„Emeryturę ładowaliśmy w syna i jego rodzinę. Oni jeździli zimą do Dubaju, a nas nie było stać nawet na Tatry”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, kucherav
„– Zarezerwowaliśmy już pobyt w luksusowym hotelu. Adaś tak chce wybrać się na pustynię, a tam są organizowane specjalne wycieczki z nocowaniem w namiocie – paplała synowa, a ja otwierałam oczy ze zdziwienia. Zaledwie miesiąc temu przyszli przecież do mnie po pieniądze na nową lodówkę, bo stara im się zepsuła, a nie mieli akurat wolnej gotówki”.
/ 12.01.2024 15:15
załamana kobieta fot. Adobe Stock, kucherav

Z Ryszardem wychowaliśmy dwoje dzieci: Monikę i Grześka. Córkę urodziłam jeszcze na studiach. Byłam zaledwie na drugim roku, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Pozytywny wynik testu mnie przeraził.

Szybko musiałam dorosnąć

– Co ja teraz zrobię? Jestem w całkiem obcym mieście, daleko od bliskich. Moi rodzice są jeszcze dość młodzi, oboje pracują, mam młodsze rodzeństwo w szkole średniej. Mama na pewno nie zostawi wszystkiego, żeby mi pomóc w opiece nad niemowlakiem. Zresztą, oboje zarabiają niewiele. Ot tyle, że starcza na opłaty i codzienne życie – żaliłam się swojej przyjaciółce, która ze zrozumieniem kiwała głową.

Jednak mój chłopak, chociaż sam był równie młody i przerażony, stanął na wysokości zadania.

Poradzimy sobie. Przeniosę się na studia zaoczne, poszukam pracy, złożymy podanie o rodzinny pokój w akademiku. U moich rodziców też szczególnie się nie przelewa, ale myślę, że na miarę swoich możliwości nam pomogą – mówił, mocno mnie przytulając. W jego ramionach powoli zaczęłam się uspokajać.

Założyliśmy rodzinę

Rzeczywiście, poradziliśmy sobie. Ja wzięłam urlop dziekański. Rysiek przeniósł się na studia zaoczne i znalazł pracę w fabryce mebli. Jego zarobki nie były oszałamiające, ale mieszkaliśmy w akademiku, a ceny za pokój w niczym nie przypominały wtedy dzisiejszego szaleństwa na rynku nieruchomości. Wzięliśmy ślub, a nasi rodzice zaakceptowali sytuację.

– Widać, że naprawdę się kochacie i chcecie być razem. Teraz tworzycie rodzinę i wszystko się ułoży. My postaramy się nieco wam pomóc – moja mama naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła

Mimo, że sama pracowała na poczcie i nie zarabiała zbyt wiele, starała się zawsze coś podrzucić dla ukochanej wnuczki. A to ubranka, a to pościel, a to zabawki lub wielką paczkę pysznych słodyczy.

Monika była naprawdę niekłopotliwym dzieckiem. Niemal nie chorowała. Była radosna i pełna zapału, potrafiła spokojnie bawić się lalkami czy klockami, gdy ja siadałam do maszyny do szycia. Właśnie w ten sposób dorabiałam do pensji męża. Później córka poszła do przedszkola, a potem do szkoły, a ja zaczęłam pracę w osiedlowej bibliotece. Mąż został kierowcą autobusu. Żyliśmy dość skromnie w niewielkim mieszkanku, które  Ryszard otrzymał w spadku po swojej babci. Zaledwie 2 małe pokoiki, kuchnia bez okna, mikroskopijny przedpokój i ciasna łazienka. Dla nas jednak nie miało to znaczenia. Cieszyliśmy się wspólnie spędzanym czasem i każdym drobiazgiem.

Syna urodziłam późno

Grześka urodziłam już dobrze po trzydziestce. Monika miała wtedy prawie 14 lat i kończyła siódmą klasę podstawówki. Wiadomość o mojej ciąży przyjęła nadzwyczaj spokojnie, co bardzo mnie ucieszyło. Wcześniej naprawdę dużo nasłuchałam się od koleżanki z pracy, co jej siostrzenica wyprawiała, gdy dowiedziała się, że będzie mieć rodzeństwo.

U nas na szczęście obeszło się bez komplikacji, krzyków i fochów. Córka nawet pomagała mi w opiece nad maleństwem, chociaż wcale tego od niej nie wymagałam.

– Ty skup się teraz na nauce. Ważne, żebyś dostała się do dobrego liceum. Dzięki temu będziesz mieć lepszą przyszłość. Ja mogę wyjść na zakupy z wózkiem – często zaganiałam ją do książek, gdy chciała iść za mnie do sklepu.

– No co ty, widzę, jaka jesteś zmęczona. Ten malec całe noce wrzeszczy, a ty niemal nie śpisz – moja rezolutna nastolatka była naprawdę dojrzała jak na swój wiek i widziała, że nie jest mi lekko.

Był naszym oczkiem w głowie

Z tymi wrzaskami miała rację. Synek był całkowitym przeciwieństwem swojej starszej siostry. Wymagał ogromnej uwagi, zasypiał tylko na moich rękach, bardzo dużo płakał. Do tego był chorowity – infekcja goniła u niego infekcję.

To sprawiło, że na kilka lat musiałam przerwać pracę zawodową i skupić się na rodzinie. Oddanie Grzesia do żłobka nie wchodziło w grę, ponieważ i tak większość czasu spędzałby w domu z kolejnym katarem, zapaleniem ucha czy gorączką. Przedszkole za to okazało się istną torturą. Chciałam, żeby malec miał kontakt z innymi dziećmi. Jednak w praktyce i tak częściej był ze mną w domu niż w przedszkolu.

Dobrze nam się żyło

Na szczęście, mąż teraz całkiem dobrze zarabiał, dlatego moja pensja nie była aż tak potrzebna. Ryszard założył firmę przewozową. Najpierw kupił jednego busa, którym obsługiwał lokalną trasę. Z czasem rozbudował przedsiębiorstwo, dokupił busy i nowoczesne autokary oraz zatrudnił kierowców.

Oprócz regularnych kursów obsługiwał również szkolne wycieczki, wyjazdy firmowe, wesela, komunie i inne imprezy okolicznościowe. Zaczęło się nam naprawdę dobrze powodzić, a ja przestałam myśleć o powrocie do pracy w bibliotece. Zajęłam się obsługą administracyjną naszej firmy. Robiłam rezerwacje, odbierałam telefony, ustalałam terminy, dbałam o obieg dokumentów, przygotowywałam wstępne rozliczenia dla zewnętrznego biura rachunkowego.

Nasze małe mieszkanko zamieniliśmy na wygodny dom pod miastem, który pięknie urządziliśmy. Miałam piękny ogród i dbałam o moją rodzinkę. W tym czasie Monika skończyła studia pielęgniarskie i wyjechała do pracy do Szwecji. Tam poznała swojego przyszłego męża, awansowała w szpitalu na wyższe stanowisko, urodziła dwie córeczki. Świetnie poradziła sobie w życiu i byłam z  niej bardzo dumna.

Syn nie lubił się przemęczać

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Grześka. Nie wiem, czy to przypadkiem nie mój błąd i za bardzo go nie rozpieściłam, ale nasz syn dostarczył nam wielu zgryzot. Aż 4 razy zmieniał kierunek studiów, aby w końcu nie skończyć żadnego.

– Mamuś, przecież teraz nikt od programistów nie wymaga ukończenia studiów. Wystarczy talent – przekonywał mnie, gdy załamywałam ręce nad jego kolejnymi zawalonymi egzaminami.

Być może w IT wystarczy talent, ale zdaje się, że i potrzebna jest odrobina pracowitości oraz samozaparcia. Grześkowi jednak tego chyba zabrakło, dlatego nigdzie nie zagrzał na stałe miejsca. Prowadził serwis komputerowy razem z kolegą, ale ich firma upadła.
Później był kurierem. Zrezygnował, bo ta praca zajmowała mu zbyt wiele godzin, a on nie potrzebował czasu na życie. Przynajmniej tak twierdził.

Nadal ciągnie od nas pieniądze

Teraz ma już 30 lat, żonę i syna, ale nie do końca odnajduje się w dorosłym życiu. Razem z Anią pracują w korporacji, gdzie ponoć zarabiają całkiem przyzwoicie. Czy tak jest faktycznie? Wydaje mi się, że nie do końca. A może po prostu żyją nad stan?

To my z mężem kupiliśmy im mieszkanie, które musieliśmy także niemal w całości urządzić. Od lat dokładamy im także pieniądze na kolejne pilne wydatki. A to zmieniają samochód, a to potrzebny jest remont łazienki lub nowe meble do kuchni. Płacimy za prywatne lekcje angielskiego naszego wnuczka, basen, zajęcia w stadninie. Fundujemy mu wyjazdy na ferie i wakacje, dokładamy się do zakupu nowego laptopa, konsoli czy innych gadżetów. Na ostatnie urodziny nasz 9-letni wnuk zażyczył sobie smartfona za dobre kilka tysięcy.

– Czy to naprawdę konieczne? Przecież ja mam telefon już piąty rok, a zapłaciłam za niego niecały tysiąc – próbowałam wreszcie postawić weto, ale syn spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem.

– Teraz wszyscy takie mają. Adaś nie może być gorszy niż inne dzieci w szkole – powiedział z pretensją w głosie.

Ale przecież to jeszcze maluch. Czy w drugiej klasie podstawówki już liczą się tylko markowe ubrania i drogie gadżety? Wiem, że świat się zmienił. Teraz wszyscy gonią za pieniędzmi i się lansują, ale czy naprawdę należy utwierdzać dzieci w tym szaleństwie? Szczerze w to wątpię.

Nie podobało mi się

Uświadomiłam sobie, że wszystkie pieniądze ładujemy w syna i jego rodzinę. A przecież już oboje jesteśmy na emeryturach. Każdy wie, że kokosów z ZUS-u nikt nie dostaje. Owszem, mamy oszczędności jeszcze z lepszych czasów, gdy prowadziliśmy firmę. Tą którą musieliśmy zamknąć, bo zwyczajnie nie radziliśmy sobie z biznesem.
Mąż miał operację na nogę, potrzebuje odpoczynku. U mnie zdiagnozowano nadciśnienie, a branża transportowa jest wymagająca. Ryszard bardzo chciał, żeby biznes przejął Grzesiek, ale ten nie chciał nawet o tym słyszeć.

– Jestem menadżerem w dużej firmie z zagranicznym kapitałem. Dobrze zarabiam. A ta wasza firma coraz słabiej przędzie. Kto teraz jeździ autobusami? Daj spokój tata, to może był dobry pomysł na biznes 20 lat temu, ale na pewno nie teraz. Teraz to jakiś przeżytek – powiedział, nie zważając na minę ojca, który przeżywał jego docinki przez ponad miesiąc.

Nie szanuje ani nas, ani pieniędzy

Nasza sytuacja finansowa wcale nie jest już taka dobra jak kiedyś. Dużo wydajemy na wizyty u lekarzy, bo przecież terminów na NFZ trudno się doczekać. Do tego leki, badania, rosnące ceny w sklepach. No i utrzymanie dużego domu, które swoje kosztuje. Ceny gazu w ostatnim czasie poszybowały w górę, dlatego za ogrzewanie płacimy naprawdę sporo.

Nasz ukochany syn nie ma jednak skrupułów, aby wyciągać rękę po kolejne pieniądze do rodziców. Tylko, ile jeszcze damy radę sponsorować jemu i jego rodzinie fanaberie? Tak, fanaberie. Bo oni nie żałują sobie niemal niczego. Na ostatnie Boże Narodzenie pojechali do Dubaju.

– Polskie góry to obciach. Kto by tam jeszcze chciał spędzać czas? Pogoda wiecznie nie dopisuje, wszędzie tandeta, a na widok kwaśnicy i oscypka mam ochotę uciec – ostatnio powiedział nam Grzesiek,  opowiadając o ich planach na wyjazd.

– Tak. Teraz modne są zagraniczne wyjazdy. Wyobraź sobie mamo grudzień w otoczeniu palm i piaszczystej plaży. Zarezerwowaliśmy już pobyt w luksusowym hotelu. Adaś tak chce wybrać się na pustynię, a tam są organizowane specjalne wycieczki z nocowaniem w namiocie – paplała synowa, a ja otwierałam oczy ze zdziwienia.

Zaledwie miesiąc temu przyszli przecież do mnie po pieniądze na nową lodówkę, bo stara ponoć im się zepsuła, a nie mieli akurat wolnej gotówki. Przekonywali mnie, że raty za samochód pochłonęły cały ich budżet.

Poczułam się oszukana

My nie możemy pozwolić sobie nawet na te pogardzane przez syna i jego rodzinę Tatry. Oszczędności trzymamy na czarną godzinę i zwyczajnie szkoda nam pieniędzy na taki wyjazd. W tym samym czasie oni jadą do Dubaju, wyciągając od nas kolejne, wcale nie takie małe, sumy. Wczoraj powiedziałam o tym przez telefon Monice. Jej reakcja bardzo mnie zaskoczyła.

– No, wreszcie przejrzeliście z tatą na oczy. Już od dawna zastanawiam się, kiedy Grzesiek wreszcie odetnie pępowinę. Przecież to dorosły facet, który powinien wziąć odpowiedzialność za siebie i swoich bliskich. A nie siedzieć w kieszeni u rodziców emerytów – Monika brutalnie podsumowała nasze relacje. – On od lat zwyczajnie na was żeruje – dodała.

Moja córka ma rację. Musimy ograniczyć z Ryszardem naszą pomoc. Zawsze rozpieszczaliśmy syna, a on przyzwyczaił się, że na mamę i tatę zawsze może liczyć. Teraz jednak musimy nieco zadbać o siebie. W końcu lat nam przybywa, a nie ubywa.

To ostatnia szansa, żeby coś zmienić w życiu. Może wreszcie zaplanujemy wyjazd w góry albo nad morze. Całe życie ciężko pracowaliśmy, inwestowaliśmy w dzieci i nie mieliśmy za dużo czasu dla siebie. Czas to nadrobić.

Czytaj także: „Dla Irka randki były jak inwestycje, które powinny przynieść zysk. W zamian za kolację miałam mu wskoczyć do łóżka”
„Mąż wyśmiewał się ze mnie, że nadaję się do garów. A ja przejęłam firmę, w której pracował i go zwolniłam” „Zmuszałam nastoletnią córkę do nauki, ale ona miała inne problemy. Odkryłam to, gdy trafiła na porodówkę”

 
 

 

Redakcja poleca

REKLAMA