„Dzisiejsza policja to jakiś żart. Ignorują pędzące samochody, bo wolą wlepić mi mandat za brak dzwonka przy rowerze!”

„Dzisiejsza policja to jakiś żart. Ignorują pędzące samochody, bo wolą wlepić mi mandat za brak dzwonka przy rowerze!” fot. Fotolia
„– Dlaczego nie zareagowaliście, kiedy ta czarna beemka i tiry omal nie zmiotły nas z drogi? Przecież oni złamali przynajmniej połowę przepisów. – Dzisiaj zatrzymujemy tylko rowerzystów – usłyszałam. – Karanie kierowców to codzienność. A nasz komendant chce, żeby różnorodność w mandatach była – odparł z powagą. Oni tak serio? To ma być policja?”.
/ 23.04.2023 16:30
„Dzisiejsza policja to jakiś żart. Ignorują pędzące samochody, bo wolą wlepić mi mandat za brak dzwonka przy rowerze!” fot. Fotolia

Mieszkam na wsi, w małym domku pod lasem. Pięknie tu, cicho i spokojnie. Idealne miejsce do życia. Problem zaczyna się, gdy trzeba zrobić zakupy. Jedyny sklep w okolicy sprzedaje głównie gorzałkę i piwko, więc jeśli chce się kupić coś do jedzenia, nie ma wyjścia, trzeba jechać do pobliskiego miasteczka. Gdy ktoś ma samochód, radzi sobie bez problemu. Jeżeli nie, pozostają własne nogi lub rower, bo busik kursuje raz na trzy godziny, a jak się zepsuje, to w ogóle go nie ma. Ja, niestety, nie jestem zmotoryzowana, więc jeśli nie leje jak z cebra, jeżdżę pięknym, niebieskim góralem, który świetnie sprawdza się na naszych dziurawych drogach.

Tamten poranek był słoneczny

Wyprowadziłam swoją błękitną strzałę z szopki i ruszyłam dziarsko do miasteczka. Wieczorem mieli wpaść do mnie znajomi na kolację, a ja w lodówce miałam tylko... światło. Nie ujechałam nawet stu metrów, gdy z poprzecznej dróżki wyskoczył policjant z lizakiem. Najpierw myślałam, że chce zatrzymać jakiś samochód, ale po chwili zorientowałam się, że macha na mnie.

„Pewnie polują na skacowanych rowerzystów” – pomyślałam i bez obaw zjechałam na pobocze.

Nic wczoraj nie piłam, więc kłopotów się nie spodziewałam. Myślałam, że dmuchnę w alkomat i pojadę dalej. A jednak policjant mnie zaskoczył:

– Dzień dobry, aspirant, kontrola wyposażenia roweru – powiedział i zaczął przyglądać się mojemu góralowi.

Po chwili dołączył do niego kolega.

– Światło białe z przodu jest, czerwone z tyłu też – zaczęli wyliczać.

Stanęłam grzecznie z boku, bo zorientowałam się, że to trochę potrwa. I nagle wiuuu, dosłownie centymetry od nas przemknęła, z rykiem silnika beemka. Jechała chyba ze 150 kilometrów na godzinę, choć w naszej wsi obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 kilometrów. Ze strachu aż uskoczyłam do rowu. Spojrzałam na policjantów. Nawet nie drgnęli.

– Hamulce sprawne są, odblaski też – sprawdzali dalej.

Na wszelki wypadek zostałam w rowie, bo właśnie zbliżała się do nas kolumna tirów. Huk był taki, jakby samolot startował, a u sąsiadów zaczęły dzwonić szyby, bo nasza droga ugina się pod ciężarem tak wielkich samochodów i zaczyna drgać. Ciężarówkom nie wolno więc po niej jeździć. Informują o tym znaki ustawione przed każdym skrzyżowaniem. Ale ci kierowcy najwyraźniej mieli je w nosie. Byłam przekonana, że policjanci tym razem chwycą za lizaki i zatrzymają piratów. Ale nie...

Nawet nie odwrócili głów

Nadal przyglądali się mojemu rowerowi i żywo o czymś dyskutowali.

„O co tu chodzi?” – zaczęłam się zastanawiać.

– Dzwonka nie ma – usłyszałam, gdy tiry przejechały i zapanowała błoga cisza.

– Rzeczywiście, nie ma, wczoraj ktoś mi go odkręcił przed sklepem – odparłam zgodnie z prawdą.

– Rowerzysta jest uczestnikiem ruchu drogowego i ma obowiązek stosować się do przepisów. A przepis mówi, że rower musi być wyposażony w sprawny dzwonek – pouczył mnie jeden z policjantów.

– Tak, wiem, dziś jeszcze go kupię – obiecałam.

Rozumiem, ale i tak muszę panią ukarać. Proponuję mandat w wysokości 50 złotych. Ma pani prawo go nie przyjąć, ale wtedy skierujemy sprawę do sądu – recytował formułkę z groźną miną.

– A nie mogą mnie panowie tylko pouczyć? – przymilałam się.

– Niestety nie. Nie możemy przecież tolerować łamania przepisów! – oburzył się.

– No to przyjmuję – odparłam, bo czułam że i tak nic nie wskóram.

Posłusznie podałam dowód osobisty i zaczekałam, aż policjant wypisze mandat. Kiedy już schowałam papiery do portfela, nie wytrzymałam.

– Przepraszam, chciałabym o coś zapytać – powiedziałam.

– Słucham? – spojrzał na mnie.

Powiedział pan, że nie możecie tolerować łamania przepisów...

– No tak – przyznał.

– To dlaczego nie zareagowaliście, kiedy ta czarna beemka i tiry omal nie zmiotły nas z drogi? Przecież oni złamali przynajmniej połowę przepisów.

– Dzisiaj zatrzymujemy tylko rowerzystów – usłyszałam.

– Ale dlaczego?

– Bo karanie kierowców to codzienność. A nasz komendant chce, żeby różnorodność w mandatach była – odparł z powagą w głosie.

Tamtego dnia pojechałam na zakupy z sąsiadami. Samochodem. Po drodze zauważyłam, że policjanci ciągle są na posterunku. Akurat kontrolowali starszą panią. Zrobiło mi się jej żal. Jeździła rowerem „Wigry”, pamiętającym czasy wczesnego Gierka. Wiedziałam, że nie tylko dzwonka w nim brakuje. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA