„Eks uważa mnie za nieudacznika. Postanowiłem jej udowodnić, że przynajmniej dla córki mam jakąś wartość jako facet”

ojciec fot. iStock by Getty Images, Halfpoint Images
„Tak bardzo różniliśmy się osobowościami, że trudno stwierdzić, co tak naprawdę nas do siebie przyciągnęło. Przez sporą część naszego związku utwierdzaliśmy się w przeświadczeniu, że jedyną dobrą rzeczą, która z tego wynikła, była nasza córeczka”.
/ 18.08.2024 13:15
ojciec fot. iStock by Getty Images, Halfpoint Images

Rozwód nie doskwierał mi jakoś szczególnie. Żona przestała być dla mnie ważna. Natomiast świadomość, że nie będę mógł spędzać każdego dnia z moją ukochaną córeczką, była nie do zniesienia. Już nie usłyszę jej codziennych opowieści o przygodach przeżytych w przedszkolu. Nie poczuję jej maleńkich rączek obejmujących mnie czule. Nasze kontakty ograniczą się do widzeń w co drugie weekendy, a z czasem staniemy się sobie zupełnie obcy.

Chciałem być bliżej z córką

Byłem zmuszony poszukać lokum w mniej przyjaznej okolicy, na dodatek w większej odległości od mojego miejsca zatrudnienia. Przyszło mi pogodzić się z faktem, że grono osób, które uważałem za naszych wspólnych przyjaciół, teraz trzymało stronę mojej eksżony, a nie moją. Musiałem zrezygnować z wielu drobiazgów, do których zdążyłem przywyknąć. Ostatecznie jednak okazało się, że to wszystko były mało istotne sprawy, bez których można się obejść w życiu.

Najtrudniej było mi zaakceptować to, że już nie będę spędzał każdego dnia z Zuzanną. Obawiałem się, że z biegiem czasu nasze relacje staną się coraz bardziej powierzchowne, a przebywanie razem zacznie być krępujące. Ta myśl napawała mnie lękiem.

W zeszłym roku, gdy nadchodziły walentynki, wpadłem na pomysł, żeby zaskoczyć moją Zuzię czymś, czego nigdy nie zapomni. Wziąłem telefon do ręki i wykręciłem numer do byłej, żeby wszystko dokładnie zaplanować.

– Słuchaj, Iwona. Mam pomysł, żeby zabrać Zuzię na małą randeczkę z okazji dnia zakochanych.

– Oszalałeś do reszty? Jaką znowu randeczkę? – parsknęła śmiechem.

– No wiesz, taką całkiem zwyczajną. Daj spokój z tą ironią. Chodzi mi tylko o to, żebyś pomogła mi to całe przedsięwzięcie ogarnąć. Chyba zależy ci, żeby miała w głowie jakiś pozytywny obraz faceta, a nie tylko kobiety.

– No nie wiem, czy akurat rozwiedziony tatko nadaje się na idealny wzór męskości – odparowała.

Targały nią emocje

– Słuchaj, zależy mi na tym, żeby Zuzia ślicznie wyglądała. Najchętniej widziałbym ją w jakiejś ładnej sukience. Podjadę po małą i zabiorę ją najpierw coś zjeść, a potem do kina. Odstawię ją do domu wieczorem. Dzięki temu ty również będziesz mogła zorganizować sobie jakieś miłe spotkanie.

– Okej, zgodzę się… ale wyłącznie ze względu na Zuzię, bo ona chyba będzie zadowolona z takiego planu. Moim zdaniem to tylko taka szopka, ale droga wolna. I nie wtrącaj się do moich spraw sercowych, dobrze?

Nabrałem powietrza głęboko do płuc. Potrzebowałem sporej samokontroli, aby nie stracić panowania nad sobą i nie rzucić jakiegoś głupiego tekstu, którego później mógłbym pożałować. Kluczowe było to, że Iwona wyraziła zgodę. We mnie zaczęły kiełkować dobre uczucia. Zamówiłem miejsce dla nas dwojga w knajpie z pizzą, a do tego kupiłem wejściówki do kina na jakąś bajkę.

Następnego dnia stanąłem pod drzwiami mieszkania, oczywiście ubrany w garnitur. To było naprawdę niespotykane odczucie, przyjechać do własnego lokum i czuć się jak ktoś obcy. Nie było to dla mnie łatwe przeżycie. Zawsze po prostu przekraczałem próg, ściągałem okrycie wierzchnie, rozmawiałem z Iwoną... chociaż w sumie raczej się sprzeczaliśmy.

Tak bardzo różniliśmy się osobowościami, że trudno stwierdzić, co tak naprawdę nas do siebie przyciągnęło. Przez sporą część naszego związku małżeńskiego utwierdzaliśmy się nawzajem w przeświadczeniu, że jedyną dobrą rzeczą, która z tego wynikła, była nasza córeczka.

Niestety, takie są fakty

Zuzia stanęła w progu, wpuszczając mnie do środka. Miała na sobie przepiękną sukienkę w odcieniu różu, jakiej jeszcze u niej nie widziałem. Wyglądała wspaniale i byłem pod wrażeniem, że Iwona jednak przyłożyła się do jej stroju.

– Tato, ale super prezencja w tej stylówie!

– Dzięki, skarbie, ale to ty wyglądasz olśniewająco! – odparłem z uśmiechem, wręczając jej kwiaty.

– Serio? Dla mnie? – spytała podekscytowana i aż podskoczyła z radości. – Mamuś, patrz tylko!

– No widzę, śliczne są – włączyła się do zabawy Iwonka.

Posłałem w jej stronę uśmiech, lecz stojąc za Zuzią, nie odpowiedziała tym samym. Doceniałem jednak, że włączyła się w zabawę dla dobra dziewczynki.

– Jasne, że dla ciebie. Daj je mamie, a ona włoży je do wazonu, aby dłużej pozostały świeże. To co, ruszamy? – zapytałem.

– No pewnie! – przytaknęła entuzjastycznie.

Nałożyła kurteczkę i sama zapięła suwak. Kiedy opanowała tę umiejętność? Znowu odczułem ukłucie zazdrości, że to nie ja pokazałem jej, jak to robić. Że nie mogłem być obecny, gdy po raz pierwszy jej się to udało. Teraz omijało mnie znacznie więcej takich chwil…

Była zachwycona

Zjechaliśmy windą na dół, a potem wyszliśmy z budynku i zaprosiłem Zuzkę do samochodu. Gdy już siedziała bezpiecznie przypięta w swoim foteliku, pojechaliśmy do jej ulubionej knajpki z pizzą. Lokal był cały ozdobiony serduszkami, co oczywiście od razu rzuciło się jej w oczy. Dobrze, że wcześniej zarezerwowałem miejsce, bo trudno było o wolny stolik. Komplet gości!

Obsługa poprowadziła nas w stronę stolika usytuowanego tuż przy szybie. Postanowiliśmy wziąć to, co Zuzia uwielbia najbardziej – pizzę po hawajsku, ale z dodatkową porcją sera. Do popicia wybraliśmy sok z jabłek. Pracownica lokalu przypatrywała się nam z wyraźnym zainteresowaniem.

– Przyznam szczerze, że nieczęsto gościmy tu tak wytwornych gości – stwierdziła.

– Tata i ja jesteśmy na spotkaniu we dwoje – odparła Zuzia. – No bo przecież mamy walentynki.

– Spotkanie we dwoje, tak? – na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– No jasne. Święto wszystkich, co się kochają. Mama i tata już nie, ale ja kocham tatusia, a tatuś mnie – wyznała bez ogródek.

Zależało mi na tym, aby ten wieczór upłynął nam w miłej atmosferze, bez zbędnego marudzenia. Kątem oka zauważyłem, że para seniorów z sąsiedniego stolika przygląda nam się z zainteresowaniem. Na pewno oni również słyszeli plotki o moim rozstaniu z żoną. Nie zaprzątałem sobie jednak głowy innymi gośćmi restauracji, skupiając się wyłącznie na osobie siedzącej naprzeciwko mnie.

Zacząłem zasypywać Zuzię pytaniami o ostatnie wydarzenia z przedszkola. Bardzo chciałem nadrobić zaległości i dowiedzieć się, co ciekawego działo się w ciągu minionego tygodnia wśród jej rówieśników. Teraz te wszystkie opowieści wydawały mi się niezwykle wciągające, choć gdy miałem okazję słuchać ich na bieżąco, nie przykuwały aż tak mojej uwagi. Perypetie maluchów, takie jak skaleczone kolano Kacperka czy awantura Marty o kolorowankę, nagle nabrały większego znaczenia.

Brakowało mi jej

Opowiedziałem Zuzi historię o przebitej oponie, kiedy jechałem do roboty, co bardzo ją zaintrygowało. Gdy kelnerka przyniosła zamówioną pizzę, córka z radości zaklaskała rączkami.

– Ale ogromna, no nie? – wykrzyknęła podekscytowana.

Zajadaliśmy się pizzą, nie przestając rozmawiać i chichotać. Chłonąłem dźwięk jej beztroskiego śmiechu, chcąc się nim nasycić na długo. Gdyby to było możliwe, zrobiłbym nagranie i ustawiłbym je jako sygnał w komórce. Strasznie za nią tęskniłem przez cały czas.

– To co, decydujemy się na coś słodkiego po obiedzie? – rzuciła, gdy na talerzu wciąż miała resztki dania głównego.

– No jasne! Przecież nie wyobrażam sobie naszego spotkania bez jakiegoś pysznego deseru na koniec! – odpowiedziałem z uśmiechem.

Moją intencją nie było konkurowanie o palmę pierwszeństwa w byciu fajniejszym rodzicem poprzez nadmierne dogadzanie naszej córce. Niemniej jednak zależało mi, aby ten dzień zapisał się w pamięci Zuzi jako wyjątkowy. W związku z tym kupiłem jej porcję lodów o smaku truskawkowym, a obsługującą nas kelnerkę poprosiłem o zapakowanie pozostałej części pizzy na wynos.

Emerytowana para nie spuszczała z nas oczu. Robiłem co mogłem, żeby ich nie zauważać. Wolałem obserwować Zuzę. Przyglądałem się, jak delektuje się deserem, oblizując wargi po każdej porcji, i zadawałem sobie w duchu pytanie, czy ten rozwód był rzeczywiście potrzebny. Może powinniśmy byli jeszcze trochę poudawać, że jest okej i po prostu żyć obok siebie przez kolejnych parę lat?

Po prostu się rozeszliśmy

Zdawałem sobie sprawę, że dla Iwony ta sytuacja była nie do zniesienia. Dręczyła ją świadomość, że zaprzestaliśmy nawet wspólnych awantur, gdyż obydwoje byliśmy przekonani, iż to już nie ma racji bytu. Sprzeczki donikąd nas nie prowadziły. Jedyne, co robiliśmy, to zadawanie sobie nawzajem bólu.

Sądziłem, że najlepszym wyjściem będzie pozostanie w ciszy, ale ona nie mogła tego znieść. Któregoś dnia na moim biurku odkryłem wniosek o rozwiązanie małżeństwa. Trudno rzec, abym poczuł się tym zaskoczony. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z ogromu straty, jaka czeka mnie po złożeniu na nim podpisu.

– Film startuje za jakieś trzydzieści minut – rzuciłem.

– Serio? No to trzeba się pospieszyć!

– Okej, to przywołam obsługę – parsknąłem śmiechem.

– Przepraszam bardzo – w końcu odezwała się kobieta, która od dłuższego czasu przyglądała nam się bacznie.

– Tak, o co chodzi?

– Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale ja i mój mąż jesteśmy oczarowani faktem, że zdecydował. się pan zaprosić swoją córkę na walentynki. Oboje dorastaliśmy bez naszych tatusiów, dlatego… mam nadzieję, że nam pan wybaczy to podglądanie, ale to, co pan robi, jest naprawdę cudowne.

– To ja dziękuję. Jestem wprost wniebowzięty, że Zuzia zgodziła się pójść ze mną na randkę.

Przekonała się do mnie

Zabrałem Zuzię do kina na kreskówkę, ale najpierw asystowałem jej przy zakładaniu kurteczki. Mieliśmy przednią zabawę. Gdy zaprowadziłem małą do domu, Iwona przywitała nas odziana już w piżamę. Wywnioskowałem, że nigdzie tego wieczoru nie wychodziła. Ledwo przekroczyliśmy próg, a Zuzia już zdawała relację, jak cudownie spędziliśmy czas i ilu sympatycznych ludzi spotkaliśmy.

– Bardzo mnie cieszy, że randka się udała.

– Iwona, jestem ci wdzięczny za wyrażenie zgody – oznajmiłem z wdzięcznością.

Od tamtej pory nasze stosunki trochę się poprawiły. Iwona nie jest już tak restrykcyjna, jeśli chodzi o harmonogram moich wizyt z Zuzią. Teraz czasami przywozi ją do mnie na parę godzin w ciągu tygodnia, kiedy sama wybiera się na zakupy, a od czasu do czasu zgadza się, żeby córka została u mnie kilka dni.

Zdaję sobie sprawę, że dla Zuzi rozpad naszej rodziny to na pewno ciężki okres, ale mimo wszystko cieszę się, że w tej kryzysowej sytuacji coraz lepiej się dogadujemy.

Marek, 44 lata

Czytaj także:
„Myślałam, że mój mąż to ideał, ale poznałam jego okrutną tajemnicę. Musiałam wybrać pomiędzy nim a swoją siostrą”
„Planowałam ślub, ale toksyczny były nie dawał mi spokoju. Skoro mu tak zależy, może powinnam dać mu szansę?”
„Syn zachował się jak ostatni łajdak i zaszalał z jakąś panienką. Synowa w zemście ukarała nie tylko jego, ale też mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA