mnie zabraknie, to będzie jej jedyna rodzina. Powinni się znać i wspierać – uznałam. Z zamyślenia wyrwała mnie Nadia, która pytała, czy może mi się jakoś odwdzięczyć. Dostrzegłam w tym swoją szansę.

– Kawa? Jasne, czemu nie – przytaknęłam na jej propozycję. – Znam ładne miejsce, gdzie chodziłam z córką kiedy była mała. Może dam pani swój numer i się umówimy?

– Mówmy sobie po imieniu – uśmiechnęła się. – Na zajęciach zawsze mówimy, no nie?

No tak, zajęcia… Wiedziałam, że w końcu będę musiała przyznać się do kłamstwa. Ale odłożyłam to na później. Na kawę z Nadią szłam podekscytowana jak na randkę. Co najśmieszniejsze, naprawdę ją polubiłam. Może zadziałał tu efekt damskiej solidarności, może widziałam w niej trochę siebie z przeszłości… nie wiem, ale chciałam ją bliżej poznać. Rozmawiało nam się świetnie. Bez szczegółów opowiedziałam jej o Milenie i o tym, że też jestem samodzielną mamą. Trochę ją podpytałam i dowiedziałam się, że rodzice Eryka nadal płacą za wybryki syna.

– To wspaniali ludzie – wyznała Nadia. – Niedoszła teściowa przychodzi zostawać z dziećmi, kiedy mam zajęcia, wspierają mnie, jak mogą. Właśnie, a propos zajęć. W jakie dni do mnie chodziłaś? Mam pamięć do twarzy, a ciebie kompletnie nie mogę sobie przypomnieć.

To był ten moment, w którym musiałam wyznać jej prawdę. Postanowiłam zrobić to jak najprościej. Nie kręciłam, nie zmyślałam, po prostu powiedziałam, że poznałam ją na tym parkingu, bo widziałam zdjęcie w domu dziadków naszych dzieci, i że chciałam jej pomóc z tymi zakupami i wózkiem. Przez moment siedziała mocno wstrząśnięta, ale w końcu odzyskała głos.

– To trochę niespodziewane… – zaczęła wolno – ale w sumie bardzo miłe… Dziękuję. Naprawdę byłam wtedy bliska płaczu. Wiesz, słabo sobie daję radę… Potrzebuję więcej godzin w klubie, ale nie z bardzo mam z kim zostawiać dzieci, jestem w jakimś błędnym kole…

Podrzuca do mnie dzieciaki wieczorami. Polubiłam je!

Mówiła jeszcze długo, a ja słuchałam ze zrozumieniem. Naprawdę bardzo jej współczułam. Usiłowała zarobić na życie, bo Eryk oczywiście nie dawał jej ani złotówki, zniknąwszy gdzieś za granicą z nową dziunią. Ja o mało nie zwariowałam przy jednym dziecku, a ona miała dwójkę! Nie wyobrażałam sobie, jak musi być jej ciężko…

– Słuchaj, nasze dzieci są przyrodnim rodzeństwem – powiedziałam w końcu.

– Możesz czasami je do nas przywieźć, jeśli chcesz.

Chyba wciąż nie otrząsnęła się po nowinie, jaką jej zaserwowałam, bo spojrzała na mnie, jakbym mówiła w obcym języku. Ale potem zaczęła mówić, że chce wystartować z nowym kursem zumby i…

– Uczysz zumby? – wpadłam jej w słowo. – Moja córka marzy, żeby chodzić na zumbę, ale… wiesz, kot nam zachorował i krucho u nas z kasą…

Wtedy ona się nad czymś zastanowiła, a potem złożyła mi propozycję. I tak doszłyśmy do porozumienia. Nadia obiecała, że załatwi Milenie karnet open do swojego klubu, żeby mogła chodzić nie tylko na zumbę, ale też na inne zajęcia. Ja za to zobowiązałam się do niańczenia bliźniaków przez dwa wieczory w tygodniu. Nie przeszkadzało mi to, bo i tak nie lubiłam być sama wieczorami w domu, a moja nastolatka wiecznie gdzieś znikała.

Żeby to wszystko jakoś poukładać, spotkałyśmy się jeszcze kilka razy, zabrałam też Milenę, żeby poznała siostrzyczkę i braciszka. Nadia i ja się zaprzyjaźniłyśmy. Trochę związał nas żal do tego samego faceta, ale myślę, że i bez tego dobrze byśmy się dogadywały. Po kilku miesiącach znajomości postanowiłyśmy powiedzieć rodzicom Eryka, że się znamy i lubimy. Teściowa aż się popłakała ze wzruszenia. Dzisiaj Ewa i Piotruś mają trzy lata, moja Milena jest już pełnoletnia. Uwielbia swoje przyrodnie rodzeństwo! Dopiero teraz widzę, jak bardzo brakowało jej rodziny. Chętnie spędza czas z dzieciakami, chwali się nimi koleżankom, robi sobie z nimi miliony zdjęć, które potem wysyła babci albo wrzuca na Facebooka.

Nadia związała się z trenerem ze swojego klubu. Ja na razie nikogo nie mam, ale Nadia i jej facet namawiają mnie, bym pozwoliła im umówić mnie na randkę w ciemno z którymś z ich kolegów. Na razie tylko się śmieję z tego pomysłu, ale przyznam, że ostatnio kiedy ćwiczyłam na siłowni, wpadł mi w oko jeden facet w moim wieku, który biegał na bieżni obok. Zbieram się, żeby do niego zagadać. Kto wie, może i ja jeszcze ułożę sobie życie?

Czytaj także:
„Przyszli teściowie córki śpią na forsie i obnoszą się z tym. Utarłam im nosa”
„Siostra ze szwagrem co roku wpraszali się do nas na urlop, oczywiście za nic nie płacąc. W końcu mój mąż obmyślił plan…”
„Narzeczony lata temu przyłapał żonę na zdradzie. Historia zatoczyła koło i nawet nie dał mi się wytłumaczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA