„Dziewczyna rzuciła mnie dla bogacza, bo chciała żyć jak w bajce. Bolało, ale dziś już wiem, że lepiej mi bez tej lali”

pokłócona para fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Słabsza część mnie wolałaby teraz warować na wycieraczce Agnieszki i błagać ją o kolejną szansę. Puściła mnie kantem z synem naszego prezesa. – Zasługuję na więcej, niż możesz mi dać – usłyszałem, gdy zapytałem, dlaczego. No tak, ze mną musiała żyć skromnie. Nie jeździłem audi i nie nosiłem drogich garniturów”.
/ 03.07.2023 09:15
pokłócona para fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

– Naprawdę chcesz zostać w tej dziurze? To wiocha, totalne zadupie, raptem kilka domów na krzyż… – Aneta zgasiła silnik samochodu, ale najwyraźniej nie zamierzała wysiadać.

– Inaczej bym cię nie fatygował – odparłem z krzywym uśmiechem. – Tu przynajmniej będę miał spokój.

– Aż w nadmiarze. Założę się, że nie wytrzymasz tutaj długo. Zadzwonisz do mnie najdalej za tydzień.

– Zobaczymy.

Wysiadłem i pomachałem Anecie

Byłem z siebie dumny. Dotarłem na miejsce, choć i ja nie byłem pewien, czy dobrze robię. Obawiałem się, że w połowie drogi każę Anecie zawracać do Warszawy. Słabsza część mnie wolałaby teraz warować na wycieraczce Agnieszki i błagać ją o kolejną szansę. Zrobiłbym z siebie idiotę, bo Aga już dawno przekreśliła nasz związek. Puściła mnie kantem z synem naszego prezesa.

– Zasługuję na więcej, niż możesz mi dać – usłyszałem, gdy zapytałem, dlaczego.

No tak, ze mną musiała żyć skromnie. Nie jeździłem audi i nie nosiłem drogich garniturów. Byłem zwykłym elektrykiem, choć z tytułem inżyniera, a ona panią księgową po szkole pomaturalnej, dla której byłem kiepską partią. Mówiła, że związek ze mną ją ogranicza i psuje jej wizerunek. Absurdalne, patrząc obiektywnie, ale subiektywnie zabolało jak cholera. Po tym, jak się wyprowadziła, nie pozostało mi nic innego, jak wziąć urlop i wyjechać. Musiałem wszystko przemyśleć, no i zastanowić się nad zmianą pracy. Naprawdę trudno mi było patrzeć w firmie na tych dwoje. Znalazłem w necie ogłoszenie dotyczące zbioru wiśni. Zadzwoniłem, umówiłem się z gospodarzem i proszę, oto jestem, prawie dwieście kilometrów od domu, w małej wsi u podnóża Gór Świętokrzyskich. Gdyby ktoś powiedział mi miesiąc temu, że tak spędzę swój upragniony urlop, chyba bym go wyśmiał. Ale teraz łaknąłem wyczerpującej pracy fizycznej na świeżym powietrzu, niechby w upale i pyle, za to z dala od znajomych ludzi i okolic.

To mi pozwoli zapomnieć…

Nacisnąłem dzwonek u drzwi mojego przyszłego pracodawcy. Otworzyła mi młoda kobieta.

Słucham, pan do kogo?

– Jestem Kamil, przyjechałem na zbiór wiśni.

Wyciągnąłem do niej rękę, którą uścisnęła. Bez wahania i po męsku.

– Kalina. Pewnie rozmawiałeś z tatą. Tylko że teraz go nie ma. Zaprowadzę cię do kuchni letniej, tam będziesz spał.

Przeszliśmy przez podwórze, Kalina wskazała mi niski, bielony budynek.

– Rozgość się, reszta pracowników śpi w stodole, więc będziesz tu sam.

Kiwnąłem głową. Pasowało mi to.

Jutro punkt piąta ruszamy do sadu – mówiąc to, Kamila uśmiechnęła się nieznacznie, jakby wątpiła, czy się dobudzę.

Bez trudu. Ostatnio kiepsko sypiałem. Nazajutrz wczesnym rankiem dostałem kilka plastikowych skrzynek, wiaderko i drabinę, choć tej akurat nie potrzebowałem, bo drzewka były raczej niskie, a ja jestem wysoki. Pracowałem ciężko cały dzień, pociłem się, stękałem, ale nie narzekałam. Wyczerpanie i ból mięśni zrobiły swoje: prawie w ogóle nie myślałem o Agnieszce. Zamiast tego obserwowałem facetów, którzy w sadzie dorabiali parę groszy do flaszki. Zerkałem na Kalinę. Stała bokiem do mnie, długi warkocz spływał jej na plecy.

Była bardzo ładna

W stolicy pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi, bo jej uroda nie była na pokaz, rzucająca się w oczy. Zero makijażu, zamiast szpilek trampki, zamiast seksownego stroju koszula w kratę i szorty. Przy Agnieszce wyglądałaby jak… Zawahałem się. Bo czy na pewno jak szara myszka? Była naturalna, bez upiększeń, sauté, ale raczej mlecznorumiana niż szara. Hm, Aga o poranku nie wyglądała zbyt świeżo, widziałem, to wiem. Zaś Kalina prezentowała się zdrowo, dziarsko, ładnie. Jasny warkocz był gruby i jej własny, Aga musiała ratować się doczepami. Nagle wypielęgnowana Agnieszka wydała mi się śmieszna z tym swoim dbaniem o sztuczną perfekcję. Gdyby wpadła do wody, wszystko by z niej spłynęło i zostałby zmokła kura. Natomiast Kalina…

– Gapisz się na mnie – teraz przerwała moje rozmyślania.

– Nic ci nie umknie. Myślałem, że jesteś zajęta zrywaniem wiśni.

Bo jestem, po prostu mam podzielną uwagę.

Wysypała wiśnie z wiaderka do skrzynki. Patrzyłem, jak siada na trawie i wkłada kilka owoców do ust. Robiła to specjalnie, świadoma, że dalej się gapię? Po brodzie spłynął jej sok, a ja poczułem, że budzi się we mnie coś, co spało od dłuższego czasu. W moim związku z Agą ta sfera najpierw była pełna fajerwerków, a potem zaczęło wiać nudą i rutyną. W życiu nie dałaby się namówić na chwilę zapomnienia w sadzie czy na sianie, bo mrówki, bo kłuje, bo muchy, bo ktoś nas zobaczy…

– Czerwienisz się. Z upału czy…? Zresztą nie chcę wiedzieć, o czym myślałeś. O pierwszej mamy obiad. Pomidorowa z ryżem i mielone.

Wsiadła na rower i odjechała. W kolejnych dniach coraz więcej ze sobą rozmawialiśmy i lepiej poznawałem Kalinę. Wiejska, swojska dziewczyna kryła w sobie mądrą, pracowitą, opiekuńczą młodą kobietę. Z ciętym, nieco złośliwym poczuciem humoru. Dopiero co obroniła dyplom lekarza weterynarii. Myślałem, że przyjechała do rodziców na wakacje, ale ona chciała zostać tu na stałe.

Każdy ma swoje miejsce na ziemi, moje jest tutaj. Rodzice są coraz starsi, mają tylko mnie, za kilka lat nie poradzą sobie z prowadzeniem gospodarstwa. A weterynarz na wsi zawsze się przyda.

Podziwiałem, z jaką łatwością i bez żalu rezygnowała z życia w mieście, gdzie studiowała kilka lat. Mogła pracować w ładnym gabinecie, a wolała chlewy, stajnie i obory.

– Kompletnie nie widzisz się w mieście? – dociekałem. – A wyjścia do kina, restauracji, centra handlowe? Kobiety kochają zakupy.

– Nie ja! – zaśmiała się. – Robię zakupy raz na rok. Na wsi liczy się wygoda. Nie pójdę do sadu w szpilkach.

Przy Kalinie zdałem sobie z tego sprawę z tego, jak płytki był mój związek z Agnieszką. Zamiast się wzajemnie poznawać, ciągle szukaliśmy nowych atrakcji. Kino, basen, siłownia, spa, byleby czymś się zająć i nie musieć ze sobą rozmawiać. Aga nie miała pojęcia o moich uczuciach, obawach, rozterkach, o tym, jaki naprawdę jestem. Żyliśmy pracą i weekendowymi imprezami w klubach.

Właściwie wcale się nie znaliśmy

Wieczorami grał telewizor, wypełniając ciszę między nami. Natomiast w trakcie rozmów w sadzie miałem okazję naprawdę się zbliżyć z Kaliną. Tydzień przed powrotem do Warszawy uświadomiłem sobie, że będzie mi brakowało naszych pogawędek, żartów, docinków, kpin i – tak – flirtów. Lubiłem Kalinę, podobała mi się jako człowiek i kobieta, ale pochodziliśmy z dwóch różnych światów i nie sądziłem, że jest nam pisana jakaś wspólna przyszłość. Tamten wieczór zmienił moje nastawienie. We wsi była jakaś awaria i odcięli wodę.

– Jak się teraz umyjemy? Rany, jestem brudny i spocony, marzę o prysznicu…

– Miejski szczurze, widzę panikę w twoich oczach – zadrwiła Kalina.

– Macie tutaj studnię?

– Pewnie, że mamy – wzięła mnie za rękę i zaprowadziła w głąb sadu.

Drzewa rosły tu tak gęsto i bujnie, że musieliśmy się schylać pod oblepionymi wiśniami gałęziami. Z nieba nadal lał się żar.

Co tak stoisz? Bierz wiadro i do roboty! – Kalina wskazała mi brodą studnię.

Na małym stołeczku obok studni leżały przybory toaletowe.

– Oho, mydło w kostce, miednica, ręcznik. Wiedziałaś, że nie będzie wody?

– Nie. Zawsze po pracy się tutaj myję. Taki mam, hm, magiczny rytuał. Zwykle zostawiam wodę w miednicy, żeby się nagrzała. Dziś zapomniałam.

– No to umyjemy się w zimnej.

Nabraliśmy wody do wiadra i przelaliśmy do miski. Potem znów zanurzyłem wiadro w studni i wyciągnąłem, by… chlusnąć lodowatą wodą prosto w Kalinę.

Nie wiem, co mnie napadło

Może chciałem zobaczyć, jak będzie wyglądała mokra, oblepiona ubraniem skrywającym jej kształty… Odskoczyła czujnie, ale jęzor wody zdążył jej dosięgnąć. Zaczęła się śmiać. Zawtórowałem jej, ale uśmiech zamarł mi na ustach, gdy zdjęła koszulę i spodnie. Pierwszy raz zobaczyłem ją w bieliźnie i dosłownie dech mi zaparło, a potem… władzę przejęły zmysły. Nie myślałem, gdy robiłem dwa kroki, obejmowałem ją i całowałem. Nie myślałem, bo cały byłem pragnieniem. Ona musiała czuć ten sam głód, bo nie protestowała, tylko lgnęła do mnie, wpijała się, brała i dawała. Syciliśmy się najpierw sobą, a później dojrzałymi wiśniami prosto z drzewa.

– Jesteś tak pyszna jak te wiśnie. Słodka, soczysta, trochę cierpka – szepnąłem. – Nie wiedziałem, że jestem zdolny do takich romantycznych wyznań. Tylko z tobą, wiesz?

– Ale czy mnie kochasz… Na tyle, by ze mną zostać… – odparła.

Milczałem dłuższą chwilę, leżąc na plecach i wsłuchując się w siebie.

Kocham i nie chcę cię opuszczać, ale nie wiem, jak to zrobić, jak zorganizować…

– Po prostu – usłyszałem, zanim znowu mnie pocałowała. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA