„Dzieci wyjechały za pieniędzmi, a mnie dobijała samotność. Nowa pasja uratowała mnie przed całkowitą rozsypką”

Kobieta, która tęskni za dziećmi fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Byłam przerażona, bo wiedziałam, że zostanę sama. Miałam tylko Agnieszkę i wnuków. Te dzieciaki były dla mnie sensem życia. I teraz miały ot tak, po prostu wyjechać ze swoimi rodzicami na drugi koniec Europy? Nie mieściło mi się to w głowie”.
/ 15.05.2022 05:04
Kobieta, która tęskni za dziećmi fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

– Mamo, będziemy do siebie regularnie dzwonić! Przylecimy na święta, może też latem? – zapewniała mnie córka. – Zostawiamy ci naszego starego laptopa, Marek zainstalował taki specjalny program, dzięki któremu będziemy mogli rozmawiać. Nie tylko głosem, ale też się zobaczymy.

– Dziecko, przecież ja w życiu nie nauczę się obsługi komputera! Nie mam do tego głowy, zresztą… – machnęłam ręką, walcząc z napływającymi do oczu łzami. 

– Proszę cię, nie płacz. Wszystko ci pokażemy, dasz sobie radę. To naprawdę łatwe! Mamusiu…

Byłam przerażona. Nie, nie dlatego, że na starość musiałam nauczyć się obsługi komputera. Jak się okazało, to rzeczywiście nie było takie trudne. Błyskawicznie nauczyłam się korzystać z kilku podstawowych programów i tego Skype’a, dzięki któremu mogłam się kontaktować z moimi ukochanymi wnukami i córką.

Nie, ja byłam przerażona, bo wiedziałam, że zostanę sama. Miałam tylko Agnieszkę i wnuków, którzy byli dla mnie najważniejsi na świecie. Przecież to ja ich wychowałam! Córka i zięć pracowali od rana do późnego popołudnia, bo ciągle mieli kłopoty finansowe.

Agnieszka nie mogła pozwolić sobie na to, żeby siedzieć z dziećmi w domu. Te dzieciaki były dla mnie sensem życia. I teraz miały ot tak, po prostu wyjechać ze swoimi rodzicami na drugi koniec Europy? Nie mieściło mi się to w głowie…

– Mamo, przecież wiesz, że nam ciężko. Mam trochę długów. Staniemy w Anglii na nogi i za rok, dwa wrócimy – przypomniała mi Agnieszka.

Bardzo chciałam w to wierzyć, ale obawiałam się, że to wcale nie będzie takie proste…

Czułam w sercu pustkę i nie potrafiłam jej wypełnić

Od ich wyjazdu żyłam nadzieją, że im się w tej Anglii nie ułoży i szybko wrócą. Wiem, to głupie. Powinnam życzyć mojemu dziecku jak najlepiej, a jednak nie potrafiłam się cieszyć, kiedy Agnieszka mi opowiadała, że Piotr całkiem nieźle zarabia, a i ona jest w stanie coś z pensji odłożyć.

Nie podobało mi się to. Wiedziałam, że skoro jest im tam dobrze, nie wrócą prędko do Polski. A ja tak tęskniłam! 

Dopiero po ich wyjeździe zrozumiałam, co znaczy prawdziwa samotność. Czasem sąsiadka wpadła na kawę albo ja ją odwiedziłam, ale to była moja jedyna rozrywka. Nigdy, nawet po śmierci męża nie czułam się taka… taka nikomu niepotrzebna.

Agnieszka była jeszcze małą dziewczynką, kiedy on zmarł. Musiałam się nią zająć, nie miałam czasu na rozpamiętywanie żałoby. Potem szybko sama została mamą, a ja poświęciłam się zupełnie moim wnukom.

Zawsze uważałam, że rodzina jest najważniejsza i to dla niej żyłam. Nie chciałam być egoistką, ale po wyjeździe Agnieszki, Piotra i dzieci często zastanawiałam się, jak oni mogli mi to zrobić! Tak mi się odpłacić…

– Mamo, to nie tak – zapewniała mnie córka, kiedy podczas jednej z rozmów wyraziłam swój żal. – Przecież wiesz, że życie zmusiło nas do wyjazdu. Gdybyśmy nie musieli…

– Wiem, wiem – przerwałam jej. – Ja po prostu… bardzo tęsknię za chłopcami. Za tobą.

– Rozumiem – westchnęła. – Przylecimy latem na tydzień.

– Tylko na tydzień? – starałam się ukryć swoje rozczarowanie, ale słabo mi to wyszło.

– Nie mamy więcej urlopu.

– A chłopcy? Może zostaną u mnie na dłużej?

– Bałabym się, gdyby mieli sami wracać samolotem. Niby nie są już mali, ale to jeszcze dzieci – odparła wymijająco. – Mamo, uważam, że powinnaś wyjść do ludzi – dodała znacząco.

Wyjść do ludzi? Jasne, ale dokąd?

Nigdy nie miałam bliskich przyjaciół. Zresztą każdy ma swoje życie, swoje problemy… Nie chciałam się nikomu zwalać na głowę z własnymi. Z nudów zaczęłam coraz częściej odwiedzać osiedlową bibliotekę.

Zawsze lubiłam czytać książki, ale jakoś brakowało mi na to czasu. Teraz miałam go aż nadto, dlatego chętnie sięgałam po lekturę. Przeczytałam już większość nowości rodzimych autorek i z niecierpliwością czekałam na każdą kolejną powieść moich ulubionych pisarek.

To właśnie podczas jednej z wizyt w bibliotece zauważyłam plakat promujący spotkanie ze znaną autorką! Wieczór autorski miał się odbyć w naszej filii!

– No, proszę – mruknęłam do siebie pod nosem. – A ja myślałam, że u nas nic ciekawego się nie dzieje…

Oczywiście, poszłam na to spotkanie. Chciałam zobaczyć znaną pisarkę. Lubiłam jej książki. Poruszała w nich ważne sprawy, życiowe dylematy. Byłam ciekawa, skąd bierze pomysły.

Dyskusja była tym, czego potrzebowałam

Przez całe spotkanie słuchałam jak zauroczona. Ależ ta kobieta pięknie opowiadała! Nawet się nie spostrzegłam, kiedy minęła godzina. Kupiłam egzemplarz najnowszej książki, której jeszcze nie czytałam, dostałam imienną dedykację i już miałam wracać do domu, kiedy zaczepiła mnie stojąca w grupie kobiet bibliotekarka.

– To jest pani Jadwiga, nasza stała i wierna czytelniczka – wyjaśniła zgromadzonym, które przyglądały mi się z zainteresowaniem.

– Tak? To dlaczego jeszcze nie należy do naszego dyskusyjnego klubu książki? – uśmiechnęła się jedna z kobiet.

– Nie rozumiem? – spojrzałam po ich twarzach z konsternacją.

– Nie słyszała pani o naszym klubie? – zmarszczyła brwi, po czym zwróciła się do bibliotekarki: – No, jak mogła pani nie powiedzieć stałej czytelniczce o środowych spotkaniach!

Jak się dowiedziałam, w naszej filii co dwa tygodnie, zawsze w środy, odbywały się spotkania czytelnicze. Członkowie klubu, a właściwie członkinie, bo w klubie nie było jak dotąd żadnych mężczyzn, omawiają na nich wybraną lekturę.

Każda z pań przygotowuje się, czytając poleconą książkę, a potem odbywa się dyskusja na jej temat. Kiedy zostałam zaproszona na spotkanie, nie zastanawiałam się ani chwili! Tego mi było trzeba.

Na najbliższym spotkaniu mieliśmy omawiać jedną z powieści amerykańskiej pisarki Jodi Picoult. Na szczęście w bibliotece był jeszcze wolny egzemplarz, a więc od razu go wypożyczyłam.

W domu od razu pogrążyłam się w lekturze. Po skończeniu książki długo o niej myślałam. Potem zanotowałam sobie najważniejsze cytaty, wypisałam pytania do dyskusji. Na spotkanie przyszłam przygotowana jak na egzamin, czym zaimponowałam pozostałym członkiniom.

– Widać, że podeszła pani do sprawy poważnie! To świetnie!

Spotkanie okazało się bardzo interesujące i pouczające. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni tak zażarcie dyskutowałam z drugim człowiekiem na jakiś temat. Wymieniałam się poglądami, broniłam swoich. A przy tym doskonale się bawiłam! Wiedziałam, że to z pewnością nie jest moje ostatnie spotkanie w klubie, a od teraz stanę się jego stałą bywalczynią.

Dzięki dyskusyjnemu klubowi książki nawiązałam nowe znajomości. Z niecierpliwością czekam na każde kolejne spotkanie. Śmiało mogę zaryzykować stwierdzeniem, że książki zmieniły moje życie i uratowały mnie od samotności.

Gdybym wtedy nie wstąpiła do biblioteki…

W przyszłym miesiącu nasz klub organizuje spotkanie z kolejną pisarką. Już odliczam do niego dni! W zeszłym roku, w październiku wybrałam się z kilkoma znajomymi z klubu do Krakowa, gdzie odbywały się Międzynarodowe Targi Książki.

Spotkałyśmy się z wieloma pisarzami, wróciłyśmy ze stosem książek z imiennymi dedykacjami… W tym roku też pojedziemy – już się nie mogę doczekać! Spotkania naszego dyskusyjnego klubu książki umilają moją codzienność.

Czytając książki, przenoszę się w zupełnie inny świat, mogę zapomnieć o swoich problemach. Nadal tęsknię za córką i wnukami, ale ta tęsknota staje się jakaś bardziej znośna, kiedy mam zajęcie i wsparcie w osobach, które jeszcze do niedawna były mi całkiem obce. Połączyła nas wspólna pasja, ale ze znajomymi z klubu mogę porozmawiać nie tylko o książkach…

Czytaj także:
„Mąż porzucił mnie w najgorszym momencie życia. Wystraszył się odpowiedzialności i z podkulonym ogonem uciekł do mamusi”
„Mąż wyjechał za pieniędzmi i nasze małżeństwo umierało. Nie tęsknił, nie dzwonił, a w powietrzu wisiała woń zdrady”
„W domu teściowej czułam się jak intruz, ale potulnie znosiłam krytykę. Gdy urodził się syn, odkryłam w sobie ducha walki”

Redakcja poleca

REKLAMA