Patrzyłem na jej piękną twarz. Mimo upływu lat nie straciła nic z dawnego uroku. Jako mężczyzna mogłem stwierdzić nawet, że stała się jeszcze bardziej atrakcyjna z tą dojrzałością. W dodatku pozostała jej dziewczęca figura… Cóż, nic dziwnego, że kelner jej się przyglądał, kiedy szła do stolika.
– Co mogę ci powiedzieć oprócz zwyczajnego „przepraszam”? – spytałem. – Niczego nie cofnę ani już nie naprawię.
– Możesz jednak coś tam wyjaśnić. W końcu nie tak często narzeczony porzuca ukochaną tuż przed ślubem i ucieka w siną dal. Próbowałam się z tobą później skontaktować, ale nie mogłam cię odszukać, a ty nie chciałeś napisać nawet słowa. Uważasz, że to w porządku?
Nie uważałem – ani teraz, ani przedtem. Miałem powody, żeby się do niej nie odzywać. I nie było to jej winą, problem tkwił we mnie. Bałem się, że jeśli się skontaktujemy, mogę nie wytrwać w postanowieniu.
– Uważam, że cię wówczas bardzo skrzywdziłem – odparłem.
– Skrzywdziłeś i upokorzyłeś – uściśliła. – Nie ty musiałeś odwoływać gości, wymyślać głupie tłumaczenia. O pieniądzach nie wspominam, bo utopiliśmy je przynajmniej po połowie. Ale wolałabym stracić dziesięć razy tyle, niż przeżyć to, co przeżyłam. Wiesz, ja się czułam? Jak jakaś rzecz, którą można zostawić byle gdzie. Jak niepotrzebna nikomu, przejrzana tysiąc razy gazeta. Bez żalu wyrzucisz taką do kosza.
Mówiła spokojnie, bez złości. Po latach emocje zazwyczaj opadają. Jednak widziałem, że wciąż pielęgnuje w sobie urazę. W tej chwili bardzo pożałowałem, że rzucono mnie do tego miasta, choć był to spory awans. Nie miałem jednak pojęcia, że ją tu spotkam. Unikałem starannie rodzinnych stron, a jakoś nie przyszło mi do głowy, że nie tylko ja mogę się wyprowadzić w inne miejsce Polski.
Spotkaliśmy się dzień wcześniej, w ratuszu miejskim na uroczystym otwarciu wyremontowanej sali obrad rady miejskiej. Miałem uświetnić tę uroczystość. Westchnąłem w duchu na wspomnienie. Na jej widok przeszedł mnie dreszcz. Poznałem ją od razu, bo naprawdę niewiele się zmieniła przez te dwadzieścia parę lat. Dwadzieścia sześć – uświadomiłem sobie od razu. Ponad ćwierć wieku.
Przez chwilę miałem nadzieję, że Alina mnie nie zauważy, chciałem się nawet wycofać, ale było za późno. A poza tym to byłoby nie w porządku. Najpierw zmarszczyła brwi, a potem zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Może trochę wymuszony, ale zawsze to lepsze niż gniewne zmarszczenie brwi i złe spojrzenia. Podeszła do mnie i odciągnęła na bok.
– Panie burmistrzu, pan pozwoli, że porozmawiam ze starym znajomym – powiedziała do towarzyszącego mi urzędnika.
– Oczywiście, pani Alinko. Nie miałem pojęcia, że się znacie.
– Znamy się, znamy – odpowiedziała z uśmiechem. – Takie małe spotkanie po wielu latach. Nie wiedziałam, że Witek jest w naszym mieście.
– No tak – roześmiał się burmistrz. – Świat jest mały, jak się znowu okazuje. Tylko proszę nie za długo, bo zaraz trzeba będzie zacząć uroczystość i nasz gość będzie bardzo potrzebny.
Kiedy odszedł, spojrzała na mnie z uśmiechem, tym razem nieco krzywym.
– Świat wcale nie jest taki mały – zauważyła. – Burmistrz się myli. Gdyby taki był, nie wpadlibyśmy na siebie dopiero po tylu latach. Tym bardziej że na początku bardzo mocno próbowałam cię odszukać. Dobrze się jednak zaszyłeś, a twoi rodzice nie chcieli ze mną zbytnio współpracować.
Skrzywiłem się lekko, rozejrzałem dookoła i spytałem:
– Tutaj chcesz o tym rozmawiać?
– A co proponujesz?
– Jakieś neutralne miejsce, dobrze? Może znasz takie? Bo ja jeszcze się dobrze nie rozejrzałem, miałem sporo obowiązków z przejęciem miejsca po poprzedniku.
– Coś wymyślę. Tylko mi nie ucieknij znowu po tym jublu! Zresztą wystarczy teraz jeden telefon, żeby cię odszukać.
To była trudna decyzja
Tak znaleźliśmy się w podmiejskiej kawiarence. Przyjechałem oczywiście zupełnie po cywilnemu, żeby uniknąć gadania wśród gości i obsługi. Wyglądało to na spotkanie starych znajomych, może nawet sobie bliskich, ale zachowywaliśmy się oboje w wyważony sposób, więc szybko przestano na nas zwracać uwagę.
Skrzywdziłem ją… W dodatku doskonale wiedziałem, że będzie cierpiała. Czy mogłem coś na to poradzić? Mogłem podjąć po prostu inną decyzję. Tylko że po tych wszystkich latach wiedziałem, że nie byłoby to dobre ani dla mnie, ani dla niej. Pewnych rzeczy nie da się pogodzić.
– Nie masz pojęcia, ile mnie to kosztowało – powiedziałem cicho. – Kochałem cię, a jednocześnie czułem, że powinienem poświęcić życie Bogu. To się nazywa powołanie.
– To po jakiego diabła… – zamilkła i spojrzała na mnie, niepewna, czy wypada używać przy mnie takiej terminologii. Uspokoiłem ją gestem. – Po jakiego diabła mi się oświadczyłeś? Po co było to zamieszanie ze ślubem?
– Widzisz, dopiero po jakimś czasie zaczęło do mnie docierać, że wzywa mnie kapłaństwo – odparłem. – Męczyłem się z tym miesiącami i nie umiałem podjąć decyzji.
Opowiedziałem jej o wszystkich moich rozterkach. O tym, jak bałem się ją skrzywdzić, a jednocześnie obawiałem się, że jeśli nie wybiorę drogi duchownego, będziemy się ze sobą męczyć, bo pożałuję takiej decyzji. Poszedłem nawet do spowiedzi, miałem nadzieję, że ksiądz jakoś mnie nakieruje, czy raczej przekona do jakiegokolwiek wyboru. Myliłem się – usłyszałem, że to tylko moja decyzja i muszę to dokładnie rozważyć. Zalecił modlitwę do Ducha Świętego.
– Wiem, że to brzmi głupio – powiedziałem na koniec – ale właśnie te dwa dni przed ślubem zrozumiałem, że chcę jednak zostać zakonnikiem. Spłynęło to na mnie w środku bezsennej nocy. Rano spakowałem się i wyjechałem. Rodzice nie wiedzieli na początku, do którego seminarium chcę się zgłosić. Inaczej pewnie by ci powiedzieli. Też ich to nie zachwyciło.
– Wybrałeś Świętego Salezego zamiast mnie – mruknęła. – Nie mogłeś mi tego wtedy po prostu powiedzieć?
Znów westchnąłem.
– Nie mogłem. Nie chciałem się z tobą spotkać, żeby nie zachwiać się w zamiarze służby Bogu.
– Dziwny ten Bóg – odparła. – Pragnie czyjejś krzywdy?
– Jego w to nie mieszaj – zaprotestowałem. – To tylko ja postąpiłem, jak postąpiłem, i wcale mi z tym nie jest dobrze. Przez te ćwierć wieku dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Myślałem nawet, żeby się z tobą spotkać.
– Czemu tego nie zrobiłeś? Bałeś się aż tak długo?
Milczałem przez chwilę, zastanawiając się, jak jej to wyjaśnić.
– To nie strach. Może na początku, ale nie przed tobą, tylko przed sobą samym. Wiesz, że zanim złoży się śluby wieczyste, mija parę lat. Obawiałem się, że jeśli cię zobaczę… A potem rodzice powiedzieli, że się zaręczyłaś. I wiesz…
– Nie chciałeś burzyć mojego spokoju. – pokiwała głową. – Tak, wyszłam za mąż i byłam nawet szczęśliwa. Aż do chwili, kiedy przyłapałam tego gnojka na zdradzie. Widać nie mam szczęścia do facetów.
– Nie obwiniaj siebie – poprosiłem.
– Tamto to była moja wina, a to nowe rozczarowanie ze strony człowieka, który nie umiał sobie poradzić z wiernością.
Zapanowało milczenie
Dopiłem swoją kawę i zamówiłem następną. Nie bardzo wiedziałem, co robić. Wreszcie postanowiłem wziąć byka za rogi i zadałem dręczące mnie pytanie.
– Zdołasz mi wybaczyć?
Patrzyła na mnie długo, a moje serce ściskał coraz większy żal. Oczywiście, mogła mnie teraz posłać do wszystkich diabłów. Ale nagle się uśmiechnęła.
– Wiesz, kiedyś myślałam, że nigdy ci tego nie zapomnę. Ale potem trochę ta uraza przycichła. Wyszłam za mąż, zapomniałam o tobie. A poza tym…
Znów zamilkła, jakby zbierając myśli. Nie przeszkadzałem jej.
– Cóż – podjęła. – Po zdradzie męża doszłam do wniosku, że jednak nie jesteś taki najgorszy. Ty porzuciłeś mnie przynajmniej dla powołania, cokolwiek bym o tym myślała. Nie znalazłeś sobie innej baby. Wiesz, jak się czuje zdradzona kobieta? Nie chodzi już o fizyczność, ale świadomość, że twój ukochany wolał towarzystwo innej… Coś potwornego.
Skinąłem głową. Nasłuchałem się podobnych wyznań w konfesjonale, więc miałem jakieś pojęcie o cierpieniu zdradzonych. Nie tylko zresztą kobiet, chociaż mężczyźni podchodzą do tego nieco inaczej. Dla nich właśnie strona fizyczna zdrady zdaje się istotniejsza.
– Czyli mam rozumieć, że… – zawiesiłem głos.
– Daj spokój! – zaśmiała się. – Dawno ci wybaczyłam! A od wczoraj popytałam o ciebie tu i tam. Wychodzi na to, że będziesz doskonałym proboszczem.
– Dziękuję – wyszeptałem. – Twoje przebaczenie jest dla mnie bardzo ważne.
Poczułem ogromną ulgę. Dopiero teraz dotarło do mnie w pełni, jak bardzo ta sprawa mi ciążyła przez cały ten czas.
Czytaj także:
„Porzuciłem żonę i synka. Po latach Kuba zrobił innej kobiecie to samo i postanowiłem naprawić wyrządzone szkody”
„Porzuciłem żonę i dzieci dla stada młodziutkich ślicznotek. Niczego nie żałuję, mam święty spokój i żyje mi się jak w raju”
„Mój brat totalnie oszalał. Porzucił żonę dla wypacykowanej lali, której uczucie kupił drogimi prezentami”